2020-07-25 runda zasadnicza
eWinner Apator Toruń - Orzeł Łódź
   
W trzecie odsłonie pierwszoligowych rozgrywek Anioły podejmowały od lat pukającego do bram ekstraligi Orła Łódź. Drużyna pod wodzą Witolda Skrzydlewskiego na przestrzeni lat uchodzi za faworyta rozgrywek, walczy w barażach, ale nigdy nie zdołała awansować do najwyższej ligi. Łodzianom zawsze brakowało postawienia kropki nad "i". Co prawda właściciel klubu studził przed każdym sezonem nastroje, ale wiadomo było, że to kokieteria, bowiem co roku budował skład w którym odkrywał zawodników wcześniej niedostrzeganych, a infrastruktura w postaci nowego stadionu, która stała się jego batalią z władzami miejskimi świadczyła o tym, że ambicje Skrzydlewskiego sięgają znacznie wyżej niż tylko ekstraligowego zaplecza.
Żeby jednak wyrwać się z pierwszoligowej przeciętności należało walczyć z pretendentami do awansu jak równy z równym i trzecia kolejka miała być swoistego rodzaju testem dla łodzian, którzy po raz ostatni ścigali się w Toruniu w 1975 roku w ramach ówczesnej drugiej ligi. Zatem spotkanie na MotoArenie miało być potyczką po 44 latach w zupełnie innej rzeczywistości sportowej. Niestety istniały poważne przesłanki mówiące o tym, że wizyta ta nie zakończy się dla gości zbyt szczęśliwie. Gospodarze byli faworytem do awansu (w ich przypadku powrotu) do Ekstraligi i potwierdzili to dobitnie w dwóch dotychczasowych meczach. Szczególnie występ Aniołów w Tarnowie, robił wrażenie na pozostałych zespołach. Unia została wprost rozbita. Orzeł natomiast po emocjonującym boju przegrał w Bydgoszczy z Polonią (43:47) i czuł po tym meczu spory niedosyt. Na inaugurację za to pokonał na własnym owalu Lokomotiv Daugavpils (57:33).

W składach drużyn nie doszło do większych przetasowań, poza tym, że drużyna z miasta "włókniarzy" na kilka dni przed meczem zakontraktowała doskonale znanego w Toruniu Brady’ego Kurtza. Australijczyk zaczął sezon w Unii Leszno w Ekstralidze, ale szybko stracił miejsce w składzie na rzecz Jaimona Lidsey'a. Dwudziestoletni Australijczyk spisywał znacznie lepiej od swojego krajana i Kurtz grzał przysłowiową ławę. W związku z tym zdecydował się na przejście w ramach wypożyczenia do Orła Łódź, gdzie miał startować do końca sezonu. Było to duże wzmocnienie łodzian, którzy po tym kontrakcie stali się niemal pewniakiem do play-off i znacznie silniejszym przeciwnikiem dla rozpędzających się Aniołów.

Ciekawostką było to, że dla dwóch jeźdźców spotkanie było konfrontacją z ubiegłorocznym pracodawcą. Tobiasz Musielak był liderem Orła, z którym startował w barażu o utrzymanie w pierwszej lidze. Zanim jednak te mecze się odbyły, zdaniem wielu, w tym także Witolda Skrzydlewskiego, zawodnik miał być dogadany z klubem z Torunia co do startów w nim w następnym sezonie. Łódzki nałożył na niego drakońską karę (250 000 złotych), której jednak Musielak nie miał zamiaru płacić. Sprawa trafiła do Trybunału PZM i zawodni został ukarany kwotą 3000 zł, a Skrzydlewski nie krył rozczarowania z takiego obrotu sprawy.
Po drugiej stronie barykady był Norbert Kościuch. Po wielu latach spędzonych poza Ekstraligą doświadczony żużlowiec, podobnie jak Musielak wywodzący się z Leszna, spróbował w niej swoich sił na najwyższym szczeblu w barwach Aniołów, ale praktycznie stracił cały sezon. W Get Well jeździł bardzo mało, a jak już to niemrawo. Nie dogadywał się m.in. ze sztabem szkoleniowym i szybko postanowił wrócić do Łodzi.

Pierwsze wyścigi ligowego starcia w Toruniu potwierdziły, że Apator jest piekielnie mocny na swoim torze, a łodzianie powinni zatroszczyć się o najmniejszy wymiar sportowej deklasacji. Po czterech wyścigach  Apator prowadził już 18:6. Na domiar złego groźnie wyglądający upadek zanotowali Piotr Pióro i Hans Andersen. Pierwszy z nich zahaczył o tyle koło motocykla Duńczyka i obaj upadli. Na szczęście skończyło się tylko na strachu i łodzianie mogli kontynuować ściganie.
Gospodarze problemy mieli tylko w pojedynczych wyścigach. Tak było m.in. w piątym wyścigu, kiedy to para Adrian Miedziński - Tobiasz Musielak zaspała na starcie. Na dystansie nie byli już w stanie nawiązać walki z parą Tungate - Andersen. To właśnie ta dwójka głównie gwarantowała jakiekolwiek emocje ze strony łodzian i mogła napawać. Po ich wygranej w biegu 8. straty łodzian zmalały do dziesięciu punktów. Tylko na takie pojedyncze zrywy stać było w sobotę podopiecznych Adama Skórnickiego. Ten nie decydował się na stosowanie rezerw taktycznych - jedynych roszad dokonywał na pozycjach juniorskich. Dwie szanse otrzymał Aleksander Grygolec, ale nie zdobył punktów. Do zrywu gości doszło w biegu 11. W pierwszej odsłonie spore problemy z opanowaniem motocykla miał Adrian Miedziński, który w końcu uderzył w Hansa Andersena i zaliczył upadek. W tym momencie na prowadzeniu znajdował się Norbert Kościuch. W powtórce były zawodnik toruńskiego klubu pomknął po trzy punkty, a przeżywający kolejną młodość Andersen odparł ataki Kułakowa.
Po słabszym początku właściwe ustawienia odnalazł Rohan Tungate. Australijczyk zdecydowanie był wartością dodaną dla Orła. Zadbał również o to, aby kibice tego dnia się nie nudzili. Dwukrotnie stoczył pasjonującą walkę z braćmi Holderami - w ostatnim biegu odnosząc zwycięstwo.

Podsumowując.  Apator Toruń pewnie wygrał 56:34 i kontynuował swój marsz po awans do Ekstraligi. Bardzo bliski wywalczenia kompletu punktów był Jack Holder (13+1). Każdy z zawodników gospodarzy dołożył swoją cegiełkę do zwycięstwa. Po stronie gości na pochwałę zasłużyli Rohan Tungate, Hans Andersen i Norbert Kościuch. Niektórzy przewidywali, że Orzeł postawi się  Apatorowi i pokusi się lepszy rezultat, a być może i o zwycięstwo. Kluczem do sukcesu miał być Brady Kurtz, jednak jak na zawodnika, który ma ekstraligowe aspiracje, jego występ nie był najlepszy. 23-latek wygrał jeden wyścig, ale wszyscy spodziewali się po nim o wiele więcej i widać było, że problemy, z którymi zmagał się w Unii, nie zostały rozwiązane nawet po przejściu do niższej ligi.

Po meczu powiedzieli:
Przemysław Termiński
- właściciel Apatora - (fragment wywiadu dla Przeglądu Sportowego) - w pierwszej lidze wysoko wygrywamy, ale przy kalkulacji budżetu zakłada się pewną liczbę punktów. Jedyne, co przekracza nasze wyliczenia to to, że zamiast robić 10 procent bonusów, robimy 15. Nieszczególnie odstajemy od planu finansowego. Jeśli zawodnicy utrzymają taką formę do końca sezonu, to z bólem, ale znajdziemy na to pieniądze. Niestety frekwencja jest nieduża. Nawet gdy można było 50 procent osób wpuścić. Nie wiem, czy to dlatego, że ludzie są na wakacjach, czy wolą siedzieć przed telewizorem, bo przez pandemię się do tego przyzwyczaili, czy po prostu te mecze w I lidze nie są dla nich tak atrakcyjne, jak w Ekstralidze. Mam nadzieję, że to się poprawi. Na razie mamy frekwencję na poziomie 3000 osób i to jest po prostu mało. Jeśli chodzi o toruński tor i walkę na nim to jest to taki sam tor jak przed laty, ale jeśli zawodnicy toruńscy wygrywają biegi po 5:1, wygrywając starty, to trudno oczekiwać walki. Tam, gdy prezentują w miarę wyrównany poziom, jest i ściganie i wymijanie, było wszystko. To zależy od zawodników. Na każdym torze da się wyprzedzać, tylko trzeba chcieć.
Przed nami Grand Prix. Mamy możliwość wpuszczenia połowy stadionu i te wejściówki są już sprzedane. Zostały pojedyncze bilety i już wiemy, że to będzie finał Grand Prix w tym sezonie. Wiem też, że trwają rozmowy miasta z BSI, żeby dzień wcześniej zrobić przedostatnią rundę i bilety na nią dopiero trafiłyby do sprzedaży. Poniżej połowy stadionu musielibyśmy do tego dołożyć, a chcemy też coś zarobić.
Odpowiedź właściciela toruńskiego klubu na słowa grudziądzkiego zawodnika Krzysztofa Buczkowskiego: "Nie ma co szukać dziury w całym. Toruń po prostu pokazuje, że jest bardzo silną drużyną jak na tę pierwszą ligę i na razie jest nie do zatrzymania. Nie mam pojęcia czy wygralibyśmy z Toruniem, ale nie byłoby łatwo. To byłyby świetne zawody. Tam są żużlowcy z ekstraligi w zeszłego roku. Z tego zresztą również, bo świetnie wykorzystują przepis o gościu i mają żużlowe el dorado".
Przemysław Termiński - Gdyby zawodnicy obu zespołów chcieli i prezes Murawski się zgodził, to po sezonie możemy takie mikroderby kujawsko-pomorskie między Toruniem a GKM-em zrobić.

Jack Holder - Toruń - startuję w dwóch polskich zespołach i obie drużyny, w których jestem, znajdują się pod ogromną presją. Gorzów przeżywa w tej chwili ciężki okres, ale miejmy nadzieję, że wszystko się ułoży i ich sprawy się uporządkują. Postaram się pomóc, jak tylko będę mógł i mam nadzieję, że pozostaną w Ekstralidze. W Toruniu oczywiście chcemy od razu wrócić na szczyt. Musimy utrzymać naszą formę i liczę, że jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, awansujemy. Uwielbiam ten klub. Byli dobrzy dla mnie i szczególnie dla mojego brata. Postanowiliśmy więc zrobić z nimi krok wstecz i mamy nadzieję, że wrócimy prosto do Ekstraligi. Cieszę się, że tu jestem.

Tobiasz Musielak - Toruń - Tor jeszcze nie jest moim sprzymierzeńcem, ale już mamy trochę więcej prędkości na tym torze. Przede wszystkim te starty wyglądają lepiej w moim wykonaniu, bo z Gnieznem wyglądało to marnie. Dużo szukania w trakcie zawodów. Użyliśmy trzy zębatki, gdzie normalnie powinno się używać w jednej. Mimo wszystko, całkiem dobre zawody, choć czuję, że brakuje tej regularności w startach. Powiem szczerze, że brakuje tego na przykład środowego meczu w Anglii. Byłoby naprawdę fajnie. Tak cały tydzień czekania na kolejny mecz, no ale cóż, mamy takie warunki i trzeba się dostosować. W zespole mimo wysokich zwycięstw, panuje pełna mobilizacja i spełnienie celu jakim jest szybki powrót do Ekstraligi. Myślę, że raczej nie odpuścimy tematu. Ten cel, który nam uświęca, cały czas świeci dosyć jasno. Mam nadzieję, że tej motywacji nie zabraknie.

Witold Skrzydlewski - właściciel Orła Łódź - Nie można mieć zastrzeżeń do toru ani sędziego, bo tym razem nie był dziewiątym zawodnikiem jednej z drużyn. Wszystko odbyło się w sportowej walce. Przegraliśmy i trzeba to przyjąć. 34 punkty? To mało. Przed meczem powiedziałem, że wszystko poniżej 38 "oczek" będzie naszą porażką. Jednak nie jestem zaskoczony, bo od początku mówiłem, że Apator będzie poza zasięgiem. Nie wiem, czy wygrają wszystkie mecze, bo każdy może mieć słabszy dzień. Na pewno będzie jednak trudno pokonać ich w sportowej i uczciwej walce. Jeśli nikt nie spreparuje toru ani sędzia nie będzie mieć słabszego dnia, to nie widzę za bardzo szans na ich porażkę. To drużyna złożona z ludzi, którzy jeszcze w zeszłym roku ścigali się w Ekstralidze.
Zatem ta porażka była wkalkulowana w sezon, choć liczyłem, że po trzech spotkaniach będziemy mieć cztery punkty, a są dwa. Teraz czeka nas mecz prawdy z Ostrovią. Zobaczymy, ile warta jest ta drużyna.

Adam Skórnicki - trener Orła Łódź - Na pewno musimy jeszcze parę rzeczy poprawić. Nie weszliśmy w mecz w Toruniu tak jakbyśmy chcieli. Wybraliśmy błędne przełożenia i gospodarze nam bardzo szybko odjechali. Na szczęście nie załamaliśmy się tym i pomimo wszystko nawiązaliśmy walkę, choć wynik punktowy nas na satysfakcjonował. Cieszę się, że jeszcze w czwartej serii potrafiliśmy wygrać parę wyścigów indywidualnie i drużynowo. Nadal budujemy zespół. Mamy szeroką ławkę, ale nie wszyscy czują się jeszcze komfortowo. Pracujemy jednak nad tym żeby w decydującym momencie sezonu wszystko było poukładane i chcemy, aby żużlowcy mogli skoncentrować się na rywalizacji na torze.
Po tym co widziałem na torze i poza nim, myślę, że to będzie roczna przygoda Apatora z pierwszą ligą. Musimy jednak wstrzymać się do końca sezonu, który będzie bardzo intensywny w nadchodzącym okresie. Toruń różni się od nas szerokością ławki rezerwowych. Jeśli nie będzie potrzeby jej powiększenia, na przykład w przypadku kontuzji, to myślę, że będą w pierwszej lidze tylko rok.
Wiem to z doświadczenia, że każdy ze sportowców chce brać udział w rywalizacji na samym szczycie. Jednak u mnie tęsknoty za Ekstraligą jeszcze nie ma, dopiero co się z nią rozstałem. Byłem na meczu Unii z Falubazem i na razie to musi mi wystarczyć. Na pewno pracując w pierwszej lidze chce się jak najszybciej awansować, ale przed nami jeszcze sporo pracy i na razie sobie tym głowy nie zaprzątamy. Trzeba najpierw wykonać parę kroków, żeby później można było sobie jasno taki cel szkicować. I nie zapominajmy, że ten cel musi być realny.
W tym roku wiemy jakie są postawione cele i mamy kilkunastu zawodników i jest dość duży ból głowy jak to wszystko ustawić, aby każdy mógł zaprezentować się na torze i udowodnić swoją wartość. Myślę, że niestety wszyscy tej szansy nie dostaną, bo jest za mało spotkań, aby każdemu dać równą ilość meczów. Zawodnicy, którzy do tej pory nie mieli okazji wystartować mogą mieć problem ze wskoczeniem do składu. Trzeba pomyśleć o poszukaniu im klubu w niższej lidze, aby nie przesiedzieli całego sezonu na ławce. Nigdy nie wiadomo czy w przyszłości nie będziemy potrzebowali ich pomocy.
Cieszy mnie, że dobrze jedzie Rohan. Przede wszystkim widać radość z jazdy. Pokonał problemy, które go nękały w zeszłym roku i nie ma już po nich śladu. Potrafi nawet, tak jak w Toruniu, momentalnie wrócić do meczu po niepowodzeniu w pierwszym biegu. Jego dyspozycja na pewno cieszy i jest zauważana w Ekstralidze. Zapytania się już pojawiły i bardzo się z nich cieszymy, ale nie zamierzamy ułatwiać życia ekstraligowym klubom. Rohan przede wszystkim powinien punktować dla Orła.

Norbert Kościuch - Łódź - końcówka zawodów myślę, że już wypadła pozytywnie. W tym 15 biegu całkiem niezły start, ale zabrakło miejsca na wyjściu z pierwszego łuku. Gdy przyjąłem dwie szpryce to mnie to troszeczkę spowolniło. Wiadomo, to piętnasty bieg, rywale godni. Delikatne błędy czy też sytuacja torowa, tak wyszło no i trudno. Generalnie myślę, że zawody w moim wykonaniu poza tym początkiem jestem zadowolony. Odczytaliśmy w miarę ten tor i szliśmy w dobrą stronę. Szkoda, że tak późno. Tor mimo wszystko jest inny niż przed rokiem. Idzie się tutaj troszeczkę oszukać. Nie tylko ja, ale i cała drużyna się na tym złapała. Gospodarz ma to do siebie, że robi tor pod siebie. My jesteśmy po to, żeby go w miarę szybko odczytać, ale w tym meczu nam to troszeczkę czasu zajęło. Będziemy mądrzejsi, jeżeli przyjdzie nam pojechać gdzieś indziej.
Generalnie wiadomo jaka jest sytuacja naszej drużyny. Nie można zapominać kiedy ten sezon ruszył i że jechaliśmy bez sparingów. Ale to nie tłumaczenie i nie zamierzam się z tego tłumaczyć, bo każdy jest w takiej samej sytuacji. Myślę, że nabierzemy tego rozpędu i będzie ok. Nie wygląda to źle, ale tak jak na przykład w Bydgoszczy troszeczkę tych błędów zrobiliśmy, przez co wynik był taki, a nie inny. Mógł być na korzyść naszą. Tutaj wiedzieliśmy, że będzie ciężko. Chcieliśmy przyjechać tutaj powalczyć i zostawić po sobie jak najlepsze wrażenie. Myślę, że ta końcówka gdzieś tam nam się udała i troszeczkę tej krwi napsuliśmy.

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt