Rok 2018 był jednak nowym rozdaniem, a oba zespoły miały przed spotkaniem
zupełnie inne cele. Trzy punkty zdobyte w poprzedniej kolejce sprawiły, że Toruń
wrócił do walki o czołową czwórkę Ekstraligi, a kibice i działacze uwierzyli w
skuteczną rywalizację z najlepszymi, co w jednym z wywiadów potwierdziła prezes
klubu Ilona Termińska: "Uważam, że w każdym meczu zwycięstwo jest możliwe,
niezależnie od przeciwnika i toru, na którym nam przyjdzie rywalizować. Naszą
drużynę stać na to, by móc powalczyć na każdym terenie, dlatego uważam, że
powalczymy w Lesznie. Jesteśmy w lepszych nastrojach niż chociażby tydzień lub
dwa tygodnie temu. Widać, że coś drgnęło i mam nadzieję, że teraz już będzie
tylko lepiej".
Jednak ewentualna porażka była wliczona w przedsezonowe straty, wszak wygrać na
terenie Unii było sporym wyczynem. W składzie gości zabrakło kapitana Pawła Przedpełskiego, którego zastąpił Marcin
Kościelski. Jak poinformował sponsor toruńskiego klubu Adam Krużyński, decyzję
podjął menedżer Jacek Frątczak, a oficjalna wersja była taka, że Przedpełski
dostał czas na odbudowanie formy (w ostatnich dwóch meczach kapitan Get Wellu
nie zdobył punktu). W Lesznie od pierwszego wyścigu za Kościelskiego miał
jeździć Jack Holder, a gdyby młody Australijczyk miał słabszy dzień, do
dyspozycji pozostawał jeszcze junior Daniel Kaczmarek.
Zatem w Toruniu już od pierwszego biegu rotowano składem, ale pierwsza zmiana niewiele pomogła gościom, bo ze startu najlepiej wyszli
gospodarze. Jeszcze przed wejściem w drugi łuk z Kurtem uporał się Doylem, który
pod nieobecność Przedpełskiego pełnił funkcję kapitana, ale jego partner z pary
nie był w stanie wyprzedzić swojego krajana z Australii. Niestety Doyle również
nie miał wiele do powiedzenia w pogoni za Hampelem i bieg zakończył się wynikiem
4:2
W biegu drugim po starcie prowadził Kaczmarek, ale na trzecim okrążeniu po
bardzo ostrym ataku Kubery spadł na trzecie miejsce. Atak był na tyle
niebezpieczny, że Torunianin miał problemy z utrzymaniem się na motocyklu.
Sędzia jednak zaliczył kolejność na mecie na korzyść lesznian i Anioły
przegrywały po dwóch biegach już sześcioma punktami, a po biegu po analizie
sędzia ukarał Kaczmarka ostrzeżeniem za próbę kopnięcia Kubery. Przed kolejnym
biegiem toruńscy kibice liczyli na kontynuację dobrej jazdy z MotoAreny w
wykonaniu Holty i Iversena. Niestety spotkał ich srogi zawód, bo choć Norweg z
polskim paszportem prowadził po starcie, to już na drugim okrążeniu został
minięty przez dwa szarżujące Byki. Początkowo zanosiło się też na lepszą jazdę Iversena,
jednak Duńczyk zakopał się na zewnętrznej części toru i spadł na koniec stawki i
w trakcie biegu zdołał minąć jedynie partnera z pary, który ostatecznie do mety
nie dojechał z powodu markowanego defektu. Ostatni bieg pierwszej serii startów
wskazywał, że w Lesznie szykował się pogrom Aniołów, bo para Unii dobrze
taktycznie rozegrała swój bieg i nie dała szans Holderowi, bo Pawlicki
umiejętnie asekurował Smektałę, a w biegu nie liczył się jadący z rezerwy
taktycznej Kaczmarek.
Do biegu piątego gospodarze przystępowali z czternastopunktową przewagą, ale
goście nie zmierzali składać broni i po równaniu toru pokonali podwójnie parę
Kołodziej - Sajfutdinow. Po starcie na czele pojawił się Doyle, do którego
dołączył Jack Holder. Mimo nieustannych ataków Sajfutdinowa, który gonił gonił
młodszego z braci, Rosjanin nie dał rady go dopaść. Kołodziej jeszcze przed
startem miał problemy sprzętowe, ale ostatecznie dojechał do mety na czwartej
pozycji. Gdy po starcie do szóstej gonitwy wydawało się, że Anioły pójdą za
ciosem, bo po starcie Holta i Iversen przez moment byli na pierwszym miejscu, to
niestety po błędach technicznych pary toruńskiej, która wyniosła się zbyt
szeroko, zawodnicy miejscowi po wyjściu z pierwszego łuku znaleźli się na
prowadzeniu. Iversen jednak zaskoczył na trzecim okrążeniu i wyprzedził
Pawlickiego czym uratował dwa punkty biegowe. Druga seria startów zakończyła się
tryumfem Chrisa Holdera, który po dobrym starcie objął prowadzenie i pognał do
mety po biegową trójkę. W trakcie biegu do Australijczyka zbliżał się Hampel,
ale Australijczyk umiejętnie się bronił. Początkowo Kangurowi w biegu wtórował
Kaczmarek, który jechał przez moment na trzeciej pozycji, ale już na drugim
wirażu w dziecinny sposób dał się wyprzedzić Kurtzowi, a na domiar złego Junior
Get Well na trzecim okrążeniu zjechał z toru notując defekt.
Trzecia seria startów rozpoczęła się od przewidywanej zmiany, bo za Kościelskiego pojechał Jack Holder i manewr ten przyniósł oczekiwane w obozie gości punkty, bo wspólnie z
Doylem, młody Australijczyk przywiózł drugie podwójne zwycięstwo dla swojej
drużyny nie dając szans parze gospodarzy. Co prawda Pawlicki kąsał rywali, ale
umiejętna jazda parą nie pozwoliła mu na nic więcej jak tylko jazdę na trzeciej
pozycji. Przed kolejnym biegiem kibice musieli odczekać dodatkowe 2 minuty,
bowiem bieg po biegu pojechał Jack Holder, który zmienił bezradnego w tym meczu
Holtę. Wydawało się, że w biegu tym menadżer zdecyduje się na Doyla, bowiem
zawodnik rezerwowy mógł być wstawiony w dowolnym momencie, a rezerwa taktyczna i
zmiana zawodnikiem spod numeru 1-5, mogła zaistnieć tylko przy sześciopunktowej
przewadze. Niestety roszady te nie przyniosły oczekiwanych rezultatów, bo pewnie
triumfował Kurtz i choć Iversen starał się dogonić Australijczyka, to musiał
bronić się przed Hampelem. Niestety zmiennik Holty, stracił dystans do reszty
zawodników już na pierwszym łuku i nie był w stanie nawiązać równorzędnej walki.
Po biegu sędzia udzielił Iversenowi ostrzeżenia za utrudnianie startu i Duńczyk
w kolejnych biegach musiał już pilnować swojej pozycji startowej. Dziesiąty
bieg, to gonitwa bez historii w której najlepsza para gospodarzy nie dała szans
Holderowi i cofającemu się w sportowym rozwoju Igorowi Kopeć-Sobczyńskiemu.
Bieg jedenasty, to ponownie roszady w szeregach gości, ale tym razem podwójne. W
ramach rezerwy zwykłej Jack Holder pojechał za Kościelskiego, a z taktycznej,
Doyle za Holtę. Niestety tym razem Pawlicki nie dał się zaskoczyć rywalom i po
odważnym ataku na prowadzącego po starcie Holdera wysforował się na pierwsze
miejsce, którego nie oddał do samej mety. Po chwili Doyle minął Kurtza i bieg
zakończył się remisowo, ze wskazaniem na gospodarzy, którzy prowadzili
czternastoma punktami.
W kolejnym biegu nie udało się gościom zmniejszyć tej przewagi, ale gospodarze
zapewnili sobie wygraną w meczu, bo po tryumfie Sajfutdinowa nad Doylem, Kubera
i Kaczmarkiem oczywistym było, że Unia nie może tego meczu już przegrać.
Torunianom pozostawało walczyć o jak najlepszy wynik. I tak też się stało. W
ostatniej gonitwie przed biegami nominowanymi wydawało się, że będzie 4:2 dla
przyjezdnych, bo po starcie na czele był Iversen, jednak na prostej startowej na
wejściu w drugie okrążenie Kołodziej po wewnętrznej odważnie zaatakował rywala i
objął prowadzenie. W biegu zupełnie nie liczył się Hampel, który nie był w
stanie nawiązać walki z jadącym na trzeciej pozycji Holderem.
Biegi nominowane, nie były zbyt porywające, ale w biegu czternastym w rolach
głównych wystąpili zmiennicy czyli Jack Holder i Dominik Kubera, którzy walczyli
przez trzy okrążenia o pierwszą pozycję. Zwycięsko z tej potyczki wyszedł
Australijczyk czym dał biegowy remis swojej drużynie i potwierdził, że dobrze
czuje się na leszczyńskim torze, a ubiegłoroczny ligowy debiut zwieńczony
trzynastoma punktami, nie był dziełem przypadku. Ostatnia odsłona dnia to najmocniejsze pary w obu ekipach, bo
na starcie ustawili się po stronie toruńskiej Doyle i Iversen, a po
stronie leszczyńskiej Sajfutdinow i Kołodziej. Rywalizacja była tylko na
starcie, a ostatecznie lepszą okazał się duet z Bykiem na plastronie, bo na
mecie pierwszy zameldował się Rosjanin przez Australijczykiem, Polakiem i
Duńczykiem.
Podsumowując. Przed spotkaniem wiele pisało się o świetnym występnie torunian na
własnym obiekcie przeciwko Włókniarzowi. Eksperci zachwycali się i prześcigali w
opiniach, że Get Well w końcu prezentuje to, czego oczekiwano od nich w
przedsezonowych analizach. Fogo Unia z kolei poniosła porażkę w Tarnowie i
nieśmiało mówiło się o kryzysie mistrzów Polski. Tor jednak zweryfikował te
opinie, a ocena po tym spotkaniu mogła być tylko jedna - w dyspozycji obu
zespołów nic się nie zmieniło.
Lesznianie przejechali po rywalu, po raz kolejny jak walec, któremu zabrakło
paliwa w Tarnowie. Przed tym spotkaniem bak został ponownie napełniony i nie
mieli większych problemów z pokonaniem przeciwnika. Kapitalną dyspozycję pokazali
juniorzy, którzy śmiało mogliby aspirować do pozycji prowadzących parę seniorów.
Doskonale oglądało się jazdę Dominika Kubery, który jak profesor ograł w drugim
wyścigu Daniela Kaczmarka. Junior Unii nie tylko wyprzedził rywala, ale
zrobił to tak umiejętnie, że młodzieżowiec Get Well musiał odpuścić gaz, przez
co miął go również Bartosz Smektała.
Torunianie rozkręcili się w drugiej serii. Właściwie to rozkręcili się tylko ich
liderzy, bo druga linia nadal nie istniała. Rune Holta czy wspomniany wcześniej
Kaczmarek, kiedy jechali jako ostatni, odpuszczali gaz i nie kończyli biegów.
Problemem Holty okazały się silniki, które wróciły z serwisu i kompletnie
przestały pasować zawodnika. Może sam moment startowy nie był u niego tragiczny, ale
dojazd do łuku już tak, a na trasie też było fatalnie. Holta robiący średnio od
8 do 10 punktów tym razem zrobił zero, defekt i już nie wyjechał na tor.
Jeśli chodzi o Kaczmarka, to niepotrzebnie spiął się na to spotkanie. Wychowanek
Unii pamiętał jednak czasy rywalizacji w jednej drużynie z Dominikiem Kuberą i Bartoszem Smektałą
i za wszelką cenę chciał udowodnić, że nie jest od nich gorszy. To
myślenie sprawiło, że spalił się psychicznie i zdobył tylko 1 punkt. Najgorsze,
że w biegu młodzieżowym prowadził, ale obaj leszczyńscy juniorzy minęli go na
trasie. To tylko dolało oliwy do ognia. Wtedy Daniel kompletnie się zagotował.
Na szczęście wynik nieco ratowali Jason Doyle i Chris Holder, którzy dobrze
zaczęli wychodzić spod taśmy, a to gwarantowało dobrą pozycję na mecie. Na
trasie mijać potrafili tylko lesznianie, choć kiedy rywale dobrze startowali,
na nic zdawały się ich liczne ataki. Holder niestety nie był zbyt regularny i
świetne wyścigi przeplatał słabymi, a w większości spotkania to rywale lepiej
wychodzili spod taśmy.
Przyzwoity występ zanotował Jack Holder, który tym razem pojawił się już od
pierwszego wyścigu. Zastępował młodego Marcina Kościelskiego, który
niespodziewanie pojawił się w kadrze zespołu w miejsce Pawła Przedpełskiego. Po
cichu w parkingu mówiło się, że Przedpełski obraził się na menadżera zespołu, bo
ten już z góry zapowiedział, że Holder będzie go zmieniał od początku zawodów.
Zapowiedź ta była zapewne prawdziwa, bo Kościelski który pojawił się w składzie toru nie powąchał
i wydaje się, że to samo
spotkałoby Przedpełskiego, więc trudno się zawodnikowi dziwić, ale takie
zachowanie na pewno nie budowało atmosfery w drużynie, zwłaszcza w wykonaniu
kapitana.
W tym miejscu warto zwrócić uwagę na dość
kuriozalną i sytuację. Otóż przez wszystkie ligowe lata, do tego meczu na stronie www.speedway.hg.pl skatalogowano 237 zawodników, pośród których 171 zostało zgłoszonych w protokołach ligowych i przynajmniej wyszło do prezentacji. Przez cały okres swojej działalności klub bazował na zawodnikach wyszkolonych w Toruniu i w tym przypadku skatalogowano 147 własnych wychowanków, pośród których: - 97 wychowanków zostało zgłoszonych w protokołach do ligowej rywalizacji i przynajmniej wyszli do ligowej prezentacji. - 50 żużlowców, którzy zdobyli licencję w Toruniu, nigdy nie stanęło pod ligową taśmą W Toruniu zakontraktowano też 40 polskich zawodników, którzy żużlową licencję zdobyli w innym klubie, a wśród nich: - 34 zostało zgłoszonych w protokołach ligowych i przynajmniej wyszło do prezentacji. - 6 żużlowców podpisało umowę w Toruniu, ale nigdy nie stanęło pod ligową taśmą. Z toruńskim klubem podpisało umowę 54 obcokrajowców, przy czym 10 nie miało okazji stanąć pod ligową taśmą |
W roku 2018 A w ósmej kolejce walki o DMP wystąpiła jednak sytuacja, o której
nie śnili najwięksi pesymiści wśród toruńskich fanów, bowiem w klubie o którym
mówiło się toruńska szkoła żużla, żaden zawodnik na pozycji seniora nie mówił po
polsku, a jedyny toruński wychowanek w składzie nie zdobył nawet punktu.
Get Well miał zatem problem ze swoją przyszłością i tożsamością drużyny.
Niestety nikt w klubie o tym nie myślał, bo trzeba było uporać się z demonami
sezonu 2018. Przede wszystkim brakowało drugiej linii. W meczach u siebie
jeszcze nie było tak źle, ale jak pokazało spotkanie w Lesznie przyzwoity Jack
Holder i chimeryczna postawa jego starszego brata to za mało, aby marzyć o
medalach. Cieszyć mogła jedynie rosnąca forma Nielsa Kristiana Iversena. Na
wynik drużyny nie powinna mieć wpływu sytuacja z Przedpełskim, na którego w
zespole i wśród kibiców nikt już praktycznie nie liczył. Niestety u
Przedpełskiego było widać brak "chciwości" na zwycięstwa, a to oznaczało brak
należytej motywacji. Wiadomo, że Paweł tak jak każdy sportowiec chciał wygrywać,
ale nie było widać
u niego tego ognia, który charakteryzował, chociażby Jacka Holdera.
Młodszy o rok od Pawła Australijczyk był tu świetnym materiałem porównawczym.
Przyjechał do Europy z niczym, a jeszcze rok temu był praktycznie nikomu
nieznaną osobą. W sensie życiowym ani sportowym nie miał nic, więc szansę daną
mu przez Get Well potraktował śmiertelnie poważnie. I to było widać w każdej akcji na
torze.
Przedpełski oczywiście również bardzo chciał, ale jego determinacja była na
zupełnie innym poziomie. Podstawową sprawą było to, że
Paweł nie żył z żużla. Pochodził z zamożnego domu, w klubie mówiło się, że na
obecnym etapie sam prowadzi interesy. Żużel lubił, czy wręcz kochał, ale to nie
było tak, że musiał na żużlu jeździć. Paweł tylko mógł, bo musiał to wspomniany wcześniej Holder.
Wychowanek Get Well po raz ostatni spełniał oczekiwania klubu w wieku juniora.
Dorastał u boku Tomasza Golloba i robił swoje. W Toruniu komentowano, że
wówczas Paweł, podobnie jak każdy młodzieżowiec, był pod zbytu duży kloszem
ochronnym i to mu pomagało.
Miał ochronkę, a każdy zdobyty punkt działał na jego korzyść. Na seniorskim polu oczekiwania wzrosły,
pojawiła się permanentna rywalizacja o skład, a Przedpełski, co
wszyscy widzieli, kompletnie się w tym nie odnajdywał. Miał dobre momenty, ale
te należały do
rzadkości.
Być może Paweł jeszcze nie dojrzał, może nadal chciał bawić
się żużlem, tyle że tak mogło być wtedy, gdy był młodzieżowcem. Problem żużla na
najwyższym poziomie polegał na tym, że ten
sport był również wielkim biznesem. Get Well, podobnie jak każdy inny klub w Polsce,
chciał wygrywać i osiągać sukcesy, bo za tym szły pieniądze. Tu nie było miejsca na dopieszczanie zawodnika i
dawanie mu szans w nieskończoność. Zwłaszcza jeśli w drużynie był nadmiar żużlowców,
którzy zdobywali punkty.
Jakby nie było, Przedpełski musiał wyciągnąć
wnioski, jeśli za kilka lat nie chciał o sobie przeczytać, że jest kolejnym
zmarnowanym talentem. Jacek Frątczak, nie skreślał jednak toruńskiego kapitana i
miał odpowiedni plan na dalszą część sezonu, a wszystko zależało od zawodnika,
bo powód, dla którego Przedpełski nie pojechał w Lesznie tak jak napisano, nie
miał większego znaczenia, ale plotkowało się, że Paweł "strzelił focha", był już
problemem samego jeźdźca.
Po zawodach powiedzieli
Jacek Frątczak - menadżer z Torunia - Porażka, która po raz kolejny chluby nam
nie przynosi. Gratulacje dla gospodarzy. Widać, że na takim torze czują się
znakomicie. Widać po programie, gdzie nam zabrakło punktów. Próbowaliśmy to
jakoś taktycznie rozgrywać. Przewaga na pozycjach juniorskich była duża. Mając
taką dysproporcję trudno było się podnieść. Mimo że w środku zawodów parę biegów
udało nam się wygrać nawet podwójnie, ale druga część zawodów zdecydowanie na
korzyść gospodarzy. Widać, że zmierzają w jasno określonym celu. Przed nami
mnóstwo pracy. O ile na własnym torze mamy więcej zawodników punktujących
skutecznie, to w tym meczu mieliśmy lidera w postaci Jasona Doyle'a i Jacka Holdera,
który potrafił świetnie się ścigać i wygrywać wyścigi. Dziękuję moim
zawodnikom, bo podjęli rękawicę. Kiedy wchodziliśmy na wewnętrzne pola, to udało
nam się dowozić punkty. Mecz w Lesznie wyglądał jak wyglądał, za dużo
mijanek nie było, ale tor był równy dla wszystkich, więc nie ma co na ten temat
dyskutować.
Jeśli chodzi o Pawła Przedpełskiego, to żaden zawodnik, który nie jedzie na
mecz, nie jest z tego tytułu szczęśliwy i ja mam tego świadomość. Każdy chce
jechać, natomiast w tym meczu postawiłem na inne rozwiązanie taktyczne. To była
moja świadoma decyzja. Zresztą punkty Jacka Holdera pokazują, jaki był zamysł.
Powoli wraca też do zdrowia Iversen. Tu nie ma w ogóle dyskusji.
Karol Ząbik - trener z Torunia - Gospodarze byli bardzo silnym przeciwnikiem, ale my także pokazaliśmy w kilku biegach, że potrafimy walczyć i będziemy to kontynuować do końca sezonu. Nie ma co teraz płakać nad rozlanym mlekiem. W walce o bonus z zielonogórzanami juniorzy mogą odegrać ważną rolę. Nie będę zdradzać szczegółów, ale popracujemy nad tym, żeby chłopacy wypadli lepiej. W tym meczu była dziwna sytuacja. Było małe zamieszanie na torze, Daniel otrzymał żółtą kartkę, ale Dominik też mu natychmiast zajechał drogę. Zastanawiam się czemu ostrzeżenie nie powędrowało w drugą stronę. Cóż, sędzia podjął taką decyzję, a my sobie możemy tylko podyskutować
Jack Holder - Toruń - Zacząłem z pola czwartego i nie było łatwo z niego dobrze wystartować w pierwszym wyścigu. Unia to mocna drużyna, są przecież na szczycie tabeli. Kiedy startowałem z wewnętrznych pól, to było już dużo lepiej. Wygrywałem starty i czułem prędkość. Lubię leszczyński tor. Ubiegłoroczny start w Lesznie był jak sen. Wtedy zaczynałem swoją przygodę z Ekstraligą. Miałem nadzieję powtórzyć tak dobry występ również w tych zawodach. Po pierwszym wyścigu byłem nieco załamany i zagubiony, ale później motocykle pracowały dobrze i zaliczyłem ostatecznie dobry rezultat.
Daniel Kaczmarek - Toruń - Z większości meczów jestem zadowolony. Czasami zdarzają się błędy. Jak jeden bieg zawalę, to często potem ciężko jest dorównać seniorom. Dlatego nie jest źle, ale zawsze może być lepiej. Jeśli chodzi o rozgrywki indywidualne, to na razie daję z siebie sto procent i jestem z siebie zadowolony. Trochę nie po mojej myśli ułożyły się DMPJ w Toruniu, ale odesłałem już silniki do naprawy i będę je sprawdzał dalej. Reszta dobrych silników jest przeznaczona na ligę. Nieważne, czy jest to Leszno czy inny tor. Wszędzie trzeba pojechać dobrze. Najważniejsze, że zakwalifikowałem się do cyklu IMŚJ - bez względu na to czy byłoby Leszno czy Toruń czy Częstochowa. Nie robi mi to wielkiej różnicy. W Daugavpilis byłem raz w życiu, gdy jeździłem w Wandzie Kraków w I lidze. To było trzy lata temu, więc ciężko mi coś o tym powiedzieć. Pewnie będę oglądał jakieś zawody z tamtego obiektu. Jeśli chodzi o Leszno, to wiadomo, że jeździłem tam naprawdę dużo. Były mecze, turnieje, sparingi. W Pardubicach byłem już dwa albo trzy razy i fajnie mi się tam jeździ. Tam po prostu trzeba mieć szybki motocykl, bo tor nie jest wymagający technicznie. Główna kwestia to sprzęt. Tor jest bardzo szeroki i ma równe łuki, dlatego też technika spada na drugi plan, a wyjątkowo cenna jest umiejętność dopasowania sprzętu.
Niels Kristian Iversen - Toruń - Mocno dostaliśmy w pierwszych czterech biegach. Później udało nam się wrócić do tego spotkania i było lepiej, ale oni mają fantastyczny zespół, w dodatku pełen świetnych rezerw. My po prostu skupiamy się nad tym co przed nami. Każdy wiedział, że będzie ciężko. Przegraliśmy wysoko u siebie, więc mało kto wierzył, że zapunktujemy na terenie Fogo Unii. Jasne, że mogliśmy przegrać nieco niżej, ale trzeba teraz skupić się na ważnych meczach, które są przed nami. Ciągle mamy nadzieję na dobry wynik w tym sezonie. Myślę, że kluczowy będzie mecz z Falubazem. Pokazaliśmy ostatnio, że stać nas na bardzo dobre występy. Atmosfera też była świetna, a nam w starciu z Włókniarzem udało się wyrwać bonus. To jest możliwe także przeciwko drużynie z Zielonej Góry. Cała drużyna notuje progres. Jason, Chris i Jack, w ogóle całość wygląda coraz lepiej. Ja też czuję się coraz lepiej. Może mój niedzielny dorobek punktowy tego nie pokazuje, ale wygląda to obiecująco. Byłem ostatni w piętnastym biegu z czego oczywiście nie jestem zadowolony, ale staram się i widać już efekty. Nie wymagam od siebie maksymalnych zdobyczy punktowych, bo to na ten moment niemożliwe, ale jestem pewien, że jeszcze się poprawię. Wciąż przede mną sporo spotkań i wierzę, że wejdę na wyższy poziom.
Piotr Baron - menadżer z Leszna - Zacznę od podziękowań dla drużyny, bo
pracowaliśmy przez cały tydzień. 11 wygranych wyścigów przez nas indywidualnie.
Nieudany mecz w Tarnowie możemy "przykryć" tym zwycięstwem.
Emil pojechał bardzo dobrze, szybko wyciąga wnioski. Z resztą cała drużyna
dorzucała punkty. Rozmawialiśmy z Jarkiem Hampelem i trochę pracy nas czeka,
żeby się wjechać w ten tor. Bardzo dobry występ Dominika Kubery, ale Bartosz
Smektała pojechał równie dobrze. Juniorzy jadą coraz lepiej. Teraz jak się
zaczęło więcej młodzieżówek, to będą wchodzili na wyższy poziom.
Emil Sajfutdinow - Leszno - Pierwszy bieg był ok, w drugim za to nie miałem w ogóle prędkości. Z czwartego pola ciężko było wyjechać. Później byłem szybki na starcie. Na pewno to było wymagające spotkanie, bo było ciepło. Tak jak zawsze mamy w Lesznie fajny tor do ścigania. Po Tarnowie było trochę niepokoju. Musimy utrzymać przewagę, żeby zakończyć rundę zasadniczą na prowadzeniu. Jak wygrywałem start, to później jechałem swoją ścieżką. Staram się, żeby nie miało znaczenia z jakim numerem startuję, bo i tak muszę jechać z każdym rywalem.
Sławomir Kryjom - były menadżer z
Leszna i Torunia - Od razu zaznaczam, że nie chciałbym
rozpatrywać sprawy personalnie pod kątem Pawła Przedpełskiego. Przypomnę jednak,
że już miesiąc temu doradzałem torunianom jazdę w siódemkę. Największy plus tego
meczu polegał jednak na tym, że taktyka torunian było jasno ustalona już przed
pierwszym biegiem. Każdy z zawodników wiedział, czego może się spodziewać.
Zawodnicy mają poukładane starty, nie ma żonglerki i niepewności. Jacek Frątczak
doszedł do podobnego wniosku co ja po ośmiu kolejkach. Nie wiem, jaki byłby w
niedzielę wynik Pawła, ale jazda Jacka Holdera bardzo mi się podobała.
Teraz Get Well ma 4 punkty straty do czwartego w tabeli Włókniarza Częstochowa.
Aby wejść do play-off musi te punkty gdzieś zdobyć. Ale realnie oceniając, ma on
szanse na dwa punkty z Falubazem i bonus w Grudziądzu, a Włókniarz najpewniej
wygra z Unią i wróci z pustymi rękami z Wrocławia. Matematycznie nie daję Get
Well szans na finały, bo to dwie różne drużyny u siebie i na wyjeździe. Pomóc
mogłaby Unia Leszno wygrywając z rywalami torunian, a w odsiecz Unii też jakoś
nie wierzę, bo jej liderzy trochę się ostatnio męczą i w Częstochowie będzie im
trudno wygrać. Jednak na wszelkie rachuby zawsze trzeba brać poprawkę, bo to
tylko sport. Jeśli ziści się marzenie o wygranej Leszna w Częstochowie, a Get
Well wygra dwa najbliższe mecze za trzy, to nagle okaże się, że na trzy kolejki
przed końcem Toruń ma wymarzoną sytuację. To Włókniarz będzie musiał wtedy
gonić, a w takiej sytuacji nawet korzystny terminarz nie jest sprzymierzeńcem.