2018-06-10 runda zasadnicza
KS Get Well Toruń - forBet Włókniarz Częstochowa
     
Po dwóch tygodniach odpoczynku od ligowego ścigania i całkiem niezłej postawie w Częstochowie, były menadżer toruńskiej ekipy Sławomir Kryjom, tak oto komentował szanse Aniołów, przed rundą rewanżową: "Żużlowcy Get Well wyglądają jak himalaiści, którzy właśnie zaaklimatyzowali się w drugim obozie i planują atak szczytowy. Tak to widzę, bo pierwsza runda rozgrywek nie była dla toruńskiej drużyny udana. Na pewno więcej się spodziewali. Jednak przerwa w rozgrywkach to zawsze jest jakiś reset i szansa na odbicie. Teraz zobaczymy, jak zespół przepracował ten okres. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że mecz z Włókniarzem to może być punkt zwrotny. Jeśli Get Well wygra z Włókniarzem za trzy, czyli zdobędzie bonus, to powiem, że czekan został dobrze wbity, hak też, a lina trzyma mocno. Przy wygranej za dwa będzie obawa, że wszystko odpadnie. A udany atak szczytowy będzie wtedy, jak Anioły wejdą do czwórki. Nad tym będą musieli ciężko popracować. Teraz to jest taki stan, że czekają na otwarcie okna pogodowego. Prognozy na niedzielę mają dobre, ale co z tego wyjdzie, to się okaże".

W tym ciekawym porównaniu żużla do himalaizmu było sporo prawdy. Jednak w ekipie żółto-niebiesko-białych dwóch jeźdźców którzy punktowali, to było zdecydowanie za mało, zespół potrzebował trzeciego lidera. Ten problem ciągnął się od dłuższego czasu za toruńczykami. Pocieszające było to, że bardzo dobrze zaczął jechać Jason Doyle. Większych zastrzeżeń nie można było mieć do Rune Holty. Jednak mecz w Częstochowie pokazał, że dwóch ludzi to za mało, żeby wygrywać w ekstralidze. Menadżer musiał uruchomić trzeciego lidera, który zdobędzie powyżej 10 punktów. Teoretycznie wcale nie musiał to być Chris Holder, ale patrząc na to jak menadżer zestawiał meczowe pary, to właśnie w tym zawodniku pokładano największe nadzieje. W Toruniu menadżer i zawodnicy musieli dojść też do porozumienia z torem. Po spotkaniu z Unią Leszno, można było usłyszeć od zawodników, że tor różnił się od tego, na którym zawodnicy trenowali przed spotkaniem. I rzeczywiście coś było na rzeczy, bo najlepszym zawodnikiem okazał się wówczas Doyle, który w tygodniu poprzedzającym spotkanie nie uczestniczył w żadnych treningach. To był jednak smutny wniosek i przed meczem z Włókniarzem sytuacja taka była niedopuszczalna, bowiem należało pamiętać, że żużlowcy spod Jasnej Góry wybierali się do Torunia w bojowych nastrojach, po tym jak na ich ambicja na domowym torze została podrażniona. Trener Marek Cieślak miał co prawda do "ogarnięcia" nierówno jadącego Mateja Zagara, który przeplatał dobre mecze z kompletnie nieudanymi. Niestety to nie był jedyny problem częstochowskiego menago, bowiem spadła skuteczność Fredrika Lindgrena, który nie był już tak skutecznym jeźdźcem jak u progu sezonu, ale we Włókniarzu wszyscy oczekiwali, że w kluczowych momentach Szwed załatwi drużynie meczowe punkty. To nie ułatwiało jazdy Fredrikowi, który czuł odpowiedzialność i powtarzał, że zmobilizowana musi być cała drużyna.
Kluczem do wygrania w talii częstochowian miał być Adrian Miedziński, który przyjeżdżał do Torunia w roli zawodnika drużyny gości. Wychowanek Apatora był już bohaterem pierwszej konfrontacji Włókniarza Częstochowa z Get Well, kiedy to w czternastym biegu pokonał na dystansie Jasona Doyle'a i zapewnił gospodarzom dwa punkty. Jednak zatrzymanie znajdującego się w dobrej formie wychowanka toruńskiech Aniołów, to nie było najważniejszym zmartwieniem Jacka Frątczaka, bowiem w klubie, trwał wyścig z czasem w sprawie Nielsa Kristiana Iversena. Duńczyk był świeżo po operacji barku i dopiero dzień przed meczem miała zapaść decyzja co do jego występu. W przypadku absencji Duńczyka, do akcji od początku meczu do składu miał wskoczyć Jack Holder, ale niestety młodszy z australijskich braci nie był w ostatnich meczach gwarantem solidnych zdobyczy punktowych. Puk ostatecznie wystąpił w meczu, a to wlało w serca kibiców, którzy nie dopuszczali myśli o innej wygranej niż za trzy punkty.

Częstochowianie potrafili jednak jechać na MotoArenie i choć w latach 2009-2014 tylko raz przekroczyli barierę 40 zdobytych punktów (w półfinale sezonu 2013 41:49) i ani razu nie wygrali, to w ostatniej konfrontacji przełamali swoją niemoc, bezwzględnie wykorzystując po stronie miejscowych brak kontuzjowanych: Grega Hancocka i Adriana Miedzińskiego i wyjechali z Torunia z 49 punktami. Niestety początek dziesiątej konfrontacji Aniołów z Lwami na MotoArenie wskazywał ponownie na tryumf gości, bowiem gospodarze nie najlepiej weszli w ten mecz. Pierwsza seria była remisowa, ale ze wskazaniem na Włókniarza. Nadziei torunianom nie dawał nawet wygrany podwójnie bieg juniorski, bowiem riposta gości była natychmiastowa. Na licznie zgromadzonej publiczności wrażenie robiła przede wszystkim szybkość liderów częstochowskiej drużyny. Nie tylko Fredrika Lindgrena, do czego Szwed przyzwyczaił całą ligę w sezonie 2018, ale też Leona Madsena. Po pierwszych wyścigach wiele wskazywało na to, że Get Well może wylądować na deskach.
Menedżer Aniołów Jacek Frątczak zaczął jednak szybko reagować i już po pierwszej serii odstawił na boczny tor Pawła Przedpełskiego. Narada z zespołem, gdzie Frątczak poinformował o zmianie Pawła na Jacka Holdera, odbyła się z dala od boksów zawodników Get Well. Tak jakby opiekun toruńskiego zespołu chciał uciec przed okiem wścibskich kamer. Daniel Kaczmarek w rozmowie z nSport+ wyjaśnił jednak, że poszli z bossem na bok, bo w parku maszyn mechanicy grzali motocykl i nie było nic słychać. Prawda jednak leżała gdzieś po środku, bowiem Frątczak w poprzednich spotkaniach miał kłopot z podjęciem odważnych decyzji. Tym razem działał jednak szybko i zdecydowanie. Wyraźnie wiedział, czego chce. Zdawał też sobie sprawę z tego, że jeśli z Włókniarzem nie wygra, chociaż za dwa punkty, to jego dalsza praca w Get Well może kompletnie stracić sens. Postawą w meczu z częstochowianami toruński menadżer pokazał, że jeszcze nie zamierza pakować walizek, a z całą pewnością pomagała mu w tym obecność w parku maszyn Adama Krużyńskiego, bowiem zespół zyskał więcej spokoju. Nie był dąsów, obrażania się, wszystko było na swoim miejscu.
Na przeciwnym biegunie do Frątczaka, który szybko zdecydował się na zmianę, był trener Marek Cieślak, który nie miał serca, by skreślić Tobiasza Musielaka po dwóch nieudanych biegach. Włókniarz sporo na tym stracił, bo Musielak był najsłabszym seniorskim ogniwem i nie zmieniły tego punkty zdobyte w biegu numer osiem, skoro Tobiasz dwa razy zablokował na trasie szybszego od niego Madsena i Duńczyk nie mógł nawiązać skutecznej walki z Chrisem Holderem.

W przeszłości nie brakował w meczach obu drużyn ostrych spięć i nie inaczej było i tym razem, kiedy to w dziesiątej odsłonie dnia niesamowitą walkę stoczył młodszy z braci Holderów z Lindgrenem. Zaczęło się od tego, że Szwed niebezpiecznie przejechał młodemu Australijczykowi przed nosem. To tylko podrażniło Jacka, który po minięciu Lindgrena co rusz oglądał się na rywala, jakby zapraszał go do ataku pod bandą. Wyglądało to tak, jakby Jack, w rewanżu, chciał wprasować przeciwnika w ogrodzenie.
Im dłużej trwało spotkanie, tym częstochowianie byli coraz mocniej pogubieni. Powtórzyła się sytuacja z wyjazdowego meczu ze Stalą Gorzów, gdzie Włókniarz zaczął gasnąć, zanim gorzowianie zalali tor przed czwartą serią. W Toruniu załamanie Lwów przyszło znacznie wcześniej, bo przełomowa dla losów spotkania okazała się trzecia seria, gdy Get Well odskoczył rywalowi, a trzeba przyznać, że mógł w niej wypracować dużo większą przewagę, gdyby nie defekt Rune Holty na prowadzeniu. W biegu trzynastym doszło do kolejnego incydentu po którym rozgorzały mediowe dyskusje. Oto bowiem kierownik startu długo dyskutował z Matejem Zagarem, aż ten opuścił koleinę, z której chciał wystartować i przesunął się o kilkanaście centymetrów. To zdarzenie mogło mieć wpływ na jazdę Słoweńca w tym wyścigu. Zresztą zawodnik ten zajął ostatnie miejsce i po biegu w nSport+ mówił, że to nie jest fair, iż nie pozwolono mu jechać z koleiny, z której biegu wcześniejszym startował Igor Kopeć-Sobczyński, junior Get Well. Jednak sędzia Krzysztof Meyze zwracał przed zawodami uwagę, iż zawodnicy muszą startować tak, żeby kierownica bądź łokieć nie wystawały poza przeznaczone dla nich pole. Z zapisu wideo jasno wynika, że Kopeć-Sobczyński, podobnie jak Zagar, został przestawiony przez kierownika startu, bo też pojawiła się kwestia wystających łokci. Warto zwrócić uwagę, że zarówno Kopeć-Sobczyński, jak i Zagar to wysocy zawodnicy i tylko z nimi kierownik startu rozmawiał o kwestii ustawienia się w polu. Mniejsi żużlowcy nie mieli problemu, bo ich łokcie nie wystawały. I tylko dlatego nie byli usuwani z koleiny, w której później ustawił się Zagar. Z protokołu, jaki otrzymała Ekstraliga Żużlowa, jasno wynikało, że kierownik startu przestawiając Zagara, wykonał polecenie sędziego. Zresztą i tu znów kłaniał się zapis wideo, bo chwilę przed zmianą miejsca przez Słoweńca, kierownik popatrzył na arbitra i była między nimi komunikacja.
Cały incydent nie wpłyną jednak na postawę Aniołów, bo na finiszu Anioły były podwójnie szczęśliwe, bo mecz zakończył się wygraną za trzy punkty meczowe i nie sposób było w tym momencie uciec od refleksji, że przerwa pomogła drużynie Get Well. Zespół złapał oddech, zawodnicy się zresetowali, a Frątczak nie chciał zdradzić w studio nSport+, co mogło dać drużynie ten impuls. Wiadomym jednak było, że zmieniło się podejście samego menedżera. O ile wcześniej przed meczami zawodnicy z Torunia sporo trenowali, by jak najlepiej dopasować ustawienia, o tyle tym razem żadnych specjalnych zajęć na torze nie było. Frątczak uznał, że to tylko miesza zawodnikom w głowie. Poza tym żużlowcy odpoczęli od siebie i złapali luz, a wygrywając za trzy, uciekli spod co najmniej "barażowego topora".

Po zawodach powiedzieli:
Jacek Frątczak
- menadżer z Torunia - Dziękuję państwu Termińskim, którzy ani przez moment nie tracili wiary. A także Adamowi Krużyńskiemu, którego obecność bardzo mi pomaga. Nie ma w tym nawet odrobiny przesady Poza tym była 6:20 na zegarku, kiedy otrzymałem SMS-a od Jacka Holdera, który martwił się, że chłopaki donieśli mu o braku uśmiechu z mojej strony. Napisał mi "keep smiling, Ty masz robić swoje, a my zrobimy swoje". Zadeklarował, że zawodnicy chcą ze mną pracować, a ja mam się nie przejmować. Jeżeli dostaje się taką wiadomość od chłopaka, którego niejako zaszczepiłem w polskim żużlu, to aż się chce działać. Mam do niego ogromny sentyment, jak on jest szybki to wygrywamy mecze.
Nie należy skreślać w naszym zespole Pawła w którym nadal drzemie ogromny potencjał. Wygrała cała drużyna i bardzo dziękuję wszystkim.

Jack Holder - Toruń - Z rezerwowym jest tak, że ktoś musi niestety zostać zmieniony. Tutaj padło na Pawła, który nie radził sobie najlepiej. Ja jestem zadowolony ze swojej postawy i z tego, że udało nam się wyrwać punkt bonusowy

Niels Kristian Iversen - Toruń - Minęło dopiero trzynaście dni od czasu zabiegu i musi jeszcze upłynąć trochę, zanim będę w pełni sprawny. Najważniejszy był jednak problem ze sprzętem. Brak szybkości powodował, że jakakolwiek rywalizacja stawała pod znakiem zapytania. W tym meczu to to było to, czego potrzebowałem. Może nie wyszedł mi ostatni wyścig, ale poprawiłem starty, szybkość była satysfakcjonująca. Są efekty moich poszukiwań. Cieszę się, z wygranej drużyny. Teraz mamy bardzo ciężki mecz w Lesznie, ale po nim też jest życie - komentuje Iversen w rozmowie z naszym portalem.

Jason Doyle - Toruń - wszyscy wiedzą, jeździliśmy ze sporym obciążeniem. Początek sezonu nie był dobry i dlatego ta wygrana z bonusem jest tak istotna. Dzięki temu zwiększyliśmy nasze szanse na play-offy. Dobrze wiedzieć, że mamy teraz tak dużo wsparcia ze strony toruńskich kibiców, bo kłopotów w ostatnich tygodniach było sporo. Na stadion przyszło dużo ludzi, a my pokazaliśmy jak dobrą drużyną jesteśmy.

Chris Holder - Świetne spotkanie w naszym wykonaniu. Tor był o wiele lepszy, w końcu dostaliśmy taką nawierzchnię, na jakiej wcześniej ciężko trenowaliśmy. Bardzo potrzebowaliśmy punktów, więc ten bonus ma dla nas ogromne znaczenie. Liczę na to, że ta pewność siebie, którą zbudowaliśmy zaprocentuje w kolejnych meczach. Świetnie spisał się Niels. Widać było u niego, że wróciła prędkość w motocyklach. Podkreślam to jeszcze raz, ciężko trenowaliśmy w podobnych warunkach torowych. Fajnie, że pokazaliśmy jak mocny zespół potrafimy stworzyć.

Rune Holta - Toruń - ludzie mówili mi, że kibice mnie obrażali, ale ja tego nie słyszałe,. Oczekuję więcej szacunku od fanów Włókniarza. Ludzie powinni pamiętać, że przez 10 lat wykonywałem ogromną pracę dla częstochowskiego klubu. Ciągle czuję pewną więź z Włókniarzem, choć już tam nie startuję. Raz się przegrywa, raz się wygrywa. Tym razem byliśmy lepszym zespołem od Włókniarza i zasłużyliśmy na to zwycięstwo, choć w trakcie zawodów mieliśmy pewne problemy. W dodatku zdobyliśmy bonus, z czego jesteśmy bardzo szczęśliwi. Ja mogłem nieco lepiej zapunktować, ale w jednym zbiegów zerwał się łańcuch. Miałem pecha, ale tak się zdarza. Los chciał, że awaria przydarzyła się w momencie, gdy jechałem na prowadzeniu. Taki jest jednak sport.

Michał Świącik - prezes Włókniarza - Nie oceniałbym nas przez pryzmat meczu z Get Well. To mocny zespół, który kiedyś musiał odpalić. A z nami to chyba nie jest tak źle, skoro przegraliśmy tam tylko dziesięcioma punktami, mimo słabszej niż zwykle zdobyczy punktowej Lindgrena, kłopotów Musielaka i Zagara, czy gorszego biegu juniorskiego w wykonaniu Michała Gruchalskiego. Dlatego poczekajmy, bo my dopiero będziemy w sztosie. Chcemy być w czwórce, ale czy nam się uda, tego nie wiemy. Nie budujmy jednak historii, że forma naszej drużyny spadła. My jeszcze nie mieliśmy szczytu formy. Najlepsze wciąż przed nami. W drugiej części sezonu, taką mam nadzieję, powinien lepiej jechać Matej Zagar. Przed rokiem tak było.
Zresztą, co ja mam publicznie oceniać Zagara, skoro on sam otwarcie mówi, że nie jest ze swojej postawy zadowolony. Myślę sobie jednak, że jak trener Marek Cieślak na spokojnie popracuje z drużyną, to zła karta się odwróci.

Marek Cieślak - trener z Częstochowy - Przewidywałem, że torunianie mając takie nazwiska w składzie, kiedyś w końcu się przebudzą i przełamią. To już nie ta sama drużyna, co na początku sezonu. Oni teraz dochodzą do sił.

Matej Zagar - Częstochowa - to przestawianie nie było fair. Kierownik startu podjął tą decyzję samodzielnie. Niczego takiego nie sugerował mu sędzia zawodów. Mam więc nadzieję, że stosowne konsekwencje zostaną wyciągnięte

Fredrik Lindgren - Częstochowa - ostatnio moje ciało jest zmuszone do ogromnego wysiłku. Szczególnie dużo energii pochłonęły rozgrywki Speedway of Nations. Nie ma co jednak szukać wymówek, po prostu trzeba się starać z tym walczyć. Jeśli chodzi o ten mecz to jesteśmy rozczarowani stratą całej puli. Daliśmy z siebie wszystko i szkoda przede wszystkim tego ostatniego biegu, gdzie wciąż była szansa na punkt bonusowy. Rywale pojechali dobrze i trzeba po prostu im pogratulować.
 

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt