Unia fatalnie rozpoczęła mecz. Już po dwóch biegach przegrywała 10:2. Już w
pierwszym biegu toruński menadżer przeprowadził spodziewaną rezerwę zwykłą i
Jack Holder wystartowała za Marcina Kościelskiego. Manewr ten okazał się
słuszny, bo mimo niezłego momentu startowego w wykonaniu Bjerre, na wyjściu z
pierwszego łuku przed Duńczykiem była para gospodarzy, a na mecie pewnie
triumfował Holder przed swoim krajanem, a Mroczka nie nawiązał żadnej walki z
rywalami.
Bieg juniorski miał dwa podejścia, bowiem sędzia powtórzył procedurę startową,
bo wydawało się że Rolnicki ruszył szybciej niż taśma, ale ostatecznie po
obejrzeniu powtórek arbiter postanowił nie karać żadnego z zawodników. W
powtórce pewnie wygrał Kaczmarek, ale Rolnicki znów popisał się dobrym startem i
choć przyjechał dopiero trzeci to dzielnie walczył z Kopciem-Sobczyńskim, który
wykorzystał znajomość toru i uporał się z rywalem na drugim okrążeniu.
W trzeciej odsłonie jak z katapulty wystrzelił Jamróg, który pewnie pomknął do
mety po trzy punkty, a za jego plecami para torunian nękała Kildemanda, który
słabł z każdym okrążeniem. Ostatecznie Duńczyk nie zdobył żadnego "oczka", gdyż
na ostatnim kółku minęli go zarówno Holder jak i Przedpełski. W ostatnim biegu
pierwszej serii nie było większych emocji, poza tym, że Iversen sprytnie
przedarł się na czoło stawki już w pierwszym łuku i swoim zwycięstwem utrzymał
dziesięciopunktową przewagę gospodarzy.
Po równaniu toru na tor wyjechał Kułakow zamiast Mroczki i miał partnerować Bjerre. Niestety tylko Duńczyk potrafił poprawnie rozegrać pierwszy łuk i zapewnić swojej drużynie kolejny remis, a sam bieg przebiegał bez większych emocji. Jednak w biegu piątym kibice, mogli cieszyć się ciekawą walką na dwóch pierwszych okrążeniach, pomiędzy Iversenem i Jamrogiem. Zwycięsko z pojedynku wyszedł Duńczyk, który dojechał do mety z ogromną przewagą nad rywalami. W biegu siódmym ponownie zgodnie z przewidywaniami na torze za Kościelskiego pojawił się młodszy z braci Holderów, a ponieważ po starcie na wyjściu z pierwszego łuku było niezwykle ciasno Jack zaliczył upadek i bieg został przerwany. Sędzia po obejrzeniu powtórek zarządził ponowną procedurę startową w pełnej obsadzie, ale tarnowianie mieli pretensje do sędziego, że nie wykluczył Holdera. Torunianie rozstrzygnęli tę gonitwę na swoją korzyść, bo wygrał Doyle przed Bjerre, Holderem i Rolnickim. Kończąc drugą serię pewnie wygrał Iversen, a za jego plecami Kaczmarek przez moment próbował wyprzedzić Jamróga, który zmienił w ramach rezerwy taktycznej Mroczkę. Tarnowianin przewidział jednak ten atak i zablokował toruńskiemu juniorowi drogę po choćby jeden punkt, bo Bjerre pognał za swoim rodakiem.
W dalszej części meczu jednak trener Paweł Baran stosował rezerwy taktyczne (choć finalnie nie wykorzystał Nickiego Pedersena!) i gospodarzom nie udawało się uzyskać wysokiej przewagi. Unia wygrała dziewiąty bieg 5:1, a kibice mogli oglądać prawdziwą jazdę na żyletki, bo na drugim łuku Jamróg ostro założył się na Jacka Holdera, przez co Australijczyk musiał ratować się przed upadkiem i na mecie zameldował się dość niespodziewanie przed swoim Australijskim kolegą Doylem. W kolejnych dwóch biegach torunianie zdołali jednak wygrać 4:2 i 5:1 powiększając przewagę do 14 punktów. Nie byli w stanie jednak jej utrzymać w biegu dwunastym, bo "Jaskółki" miały w swoich szeregach miały doskonale spisującego się Bjerre, a "Anioły" kiepskiego poza biegami juniorskimi Igora Kopeć-Sobczyńskiego i to goście wygrali bieg 4:2 zachowując szanse na meczowy bonus, bo po trzynastym biegu po fenomenalnej gonitwie, na drugim łuku Doyle ostro zaatakował Bjerre, który startował za Kildemanda oraz Pedersena i przedarł się z ostatniej pozycji na czoło stawki. Przez moment skorzystał na tym Chris Holder, ale tarnowianie nie odpuścili i minęli Australijczyka na kolejnym okrążeniu.
W efekcie przed biegami nominowanymi na tablicy wyników widniał w dwumeczu remis. Bracia Holderowie w przedostatniej gonitwie wygrali wprawdzie 4:2, ale na koniec identycznym wynikiem triumfowali goście. Brak bonusa dla kogokolwiek był dla torunian obojętny, bo z jazdą jaką zespół prezentował przez cały sezon, próżno było szukać szczęścia w finałowej części rozgrywek o DMP. Dla tarnowian brak choćby jednego punktu meczowego, oznaczał niemal pewny spadek z ligi, bo uratować mogła ich tylko wygrana w ostatniej kolejce w Zielonej Górze i wówczas to lubuski zespół pożegnałby się z Ekstraligą. Spotkanie które "Jaskółki" miały do odjechania w przedostatniej kolejce, wydawało się być bez znaczenia, bo nawet wygrana Zielonogórzan w Grudziądzu była korzystna dla Unii, bo wówczas wygrywając we wspomnianej ostatniej kolejce pogrążali w pierwszoligową otchłań kujowsko-pomorski team z Grudziądza.
Po zawodach powiedzieli:
Jacek Frątczak - menedżer z Torunia - Kenneth powiedział, że jest rozczarowany,
a my jesteśmy źli na to, że było tak blisko. Oczywiście spodziewaliśmy się tego,
że ten mecz będzie bardzo ciężkim meczem. Zdajemy sobie sprawę z tego, że
jedziemy w osłabieniu, aczkolwiek Paweł Przedpełski, dzisiaj zaciskał mocno zęby
i walczył, zdobył ważne punkty. Teraz myślimy już tylko i wyłącznie w kontekście
Wrocławia. Tak jak powiedziałem, nie składamy broni. Z tego co wiem to dzisiaj
też nikt nie stawiał na to, że wywalczymy punkt bonusowy. Gratuluje tarnowskiej
drużynie, bo bardzo dzielnie stawiali nam opór. Mając sporą stratę,
wykorzystując rezerwy taktyczne ma się wachlarz możliwości. Wiadomo, jeżeli się
trafi dwóch, trzech zawodników to można cały czas ten dystans zmniejszać. Nie
chce tutaj oczywiście niczego ujmować Pawłowi. Trzymam kciuki za Unię Tarnów, bo
z Pawłem mam od lat bardzo dobre relacje. My dalej do roboty, przed nami kolejne
spotkanie i jestem spokojny, że na pewno powalczymy, natomiast niczego nie
możemy obiecać jeżeli chodzi o wynik końcowy. Na pewno na torze i w parkingu
zostawimy tam serce. Chłopacy są w tak dobrej formie, są "najeżdżeni", że aż żal
do tych playoffów nie awansować, a mamy ciągle na to szanse. Kalkulacje przed
meczem z GKM i Unią Tarnów odnosiły się do Włókniarza Częstochowa, bo jeszcze
przed chwilą ten zespół goniliśmy. Jednak bonus wywalczony przez Włókniarza we
Wrocławiu zmienił wszystko. Teraz walczymy o play-off i gonimy Spartę. Będzie
ciężko, ale wszystko jest w naszych rękach. Musimy tylko wygrać dwa ostatnie
spotkania 46:44.
Niels Kristian Iversen - Toruń - Jestem bardzo zadowolony z pierwszych czterech wyścigów. Ostatni bieg - nadal jestem trochę zły, ale co możemy teraz zrobić. Taki jest żużel. Miałem dobre pole, ale potem była powtórka i coś nie zadziałało.
Jason Doyle - Toruń - Nie wiedziałem do końca, jak mocno muszę zwolnić Jakuba Jamroga. Potrzebowaliśmy bardzo kompletu punktów. Z drugiej strony nie chciałem, żeby doszło do niebezpiecznej sytuacji. Ostatecznie nie udało się tego dobrze zakończyć, ale pozytywna jest współpraca naszej drużyny.
Jack Holder - Toruń - Zawsze cieszę się, jak mogę pomóc drużynie, ale nie lubię zabierać komuś miejsca w składzie. Zrobiłem swoje, ale to nie wystarczyło, chociaż wynik wygląda bardzo dobrze. Nie jest nam łatwo bez Rune. Mam nadzieję, że niedługo poczuje się lepiej. Niestety nie udało się wyszarpać bonusu, co nas rzecz jasna martwi. Szkoda, ale walczyliśmy do samego końca. Trzynasta kolejka może zakończyć nasze medalowe szanse, ale mimo wszystko jest optymizm. To bardzo fajny, długi tor. Może nam się udać, ale jeśli nie, to w przyszłym roku może nam się bardziej poszczęści.
Paweł Baran - trener z Tarnowa - Gratuluje
Torunianom zwycięstwa. Nam niestety nie udało się zrealizować zakładanego planu.
Przed meczem każdy martwił się o Kennetha, a to on był dzisiaj najlepszym
zawodnikiem. Nie do końca rozumiem niektóre decyzje sędziego, które tak na prawdę
zadecydowały o końcowym wyniku. Mam tutaj na myśli bieg siódmy, gdzie Jack
Holder sam się przewrócił. Wszyscy będą to widzieć w telewizji, gdy wrócą do
domu. Nie ma co się tłumaczyć, bo mieliśmy piętnaście biegów żeby wywalczyć
bonus. Niestety nie udało się. Na pewno zadecydowało też to, że Nicki do swojego
dorobku nie dopisał żadnej trójki. Tak na prawdę kiedy brakuje punktu do bonusa,
to tych "oczek" możemy wszędzie szukać. Dalej jesteśmy w grze, a nadzieja umiera
ostatnia.