Zupełnie odmienna sytuacja była w Unii Leszno. Wiadomym było, że Byki nie
zakończą rundy zasadniczej bez porażki, czym zapisałaby się w historii jako
pierwszy taki zespół od czasu reorganizacji ligi w 2000 roku. W niedzielę Byki
powstrzymał wciąż aktualny drużynowy wicemistrz kraju Stal Gorzów (46:44). W
Lesznie nie było jednak wielkich powodów do niepokoju i tłumaczono, że lepiej by
takie spotkanie trafiło się w rundzie zasadniczej niż w decydującej fazie
sezonu. Było w tym sporo racji, bo Unia już pokazywała, że na najważniejsze
momenty potrafi maksymalnie się zmobilizować. Zanim jednak mistrzowie kraju
mieli stanąć do walki w play-off o trzeci z rzędu tytuł DMP, na swej drodze
mieli do odjechania mecz we Wrocławiu, którym mieli obronić pierwsze miejsce w
tabeli oraz spotkanie najsłabszym zespołem obecnego sezonu Ekstraligi czyli z
Get Well Toruń. Potyczkę z Aniołami na własnym torze Byki traktowały treningowo
i przed meczem podkreślali, że będzie okazja na sprawdzenie sprzętu, spokojną
pracę w warunkach meczowych i być może drobną pomoc dla duetu młodzieżowców,
bowiem od początku sezonu Dominik Kubera i Bartosz Smektała lepiej spisywali się
na wyjazdach niż u siebie.
Niestety dla drużyn przyjezdnych piątka "Byczych" seniorów jeździła u siebie jak
z nut i szukanie argumentów i kluczy, które mogłyby przechylić szalę zwycięstwa
na korzyść drużyny przyjeżdżającej do Leszna było trochę jak szukanie igły w
stogu siana. Dlatego dla Aniołów gra toczyła się już tylko o zachowanie części
twarzy, bo na pełną już nie było szans. Drużyna była rozsypana mentalnie i
sprzętowo. Gdyby się dało, to pewnie na dwie kończące sezon regularny serie,
zespół z Torunia najchętniej w ogóle już by nie wyjeżdżał.
Niemniej w Get Well nikt się nie poddawał, a myśli działaczy były już nakierowane na kolejny rok i szybki powrót do grona najlepszych drużyn w kraju. Nic więc dziwnego, że przed meczem menadżer Adam Krużyński niewiele mówił o przygotowaniach do spotkania w Wielkopolsce, a raczej wyciągał wnioski z nieudanego sezonu i snuł wizje szybkiego powrotu do ekstraligi: "Jako kibic tej drużyny mam problem, żeby wyobrazić ją sobie poza ekstraligą. To jest dla mnie wręcz niewyobrażalne. Trudno jest pogodzić się z tą sytuacją. Powrót na pewno nie będzie łatwy. Mówimy o zupełnie innym budżecie. Trzeba będzie przebudować zespół i podjąć wiele decyzji, które będą mogły zagwarantować nam lepszy wynik w przyszłości. Przed klubem i jego kibicami zupełnie nowy okres w historii czarnego sportu w Toruniu. Wierzę, że ta sytuacja będzie nas tylko wzmacniać. Może dzięki temu staniemy się mądrzejsi i nie będziemy popełniać błędów, które pojawiły się w tym oraz w poprzednich sezonach Co będzie dalej trudno w tej chwili powiedzieć, ale pewnym jest, że pobyt Torunia w pierwszej lidze powinien być jak najkrótszy. Wszyscy będziemy myśleć, co zrobić, żeby tak się stało. Plan jest taki, żeby po jednorocznym rozbracie z ekstraligą, Toruń wrócił tam, gdzie jego miejsce".
Niestety pojedynek, który jeszcze kilka
sezonów rozgrzałby kibiców do czerwoności, tym razem był jednostronnym i można
powiedzieć żenującym widowiskiem. Pogodzony ze spadkiem Get Well Toruń nie
tylko nie uratował twarzy, ale pogrążył się totalnie w otchłani sportowego
upokorzenia. Adam Krużyński przed spotkaniem miał powtarzać słowa z
przedmeczowych wywiadów i mówił w parku maszyn, że jego drużyna łatwo się nie
podda, ale na torze jego zawodnicy pokazali zupełnie coś innego. Żużlowcy Get
Well nawet przez chwilę nie byli w stanie udawać, że wierzą w dobry wynik
swojego zespołu. W jednym z wyścigów Emil Sajfutdinow jechał na ostatnim
miejscu, ale po chwili bez żadnych problemów ograł na dystansie Jasona Doyle'a i
Norberta Kościucha. Goście wyglądali jak juniorzy, którzy dopiero co opuścili
żużlową szkółkę. W ekipie przyjezdnych zawiódł nawet dotychczasowy lider i
ostoja Get Well - Jason Doyle. Kolejny raz kompletnie zawodził Niels Kristian
Iversen. Duńczyk jeździł nieporadnie, był wolny i nie spasowany, a dodatkowo
podczas zawodów testował silniki Ashley'a Holloway'a - tunera, który obecnie
zdaje się być na topie. Jednak nawet i jego jednostki napędowe na nic się zdały
w przypadku miernej formy Iversena, a nad postawą braci Holderów i juniorów
lepiej zaciągnąć zasłonę milczenia .
Nic więc dziwnego, że przy takiej dyspozycji liderów, po wyścigu dziewiątym
nawet te bardzo mało prawdopodobne matematyczne możliwości pozwalające mieć
nadzieję na utrzymanie Ekstraligi zostały utracone, a to oznaczało, że Get Well
Toruń po sezonie 2019 pożegna się z najwyższą klasą rozgrywek żużlowych w Polsce.
Na domiar złego w obozie gości znowu iskrzyło. W wyścigu trzynastym Norbert
Kościuch starł się na torze z Jasonem Doyle'em. Po biegu zdenerwowany
Australijczyk ruszył w kierunku boksu Polaka. Miał pretensję o to, jak ten
potraktował go chwilę wcześniej na torze. Kto wie, czy nie doszłoby do
rękoczynów, gdyby nie przytomna interwencja Adama Krużyńskiego.
Co ciekawe, najlepiej radził sobie Rune Holta. Norweg momentami przypominał tego
błyskotliwe zawodnika, jakiego fani pamiętaliśmy z początku sezonu i trudno się
dziwić komentatorom, bo poza Holtą ciężko było szukać jakichkolwiek pozytywów.
Unia urządziła przyszłemu spadkowiczowi prawdziwą rzeź, tak jakby chciała
udowodnić wszystkim, że nadal jest najmocniejsza w lidze i porażka w Gorzowie
była wypadkiem przy pracy. Cała drużyna pojechała albo dobrze albo bardzo
dobrze. "Byki" nie miały w swoich szeregach żadnych słabych ogniw. Doskonali
byli Emil Sajfutdinow, Janusz Kołodziej i Piotr Pawlicki. Co prawda rywalizacja
z Get Well nie była żadnym wyznacznikiem siły, ale taki wynik mógł budzić
niepokój rywali, którzy już wkrótce mieli walczyć z mistrzami Polski w
play-offach.
Podsumowując.
Spotkanie w Lesznie było doskonałą kwintesencją całego sezonu w wykonaniu
drużyny z Torunia, a postawę swoich zawodników ostro podsumował Adam
Krużyński (wypowiedź w komentarzach do relacji). I szkoda, że męskie słowa padły
tak późno, bo być może wcześniej wstrząśnięte towarzystwo żużlowe z Aniołem na
piersi, wzięłoby się do pracy i uratowało ekstraligę dla Torunia, a tak niestety
po raz pierwszy w historii klubu z miasta Kopernika spadał z krajowej elity, w
której startował nieprzerwanie od 1976 roku. Anioły co prawda miały przed sobą
jeszcze jedno spotkanie na Motoarenie przeciwko, ale nie zmieniło to faktu, że
po trzynastej kolejce spotkań w sezonie AD 2019, Get Well Toruń oficjalnie
spadał z żużlowej elity.
Warto dodać, że przez dwanaście lat, po spadku w 2007 roku Polonii
Bydgoszcz, toruński klub dzierżył miano jedynego w historii polskiej ligi
żużlowej, który nigdy nie zaznał goryczy spadku, a licznik sezonów spędzonych na
salonach zatrzymał się na liczbie 44, w trakcie których żółto-niebiesko-biali
zostali czterokrotnym Drużynowym Mistrzem Polski (1986, 1990, 2001, 2008), a w
ligowych zmaganiach zdobyli łącznie18 medali. Oprócz wspomnianych złotych
krążków na swej szyi wieszali także 7 srebrnych (1995, 1996, 2003, 2007, 2009,
2013, 2016) i 7 brązowych (1983, 1991, 1992, 1993, 1994, 2010, 2012).
Po zawodach powiedzieli
Przemysław Termiński - właściciel klubu z Torunia - Ciężko podsumować
ten mecz, bo to było żenujące widowisko. Dla całego klubu, drużyny. Nie było
okazji rozmawiać z zawodnikami o tym spotkaniu. My za ten sezon możemy tylko
przeprosić. Najprawdopodobniej żadnego zawodnika z obecnej kadry nie zobaczymy w
przyszłym roku. Może jest nam potrzebny taki reset. Wszyscy musimy od nowa
zakasać rękawy. To suma naszych win. Wspólnie kompletowaliśmy skład. Mamy dwóch
mistrzów świata, uczestników Grand Prix. Nie można było oczekiwać, że pojadą tak
słaby sezon. Do tego nie pomagają nam nasi juniorzy, którzy się cofają w
rozwoju. Końcówka zeszłego sezonu nas uśpiła, ale wyciągamy wnioski. W kolejnym
roku chcielibyśmy mieć wychowanków, jak najbardziej polski skład. Adrian czy
Paweł są mile widziani, wbrew temu poglądowi, jakie kreują media. Mogę tylko
przeprosić za wcześniejsze moje słowa. Pewne zdania na ich temat zostały wyrwane
z kontekstu i za nie mogę przeprosić. Juniorzy to nasza największa bolączka. To
jest problem, który musimy zdiagnozować. W przyszłym roku chcemy wystawić dwie
drużyny w DMPJ, tak aby one rywalizowały. Jedna będzie polska, druga bardziej
światowa. Każda z nich będzie mieć osobnego menedżera, zobaczymy jak to będzie
funkcjonować.
Dzika karta dla Torunia, to przeciąganie ligi między Ekstraligą a władzami
Lublina, jednak gdyby była taka możliwość, to oczywiście o "dziką kartą"
wystąpimy. Jednak takiej szansy nie będzie.
Adam Krużyński - menadżer z Torunia
- Na początku chciałbym przeprosić wszystkich kibiców i mieszkańców Torunia oraz
wszystkie osoby, którym toruński żużel leży na sercu. Styl w którym się żegnamy
z Ekstraligą, nawet dla mnie jest przerażający. Nie mam słów, żeby wyrazić swój
żal i rozczarowanie. O tym, że nie zasłużyliśmy na najwyższą klasę rozgrywkową
nie pokazał tylko mecz w Lesznie, ale to spotkanie obnażyło wszystkie słabości
tej drużyny. Tak naprawdę walczyliśmy nie tylko o matematyczne szanse, ale
przede wszystkim o twarz. Dla wielu zawodników był to mecz o ich kariery, nawet
jeżeli się żegnamy z Ekstraligą to każdy z jeżdżących w Toruniu powinien
pamiętać, że żużel to ich zawód i w każdym zawodzie należy mieć odrobinę
szacunku do tego co się robi. Nie ma co tu wiele komentować, bo jest mi przykro
i wstyd. Czasami mam wrażenie, że to mi jest bardziej wstyd niż zawodnikom,
którzy prezentują się na torze. Jest to dla mnie koszmar, którego w życiu bym
się nie spodziewał. Jestem kibicem Apatora od czterdziestu lat i nigdy więcej
nie chciałbym oglądać takiej drużyny. Mam nadzieję, że zrobimy wszystko, żeby ta
drużyna nie przynosiła więcej wstydu.
Czy zawodnicy się wstydzą? Nie mnie oceniać. Jednak jeżeli oni myślą o swojej
przyszłej karierze, to powinni się tego typu występu wstydzić i powinien im dać
do myślenia o tym co chcą robić w przyszłości. Oprócz tego, że my żegnamy się z
Ekstraligą, to oni jednak powinni chcieć kontynuować swój zawód. W każdej
profesji wydaje mi się, że najważniejsze jest próbować wykonywać go dobrze i z
pasją, żeby przynosiło im to nie tylko korzyści finansowe, ale również, żeby nie
musieli się wstydzić tego co robią. Klub nie będzie wyciągać konsekwencji za
słabą postawę, bo zawodnicy ukarali się sami przy zdobyczy 26 punktów, z czego
kilka podarowanych, to pewnie nie jest to występ, który wszystkim zawodnikom
pozwoli na uzyskanie jakiejś gratyfikacji finansowej, która by ich
satysfakcjonowała. Z mojej perspektywy oceniam to raczej negatywnie, dlatego że
zabrakło ducha walki poszczególnym zawodnikom. W tym stylu, kiedy żegnają się z
Ekstraligą, mogą mieć problem, żeby szybko wrócić do niej z nowymi kontraktami i
to powinno też dać im bardzo wiele do myślenia.
Po meczu w Częstochowie mieliśmy zarysowany kształt drużyny na kolejny sezon.
Rozmawialiśmy między sobą o konkretnych nazwiskach. Powiem szczerze, że po tym
meczu musimy jeszcze jedną czy dwie noce przegadać, bo nie wiem czy ewolucja to
jest dobre słowo. Nie wiem czy nie powinniśmy w Toruniu zrobić rewolucji.
Drużyna powinna mieć charakter i to na dodatek toruński charakter. Musimy o tym
myśleć jak spowodować, żeby ta drużyna była bardziej toruńska i żeby po meczu,
który się przegrywa, miała w sobie odrobinę wstydu i będzie walczyła o to, żeby
te barwy, które zawodnicy na sobie wożą, były uszanowane w odpowiedni sposób,
ich postawą. Dlatego musimy przepracować koncepcję od nowa, bo to, co po
Częstochowie wydawało się rozsądne i racjonalne, dzisiaj wydaje mi się już
nieaktualne. Taka jest moja ocena tego wszystkiego i razem z właścicielem,
który, proszę mi wierzyć, wkłada bardzo dużo serca, własnych pieniędzy, emocji.
Czasami może być odbierany jako osoba specyficzna, mająca trochę inne podejście
do sportu, bardziej biznesowe. Wszystkie osoby pracujące w klubie, łącznie z
właścicielem, mają w sobie bardzo dużo emocji i serca do klubu.
Wstydzimy się wszyscy za to, co wydarzyło się w tym sezonie i myślę, że to też
będzie dodatkowym bodźcem, żeby pracować ciężko nad tą drużyną na przyszły sezon
i przemyśleć jeszcze raz jej kształt i sposób w jakim będziemy w przyszłym
sezonie występować w Toruniu. Na pewno musimy mieć zawodników ambitnych, którzy
są "głodni". Tylko tacy będą chcieli odnosić progres, będą chcieli pracować.
Tylko tacy żużlowcy mogą gwarantować motywacje, które doprowadzą do lepszego
wyniku. Na pewno musimy mieć ludzi, którzy nie są żużlem znudzeni i nie są przez
żużel zepsuci.
Mark Lemon - menadżer reprezentacji
Australii wspomagający Adama Krużyńskiego w tracie meczów - Moja przygoda w
Toruniu to tylko krótki epizod. Przyszedłem tutaj, aby pomóc Adamowi
Krużyńskiemu. Dawałem z siebie wszystko. Nie wiem co dokładnie przyniesie
przyszłość, ale musimy pamiętać, że jestem menedżerem Belle Vue Aces oraz
drużyny Australii. Niemniej jednak to świetne doświadczenie być zaangażowanym w
prowadzenie Torunia i Belle Vue.
Toruń ma w tym sezonie wiele słabości, które się stale mnożą. W każdym
profesjonalnym sporcie jest tak, że kiedy przegrywasz mecz za meczem negatywne
rzeczy rozmnażają się jak wirus w drużynie. Szkoda, że taki klub jak Get Well
Toruń jest w mało przyjemnej sytuacji. Wierzę, że nabiorą świeżości i wystartują
w przyszłym sezonie jako lepsza drużyna.
Niels-Kristan Iversen - Toruń -
Zawaliłem całkiem to spotkanie. W trzech startach nie udało mi się ani razu
dojechać do mety na punktowanym miejscu. Gospodarze byli w piątek piekielnie
szybcy. Mimo naszych starań nie byliśmy w stanie im zagrozić. Nikt w naszej
drużynie nie odniósł nawet indywidualnego zwycięstwa, to z pewnością świadczy o
naszej słabości. Osobiście cały mecz strasznie się męczyłem. Nie mogłem
kompletnie dopasować się do panujących warunków torowych. Szkoda, że kibice,
którzy dość licznie zjawili się na stadionie, obejrzeli takie jednostronne
widowisko. Przed nami jeszcze jeden mecz PGE Ekstralidze w tym sezonie. Bardzo
chcielibyśmy zakończyć tegoroczny nieudany dla nas sezon wygraną w spotkaniu z
Zieloną Górą. Mam nadzieję, że uda nam się osiągnąć korzystny wynik.
Teraz przygotowuję się do GP. O medalu w tegorocznym cyklu mogę już zapomnieć.
Mam obecnie zbyt dużą stratę punktową do prowadzącej trójki. Moim celem na ten
sezon pozostaje zatem utrzymanie w cyklu Grand Prix na kolejny rok. W Szwecji
postaram się nadrobić parę "oczek" do czołowej ósemki. Na pewno stać mnie na
dobry rezultat. Zobaczymy jednak jak się, to wszystko ułoży. Wpływ na mój wynik
będzie mieć wiele czynników. Mam nadzieję, że szybko uda mi się dopasować do
nawierzchni i odnaleźć odpowiednie ścieżki. Więcej nic nie mogę powiedzieć na
ten temat, wszystko będzie tak naprawdę wiadomo, jak wyjedziemy na tor w dniu
zawodów.
Jason Doyle - Toruń -
Zdecydowanie to nie był mój dzień. Straszenie męczyłem się na torze w tym
spotkaniu. Praktycznie przez całe zawody coś mi nie pasowało. Jestem
niezadowolony ze swojego wyniku. Pięć zdobytych punktów, to dla mnie bardzo
kiepski wynik. Unia postawiła nam bardzo wysoko poprzeczkę. Moim zdaniem ten
zespół jest głównym faworytem do złota w Ekstralidze. Leszno nie ma słabych
punktów. Na każdej pozycji ma doskonałych zawodników. Szkoda, że ostatni mecz
wyjazdowy w Ekstralidze w tym roku tak wysoko przegraliśmy.
Teraz moim celem na sobotni turniej jest minimum półfinał. Mam nadzieję, że po
Grand prix Skandynawii "wskoczę" do pierwszej ósemki cyklu. Niestety o medal
będzie już niezwykle trudno. Mam za dużą stratę do czołówki. Nie chcę niczego
obiecywać, ale jestem optymistycznie nastawiony przed tym turniejem. Wiem, co
muszę poprawić, aby ta moja jazda w Grand Prix wyglądała lepiej niż do tej pory.
Na pewno stać mnie na dobry wynik, ale zobaczymy czy tor na sobotnie zawody
będzie mi odpowiadał. Czasem potrzebuję trochę więcej biegów na dopasowanie się
do panujących warunków torowych. Mam nadzieję, że w Szwecji uda mi się szybko
uporać z tym problemem.
Rune Holta - Toruń - Nie można powiedzieć, że byłem bohaterem swojego zespołu, kiedy łącznie zdobywamy taką, a nie inną ilość punktów. Przegrywamy i wygrywamy razem, jako zespół. Nasz spadek jest smutny nie tylko dla kibiców, ale także dla klubu. Nadal mamy do odjechania jedno spotkanie. Musimy się na nim skupić i wygrać przed własną publicznością. Pozostało nam już tylko pokazać się z jak najlepszej strony przed naszymi kibicami, którzy wciąż są z nami. Chcemy dać im show na koniec i godnie się pożegnać. Jeśli chodzi o kolejny rok to podejmę decyzję po sezonie odnośnie mojej przyszłości. Nie jestem z nikim w trakcie żadnych rozmów, ponieważ skupiam się na odjechaniu do końca obecnego sezonu.
Norbert Kościuch - Toruń -
Jeżdżąc przy takiej publice to super uczucie. Mimo, że przyjechałem z drużyną
przeciwną to zostałem bardzo dobrze przywitany w Lesznie. Na trybunach nie było
kompletu publiczności, ale trochę fanów zasiadło na trybunach i było mi
przyjemnie. Czasami tak się układa mecz. Każdy chce, żeby drużyna wygrywała i
dzisiaj szansę dostałem troszkę później. Odjechałem trzy biegi i uważam, że nie
było źle. Oczywiście mogłem wywalczyć z dwa punkty więcej i wtedy byłbym już
zadowolony.
Mam niedosyt po moim ostatnim wyścigu, nie zostawiłem Jasonowi zbyt dużo
miejsca, nie zauważyłem go pod bandą. Słyszałem, że zewnętrzną częścią toru ktoś
nadjeżdża, a nie spojrzałem kto to. Myślałem, że to zawodnik z Leszna. Takie
sytuacje bywają w żużlu i wyjaśniliśmy sobie ją po biegu. Wiadomo jaki mam
sezon. Muszę się skupić na tym, aby mieć jak największą ilość startów przed
końcem roku. Potrzebuję jazdy. Na razie naprawdę nie czuję się nawet wjechany w
sezon.
Nie myślałem jednak jeszcze o roku 2020. Póki co, pierwsza myśl jaka mi się
nasuwa, to chciałbym ten sezon jak najdłużej przejechać. Zostało nam jedno
spotkanie i nie chciałbym kończyć sezonu w takim momencie, w którym jestem,
tylko skończyć go na fali. Na pewno będę występował w różnych turniejach na tyle
ile się da, żeby tych biegów jak najwięcej odjechać. Przyjdzie koniec września i
wtedy zacznę coś myśleć. Wtedy będę miał lepszy obraz swojej dyspozycji. Teraz
ciężko cokolwiek wywnioskować po paru biegach. Niby biegi lepiej wyglądają, ale
jeszcze czegoś brakuje. Na pewno potrzebuję jazdy. Co będzie dalej, usiądziemy i
będziemy myśleć
Maksymilian Bogdanowicz - Toruń - Kontrakt w Toruniu to bardzo ciężki temat. Nie ma sensu się cofać. Zupełnie inaczej byśmy rozmawiali, gdyby był wynik lepszy. Po fakcie zawsze jest się mądrzejszym.
Bartosz Smektała - Leszno - Rezultat mojego dorobku punktowego w tym meczu jest całkiem dobry, osiem punktów w czterech biegach. Najważniejsze, że nie było żadnego zera i każdy punkt był wywalczony. Problem w tym, że nie wprowadzałem żadnych zamian, ponieważ ciężko się zmienia cokolwiek po wygranym biegu. W biegu młodzieżowym wykręciłem dobry czas. Wiadomo, że chciało by się wygrywać każdy bieg, ale te jedynki nie były złe, a ta ostatnia była taka na kresce. Nie lekceważyłem przeciwnika w żadnym stopniu, bo w składzie ekipy z Torunia są dobrzy zawodnicy.
Emil Sajfutdinow - Leszno - Mecz pokazał, że rzeczy które testowaliśmy są dobre. Miałem prędkość, miałem dobre starty. W tym w swoim ostatnim starcie musiałem powalić na dystansie, bo ze startu zostałem wypchnięty w płot. Spowodowało to, że musiałem też szukać optymalnych ścieżek. Nie spodziewaliśmy się, że będzie łatwo. Każdy przeciwnik jest mocny, a po meczu z Gorzowem zostało w nas trochę sportowej złości. Byliśmy dziś bardzo skoncentrowani, żeby pokazać osiągnąć dobry wynik. Mam nadzieję, że dalej będziemy fajną drużyną i będziemy prowadzić sporo rozmów. Wtedy uda nam się wywalczyć ten cel jaki sobie zakładamy. Staram się pomóc drużynie aby każdy junior mógł mieć dodatkową szansę do jazdy w meczu. Daje im to szanse na wypróbowanie czegoś w swoim sprzęcie.