2018-08-19 runda zasadnicza
Betard Sparta Wrocław - KS Get Well Toruń
     
Drużyna z Torunia swój ostatni złoty medal Drużynowych Mistrzostw Polski zdobyła w roku 2008. Na żużlowej mapie znajdziemy ośrodki, które znacznie dłużej czekają na sięgnięcie po miano najlepszej drużyny w kraju, jednak przypadek torunian był szczególny. Od wielu lat był to bowiem jeden z najbardziej poukładanych ośrodków w kraju. Miał dobrze zorganizowaną strukturę finansową, świetną infrastrukturę, ale niestety nie miał najważniejszych trofeów wręczanych mistrzom. Drużyna balansowała na krawędzi play-off lub walki o rundę finałową. Nie inaczej było w roku 2018. Na dwie kolejki przed końcem rundy zasadniczej Anioły jechały do Wrocławia, gdzie musiały wygrać, aby myśleć o play-off. Niestety Spartanie o tym wiedzieli, bo dla nich przegrana oznaczała absencję w finałowej czwórce, kosztem drużyny toruńskiej. Konfrontacja we Wrocławiu była 78 potyczką, pomiędzy oboma klubami w historii i statystyki były zdecydowanie na korzyść żużlowców z Grodu Kopernika, bo przy jednym remisie 48 meczów Anioły rozstrzygnęły na swoją korzyść, a przegrały tylko 28. Niestety kolejna wygrana była misją prawie niewykonalną, bo kontuzji nabawił się Rune Holta, co znacznie osłabiało formację seniorską. Na domiar złego dzień wcześniej w Drużynowych Mistrzostwach Świata Juniorów urazu doznał Daniel Kaczmarek, a to powodowało, że Toruń teoretycznie mógł zapomnieć o jakichkolwiek punktach w konfrontacji juniorów. Kaczmarek urazu nabawił się w biegu dziewiętnastym w duńskim Outrup, gdy w powtórce przedostatniego starcia na wyjściu z pierwszego łuku pierwszego okrążenia zawodnik upadł wraz z Patrickiem Hansenem. Duńczyk atakował od wewnętrznej Polaka i spowodował upadek zawodnika Get Well Toruń. Młodzieżowy Indywidualny Mistrz Polski w asyście kolegów opuścił tor i udał się do parku maszyn, jednak w powtórce wyjechał za niego rezerwowy Wiktor Lampart. Późnym wieczorem toruński klub za pośrednictwem Facebooka poinformował, że występ dwudziestojednolatka jest zagrożony. Po powrocie do Polski zawodnik przeszedł jednak szczegółowe badania i zabiegi rehabilitacyjne, ale sztab szkoleniowy uznał, że zawodnik we Wrocławiu nie wystąpi. Co prawda Kaczmarek dotarł do stolicy Dolnego Śląska, ale do prezentacji wyszedł Marcin Kościelski.

Jednak nie toruńskie kontuzje wprowadziły smutek do środowiska żużlowego.
Oto bowiem przedostatnia kolejka stała się smutnym obowiązkiem, bowiem kilka dni wcześniej samobójstwo popełnił zawodnik Stali Rzeszów - Tomasz Jędrzejak
, który jeszcze w ubiegłym sezonie zdobywał punkty dla drużyny wrocławskiej. Na trybunach można było dostrzec mnóstwo kibiców w czarnych koszulkach, którzy chcieli takim gestem uczcić pamięć zmarłego, wieloletniego kapitana WTS-u. Oprócz minuty ciszy i meczu bez muzyki, spotkaniu towarzyszyła symboliczna oprawa, przygotowana przez kibiców spod "Wieży", a okrzyki "Tomasz Jędrzejak" wzruszyły aż do bólu....
Oto jak całą sytuację skomentował były zawodnik Aniołów, Greg Hancock, w sezonie 2018 startujący wspólnie z Tomkiem Jędrzejakiem w Stali Rzeszów, a w przeszłości wspólnie obaj Panowie reprezentowali klub z Wrocławia: "Jestem w szoku, pewnie jak wszyscy. Nie powiem nic odkrywczego. To był wspaniały człowiek i niesamowity żużlowiec. Wszyscy dookoła podkreślają, że Tomek był po prostu bardzo lubianą osobą. To szczera prawa. Są momenty w życiu, kiedy wszystko inne traci sens.Nie jestem w stanie pojąć tego, co się stało. Nie mogę sobie wyobrazić, co czują jego najbliżsi: żona i dwie wspaniałe córki. Słowa nie wyrażą tego, co czuję. Moje serce krwawi i nadal ciężko uwierzyć w to, że Tomka już nie ma z nami. To był strasznie trudny dzień. Cały czas jest nam wszystkim ciężko pogodzić się z tym, co się stało. Pytamy ciągle, dlaczego? Odpowiedzi nie poznamy. To był serdeczny kolega. Niezwykle pogodny i uśmiechnięty człowiek".

Kolejka ligowa musiała się jednak odbyć, bo w cieniu tragedii, życie musiało toczyć się dalej.
Torunianie jechali do Wrocławia na dużym ludzie, bo kontuzje w drużynie i układ tabeli dawały tylko iluzoryczne nadzieje na to, że zespół może powalczyć o fazę finałową w sezonie 2018. Na godzinę przed pierwszym biegiem do stanu nawierzchni uwagi zgłosił menedżer gości Jacek Frątczak. Poparli je: komisarz i sędzia zawodów. Przez kilkanaście minut ciągnik uporczywie pracował na pierwszym łuku Stadionu Olimpijskiego. Spowodowało to piętnastominutowe opóźnienie meczu.

Pomimo tylu przeciwności Get Well nie pękł we Wrocławiu, a wiara w końcowy sukces mimo braku Holty i Kaczmarka tliła się tylko w sercu menadżera Jacka Frątczaka. I toruński menago miał rację, bo jego drużyna była o krok od olbrzymiej niespodzianki. Gdyby nie błąd Jason Doyle'a w piętnastym biegu, torunianie sensacyjnie mogliby wskoczyć do play-offów. Ostatecznie skończyło się remisem, ale i tak należało zdejmować czapki z głów przed ambitną postawą Get Well. Pierwszy bieg to planowana zmiana, w której Jack Holder zastąpił debiutującego w ligowym składzie Aleksa Rydlewskiego. Po starcie na czele stawki usadowił się Woffinden, ale nieustępliwie przez trzy okrążenia atakował go młodszy z braci Holderów i wywalczył pierwszą pozycję, czym wprowadził w prawdziwą euforię toruńskich kibiców, którzy przybyli na Stadion Olimpijski, bo za plecami walczącej dwójki przyjechał Doyle i Dróżdż.
Niestety to co wypracowali seniorzy w pierwszym biegu, juniorzy w kolejnym roztrwonili, bo już na starcie dali ograć się Drabikowi i Liszce. Niestety Kościelski, jako zmiennik kontuzjowanego Kaczmarska nie pokazał nic wielkiego, a Kopeć-Sobczyński w niczym nie przypominał zawodnika, który w rozgrywkach młodzieżowych w ramach DMPJ zgromadził z bonusami komplet punktów.
Trzecia gonitwa to pojedynek Kapitanów (Janowski - Przedpełski), których wspierali doskonale znany w Toruniu Max Fricke, który nie miał okazji zdobywać punktów dla Aniołów oraz Chris Holder. Po starcie wydawało się, że z gospodarzami powalczy Przedpełski, ale wrocławianie doskonale rozegrali pierwszy i drugi łuk czym pokazali, że nie zamierzają zostawiać sprawy awansu do play-off do ostatniej kolejki spotkań i pewnie wygrali 5:1. Ostatecznie za wrocławską dwójką przyjechał Holder, a toruński kapitan zrezygnowany dojechał na ostatniej pozycji.
Bieg czwarty kończący pierwszą serię startów to doskonała szarża Drabika, który wysforował się na czoło stawki, ale za jego plecami ku zaskoczeniu wszystkich przez jedno okrążenie jechał Kopeć-Sobczyński, który przeszkadzając Iversenowi, w pewnym momencie dał wyprzedzić się Milikowi, który wyprzedził zarówno toruńśkiego juniora jak i Duńczyka. Gdy zanosiło się na trzecie z rzędu 5:1 dla gospodarzy, na prowadzeniu zdefektował motocykl wrocławskiego juniora i Anioły uratowały biegowy remis, ale dostały wyraźny sygnał, że mecz nie będzie spacerkiem, a ciężką walką o każdy centymetr toru.
Po przerwie na równanie toru, ponownie pod taśmą stanęła toruńska para, która jako jedyna była w stanie urwać punkty Spartanom, ale tym razem Jack Holder wyjechał jako rezerwa taktyczna. Najlepszym refleksem na starcie popisał się Doyle, ale już na przeciwległej prostej Janowski znalazł sposób na minięcie Australijczyka, a że drugi z wrocławskich zawodników na początku drugiego okrążenia wyprzedził Holdera, zanosiło się na 4:2, ale Fricke przechodząc na trzecią pozycję lekko dotknął Holdera, który upadł na tor. Sędzia musiał przerwać bieg i z powtórki wykluczył toruńskiego rezerwowego. W drugi podejściu do biegu piątego, ponownie ze startu najlepszy był Doyle, ale po raz drugi dał się wyprzedzić Janowskiemu i torunianie przegrali kolejny bieg tym razem 4:2. Szósta gonitwa to show Milika, który szybko uporał się z Przedpełskim, a Liska dzielnie walczył z parą gości, jednak na trzecim okrążeniu Holder wyprzedził juniora gospodarzy i bieg zakończył się remisem. Po biegu siódmym, którzy Anioły wygrały 4:2 przewaga gospodarzy zmalała do sześciu punktów. W biegu tym w ramach rezerwy taktycznej za Kościelskiego pojechał Kopeć-Sobczyński i gdy Iversen wygrał start i mocno poszerzył tor jazdy gospodarzom przez moment torunianie jechali na 5:1. Ostatecznie Woffinden szybko uporał się z Igorem, ale na Iversena zabrakło mu prędkości.
Trzecia seria startów, to mocna kontra torunian, bo para Doyle - Jacka Holder prowadziła 5:1 z Drabikiem i Milikiem, ale najlepszy junior świata, na ostatnim łuku uporał się z Holderem i zapewnił swojej drużynie 2 pkt, ale Anioły zbliżyły się do rywala na 4 pkt. Kolejny bieg rozpoczął się po regulaminowej dodatkowej przerwie dla Drabika, który startował bieg po biegu w ramach rezerwy zwykłe. Zmiana ta okazała się trafiona, bo Wrocław zyskał ponownie sześciopunktową przewagę, a cztery okrążenia najszybciej pokonał zmiennik Dróżdża, a za jego plecami a metę wjeżdżali kolejno Przedpełski, Woffinden i Holder. Po biegu dziewiątym Przedpełśki otrzymał ostrzeżenie od sędziego, za niebezpieczną jazdę, bo toruński kapitan na ostatnim łuku niemal staranował Drabika. Torunianie nie zamierzali składać broni, bo w biegu dziesiątym ponownie zwyciężyli 4:2, a kibice mogli podziwiać piękną walkę dwóch par Iversena i Janowskiego oraz Kopeć-Sobczynskiego i Fricke. Zwycięsko z tych pojedynków wyszli goście i w biegu kończącym trzecią serię ponownie przegrywali tylko czterema punktami i wynik meczu ciągle pozostawał sprawą otwartą.
Jedenasta odsłona to dwie zmiany. W ekipie przyjezdnych na torze pojawił się Holder za Rydlewskiego, a w parze gospodarzy Drabik zastąpił ponownie Dróżdża. Jednak tym razem toruńska zmiana okazała się lepszą, bo po dwóch słabszych biegach tryumfował młody Australijczyk, a za jego plecami przyjechał Przedpełski, który dzielnie odpierał ataki Milka, bo Drabik zbyt wiele nie miał do powiedzenia w tym biegu. Podwójny tryumf gości w biegu jedenastym doprowadził do meczowego remisu i stawiał drużynę Get Well w bardzo korzystnej sytuacji, bo wśród wrocławian swoje starty skończył Drabik, który stanowił znaczną różnice na pozycji juniorskiej w drużynie Sparty. Wiele zależało jednak od biegów numer dwanaście i trzynaście w których na wyżyny swoich umiejętności musieli wspiąć się zarówno Doyle jak i Chris Holder. Zanim jednak doszło do rywalizacji, spiker ogłosił, że bieg numer dwanaście poświęcony jest pamięci Tomasza Jędrzejaka. Niestety bieg ten torunianie przegrali 4:2, bo ponownie bezkonkurencyjny był Janowski, który za plecami przywiózł ubiegłorocznego mistrza świata. Natomiast w biegu trzynastym starszego z Holderów zastąpił jego młodszy brat i po starcie na czoło wysforowała się para toruńska, ale Jack nie wytrzymał naporu Woffindena i ostatecznie przyjechał trzeci. Tryumf Iversena pozwolił jednak torunianom wygrać bieg 4:2 i przed biegami nominowanymi na tablicy wyników widniał meczowy remis.
Dwie ostatnie odsłony to toruński szał radości, bo najpierw pewnie po starcie do biegu czternastego Milik wygrał start, ale na trasie był bardzo wolny, co na drugim okrążeniu wykorzystał Holder. Niestety jadący na trzeciej pozycji Przedpełski nie potrafił wykorzystać słabości Czecha, a na domiar złego dał się Fricke i do ostatniego startu obie drużyny przystępowały z nadziejami na rozstrzygnięcie meczu na swoją korzyść. A na starcie stanęli po stronie toruńskiej, Doyle - ubiegłoroczny mistrz świata oraz Iversen - siedmiokrotny mistrz Danii. Z kolei po stronie wrocławskiej pod taśmę podjechali Woffinden - były dwukrotny champion globu i Janowski - były mistrz świata juniorów. Bieg początkowo układał się na 5:1 dla Torunia, ale Woffinden uporał się Doylem i gdy wydawało się że Australijczyk dojedzie na trzeciej pozycji, niespodziewanie popełnił błąd, który wykorzystał Janowski czym zapewnił remis swojej drużynie i remis w cały spotkaniu.

Niestety mimo, że Anioły za remis otrzymywały punkt meczowi i dodatkowo bonus, to w ekipie wrocławskiej była większa radość, bo jeden meczowy duży punkt gwarantował im jazdę w fazie finałowej, ale Menedżer Rafał Dobrucki miał o czym myśleć w fazie play-off, bo jego zespół nie wyrastał na faworyta w walce o medale. Torunianie nie tracili jednak szans na play-off, bo ich los leżał w rękach Grudziądza, który wybierał się w ostatniej kolejce do Częstochowy i przy wygranej "Gołębi" oraz "Aniołów"  na MotoArenie nad Stalą Gorzów za 3 pkt. zadanie awansu do fazy w której drużyny walczyły o medale zostałoby wykonane. Był to jednak jeszcze większy sience fiction niż remis jaki zafundowali swoim kibicom żółto-niebiesko-biali we Wrocławiu

Po zawodach powiedzieli:
Jacek Frątczak
- Toruń - Przeżyliśmy bardzo mocno to, co się stało z Tomkiem Jędrzejakiem, choć strona wrocławska na pewno mocniej, bo Tomek był związany z tym klubem przez lata. Gdy zaczyna się rywalizacja, gdy taśma rusza w górę, to jednak nie myśli się o tych emocjach. Oprawa była świetna. Myślę, że to spotkanie było takim hołdem dla Tomasza Jędrzejaka. Stworzyliśmy dla niego świetne widowisko. Jeszcze trochę będziemy się z tym męczyć. Pogrzeb był w sobotę, a to nie jest nic przyjemnego. To musiało się odbić na zawodnikach, na ich głowach. Staraliśmy się odizolować od tego. Robiliśmy wszystko, by nie myśleć o tym, co się stało, ale to nie do końca się udało. Zresztą, to dość zrozumiałe.
Jeśli chodzi o zawody to konferencja powinna się odbywać pół godziny po zakończeniu meczu, bo ciągle buzują w nas emocje. Wiemy, gdzie byliśmy na przedostatnim okrążeniu i co potem się wydarzyło. Robiłem w tym meczu, co mogłem. Mieliśmy świetne starty, choć jechaliśmy w osłabieniu, bo przecież brakowało nam dwójki podstawowych zawodników. Może w sprawie toru trochę się posprzeczaliśmy z gospodarzami, ale wiadomo, że każdy ciągnął w swoją stronę. Dziękuję chłopakom za ten mecz, bo zostawili serce na torze. Wykorzystanie w zawodach Jacka Holdera było wariantem niejako z konieczności. Ale wariant ten się sprawdził, bo Jack od początku sezonu był podtrzymywany w gotowości bojowej i przez długi czas był strażakiem. Do pewnego momentu było tak, że nawet dwóch seniorów jechało poniżej swoich możliwości. Gdybym wtedy wstawił kevlar pod numery 1 do 5, to chyba nie dałoby to takiego efektu, jak we Wrocławiu.

Niels Kristian Iversen - Toruń - Bardzo wyrównane spotkanie. Na pewno jesteśmy rozczarowani ostatecznym wynikiem. Uzyskałem indywidualnie dobry rezultat, ale trudno się z niego cieszyć w tej sytuacji. Szkoda, że tak to się potoczyło. Jednak wiemy, że wrocławianie mają mocną drużynę. My możemy jedynie żałować, że te rozgrywki się tak ułożyły, że w końcówce sezonu prezentujemy najwyższą formę.

Daniel Kaczmarek - Toruń - Nie byłem w stanie pojechać w tym meczu, bo doznałem urazu lewego lędźwia. Zrobił mi się też krwiak. Zaraz po odniesieniu kontuzji nie mogłem ruszać prawym biodrem. Od niedzieli się jednak rehabilituję. Już w pierwszym dniu odzyskałem trochę sprawności ruchowej. Nie mogłem jednak pomóc Get Well. Wziąłem środki przeciwbólowe, wsiadłem na motocykl, ale wibracje były za duże. Bolał każdy ruch sprzęgłem. Będę jednak gotowy na niedzielne spotkanie ze Stalą Gorzów. Sezon się kończy, ale nie rozmawiałem z żadnym klubem. Dwa lata w Toruniu wiele mi dały. Pierwszy sezon był ciężki, bo po dobrym początku pogubiłem się sprzętowo. To była jednak tylko i wyłącznie moja wina. Żadna presja, nic z tego. Wydawało mi się, że wiem dużo o sprzęcie, ale żużlowe silniki mnie pokonały. Przed drugim rokiem startów doszedł jednak do mnie Dariusz Łowicki, były mechanik Rafała Okoniewskiego. Jest lepiej i korzystając z okazji, pięknie mu za to dziękuję.
Niestety kończę wiek juniora, i przeszło przez głowę, czy zostać w Ekstralidze, czy zejść poziom niżej. Wiem jedno, dla mnie najważniejsze jest to, by jeździć. Wytrzymam jednak jeszcze te kilka dni, a potem zacznę się martwić. Jakieś zapytania z zewnątrz były, w Toruniu jakieś delikatne, sondujące rozmowy też się odbyły, ale nikt nie składał deklaracji, niczego sobie nie obiecywaliśmy. Skupialiśmy się na play-off, a na konkrety umawialiśmy się po sezonie.

Rafał Dobrucki - trener z Wrocławia - Remis z pewnością nas nie satysfakcjonował przed meczem, ale bierzemy co jest. Torunianie na pewno postawili nam wysoko poprzeczkę, mimo braku Daniela Kaczmarka. Szkoda głupich sytuacji, takich jak defekt Maksyma Drabika na prowadzeniu czy też problem sprzętowy Maćka Janowskiego, gdy też przewodził stawce. Na pewno cieszy występ Przemysława Liszki, bo wygrał z toruńskimi juniorami i pokazał się z dobrej strony.

Vaclav Milik - Wrocław - Nie jestem do końca zadowolony z tego spotkania. Z początku nam lepiej szło. W późniejszej fazie przestaliśmy wygrywać starty i to zadecydowało o tym, że torunianie nas dogonili. Brawa dla nich.

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt