Przed meczem toczyła się
też swoistego rodzaju gierka menadżera i zawodników o
kontrakty w przyszłym sezonie. Frątczak w swoim stylu kokietował dziennikarzy
twierdząc, że niby chce pracować w Toruniu, ale ma inne "projekty" i rodzinę. Z
kolei zawodnicy deklarowali chęć pozostania w zespole, ale klub nie ze
wszystkimi chciał podpisywać kontrakty na sezon 2019. Dlatego ci którzy
zawodzili w sezonie w pierwszych meczach, w tym ostatnim musieli dać z siebie wszystko, aby
poprawić swój wizerunek w oczach właściciela klubu i przyszłego menadżera. A
Stal Gorzów była rywalem z najwyższej półki i na tle takiego przeciwnika można było udowodnić swoją wartość.
Anioły sezon 2018 rozpoczęły od przegranej ze Stalą Gorzów, na wyjeździe.
Już w pierwszym biegu dramatyczny upadek zaliczył Jason Doyle, a drużyna została
rozbita i uległa 35:54. W kilku kolejnych tygodniach słabsza dyspozycja
Australijczyka była jedną z głównych przyczyn tego, że torunianie potracili
ważne punkty i awans do play-off nie zależał tylko od nich, ale od układu innych
spotkań.
Ogólny bilans pojedynków toruńsko-gorzowskich niestety nie sprzyjał toruńskiej ekipie, bo w
95 meczach 49 razy wygrywali gorzowianie, przy 45 tryumfach torunian i
jednym remisie. Zatem zadanie w którym należało zgarnąć, całą trzypunktową pulę
meczową było arcytrudne, ale ….. jak się okazało po meczu do wykonania.
Zwłaszcza, że Stanisław Chomski miał spory ból głowy, bo Get Well świetnie
rozpoczął mecz i błyskawicznie powiększał swoją przewagę. Już dwa pierwsze biegi
pokazały, że Get Well wcale nie odstaje siłą od drużyny, która awansowała do fazy play-off. Po dwóch szybkich ciosach zawodnicy Jacka Frątczaka prowadzili 10:2.
Ośmiopunktowa różnica utrzymywała się do końca drugiej serii startów. Trzecią
Anioły wygrały w stosunku 13:5 i ich przewaga wzrosła do szesnastu oczek i wielu
zaczęło zastanawiać się czy torunianie odrobią dziewiętnastopunktową stratę z Gorzowa.
Na torze najlepiej prezentował się Niels Kristian Iversen, który złapał bardzo wysoką
formę. Co ciekawe, wtórowali mu bracia Holderowie. Zaskoczył przede wszystkim
starszy z braci. Dzień wcześniej podczas Grand Prix w Gorzowie nie zdołał
pokonać żadnego rywala i
wyglądał na zupełnie zagubionego. Jednak w Toruniu kibice mogli oglądać znacznie lepszą wersję
Chrisa Holdera. Australijczyk jakby chciał zaprzeczyć wszystkim głosom, że jego
czas w Toruniu dobiegł końca. Pytanie, czy nie za późno.
W szeregach gości nie zawodził w zasadzie tylko Bartosz Zmarzlik. Wicelider
cyklu Grand Prix, tradycyjnie już, jechał w swojej innej lidze. Patent na niego
znalazł dopiero w biegu dziesiątym Jack Holder, jednak występ lidera Stali
Gorzów znów otarł się o doskonałość. Nieźle prezentował się też Krzysztof
Kasprzak, ale pozostali byli po prostu za słabi na bojowo usposobionych
toruńczyków. Inna sprawa, że Chomskiego niespecjalnie interesowały rezerwy
taktyczne. Trener gości nie chciał nikomu zabierać szansy, bo mecz w Toruniu tak
naprawdę i tak nie zmieniłby sytuacji jego drużyny. Dlatego z każdym biegiem
robiło się coraz ciekawej, bo przewaga Get Well nad Stalą ciągle rosła. A to
była woda na młyn dla Jacka Frątczaka i spółki. Zdobycie punktu bonusowego, przed meczem wydawało się,
być misją niewykonalną, ale stawało się coraz bardziej
realne.
Od jedenastego biegu Stanisław Chomski zaczął stosować rezerwy taktyczne.
Niewiele to jednak zmieniło w ogólnym obrazie spotkania. W Stali zwyczajnie nie
było kim straszyć. W biegu dwunastym upokorzenia doznał zwycięzca gorzowskiego
Grand Prix - Martin Vaculi, który przez cztery okrążenia musiał bronić się przed
atakami Igora Kopeć-Sobczyńskiego, by ostatecznie na samej mecie uznać wyższość
toruńskiego juniora. A ponieważ Jack Holder przyjechał na metę jako pierwszy, Anioły wyszły na prowadzenie w dwumeczu
i mała sensacja stała się faktem, bo gospodarze nie oddali prowadzenia, zapewniając sobie trzy punkty do tabeli już
po czternastym biegu!
W zaistniałej sytuacji torunianie nadal mieli matematyczne szanse na awans do fazy play-off i po meczu ściskali kciuki za cud w Częstochowie. Jednak mało kto wierzył w tryumf grudziądzan, którzy jeszcze trzy kolejki wstecz bronili się przed spadkiem. Jednak oglądając przełożony mecz pod Jasną Górą, kibice przecierali oczy ze zdumienia, bo jeszcze po czternastym biegu GKM prowadził z Włókniarzem i torunianie byli w playo-ffach, ale ostatecznie tak się nie stało, bowiem Leon Madsen na ostatnich metrach piętnastego biegu uratował remis (45:45), a przy okazji play-offy dla swojej drużyny. To z kolei oznaczało koniec sezonu dla Get Well Toruń. A obok Włókniarza, w play-offach startować mieli Unia Leszno, Stal Gorzów i Sparta Wrocław. Z ligi spadek zaliczyła z kolei po rocznej przygodzie Unia Tarnów, natomiast Falubaz Zielona Góra przygotowywał się do barażu o utrzymanie z wicemistrzem Nice 1 Ligi Żużlowej.
zespół | mecze | zw. | rem. | por. |
pkt duże |
bon. | razem |
pkt małe |
|
Fogo Unia Leszno | 14 | 10 | 2 | 2 | 22 | 7 | 29 | +168 | |
Cash Broker Stal Gorzów | 14 | 8 | 1 | 5 | 17 | 4 | 21 | +43 | |
forBET Włókniarz Częstochowa | 14 | 7 | 2 | 5 | 16 | 3 | 19 | +2 | |
Betard Sparta Wrocław | 14 | 7 | 2 | 5 | 16 | 3 | 19 | +54 | |
KS Get Well Toruń | 14 | 6 | 1 | 7 | 13 | 5 | 18 | -19 | |
mr Garden GKM Grudziądz | 14 | 4 | 2 | 8 | 10 | 2 | 12 | -86 | |
Falubaz Zielona Góra | 14 | 4 | 0 | 10 | 8 | 2 | 10 | -64 | |
Grupa Azoty Unia Tarnów | 14 | 5 | 0 | 9 | 10 | 0 | 10 | -98 |
Po rundzie zasadniczej w klasyfikacji najskuteczniejszych zawodników Ekstraligi liderem został Bartosz Zmarzlik (śr. bieg. 2,581). Na drugiej pozycji uplasował się Nicki Pedersen (2,432), a na trzeciej Leon Madsen (2,427).
Warto w tym miejscu podkreślić, że mecz z Gorzowem był dla Nielsa Kristiana
Iversena dwusetnym pojedynkiem w karierze w polskiej elicie. Duńczyk debiutował w 2004 roku w
barwach Atlasu Wrocław w spotkaniu wyjazdowym w Lesznie i zaprezentował
się bardzo udanie, bo zdobył 11 punktów z bonusem w sześciu biegach, a jego
zespół wygrał z Unią 46:44. Kolejny sezon spędził w I Lidze w Rybniku, ale już
od 2006 roku nieprzerwanie ściga się w elicie, bo najpierw miał krótki pobyt w KS Toruń, w latach 2007-2010 ścigał się w
Falubazie Zielona Góra, w 2012-2017 w Stali Gorzów. Zanim powrócił do Torunia, zdobył trzy tytuły drużynowego mistrza Polski
(w Zielonej Górze
(2009) i w Gorzowie (2014, 2016)). Mecz przeciwko byłemu klubowi był dla Iversena jubileuszowym w
polskiej lidze na jej najwyższym szczeblu, a siedmiokrotny indywidualny mistrz
Danii wywalczył tak jak w debiucie 11 oczek i bonus, a toruńskie Anioły po znakomitym meczu
pokonały Stal 55:35. Całkowity dorobek 36-latka w 200 meczach to 1647 punktów
wywalczonych w 968 biegach.
Co ciekawe, Iversen zdobył w polskiej lidze tylko dwa "czyste" komplety punktów,
lecz nigdy klasycznego (15). Potrafił wywalczyć 18 punktów przeciwko Betard
Sparcie na wyjeździe w 2013 roku, a w tym samym sezonie jeszcze... 21 przeciwko
Polonii Bydgoszcz, także na wyjeździe. Łącznie dziesięciokrotnie kończył mecz
bez przegranej z rywalem, licząc komplety płatne i te przy okazji przerwanego
meczu. Pierwszy raz miał miejsce w spotkaniu z Unibaxem Toruń w 2012 (13+2).
Niels Kristian Iversen w Ekstralidze:
Sezony | Mecze | Biegi |
Wygrane biegi |
Punkty | Bonusy |
Średnia biegowa |
Średnia meczowa |
14 | 200 | 968 | 283 | 1647 | 182 | 1,889 | 8,24 |
Po meczu powiedzieli:
Przemysław Termiński - właściciel toruńskiego klubu - (wypowiedź po
meczu w Częstochowie) Torunianie, żeby awansować do fazy play-off, potrzebowali
zwycięstwa GKM-u w Częstochowie. Sensacja była blisko, ale nic z tego. Leon
Madsen na ostatnich metrach 15. wyścigu wyprzedził Antonio Lindbaecka i zapewnił
pierwszą czwórkę Włókniarzowi. Być może ten atak nie miałby takiego znaczenia,
gdyby lepiej pojechali juniorzy GKM-u. Ci łącznie zdobyli tylko punkt przy 9
młodzieżowców Włókniarza. Ponadto Kamil Wieczorek w jednym z biegów upadł na tor
przy prowadzeniu GKM-u 4:2. W powtórce też było 4:2, ale już dla Włókniarza.
Wyjaśnienie dla tych, którzy maja problem z interpretacja: powyższy post nie
jest krytyka postawy GKM, gdyż odjechali bardzo dobry mecz. I trzeba ich tu
podziwiać i pogratulować. Dziś są w formie, która pozwoliłaby powalczyć o wyższe
cele. Niemniej jednak FAKTEM jest, ze wynik meczu promuje do play-off
Częstochowie. Dysproporcja w punktach zdobytych przez juniorów obu drużyn jest
widoczna chyba dla każdego. Proszę się nie doszukiwać w treści posta podtekstów,
których nie ma i nie były zamierzone. A już szczególnie dziwią mnie reakcje
kibiców toruńskich - wygląda jakby niektórzy cieszyli się z tego remisu. Ja w
każdym bądź razie się nie cieszę.
Jacek Frątczak - menadżer z Torunia
- Gratuluję Bartkowi oraz drużynie gorzowskiej, bo widowisko było przednie.
Cieszę się również z wyników Bartka w Grand Prix. Mamy bardzo dobre relacje, co
nie jest tajemnicą. Staram się nie podchodzić do spotkań w ten sposób, aby
pompować zespół. Nauczyliśmy się żyć ze sobą, motywować etapami. Przede
wszystkim drużyna pojechała równo. Juniorzy rozegrali najlepszy mecz w tym
sezonie, a różnie z tym bywało. Najlepszy występ młodzieżowców w sezonie
zaliczył Daniel Kaczmarek. Obecność Daniela na pomeczowej konferencji nie jest
przypadkowa. Fantastyczny występ, ale jest to efekt ciężkiej pracy, którą
rozpoczęliśmy jeszcze w poprzednim roku. Były to fantastyczne zawody.
Spodziewałem się, że zaskoczymy Gorzów torem. Co do tego nie miałem żadnych
wątpliwości. Nie ma jakieś wielkiej radości, bo patrząc na mój zespół mam więcej
nerwów. Uważam, że stać byłoby nas dalej na duży wynik w tym roku, ale jak widać
trzeba być cierpliwym. Teraz nic nie zależy od nas, a gdy zależało to robiliśmy
swoje.
Teraz czekamy na rozstrzygnięcia w Częstochowie. My nie będziemy pomagać w żaden
sposób drużynie z Grudziądza. To nie wchodzi w rachubę. Nie ma takiej opcji. Tak
jak powiedziałem, nie mamy wpływu na to, co się wydarzy w Częstochowie. Nie
skupiam się na tym. Myślę o powrocie do domu i odpoczynku. Marzę już, aby
przytulić się do swojej poduszki i zobaczyć psa, bo rodzina była obecna na meczu
- stwierdził po meczu menedżer gospodarzy Jacek Frątczak. - Już kiedyś to
przeżywałem. Tamta historia się inaczej skończyła i ona ma ciąg dalszy tutaj.
Gdyby nie tamte zdarzenia z Zielonej Góry, to nie byłoby mnie tu w Toruniu.
Wiadomo, że chodzi o zwycięstwa. Samo widowisko świetne, pokaz mocy, ale co z
tego, jeżeli nie mamy wpływu na to, co się wydarzy. A wydarzyć może się
wszystko. Jeszcze niedawno nasz awans do play-off był postrzegany w kategoriach
cudu. To jest jednak tylko sport, o czym mówię już od dawna. Wszystko może się
zdarzyć. Niemożliwe miało być także 55:35 ze Stalą Gorzów czy punkty wywiezione
z Wrocławia.
Paweł Przedpełski - Toruń - W Polsce liga się dla nas skończył. Przede mną jeszcze bardzo ważne mecze w Szwecji, a w dodatku jeszcze nie wiemy jak to będzie w Ekstralidze. Jestem z Torunia, więc wydaje mi się, że to oczywiste, iż chciałbym zostać. Nie wszystko zależy jednak ode mnie. Rozmów jeszcze żadnych nie prowadziliśmy, bo wciąż trwa sezon.
Daniel Kaczmarek - Toruń - Cieszę
się z tego wyniku. Dwa razy przegrałem z Bartkiem, ale tak jak zawsze mówię, ja
staram się na nim wzorować jeśli chodzi o jazdę. Dzisiaj pokazał jak dużo
brakuje mi do jego poziomu. Pod koniec ubiegłego roku zaczęliśmy z Jackiem
Frątczakiem pracować na ten sezon, a ten mecz jest zwieńczeniem tego
wysiłku. Szkoda, ze ten sezon już raczej się dla nas kończy, ale będziemy
obserwować wynik w Częstochowie. Tylko to możemy zrobić, bo na to co się tam
wydarzy nie mamy wpływu.
Igor Kopeć-Sobczyński - Toruń - Ostatnie mecze pokazały jednak, że
potrafię walczyć również ze starszymi żużlowcami. Super, że udało się pokonać
zawodnika z Grand Prix. Reakcja kibiców również dała mi sporo radości. Będę się
starał takie manewry częściej wykonywać. Szło mi w tym roku dobrze w biegach
juniorskich, ale jakoś nie mogłem przełamać się z seniorami. Może powodował to
stres? Rozmawiałem o tym z wieloma osobami. To gdzieś siedzi w podświadomości.
Takie zwycięstwo nad zawodnikiem, który dzień wcześniej wygrał turniej Grand
Prix może tylko mi pomóc. To zawsze daje kopa.
Stanisław Chomski - trener z Gorzowa - Byliśmy dziurawi jak ser szwajcarski. Gratuluję gospodarzom wygranego meczu. Pół toru to był beton, a drugie pół było zbronowane i przyklepane. Oczywiście, to było bezpieczne, ale każdy próbował się dostać do jednej ścieżki. Do dziewiątego biegu nic się nie działo, start i potem wygrywał ten kto dojechał do korzystnej części toru. Feralny wyścig dziewiąty, w którym wykluczenie i potem 4:2 dla gospodarzy. Od tego momentu zeszło z nas powietrze. Szymon Woźniak kompletnie nie mógł się wpasować, u Martina Vaculika jeden motocykl stracił kompresje, drugi nie mógł się "przykleić" do toru. Nasi juniorzy nic nie pojechali i to cały obraz tego meczu.
Bartosz Zmarzlik - Gorzów - Jadąc tutaj nie spodziewaliśmy się przyczepnego toru, ale na pewno myśleliśmy, że będzie przyczepniej niż to co zastaliśmy. Było bardzo twardo. Mimo to, tor był świetnie przygotowany, kibice oglądali dobry żużel i sporo mijanek. Zwłaszcza start był dobrze przygotowany, bo lekko zbronowany. Tor odsypywał się więc naprawdę były piękne warunki do ścigania i gospodarze to wykorzystali dobrym dostosowaniem sprzętu. Mój wynik indywidualny nie jest zły aczkolwiek wynik drużyny nie pociesza mnie. Nie po takie punkty tutaj przyjechaliśmy. Pogubiliśmy się gdzieś z chłopakami. Już po próbie toru powiedziałem, że będzie dość ciężko. Gdy zjechałem do parkingu, sam nie wiedziałem o co chodzi. Poczyniliśmy szybkie korekty, trochę va banque. U mnie to podziałało, u chłopaków już niezbyt. Na torze było dość ślisko. Taki jest żużel, teraz będziemy walczyć w play-offach.