2020-07-19 runda zasadnicza
Unia Tarnów - eWinner Apator Toruń
   
Druga kolejka spotkań stanęła pod znakiem spekulacji i wszyscy zadawali sobie pytanie czy bracia Holderowie wystartują w swoich ekstraligowych klubach jako goście. Ze względu na koronawirusa żużlowa centralna dopuściła na niespotykaną dotąd skalę w polskich ligach żużlowych możliwość korzystania z tzw. "gości". Zawodnicy z niższych lig mogą zasilać szeregi klubów z wyższych. W Ekstralidze furorę robili jeźdźcy z Aniołem na piersi, a zwłaszcza Jack i Chris Holderowie. Australijczycy spisywali się rewelacyjnie i ich ekstraligowe kluby chciały, zawodnicy aby na stałe weszli do ich składów, bo tych, których zastępowali byli bez formy.
Jack Holder związał się ze Stalą Gorzów i m.in. ratował honor tej drużyny w Zielonej Górze, a Chris Holder z miejsca został podstawowym zawodnikiem Sparty Wrocław.
19 lipca bracia nie mogli jednak jeździć w Ekstralidze przeciwko sobie, bo tego samego dnia zaplanowano spotkanie Unii Tarnów - Apatora Toruń. Obie drużyny z najwyższej klasy rozgrywkowej próbowali nawet przełożyć mecz w ramach 1 LŻ, jednak Główna Komisja Sportu Żużlowego z miejsca rozwiała wątpliwości i wyjaśniła, że nie ma możliwości, aby spotkanie Unia - Apator z uwagi na to, aby mogli pojechać "goście" z Ekstraligi rozegrano w innym terminie. Wyraźnie też podkreślono, że bracia Holderowie są zawodnikami klubu pierwszoligowego i jakiekolwiek próby dostosowywania się pod mecz Ekstraligi skończy się fiaskiem. W środowisku coraz powszechniejsze były opinie, że kluby zagalopowały się w korzystaniu z "gości". I było w tym sporo prawdy, bowiem "gość" miał być "deską ratunkową" na wypadek, gdyby jakiś zawodnik nie mógł przyjechać do Polski, albo zachoruje na COVID-19. Jednak jak to w Polsce bywa, zaraz ruszył rynek "gości" i kluby zaczęły się zbroić zawodnikami, którzy byli w formie w niższych ligach.
Przemysław Termiński z uśmiechem podchodził do całego zamieszania i komentował: "Nikt do mnie w tej sprawie nie dzwonił i bardzo dobrze, bo nawet nie rozważamy takiej możliwości. Nie ma pieniędzy, które skłoniłyby mnie do puszczenia drużyny do Tarnowa bez jednego z liderów, a tym bardziej bez dwóch. Walczymy o awans i musimy jeździć w najmocniejszym składzie".
I w słowach tych było wiele prawdy, bo bez braci Holderów, torunianie mieli by bardzo małe szanse na zwycięstwo na trudnym terenie. W klubie doskonale zdają sobie sprawę, że jeśli I liga zakończy się po fazie zasadniczej, to każdy mecz może okazać się kluczowy. Można było co prawda dać szansę zawodnikom rezerwowym i w składzie pojawiliby się Petr Chlupac i Paweł Hlib, ale mała liczba startów obu riderów nie dawała podstaw do wyciągnięcia daleko idących wniosków odnośnie ich formy. W odwodzie pozostawał jeszcze Ryan Douglas, ale Australijczyk przebywał w swojej ojczyźnie i nie było możliwości, by dotarł na spotkanie w Tarnowie. Jednak nawet on nie byłby w stanie zapewnić zdobyczy dla toruńskiego klubu, takiej jaką gwarantował ktoś z dwójki Holder Brothers.
Toruńscy włodarze nie zamykali się jednak na wypożyczenia swoich jeźdźców do ekstraligi. Wiedzieli bowiem, że po ewentualnym awansie zdobyte doświadczenie będzie procentowało z nawiązką. Dodatkowo starty Aniołów dawały ogląd tego jak zawodnicy radzą sobie na wyższym poziomie, a to była bezcenna wiedza, przy budowaniu składu na rok 2021. Nikogo zatem nie zaskoczyło, gdy Adam Krużyński po tym jak Stal Gorzów skompromitowała się w derbach ziemi lubuskiej, zaproponował gorzowianom wypożyczenie Wiktora Kułakowa: "Patrząc na obecną sytuację gorzowian i dyspozycję zawodników, brałbym oprócz Jacka Holdera, jeszcze Wiktora Kułakowa. On by im się przydał. Jest sprzętowo świetnie przygotowany. Mógłby być solidnym zawodnikiem drugiej linii. Takim na 8 punktów".

Niestety na kilka dni przed meczem okazało się, że nie to nie pobożne życzenia działaczy ustawią terminy rozgrywanych spotkań, a pandemia koronawirusa. Mimo, że w Polsce wystartowały dwa poziomy ligowe rozgrywki toczyły się cały czas w reżimie sanitarnym. Efektem tego były ciągłe badania na obecność wirusa i po meczu ROWu Rybnik z Unią Leszno okazało się, że jedna z osób przebywających w parku maszyn posiada pozytywny wynik testu COVID-19. Pokłosiem meczu w Rybniku było odwołanie trzeciej rundy SEC w Gnieźnie. W stawce gnieźnieńskich zawodów znajdowali się między innymi zawodnicy biorący udział w piątkowym feralnym spotkaniu: Robert Lambert, Kacper Woryna, Vaclav Milik i Bartosz Smektała.
Ekstraliga wprowadziła na tę okoliczność procedury kryzysowe, które dotyczyły uczestników meczu 5 rundy Ekstraligi pomiędzy ROW Rybnik - Unia Leszno z 10 lipca, mówiące o:
- przełożeniu meczów 6 rundy Ekstraligi
- wprowadzeniu obowiązkowej domowej izolacji od dnia 14 lipca dla wszystkich zawodników ROW Rybnik i Unii Leszno wraz z mechanikami zawodników i sztabami szkoleniowymi oraz wszystkich osób funkcyjnych przebywających w parku maszyn
- zakazu wszelkiej aktywności sportowej dla zawodników uczestniczących w meczu ROW Rybnik -Unia Leszno
- przeprowadzeniu testów genetycznych na obecność koronawirusa dla wszystkich zawodników ROW Rybnik i Unii Leszno wraz z mechanikami i sztabami szkoleniowymi oraz osobami funkcyjnymi przebywającymi w parku maszyn
- Po uzyskaniu negatywnych wyników testów, drużyny ROW Rybnik i Unia Leszno mogły wrócić do normalnego rytmu sezonu 2020 w Ekstralidze.
Dodatkowo na bazie zaistniałej sytuacji w przyszłości ekstraliga postanowiła obowiązkowe testy genetyczne przeprowadzane co dwa tygodnie, którym poddane będą wszystkie osoby, przebywające w parku maszyn w czasie meczów Ekstraligi, a więc nie tylko zawodnicy, mechanicy i sztaby szkoleniowe, ale również wszystkie osoby funkcyjne, w tym oczywiście sędziowie i komisarze torów. Speedway Ekstraliga pokryje koszty badań sędziów i komisarzy torów, ale za badania zawodników, mechaników i obsługi meczów zapłacą już kluby. Dodatkowe testy genetyczne musieli przechodzić również wszyscy zawodnicy, a także mechanicy, którzy zdecydują się wyjechać z Polski zarówno w celach prywatnych, jak również związanych z występami i pracą w innych zawodach żużlowych poza granicami Polski. Brak wykonania testu po powrocie do Polski, będzie skutkował automatycznym niedopuszczeniem zawodnika lub mechanika do udziału w zawodach w Ekstralidze.
Te obostrzenia miały ogromne znaczenie dla Apatora Toruń, bowiem w roli gościa w barwach ROW startował Adrian Miedziński, a Tomasz Bajerski był komentatorem TV tego spotkania.
Zatem obaj także musieli poddać się badaniom, a to oznaczało, że w Tarnowie toruńska drużyna miała jechać bez jednego ze swoich czołowych zawodników oraz bez trenera. W Toruniu z miejsca zaczęto czynić starania o przełożenie tego meczu, jednak Główna Komisja Sportu Żużlowego, która nadzoruje rozgrywki, postanowiła wykonać badania żużlowca i jego teamu już po feralnym meczu, a ponieważ badanie dotyczyło dwóch osób, wyniki miały były znane tego samego dnia. Na szczęście "Miedziak" i "Bajer" byli zdrowi. Gdyby jednak tak nie było, to wówczas odwołana zostałaby cała kolejka żużlowa w pierwszej lidze.
Oto co mówił o całej sytuacji Adrian Miedziński: "Nie będę całej tej sytuacji szerzej komentował, ponieważ już zostało to zbyt mocno rozdmuchane. Przepisy są takie, że musimy przejść ponowne testy na obecność wirusa i tyle. Jeżeli testy wyjdą negatywne, a myślę, że tak będzie, to powinniśmy wrócić do normalnych rozgrywek. Wszyscy potencjalnie narażeni, ze mną na czele, przejdą testy i wtedy zobaczymy. Moim zdaniem prawdopodobieństwo, że któryś z nas - zawodników mógł się zarazić jest praktycznie znikome, ponieważ ani ja, ani pozostali nie mieliśmy bezpośredniego kontaktu z osobą, u której wykryto wirusa. Nikt nie ma również objawów, które mogłyby wskazywać na jakiekolwiek ryzyko. Przepisy są jednak takie, że trzeba to dokładnie sprawdzić, aby wyeliminować zagrożenie i móc kontynuować sezon, zarówno w Ekstralidze, jak i 1 lidze
Z kolei Tomasz Bajerski nie czuł zagrożenia i komentował swój stan zdrowia: "Czuję się rewelacyjnie, naprawdę na nic nie narzekam. W moim przypadku to czysta formalność. Wiem co robię i gdzie chodzę. Nie ma tematu. Głównie przebywam w domu lub na stadionie. Dużo trenujemy z młodzieżą oraz pozostałymi zawodnikami"

Gdy opanowano wszystkie przeciwności związane z terminem rozegrania spotkania, drużyny przystąpiły do sportowej rywalizacji.
Oba zespoły awizowały swoje najsilniejsze zestawienia. Po stronie toruńskiej były zatem 4 seniorskie armaty strzelające dziesięcioma punktami w meczu oraz aklimatyzujący się w drużynie Tobiasz Musielak z gwarancją co najmniej siedmiu trafień. W przeciwieństwie do Unii Tarnów zdecydowanie słabiej w Apatorze wypadała formacja juniorska. Wśród "Jaskółek" wysoko w pierwszej kolejce wzleciał bowiem Mateusz Cierniak, który mimo siedemnastu lat był ojcem zwycięstwa na torze w Gdańsku. Występem tym pokazał, że po przewie zimowej może jak równy z równym walczyć nie tylko z juniorami, ale także seniorami. W spotkaniu z  Apatorem Toruń miał odegrać kluczową rolę, a na pewno miał dominować nad młodzieżą z Torunia. Cierniak miał być też łatającym dziury w drużynie, gdyby któryś z seniorów miał słabszy dzień. Oczywiście doskonały junior sprawy nie załatwiał. Tarnowscy seniorzy również musieli zrobić swoje, zwłaszcza, że Apator miał w swojej drużynie zawodników, którzy lubili jeździć w Tarnowie. Szczególnie Wiktor Kułakow, który jeszcze rok temu ścigał się dla Unii. Wiedza Rosjanina była bezcenna dla jego kolegów, bo wystarczy przypomnieć, że żużlowiec przed rokiem w meczach na własnym torze ocierał się o doskonałość. Apator był faworytem, bo po prostu przemawiały za tym nazwiska. Należało jednak pamiętać, że o ile Kułakow świetnie zna miejscowy tor, o tyle dla pozostałych może on stanowić zagadkę. I to nawet po ewentualnych konsultacjach z Rosjaninem. Każdy ma bowiem inny sprzęt i stosuje inne ustawienia.

Ostatecznie Apator nie dał szans gospodarzom i podobnie jak przed tygodniem dał rywalowi srogą lekcję w wymiarze 33:57.
Obawy przed obfitymi opadami deszczu okazały się niepotrzebne, bo choć padało w Tarnowie w sobotnie popołudnie, to już w niedzielę pogoda od samego rana dopisywała i mecz na szczycie 1 Ligi odbył się przy sprzyjającej aurze. Z uwagi na układ tabeli po trzech sobotnich spotkaniach, dodatkową stawką starcia Unii Tarnów z Apatorem Toruń był fotel lidera po dwóch rundach pierwszoligowej rywalizacji w sezonie 2020.

Mecz w Mościcach zaczął się od trzech podwójnych zwycięstw, bowiem w pierwszym biegu lepiej wystartowali od rywali i objęli podwójnie prowadzenie. Świetnie ruszył z trzeciego pola Holder, Musielak udaremnił próbę ataku przy krawężniku Nilssona i Apator uciekał Unii. Co prawda Mroczka jechał dość blisko Musielaka i na łukach próbował go wyprzedzić, ale wychowanek Unii Leszno skutecznie bronił swojej pozycji. Riposta gospodarzy była natychmiastowa, bo biegł młodzieżowy rozstrzygnięty został po wyjechaniu z pierwszego łuku. Igor Kopeć-Sobczyński spóźnił start i po zewnętrznej minął go Rempała, a ponieważ Cierniak zgodnie z przewidywaniami już po stracie wysforował się na prowadzenie, Jaskółki odpowiedziały podwójnym zwycięstwem. Kopeć-Sobczyński starał się naciskać Rempałę, lecz ten wytrzymał napór i na tablicy wyników widniał meczowy remis. Trzecia gonitwa miała dwie odsłony. W pierwszej torunianie wyszli na 5:1, ale Wiktor Kułakow zanotował lotny start i sędzia przerwał bieg. W powtórce, zawodnicy Apatora ponownie popisali się świetnym startem i Miedziński z Kułakowem niezagrożeni mknęli do mety. Na pozycję Rosjanina naciskał Ljung. Szwed był bardzo groźny i na trzecim kółku skutecznie zaatakował Rosjanina i gdy wydawało się, że minie go, ten zdołał obronić swoją pozycję. Na ostatnim łuku Miedziak zanotował defekt opony, i wyprzedził go Kułakow, jego przewaga była jednak na tyle duża, że sztuka ta nie udała się Ljungowi i Anioły wpadły na metę z wynikiem 5:1. W biegu kończącym pierwszą serię startów Chris Holder nie dał na starcie szans rywalom i pomknął do mety po 3 punkty, bowiem jadący na drugiej pozycji Koza nie był w stanie nawiązać walki z byłym IMŚ. W biegu tym odwet za biegł młodzieżowy na Rempale wziął Kopeć-Sobczyński, bowiem bez większych problemów już po starcie pokazał mu swoje plecy i Apator prowadził 6 puktami.
Po równaniu i roszeniu toru, gospodarze sięgnęli po rezerwę taktyczną w której rezerwowy Gruchalski zastąpił Kaczmarka. Na nic to się zdało, bowiem duet braci z Australii nie dał szans swoim rywalom i już po starcie Chris objął prowadzenie, a Jack doglądał sytuacji za jego plecami. Na drugim okrążeniu ich przewaga nad krajowymi seniorami Unii była tak ogromna, że kamera TV nie obejmowała swoim kadrem wszystkich zawodników. W biegu szóstym swoje umiejętności pokazał Adrian Miedziński, który świetnie wystartował i od razu objął prowadzenie. Za jego plecami Cierniak zawalczył ostro z Musielakiem najpierw na łokcie, a następnie na prostej przeciwległej, gdzie doszło między nimi do kontaktu. Niestety na drugim okrążeniu wychowanek z Leszna dał się również ograć Ljungowi i biegu zanotowano remis. Po biegu sędzia upomniał Cierniaka za stworzenie niebezpiecznej sytuacji na torze. Co ciekawe wygrana Miedziaka była jego pierwszym biegowym tryumfem w roku 2020. Adrian startując w barwach Aniołów i Rekinów z Rybnika odjechał 17 biegów, ale nie zdołał wygrać, żadnej z tych gonitw.
Bieg siódmy to dopiero druga biegowa wygrana gości. Po słabszym starcie Kułakowa, Unia wyszła na 5:1. Rosjanin ruszył w pościg za rywalami. Niestety Nilsson odjechał na bezpieczną odległość, za to Koza był w zasięgu Wiktora, który mocno naciskał i na ostatnim wirażu umiejętnie wywiózł tarnowianina i uratował dwa punkty dla Apatora.
Po dwóch seriach, aż trzech zawodników Apatora było niepokonanych, a byli to bracia Holderowie i Miedziński. Nie wróżyło to dobrze gospodarzom, którzy w biegu otwierającym trzecią serię sięgnęli po swoje najsilniejsze armaty i do Ljunga desygnowali w ramach rezerwy taktycznej Mateusza Ciernika. Niestety duet Holder brother popisał się po raz kolejny fenomenalnym wyjazd spod taśmy i gospodarze zostali z tyłu. Na młodszego z braci naciskał jednak Szwed i na drugim łuku drugiego okrążenia minął Jacka Holdera, lecz ten na kolejnym wirażu odbił drugie miejsce i kolejne 5: 1 dla Apatora stało się faktem. Kolejny bieg to przebudzenie Musielaka, który bardzo dobrze wystartował i prowadził od startu do mety. Niestety Miedziński po wyjechaniu z pierwszego łuku był ostatni, lecz już na początku drugiego okrążenia z łatwością wyprzedził Nilssona i zaczął zbliżać się do Kozy, ale wychowanek Unii skutecznie się bronił. Niestety pomysłów na obronę wystarczyło tylko na siedem łuków, bo na ostatnim wirażu Miedziński przeprowadził ostateczny atak i po ostrym manewrze tuż przed linią mety, minął Kozę!
Bieg dziesiąty to ponowna rezerwa w obozie gospodarzy, bowiem Kaczmarka ponownie zastąpił Gruchalski. Niestety atomowy start Kułakowa, rozstrzygnął bieg tuż po starcie, ale trzeba dodać, że Rosjanin musiał uważać na ambitnie jadącego Gruchalskiego. Daleko za tą dwójką na trzecim miejscu jechał Mroczka, któremu w żaden sposób nie był wstanie zagrozić Kopeć-Sobczyński.
Ostatnia seria startów zasadniczej części meczu to ponownie roszady kadrowe w Unii. Na torze ponownie pojawia się ambitnie jadący Gruchalski i okazało się to strzałem w dziesiątkę, bowiem wychowanek Włókniarza wygrał bieg i objechał niepokonanego Chrisa Holdera, mimo że po starcie jechał za plecami Musielaka. Menadżer Unii, Tomasz Proszowski zareagował natychmiast i w biegu 12 po raz trzeci z rzędu desygnował do walki Gruchalskiego, który tym razem zmienił Mroczkę. Zmianę odnotowano również w Apatorze, bowiem Marcińca zastąpił Rydlewski. Zmiany nie przyniosły pożądanych rezultatów, bowiem tym razem zmiennicy przyjechali na dwóch ostatnich pozycjach. Dodatkowo Rydlewski, który miał niezły start, ale nie dał rady Gruchalskiemu, na trzecim okrążeniu zanotował uślizg. Szybko się jednak pozbierał, bowiem na czele jechał Adrian Miedziński, który bez większych problemów poradził sobie z Cierniakiem. Bieg numer trzynaście to kolejne 5:1 dla gości. Po starcie Kułakow zamknął przy krawężniku Kozę, po zewnętrznej dołączył do niego Holder i Apator uciekł rywalom. Fenomenalny tryumfator Indywidualnych Międzynarodowych Mistrzostw 1 ligi, Peter Ljung znów nie potrafił wiele zdziałać na dystansie i torunianie można powiedzieć zdemolowani tarnowian już przed biegami nominowanymi.
W pierwszym z biegów nominowanych sędzia zwalniał taśmę maszyny startowej, aż trzy razy. Po raz pierwszy zanim taśma poszła w górę, dotknął jej najskuteczniejszy wśród "Jaskółek" Gruchalski. Niestety zgodnie z regulaminem musiał udać się do parkingu, a w jego miejsce na starcie pojawił się Rempała. Niesfornie na starcie zachowywał się również Cierniak, który otrzymał ostrzeżenie od arbitra za utrudnianie startu. Podczas drugiego podejścia pojawiły się problemy ze stojakiem stabilizującym taśmę. W końcówce zawodów zaczął wiać silny wiatr i taśma po zwolnieniu zamków startowych, nie poszła swobodnie do w górę. Ucierpiał w tym zdarzeniu Cierniak, który zahaczył szyją o taśmę, która tak wbiła się pod kask i tarła o szyję zawodnika, że pojawiła się krew. Bieg wystartował przy trzecim podejściu, ale było to upokorzenie gości bowiem Chris i Jack Holderowie nie dali najmniejszych szans parze juniorów z Tarnowa. Ostatni bieg był tylko formalnością, ale tylko dla Kułakowa, który bez problemów uporał się ze wszystkimi rywalami, kiedy to po starcie znalazł lukę między Miedzińskim i Kozą, przez co wyjechał na prowadzenie, którego nie oddał do samej mety. Miedziński został z tyłu i choć starał się walczyć, do mety dojechał bez punktów.

Unię należało docenić po jej wyczynie w Gdańsku, ale przewaga Aniołów nie podlegała w zasadzie żadnej dyskusji. Faworyt był lepszy w każdym elemencie żużlowego abecadła i nie miał zamiaru spoczywać na laurach po kolejnych wygranych biegach. Biła po oczach przewaga w startach, które przyjezdni raz po raz wygrywali i w sumie zespół Aniołów, aż siedmiokrotnie wygrywał 5:1.

Podsumowując. Wynik 57:33 był bolesnym wymiarem kary dla Jaskółek. Goście w Tarnowie zaprezentowali się niemal bezbłędnie, o czym świadczą zera po stronie torunian. Przywieźli ich zaledwie pięć, z czego trzy zanotowali juniorzy. Anioły po wygranych startach najczęściej dowozili swoje pozycje. W formacji seniorskiej Tomasza Bajerskiego próżno szukać słabych punków. Patrząc zaś na zdobycze juniorów, w tej kwestii jest co poprawiać. Młodzieżowcy   Apatora zdobyli tylko 2 punkty, co z pewnością nie jest satysfakcjonującym wynikiem. Co istotne, aż 10 punktów i 2 bonusy zdobył juniorski duet Jaskółek, co jednak nie przełożyło się na sukces drużyny. Patrząc na indywidualne zdobycze zawodników widać, że "Jaskółki" nie znalazły sposobu na Jacka Holdera. Indywidualny wicemistrz Australii wywalczył w Mościcach płatny komplet punktów - pierwszy w karierze w Polsce. Po stronie miejscowych na pochwałę zasłużył walczący Gruchalski. Niespełna 22-latek dawał z siebie wszystko i łącznie zdobył 7 punktów z bonusem, choć ma prawo żałować taśmy w ostatniej próbie. Duży zawód sprawił Ljung.
Przed meczem zwracano uwagę na dużą, a może wręcz kolosalną stawkę tego spotkania. Większa presja ciążyła na torunianach, którzy są bardzo zdeterminowani, żeby szybko wrócić do elity. Ewentualna wysoka porażka w starciu z Tarnowem, biorąc pod uwagę ryzyko, że w tym roku nie zostanie rozegrana faza play-off, mogłaby się okazać brzemienna w skutkach i zniweczyć toruńskie marzenia o awansie do Ekstraligi. Tak wyraźne zwycięstwo nad Unią, to dla torunian scenariusz wymarzony. Nikt nie miał już wątpliwości co do możliwości zespołu na poziomie zaplecza elity, ale to stwarzało dodatkową presję, bo do każdego kolejnego meczu w sezonie 2020 zawodnicy Apatora mieli przystępować w roli faworyta.

Po zawodach powiedzieli:
Ilona Termińska
- prezes z Torunia - Jest bardzo dobrze, ale trzeba być skupionym przez cały sezon i nie można odpuszczać żadnego meczu. Bardzo cieszy wygrana w Tarnowie, bo była ona bardzo przekonująca. Nasi zawodnicy pokazali się z bardzo dobrej strony i o postawę seniorów możemy być chyba spokojni. Teraz skupiamy się na tym, by nasi juniorzy zdobyli kilka "oczek": więcej w każdym kolejnym meczu. Tomek wie jak rozmawiać z zawodnikami. Wie kiedy trzeba "dokręcić śrubę", a kiedy trzeba podejść do tematu z uśmiechem na twarzy. Widać, że ten zespół chce wygrywać, ale co jeszcze ważniejsze, Ci zawodnicy chcą sobie pomagać. Liczę, że tak będzie do końca sezonu.

Tomasz Bajerski - trener z Torunia - Przed meczem w Tarnowie nie przykładałem jakoś wagi do tego, że Unia wygrała tydzień temu w Gdańsku z Wybrzeżem. Dla mnie to nie miało sensu. Brawo dla Unii za to, że świetnie pojechała z Wybrzeżem, dla mnie interesowało wyłącznie to, jak zaprezentują się w spotkaniu z nami. Finalnie tarnowianie stawiali trochę oporu. Byliśmy jednak zdecydowanie lepsi na starcie, potem już tych punktów nie oddawaliśmy, no chyba że popełnialiśmy błędy na dystansie, jak np. zderzenie Tobiasza Musielaka z Mateuszem Cierniakiem. Cała drużyna zasługuje na wielkie brawa. Przed meczem rozmawialiśmy chwilę z Wiktorem Kułakowem i dlatego na próbę toru wyjechał Jack Holder, który nigdy tu wcześniej nie jechał, oraz Adrian Miedziński, który ten tydzień spędził na izolacji. Po próbie toru wiedzieliśmy już naprawdę dużo, a Wiktor dołożył od siebie, jak mniej więcej trzeba jechać. Ja ze swojej strony zawsze wysyłam chłopakom dzień przed meczem nagrania wideo do analizy, przed tym spotkaniem wysłałem mecze z Gnieznem, z Łodzią i bieg Musielaka z Kułakowem, także jadąc do Tarnowa spokojnie mogli sobie to obejrzeć.
Wracając do meczu to wysoka wygrana na pewno cieszy. Byłem na torze w Tarnowie już po ósmej rano i widziałem jak start jest zbronowany. Po oględzinach toru wiedziałem, że będzie dobrze i to się sprawdziło. Było widać, że nasi zawodnicy wychodzili zdecydowanie lepiej ze startu. Problem był taki, że juniorzy źle się przełożyli. Biorę za to winę na siebie. Dajmy im jeszcze chwilę czasu i będzie dobrze. Wracamy do Torunia i szykujemy się do spotkania z Łodzią. Po zawodach z Gnieznem rozmawiałem z zawodnikami na temat toru, dokonaliśmy na nim jednej zmiany. W środę będziemy trenowali i zobaczymy czy zmiana przyniesie pożądany efekt.
Wiemy o tym, że jeżeli pandemia powróci, to wtedy zamykamy sezon i awansuje ten, kto jest pierwszy, więc robimy wszystko na maksa.

Tomasz Proszowski - trener z Tarnowa - Byliśmy słabsi zdecydowanie. Myślę, że toruńska drużyna spokojnie mogłaby walczyć nawet o pierwszą czwórkę w Ekstralidze. Pokazali swoją moc, a myślę - na przykładzie chociażby Wiktora Kułakowa, któremu brakuje jeszcze objeżdżenia - że to nie jest jeszcze wszystko na co ich stać. Będą jeszcze mocniejsi. Nie chcę się usprawiedliwiać, ale wyszło też to, iż mieli trochę więcej jazdy od nas. My wczoraj po raz pierwszy w tym roku zobaczyliśmy na torze w Tarnowie obcego zawodnika. Po treningach we własnym sosie czasem ma się mylne wrażenie, że jest się szybkim. Dopiero konfrontacja z rywalem zmienia perspektywę. Niedzielny mecz niestety pokazał nam nasze miejsce w szeregu i to jak silną ekipą jest Toruń. Niektórzy nasi zawodnicy pojechało słabo. Nikt nie spodziewał się zobaczyć takiego Petera Ljunga, który trzy razy dał się przywieźć na 1:5. Gdyby Szwed pojechał na swoim normalnym poziomie, to ten mecz troszeczkę inaczej by wyglądał. Na pewno byśmy nie wygrali, ale na byłoby to zdecydowanie bardziej wyrównane spotkanie i co za tym idzie emocjonujące dla kibiców. Peter to jednak zawodnik doświadczony, szybko wyciąga odpowiednie wnioski i wie co robi, wielokrotnie nam to udowodnił swoją znakomitą postawą na torze. Przy obecnej pogodzie często gdy zaczynamy trening, to nie wiemy czy uda się go zgodnie z planem zakończyć. Na koniec sobotnich zajęć przeszła tak intensywna ulewa, że całkowicie zalało nam tor. Przez to jeszcze w niedzielę rano nie był odebrany przez komisarza. Tor nie może być jednak dla nikogo wytłumaczeniem. Zawsze jest taki sam dla obu drużyn.
Dobrym prognostykiem na przyszłość jest w naszej drużynie postawa Michała Gruchalskiego. Szybko na niego postawiliśmy i odpłacił się skuteczną, widowiskową jazdą. Ja już przed sezonem mówiłem, że liczymy cały czas na niego. Chociaż nie wystąpił w pierwszym meczu, to wiedzieliśmy, iż szybko to się zmieni. Już treningi przed spotkaniem z Apatorem pokazały, że był już innym zawodnikiem, niż tydzień wcześniej. Pamiętajmy, że jemu też ciągle brakuje jazdy. Czy w kolejnym meczu pojedzie od początku? Skład będzie podany w środę, ale każdy może wnioski wyciągnąć. Nie postawienie na niego byłoby w tym momencie pozbawione logiki.

Ernest Koza - Tarnów - Na pewno nie spodziewaliśmy się, że nawet w przypadku porażki możemy przegrać aż tak wysoko ten mecz. Bardzo chcieliśmy wygrać, a wyszło jak wyszło. Co tu dużo gadać, pojechaliśmy słabo rywale byli dużo mocniejsi tego dnia. Nie można winy zrzucać na tor. Dużo trenowaliśmy między sobą, a mecz pokazał, że wszystkim nam dużo brakuje. Pozostaje nam tylko pracować by mecz z Bydgoszczą wygrać. Właściwie to trochę tej prędkości brakowało, bo w dwóch biegach robiłem co mogłem by blokować rywali, ale niestety mnie wyprzedzili. Na pewno brakowało startów. W drużynie z Torunia większość ściga się na zasadzie gościa w ekstralidze, są bardziej rozjeżdżeni stąd też ich dominacja.

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt