2018-07-01 runda zasadnicza
KS Get Well Toruń - ZKŻ Falubaz Zielona Góra
     
Dziesiąta kolejka spotkań w której Get Well Toruń podejmował Falubaz Zielona Góra był niezwykle istotny dla dalszych celów jakie drużyny mogły sobie stawiać na finiszu rundy zasadniczej.

Falubaz chcąc uniknąć meczów barażowych musiał z Torunia wywieźć co najmniej punkt bonusowy. Z kolei Get Well, aby podtrzymać nadzieje na jazdę w play-off musiał wygrać z bonusem. Kluby awizowały do rywalizacji swoich najlepszych zawodników, ale w ekipie aniołów wkradła się nerwowość, bowiem Jack Holder nie dokończył czwartkowego meczu półfinałowego Premiership Knock Out Cup, po upadku ostatnim wyścigu tego meczu. Australijczyk wylądował na torze na pierwszym łuku i choć sędzia nie wykluczył żadnego z zawodników, a 22-latek podniósł się o własnych siłach, to nie pojawił się w powtórce. Zastąpił go Richard Lawson. Na szczęście dzień po spotkaniu okazało się, że z młodym Kangurem wszystko było dobrze i bez kłopotów będzie mógł wystąpić w rywalizacji z Falubazem, który mimo, że bronił się przed spadkiem w ostatniej rundzie pokonał za trzy punkty Spartę, aspirującą do tytułu mistrza Polski. Na MotoArenie czekało ich jednak nie lada wyzwanie. Co prawda mieli zapas dziesięciu punktów z pierwszego meczu, ale torunianie trzy tygodnie wcześniej zdołali odrobić podobne straty w starciu z Włókniarzem.

I nie inaczej było w starciu z MotoMyszami. Patrząc na wynik spotkania, można było odnieść wrażenie, że mecz był do jednej bramki. Jednak nic bardziej mylnego. Mijanek na torze było sporo, trafiały się wykluczenia, jak również niecodzienne sytuacje nie do końca związane z samą jazdą. Już pierwsza seria startów dała zielonogórzanom do zrozumienia, że lekko w Toruniu im nie będzie. Na dystansie Patryk Dudek został ograny przez Chrisa Holdera i przegrał podwójnie wyścig. Piotr Protasiewicz tak jak w całym sezonie zaprezentował słabą dyspozycję i przyjechał ostatni, a Grzegorz Zengota dał się głupio ograć na ostatnim łuku Jackowi Holderowi. Falubaz był po prostu słaby, a Get Well zaczął mecz z mocnym uderzeniem i kontynuował je w kolejnej serii.
Na gwiazdę meczu zaczął wyrastał Daniel Kaczmarek, który kapitalnie prezentował się w swoich pierwszych dwóch startach. Junior doskonale wychodził spod taśmy i nie dawał rywalom szans. Problemy, żeby go doścignąć miał nawet Chris Holder, który był tego popołudnia szybki jak za swoich najlepszych czasów. Bezbłędnie jechał Jason Doyle, który może nie był, aż tak finezyjny, jak młodszy Australijczyk, ale nadrabiał to zdecydowaną jazdą. W jednym z wyścigów nie zostawił miejsca przy bandzie Dudkowi, ale reprezentant Polski nie miał do niego o to pretensji. Inaczej czuł tę sytuację sędzia który tego dnia miął ręce pełne roboty. Po upomnieniu Doyla za niebezpieczną jazdę, do kuriozalnej sytuacji doszło w siódmym wyścigu. Kierownik startu po uwolnieniu taśmy w górę zapomniał usunąć stojak spomiędzy drugiego i trzeciego pola. Żużlowcy zdążyli objechać dwa okrążenia i dopiero wtedy sędzia Paweł Słupski zatrzymał wyścig. Kierownik startu nie zauważył swojego błędu, mimo że nawet zawodnicy na pełnej szybkości wskazywali na pozostający na torze element. Sędzia nie miał wątpliwości i natychmiast wykluczył z zawodów kierownika startu. Zastąpił go drugi z funkcyjnych, a winowajca powędrował na trybuny.
Get Well szybko wyjaśnił wynik meczu, ale walka szła jeszcze o bonus w dwumeczu. Falubaz był jednak tego dnia słaby. Nawet wspomniany wcześniej Dudek nie potrafił walczyć z rywalami na dystansie. To on najbardziej zawiódł, ale inni też na pochwałę nie zasłużyli. W jednym z wyścigów para Zengota -Gomólski wyszła spod taśmy z podwójnym prowadzeniem, ale ostatecznie wygrali wyścig tylko 4:2. Niewiele jednak brakowało, by wynik był całkiem odwrotny. Sędzia potrzebował kilku powtórek, by rozsądzić, kto był pierwszy a kto trzeci na mecie. Zielonogórzanie ewidentnie mieli problem z walką na trasie. Nic więc dziwnego, że w ich obozie panowały grobowe nastroje, bowiem mecz przegrali z kretesem, a i punkt bonusowy został w Toruniu. Faza finałowa mocno odjechała po tym spotkaniu zielonogórznom, a przy tym Falubaz zbliżał się niebezpiecznie do meczów barażowych o utrzymanie. Ale trudno oczekiwać wygranych, jeśli najlepszym zawodnikiem w meczu był junior Sebastian Niedźwiedź. Mało tego, wielu zastanawiało się jak można było tak skutecznego juniora nie puścić w biegach nominowanych.
Na drugim biegunie byli Torunianie, którzy odjechali drugi z rzędu bardzo dobry mecz na własnym torze i wyglądało na to, że Jacek Frątczak, w końcu doszedł do porozumienia z domową nawierzchnią i zawodnikami. Get Well pokazał, że u siebie może być groźny dla każdego, a do play-off toruńska lokomotywa może się rozkręcić, bo zwycięstwo za trzy w tym spotkaniu nadal pozostawiało ich w grze o medale. Niestety cztery kolejne mecze należało wygrać, bo po ostatniej kolejce Włókniarz Częstochowa utrzymał czwartą pozycję i miał 3 punkty przewagi nad piątym Get Well. Złośliwi mówili, że Unia Leszno, przegrywając w ostatnich biegach mecz w Częstochowie, ustawiła sobie rywala na pierwszą rundę play-off. W Toruniu jednak nikt nie brał pod uwagę pozasportowych podtekstów i zapowiadano, że to nie koniec walki o czwórkę. Tym bardziej że po majowym kryzysie nie było śladu, a na domowym torze drużyna Jacka Frątczaka czuła się coraz lepiej. Tyle, że droga Get Well do play-off wiodła przez wyjazdowe spotkania w Grudziądzu i Wrocławiu, gdzie Anioły musiały wygrać, by myśleć o wyprzedzeniu Włókniarza. Ale żużlowcy z Lwem na plastronie, byli w komfortowej sytuacji, bo nie dość, że mieli przewagę, to i sprzyjający rozkład jazdy. Częstochowian czekała przeprawa we Wrocławiu i Tarnowie oraz w Częstochowie potyczka zapewne za trzy punkty z Zieloną Góra i Grudziądzem. Z wyjazdów Włókniarz powinien przywieźć co najmniej punkt bonusowy z Tarnowa (u siebie wygrał 54:36). A jeśli we Wrocławiu zdobędzie 42 punkty, co przy takiej jeździe liderów, jak w ostatnim meczu z Unią było możliwe, to mogli zyskać 2 bonusy. A o oznaczało, że w zależności od tego, która opcja zwycięży Włókniarz, zakończy sezon z 20, ewentualnie 21 punktami. Ta szybka analiza pokazywała skalę trudności, jaka czeka zawodników Get Well, który nie mógł sobie pozwolić nawet na drobny błąd i jeśli Anioły chciały wskoczyć do czwórki, to musiały wygrać w Grudziądzu i we Wrocławiu, a poza tym dorzucić 3 punkty za mecz u siebie z Unią Tarnów (tam przegrał 39:51) i co najmniej dwa ze Stal Gorzów, bo o bonus z gorzowianami mogło być niezwykle ciężko, bo Get Well musiałby wygrać 56:34.

Na szczęście dla Aniołów majowy kryzys i mocne słowa kibiców, pomogły Get Well, a menedżer uważał, że wyszli z całej opresji mocniejsi. Sam Frątczak również ostro krytykowany, niektórzy wręcz twierdzili, że został zaorany przed media, przemyślał swoje poczynania i zdołał przewartościować pewne rzeczy i zmienił swoje podejście. Przestał być miękki w relacjach z zawodnikami, co mu zarzucano. Dowodem na to, był odważny ruch z odstawieniem Pawła Przedpełskiego na boczny tor, ale jak pokazało życie decyzja ta zaczynała przynosić korzyści, bo Przedpełski przestał się mazgaić, pokazał sportową złość. Kolejną ważną zmianą było to, że Frątczak przestał pompować w mediach balonik pod nazwą Get Well. Od kilku tygodni menadżer milczał, nie tracąc energii na gierki słowne. Skupił się na zmobilizowaniu zespołu. Trzecim filarem ostatnich dobrych wyników toruńskiej drużyny był domowy tor. W maju kompletnie nie był on atutem, a obraz totalnego zagubienia menedżera i zawodników można było oglądać w spotkaniu z Unią Leszno (37:53). Od tamtego czasu zmieniło się tyle, że Frątczak przestał katować zespół treningami. Na torze spędzał jednak nadal dużo czasu, by lepiej go poznać i wspólnie z toromistrzem wypracować taką formułę, by zawodnicy mogli przyjeżdżać i w ciemno dobierać przełożenia. Efekt tego był taki, że żużlowcy w trakcie ostatniego meczu mówili menedżerowi, że niepotrzebna jest im próba toru, bo wiedzą, jakie przełożenia dobrać. To oznaczało, że po Lesznie wyciągnięto trafne wnioski, a Get Well do końca sezonu miał być u siebie mocny jak nigdy dotąd.

Po zawodach powiedzieli:
Jacek Frątczak
- menadżer z Torunia - Było to ciężkie zadanie ze względu na presje. Zdajemy sobie sprawę z tego, jakie na początku sezonu były oczekiwania. Zawodnicy wracają do wysokiej formy. My nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa! Przede wszystkim ten wynik pokazuje, że patrzymy w górę tabeli. Walczymy mocno o każdy punkt. Nasz tor non stop ewoluuje, pracuje nad nim bardzo dużo osób. Chodzi o to, żeby przede wszystkim było znakomite ściganie. Mimo tego, że mamy dach, to ten mecz miał status meczu zagrożonego. Przed meczem trochę padał deszcz, miał padać w nocy, więc nie bardzo wiedziałem jak wycelować z wodą. Jednak tor był znakomity do ścigania i na tym nam zależy. Jeżeli już w pierwszym biegu jest mijanka po szerokiej to o czymś to świadczy. Gratuluję postawy rywalom, bo mocno nam się postawili. Każdy z moich zawodników zapracował na ten sukces, a cichym bohaterem jest Paweł Przedpełski. Warto o tym powiedzieć, że cały czas pracuje bardzo ciężko. Teraz czekają nas zmiany pod względem sportowym, ale także mentalnym. Plan jest prosty - jazda, jazda i jeszcze raz jazdy. Nie będzie polskiej ligi, lecz Paweł wystartuje indywidualnie oraz w Szwecji. Rozważamy również rozszerzenie geograficzne, być może o Danię. Ja sam nie jestem w komfortowej sytuacji, ale w niedzielę też przyszły problemy sprzętowe Jacka Holdera. Jego silnik trafi do serwisu. Dlatego chociaż nie mam tego w kontrakcie, to jeżeli tyko mogę to staram się być na zawodach młodzieżowych oraz treningach z chłopakami. Chodzi o to, żeby mieć przegląd sytuacji, bo jest to ważny element całego zespołu. Musimy punktowo w lidze uruchomić drugiego juniora. Igor przeplata znakomite występy, szczególnie młodzieżowe, ze słabszymi. Zdrowie i sprzęt są najważniejsze, a jeżeli nie ma formy to wszystko się gdzieś tam kotłuje. Mamy w jego przypadku też pewne problemy techniczne. Przede wszystkim Igor ma problem ze startami i ich powtarzalnością. Regularnie pali sprzęgła. Sporo pracy przed nim, bo jeździć naprawdę potrafi. Szukamy dalej rozwiązań, jedno z nich będziemy testować w przyszłym tygodniu. Myślę, że zadziała.
Chciałem przy okazji podziękować Panu Ryszardowi Kowalskiemu, który wspiera nas bardzo mocno. Dziękuje Nielsowi - czekałem na niego bardzo długo. Różnie o nas się mówiło, ale wiadomo, jak nie idzie to pojawiają się nerwy. Po tym meczu mogę powiedzieć, że jestem dumny z chłopaków.

Paweł Przedpełski - Toruń - Jakkolwiek nie patrzeć, zanotowałem tego dnia komplet punktów. Może zostanę rajderem kolejki! A tak na poważnie to wiadomo, że w takim momencie ciężko wjechać do spotkania, gdy inni jechali już ze trzy razy. Postarałem się i fajnie, że wyszło. Potrzebowaliśmy bardzo tego bonusa, żeby poprawić swoją sytuację w tabeli. Ja również cały czas trenuję, i skupiam się na kolejnych zawodach. Teraz mam przed sobą Szwecję, Polskę i zawody indywidualne. W kwestii Danii nie podejmowałem jeszcze żadnych decyzji, nie było też konkretnych rozmów. Na razie zostaje to co jest.

Niels Kristian Iversen - Toruń - Jestem zadowolony z wyniku drużyny i mojego. Szukałem formy przez większość tego sezonu. Mam nowy sprzęt, wszystko zaczyna się układać. Po operacji trochę czasu zajęło mi przystosowanie się do tego nowego sprzętu. Czuję się lepiej, a przede wszystkim wiem, że wszystko z moim zdrowiem jest w porządku. To wszystko idzie ze sobą w parze. Nie muszę już czekać na operacje, moja forma fizyczna jest coraz lepsza. Cieszę się, kiedy wszystko wychodzi. Początek tego sezonu był dla mnie słaby. To wszystko było bardzo stresujące i męczące, ale po prostu trzeba było to przejść. Mam nadzieje, że wszyscy będą zadowoleni z mojej postawy.

Jason Doyle - Toruń - Zostałem wykluczony, a arbiter powiedział mi, że powinienem był odpuścić. To nie była dobra decyzja. Byłem przekonany, że mijałem już Patryka Dudka, a on przycisnął mnie do płotu i nie szło już z tym nic zrobić. Cóż, nie chcemy takich sytuacji na torze. Lepsza drużyna tego dnia wygrała. Teraz musimy zbierać tyle bonusów ile tylko się da. Naszym celem pozostają play-offy. Po trudnym początku sezonu wróciliśmy do dobrej dyspozycji i jesteśmy w stanie zrealizować nasze założenia. Kiedy już dostaniemy się do czołowej czwórki, wówczas możemy być groźni dla każdego.

Rune Holta - Toruń - od jakiegoś czasu jeżdżę w parze z Nielsem i współpraca układa się w porządku. Wcześniej dużo razem nie startowaliśmy, ale teraz zaczynamy zbierać wspólne doświadczenie. Wiemy, jakie ścieżki na torze wybierać. Nadal jednak potrzebujemy czasu. Często potrzeba jednego pełnego sezonu, aby dobrze poznać się ze swoim partnerem. W tym meczu pokazaliśmy swoją waleczność. To jest sport, wszystko może się wydarzyć. Naszym celem ciągle jest awans do fazy play-off. Nadal mamy na to szanse, a kolejne spotkania będą bardzo ważne. Jeśli nam się to uda, wtedy będziemy stawiać sobie kolejne cele.
Mam mnóstwo planów związanych z testowaniem motocykli. Będą również sprawdzał cały mój sprzęt. Wszystkie silniki trafią do serwisu. Chcę dobrze wykorzystać ten czas, aby być gotowym na kolejną część sezonu.

Chris Holder - Toruń - Wszystko poszło dobrze. Jesteśmy pod presją zdobywania bonusów, gdyż w tabeli robi się ciasno. Musimy szukać ich gdziekolwiek się da. Na sukces w niedzielę pracowała cała drużyna, a w dodatku tor był typowo toruński, co nam jeszcze ułatwiło pracę. Po atmosferze jaką można było zastać po spotkaniu w parku maszyn widać, że zawodnicy Get Well trzymają się razem i nikomu nie przychodziły do głowy fochy.

Adam Skórnicki - trener z Zielonej Góry - Czego nam zabrakło? Popełniliśmy błędy. Do tego Paweł Przedpełski wyjechał na tor i rozwiał nasze marzenia o bonusie. W zespole był jeden lider, dobrze jechał Sebastian Niedźwiedź, ale nie pojechał w nominowanych, bo patrząc na dotychczasowy, ciężki przebieg jego kariery, nie chciałem mu dawać tak trudnego zadania. Dwa wygrane biegi w Ekstralidze dadzą mu więcej niż start w 14. czy 15. wyścigu. Na to przyjdzie czas w przyszłości

Sebastian Niedźwiedź - Zielona Góra - Toruń pamiętam trochę niekorzystnie. Pierwszy raz, gdy tutaj byłem, odniosłem kontuzję. Pozrywałem więzadła. Od tamtego czasu zaczęły się moje problemy w żużlu. Po tym meczu to się zmieniło. Znaleźliśmy dobre przełożenia. Wszystko zagrało. Dużo testowałem na zawodach młodzieżowych i treningach. W końcu znalazłem odpowiednia ustawienia, które trzeba stosować. Dla mnie to najlepszy wynik w Ekstralidze w karierze, co daje mi kopa do dalszej jazdy. Cieszę się, że coś zagrało i oby tak dalej. Gdzieś po tych dwóch trójkach zapaliła się lampka jeśli chodzi o wyścigi nominowane, ale niestety sztab szkoleniowy podjął inną decyzję, a ja muszę ją uszanować. Pracuję dalej i mam nadzieję, że kontuzje będą mnie omijać. Wiadomo, że jak drużyna przegrywa to boli najbardziej.

Michael Jepsen Jensen - Zielona Góra - mecz był trudny. Jak można zobaczyć w programie, nikt z nas nie zdobył tylu punktów ile powinien. Potrzebowałem sześciu startów, aby wywalczyć 12 punktów. Ten wynik powinien być lepszy. W porównaniu do poprzedniego sezonu, dla mnie ten tor był zupełnie inny. Jednak nawierzchnia była równa dla wszystkich. Myślę, że pojechałem kilka dobrych wyścigów. Dużym błędem był bieg, w którym nie przywiozłem punktów. Jeden zły ruch na pierwszym łuku i zostajesz daleko z tyłu za rywalami. Teraz trzeba podnieść głowy do góry i iść do przodu.

Patryk Dudek - Zielona Góra - Zawaliłem mecz. Gdybym pojechał na 10-12 "oczek", byłoby całkiem inaczej. Na torze dawałem z siebie wszystko, ale nie jechałem. Rywale poniewierali mnie na trasie. Nie mam pojęcia, co powiedzieć. Niby było wszystko fajnie, ale po dobrym tym wyścigu za dużo nie zmieniałem, wprowadziłem tylko małe korekty, ale to nie dawało rezultatu. Taki jest żużel. Rozmawiałem z Jepsenem Jensenem, on też po 14 wyścigu nic za bardzo nie zmieniał, w 15 biegu wygrał. Też nie wie, co jest grane.

Piotr Protasiewicz - Zielona Góra - Poza Jensenem, pojechaliśmy słabe zawody. Nie ma się co oszukiwać. Nie wygrywaliśmy wyścigów, co było kluczem do porażki. Szczerze mówiąc największą bolączką jest to, że kończymy zawody, a dalej nie wiemy, gdzie był problem. Zostawiliśmy serce na torze, każdy robił co mógł, ale jakoś tak to wszystko nie działało. Byliśmy wolniejsi od rywali i zabrakło punktów. Cały czas gdzieś był błąd. Nie wyszliśmy poza ramy - raz było lepiej, raz gorzej, ale cały czas słabo. Tor był dobrze przygotowany, żadnych czarów nie było, ale po prostu brakowało nam szybkości. Jest przerwa od ligi, ale czeka nas liga szwedzka, półfinał IMP. Jazdy nie braknie. Skupiamy się nad pracą, bo każde zawody to możliwość do sprawdzenia sprzętu i ustawień. Odcinamy grubą kreską mecz w Toruniu i dalej szukamy optymalnych przełożeń. Rewolucji nie planuję, bo w obecnym czasie jest tak, że gdy nie trafi się w punkt, to jedzie się z tyłu.

Robert Dowhan - były prezes z Zielonej Góry - Byłem pewny, że zgarniemy bonus. Ja nie pracuję już w klubie, ale wiem, że rozmawialiśmy zimą z Adrianem Miedzińskim, ale wiedzieliśmy, jakie miał problemy i odpuściliśmy ten temat. Teraz możemy żałować, bo ma świetny sezon.

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt