Ostatecznie w meczu Walasek wystąpił, a
Apator i tak zdemolował kolejnego rywala w meczu 1 Ligi Żużlowej. Michał
Korościel z Eleven Sports określił granicę 30 punktów "granicą wstydu". Niestety
dla Ostrowian granica ta nie została osiągnięta, a 27 oczek zdobyte na
Motoarenie powinno dać do myślenia drużynie która przed sezonem snuła plany o
play-off, bo z taką jazdą mogło być bardzo trudno o załapanie się do finałowej
rywalizacji. Ostrowii w uniknięciu potężnego lania nie pomogła nawet obecność
Grzegorza Walaska, którego rehabilitanci „postawili na nogi" i po zawodniku nie
było widać skutków potwornej kraksy, bowiem na Motoarenie był jednym z dwóch
czołowych zawodników (obok Nicolaia Klindta). Było to jednak ale marne
pocieszenie patrząc na końcowy wynik.
Apator Toruń w czwartkowy wieczór (z uwagi na zmieniony przez koronawirus
kalendarz mecze odbywały się również w środku tygodnia) robił co chciał. Mówiąc
krótko, mecz rozpoczął znany z poprzednich meczów widok dla kibiców toruńskiego
klubu. Anioły w zdecydowanej większości wyścigów wygrywali start i mknęli po
kolejne triumfy, a nawet jeśli zostali pod taśmą, na dystansie doganiali
pogubionych ostrowian. Ci z kolei, miało się wrażenie, że jeśli już przegrali
start, nie mieli albo pomysłu, albo werwy, do pogoni za bardzo szybkimi
torunianami. Na początku plany miejscowych skutecznie weryfikował rekonwalescent
Grzegorz Walasek oraz mniej udane próby podejmował Rafał Okoniewski, który
powalczył z Musielakiem na dystansie. W drugim biegu świetnie ku zdziwieniu
niektórych wystartowali miejscowi juniorzy i w zasadzie rozstrzygnęli wyścig już
pierwszym łuku. Dalsza część pierwszej serii startów wyglądała bardzo podobnie.
Żużlowcy Apatora Toruń wygrywali starty, by pewnie dowozić swoje pozycje.
Wyjątkiem był wyścig trzeci, w którym to Nicolai Klindt po starcie objął
prowadzenie. Duńczyk jednak szybko stracił swoją pozycję i wraz z Tomaszem
Gapińskim wydawał się być bezradny w dalszej fazie wyścigu. Podobny scenariusz
miał bieg czwarty, w którym po starcie przez pół okrążenia prowadził Adrian
Cyfer, jednak niestety dla kibiców drużyny gości, dwudziestopięcioletni zawodnik
stracił prowadzenie na rzecz Adriana Miedzińskiego.
Kolejną serię rozpoczęła walka Rafała Okoniewskiego z Chrisem Holderem. "Okoń"
ostatecznie na dystansie przegrał ze starszym z braci Holderów. Australijczyk po
kilku nieudanych próbach poradził sobie z rywalem na początku trzeciego
okrążenia. Ozdobą meczu mogła być walka zawodników w biegu siódmym, kiedy
atrakcyjny speedway zaprezentowali Wiktor Kułakow i Nicolai Klindt. Duńczyk
prezentował ofensywny styl jazdy, jednak ostatecznie nie dał rady Rosjaninowi.
Klindt, mimo to, zasłużył na pochwałę, bo spośród szeregów drużyny Mariusza
Staszewskiego na tym etapie spotkania prezentował się zdecydowanie najlepiej.
Bieg ósmy rozpoczął się dość niespodziewanie, bo po starcie w końcu to zawodnicy
Ostrovii znajdowali się na podwójnym prowadzeniu. Zwycięstwo dla swojej drużyny
dowiózł Rafał Okoniewski, a goście zainkasowali 4 oczka, bowiem Adrian Cyfer
zdobył jeden punkt, dając się na dystansie ograć Jackowi Holderowi. Jednak ten
jeden bieg nie odmienił obrazu całego spotkania, bo ruga połowa wyglądała bardzo
podobnie. Trener ostrowian nawet nie starał się ratować wyniku i stosować
rezerw taktycznych (inna sprawa, że nie miał żadnego pewniaka do punktów).
Widząc co się dzieje, Mariusz Staszewski w pierwszym biegu nominowanym puścił
nawet do boju dwóch młodzieżowców, wręcz zachęcając Apatora do sprawienia
Ostrovii jeszcze większego lania, ale sens tej decyzji był inny, bowiem juniorzy
mieli nabierać doświadczenia w walce z najlepszymi. Szkoda, że w ekipie
toruńskiej która gromiła rywala nie było takiej refleksji i kosztem seniorów do
boju nie posłano Marcińca i Rydlewskiego.
Podsumowując. Sam mecz nie powalił na kolana. Apator z każdym wyścigiem powiększał przewagę nad Ostrovią. Torunianie od samego początku kontrolowali przebieg spotkania. Co do absolutnej dominacji Aniołów wszystko mówił fakt, że miejscowi w konfrontacji z Arged Malesa TŻ Ostrovia drużynowo wygrali 13 wyścigów. W pozostałych dwóch odnotowano remis i zwycięstwo gości w stosunku 4:2. Dla ostrowian, iskierką nadziei zwłaszcza w początkowej fazie meczu był Nicolai Klindt, który między innymi bardzo zaciekle walczył z Wiktorem Kułakowem, jednak Rosjanin był tego dnia bardzo szybki i nie znalazł pogromcy w drużynie gości. W ekipie Apatora, po kilku spotkaniach niemocy barierę dziesięciu punktów przekroczył Tobiasz Musielak, który już w drugi meczu na rzecz Adriana Miedzińskiego pojechał w biegach nominowanych i urastał do silnej piątej anielskiej armaty. Niestety w teamie z miasta Kopernika mimo, że lepiej niż w poprzednich spotkaniach zaprezentowali się juniorzy, to gołym okiem widać było, że ta formacja jest piętą Achillesową. W odwodzie pozostawali co prawda inni młodzieżowcy, ale Igor Kopeć-Sobczyński w ostatnim roku startów w gronie młodzieżowców, bił swoich młodszych kolegów doświadczeniem. Z kolei Kamil Marciniec został sprowadzony do Torunia jako nadzieja na przyszłość i działacze ciągle dawali mu szansę i pozwalali nabierać doświadczenia. Toruńska szkółka zyskiwała również nowe nazwiska, które miały być alternatywą dla Stolpa, Rydleskiego czy Janika, bowiem kilka dni przed meczem (30.07.2020) egzamin na licencję „Ż" zdał Krzysztof Lewandowski. Miniżużlowy wychowanek bydgoskiej Polonii trafił do Torunia, ponieważ dbając o rozwój syna, rodzice Lewandowskiego z końcem roku 2019 podjęli rozmowy z Jerzym Kanclerzem, właścicielem i prezesem Polonii Bydgoszcz na temat przyszłości młodego zawodnika. Finansową ofertę klubu znad Brdy przebił jednak Apator Toruń i ostatecznie Lewandowski, mieszkaniec dzielnicy Fordon, uczeń 1 klasy Technikum Samochodowego w Bydgoszczy (edukację szkolną rozpoczął w wieku 6 lat) tuż przed licencją w "dorosłym żużlu" został zawodnikiem klubu z miasta Kopernika. Rodzice nie patrzyli jednak tylko na finanse, ale chcieli aby ich syn trafił do mocnego organizacyjnie i finansowo ośrodka. Nie miało w tym przypadku znaczenia, że Apator Toruń spadał z ekstraligi, bowiem zamiarem Aniołów było zbudowanie silnej kadry młodzieżowców, po powrocie do najwyższej klasy rozgrywek. W tym miejscu należy podkreślić, że o młodego jeźdźca zabiegali również działacze Wybrzeża Gdańsk, a także Gniezna. Jednak, jak twierdzi sam zainteresowany wybór Torunia byłby najlepszym z możliwych, ponieważ Apator przedstawił najlepsze warunki do rozwoju. Niestety dla zespołu „licencjonowany Krzysztof" z uwagi na wiek mógł startować wyłącznie w imprezach młodzieżowych, w których miał dojrzewać sportowo i w 2021 roku stanowić o sile Apatora po awansie do ekstraligi. Dla kronikarskiego obowiązku należy wspomnieć, że licencję miniżużlową w tym samym dniu zyskał Franciszek Majewski.
Po zawodach powiedzieli:
Adrian Miedziński - kapitan zespołu z Torunia - Dążymy do naszego
celu, którym jest awans do PGE Ekstraligi i aktualnie go spełniamy, mam
nadzieję, że nie napotkamy żadnych problemów zdrowotnych lub wirusowych. Cały
czas szukam ustawień i ten aktualny silnik chyba pójdzie w odstawkę lub na
jakieś zmiany, bo nie jest to czego bym oczekiwał. Na pewno w Toruniu tor jest
ciężki, można go zrobić do walki, ale na razie walczymy z tą nawierzchnią,
próbujemy z niej wyciągnąć co się da, żeby było lepiej. Na razie ciężko jest
wyprzedzać po zewnętrznej, gdzie był to zawsze atut tego toru, spróbujemy w tym
roku, nawierzchnia jest dosypana i nie jest łatwo to wymienić, robimy tak, żeby
można było jak najwięcej walczyć, ale nie do końca nam to wychodzi. Głównie
liczy się start, próbowałem przez dwa biegi atakować rywali, ale nie było gdzie
się rozpędzić jeżeli przeciwnik nie popełnia błędów. Wieczorami jest cień, tor
jest napity wodą i szczególnie początek miałem najlepszy czas i było czuć, że
motocykl fajnie jedzie, później to uciekło i nie dało się tego znaleźć przy
różnych ustawieniach, a nie chciałem zmieniać motoru, bo przed nami kolejne
zawody. Oszczędziłem trochę chłopaków, nie chciałem im robić problemu tylko
próbowałem wyciągnąć coś z tego, a na tamtym to byłaby loteria, czy by
podpasowały ustawienia. W sobotę mamy kolejne zawody, spróbuję inny silnik i mam
nadzieję, że będzie lepiej, chociaż uważam, że tor będzie trudniejszy, bo na
prostej przeciwległej będzie słońce, a na starcie będzie cień. Niestety, taki
jest ten obiekt i akurat tego nie zmienimy, z nawierzchnią robimy to, co możemy,
żeby było jak najlepsze widowisko i ściganie, wyciągniemy w tym roku tyle, ile
damy radę, a przed następnym sezonem będziemy na pewno dyskutować.
Mariusz Staszewski - trener z Ostrowa - nikt nie spodziewał się że wygramy, ale wynik powinien być nieco lepszy. Dyspozycja zespołu z Torunia jest niesamowita w tym sezonie. Nie ma czym się usprawiedliwiać, jesteśmy doświadczoną drużyną i trzeba wynik wziąć na klatę. Nie przeszkadza nam to, że nie mieliśmy przedsezonowych sparingów, jednak dla naszych niedoświadczonych juniorów brak startów w rozgrywkach młodzieżowych powoduje, że nie ma ją właściwego objeżdżenia i to może być lekkim kłopotem.
Grzegorz Walasek - Ostrów - Jako zespół przygotowywaliśmy się całą zimę, ale wirus pokrzyżował plany wszystkim, bo trzeba było ratować wiele klubów. To pokazuje, że w sporcie nie można wszystkiego zaplanować, dlatego po przegranej trzeba się pozbierać i przygotować się do kolejnego meczu. Dobrze, że mamy rytm meczowy i nie ma zbyt wielu przerw pomiędzy meczami. Dla mnie powrót do Torunia był udany, chciałem się sprawdzić, ale było widać na torze, że rywal był piekielnie mocny. Po wypadku czuję się ok., ale to nie jest powód żeby się tłumaczyć. Tor był równy więc nie sprawiał mi problemu, bardziej szukałem przełożeń i szybkości.