Receptą na derbowy sukces miało być trzydniowe zgrupowanie podczas którego
zawodnicy mili testować i optymalizować ustawienia silników i motocykli do
toruńskiego toru. Menedżer zdawał sobie bowiem sprawę z tego, że tylko wysoka
wygrana w niedzielę z GKM-em odbuduje morale zespołu. Od czwartku do soboty na
Motoarenie trenowali oprócz zawodników miejscowych również Doyle i Rune Holta.
Niels Kristian Iversen miał dołączyć do zespołu w sobotę, bowiem miał wcześniej
zaplanowaną konsultację medyczną po ubiegłorocznej kontuzji. Punktem
kulminacyjnym trzydniowego zgrupowania był piątkowy trening punktowany z drużyną
Polonii Piła, niestety nie dostępny dla kibiców i mediów.
Mimo poważnych przygotowań w obozie toruńskim, goście nie byli stawiani w roli
faworyta spotkania. Na ich niekorzyść przemawiała nie tylko bieżąca forma
sportowa drużyny, ale też historia, w której żółto-niebiescy nie triumfowali w
ligowej delegacji od września 2014 roku. Ubiegłoroczne spotkanie wydawało się
jednak naprawdę dobrą okazją, by wreszcie się przełamać, zmazać plamę z dwóch
poprzednich występów w Toruniu (dwie porażki po 31:59), zrewanżować się za
czerwcową porażkę u siebie (33:45). Niestety "Gołębie"|nie wykorzystały swojej
szansy, bowiem gospodarze mimo ogromnego ciśnienia i poważnych osłabień w
postaci braku Grega Hancocka i Adriana Miedzińskiego ostatecznie pokonali
grudziądzan 49:41, zdobyli trzy duże punkty. Tym samym GKM nadal pozostał z
jednym zwycięstwem na ziemi toruńskiej na koncie z roku 1998.
Po pierwszym biegu w sezonie 2018 wydawało się, że sytuacja ta może ulec
zmianie, bowiem spotkanie rozpoczęło się od niespodzianki i kontrowersji. W
pierwszym biegu na drugim okrążeniu Paweł Przedpełski, jadąc po wewnętrznej
części toru chciał pokonać pierwszy łuk wchodząc tuż przy krawężniku, ale w dość
sprytny dojechał do niego Przemysław Pawlicki i upadł na tor. Sędzia dał się
nabrać na cwaniactwo grudziądzanina i wykluczył zawodnika Get Well. Wzbudziło to
sporo kontrowersji wśród kibiców, ale całą sytuację zinterpretował szef kolegium
sędziów Leszek Demski: "Przyznaję, że nasze pierwsze wrażenie było takie, że
sędzia się pomylił. Pozornie wyglądało to tak, że Przedpełski jedzie swoim
torem, a Pawlicki kładzie się na niego i upada. Żeby jednak lepiej zrozumieć, to
co się stało, trzeba się cofnąć. Zwykle bywa tak, że zawodnik wyjeżdżający z
łuku przejeżdża prostą szeroko, przez trzecie, czwarte pole startowe. Paweł
wyszedł jednak z łuku wąsko, przejechał przez drugie pole, a Pawlicki poruszał
się szerzej. Zawodnik GKM wchodząc w kolejny łuk, prowadził, dyktował warunki,
więc choć Paweł faktycznie jechał swoim torem, to jednak 60 procent winy było po
jego stronie".
W powtórce kibice przecierali oczy ze zdumienia, bo książkową jazdę parą
zaprezentował duet GKM-u, który bez problemu pokonał podwójnie osłabionego i
wolnego Nielsa Kristiana Iversena. Na Motoarenie zapachniało niespodzianką, na
szczęście dla Aniołów tylko na chwilę, bo w dalszej części meczu choć nie
grudziądzanie nie odpuszczali pola walki to spuścili nieco z tonu i zaczęli
szybko tracić dystans do gospodarzy. Po czterech biegach przegrywali już różnicą
sześciu punktów. Torunianie nie byli jednak w stanie jednak pójść za ciosem i
odskoczyć na większą zdobycz punktową od rywala. GKM był ciągle w grze, bo
nieosiągalny dla torunian był Przemysław Pawlicki, a poza tym rozkręcał się
Artiom Łaguta, nic więc dziwnego, że kolejne biegi były niezwykle wyrównane.
Wszystkie wyścigi od piątego do dziesiątego zakończyły się wynikiem 3:3 i było
33:27. Najciekawiej było w dziewiątej gonitwie. W tym biegu po raz pierwszy
kibicom zaprezentował się Jack Holder. Australijczyk najlepiej wyszedł spod
taśmy, ale stoczył fantastyczny pojedynek o trzy punkty z Krzysztofem
Buczkowskim. Ostatecznie Kangur zwyciężył, ale jadący cały bieg na trzeciej
pozycji Iversen został wyprzedzony na ostatnich metrach przez Artioma Łagutę.
W jedenastym biegu młodszy z braci Holderów kolejny raz zastąpił Pawła Przedpełskiego i
okazało się, że to była dobra decyzja menadżera Get Well. Jack zwyciężył, a
trzeci do mety dojechał Rune Holta i gospodarze prowadzili już ośmioma punktami.
Zwycięstwem zakończyły się również kolejne dwa wyścigi. Dlatego Get Well przed
biegami nominowanymi wygrywał 46:32 i zapewnił sobie zwycięstwo w tym meczu.
W przedostatnim starciu w końcu ktoś znalazł sposób na Jacka Holdera. Niepokonany dotąd
Australijczyk został powstrzymany przez Przemysława Pawlickiego, z którym z
kolei poradził sobie na ostatnich metrach "starszy Holder" i Get Well zwyciężył
4:2. W ostatnim wyścigu nieoczekiwanie 5:1 wygrali goście i ostatecznie Toruń
zwyciężył z Grudziądzem 51:39.
Nie wszyscy w Toruniu byli jednak zadowoleni i potrafili docenić kunszt menedżera. Kiedy na trybunach trwała radość ze zwycięstwa, przed kamerami pojawił się Paweł Przedpełski, który ostro skrytykował Jacka Frątczaka. Wychowanek toruńskiego klubu miał pretensje, że został niesłusznie odsunięty od jazdy po swoich dwóch pierwszych biegach. Decyzje menedżera Przedpełski określił śmiesznymi, a nieświadomy niczego Frątczak szalał w parku maszyn i co rusz unosił ręce w geście triumfu.
Sytuacja z pierwszego biegu stała się tematem dość długiej dyskusji w pomeczowym
studiu żużlowym.
Szef sędziów, Leszek Demski twardo bronił decyzji sędziego, z
która nie do końca zgadzali się pozostali zaproszeni do studia goście.
"Przemek
wchodząc w ten łuk, jakby się zawahał" - mówił zawodnik Falubazu Zielona Góra -
Grzegorz Zengota.
"Ale Pawlicki jechał swoim torem jazdy" - kontrował Demski.
Do
dyskusji szybko wtrącił się jeszcze wrocławski menadżer Rafał Dankiewicz, który
poparł zdanie Zengoty, sędzia jednak obstawał przy decyzji swojego kolegi.
Podsumowując.
Toruń wygrał, ale po raz kolejny zawiodła formacja juniorska oraz
liderzy zakontraktowani przed sezonem, a przede wszystkim Iversen, który cały
czas był cieniem zawodnika z ubiegłego sezonu. Nie dość, że w niedzielę nie
pomógł drużynie, to jeszcze jej przeszkadzał. Nie lepiej wypadł Przedpełski,
który pojechał nieco lepiej, ale przed kamerami nie powinien wylewać swoich
pretensji do menadżera.
Na plus można zapisać widoczna poprawę u Doyla, ale i u niego podobnie jak u
Iversena do ubiegłorocznej formy ciągle była daleka droga. Australijczyk klasę
pokazał w dwóch wyścigach. W pozostałych wprawdzie punktował, ale był
zdecydowanie wolniejszy od liderów GKM-u, a na tle Artioma Łaguty i Przemysława
Pawlickiego wypadł dość przeciętnie. To czego od nich oczekiwano wykonali Holta
z Chrisem Holderem, a cichym bohaterem derbów był jego młodszy brat Jack, który
zaliczył prawdziwe wejście smoka w trzeciej serii i był prawdziwym liderem w
ekipie Jacka Frątczaka. To dzięki niemu Get Well posłał GKM na deski i zapewnił
sobie zwycięstwo.
W ekipie gości nie zawiódł tylko Pawlicki i Łaguta. Fatalnie spisała się
natomiast formacja juniorska, a Lindbaeckowi wystarczyło mocy w motocyklach
tylko na jeden bieg. Z kolei Krzysztofowi Buczkowskiemu nie można było odmówić
woli walki, zaangażowania, sportowej złości i oddania drużynie. Niestety nie
przełożyło się to na punkty. Widać, że kapitan starał się jak najlepiej wywiązać
ze swej roli, ale był bardzo wolny na tle gospodarzy. Trzeba jednak przyznać, że
rywalizacja Buczkowskiego z Jackiem Holderem była naprawdę elektryzująca. Obaj
zawodnicy przez długi czas tasowali się na dystansie tak często, że trudno było
przewidzieć, kto ostatecznie okaże się lepszy.
Po zawodach powiedzieli:
Jacek Frątczak - menedżer z Torunia - Dziękuje przede wszystkim drużynie
przeciwnej i to nie jest wymuszona kurtuazja. Stworzyliśmy ciekawe
widowisko. Od początku mówiłem, że tor na Motoarenie musi być torem do ścigania.
Po to tutaj przychodzą kibice, a telewizja chce to pokazywać. Jeśli chodzi o
ten mecz, wniosków jest naprawdę dużo. W czwartek, piątek i sobotę
trenowaliśmy na Motoarenie. Starałem się wyciągnąć razem z całym zespołem
wnioski dotyczące przegranej w Tarnowie. Punktów już nie da się przywrócić.
W trakcie meczu miałem zupełnie inny ogląd sytuacji. Jacka miałem na miejscu od
czwartku, widziałem jak jest szybki i nie wahałem się go użyć. To spotkanie było ostatnim momentem kiedy można było zaatakować. Dziękuje temu chłopakowi. On po raz
kolejny ratuje mi tyłek. To świetny zawodnik, mam do niego ogromny sentyment, z
resztą jak do każdego. Dziękuje także kibicom obu drużyn za stworzenie widowiska
na trybunach.
Sport to wojna, więc muszą być ofiary. Padło na Pawła, który potem niepotrzebnie
wychylił się przed kamerami, ale nie będę go za to rozliczał. Mnie ta jego
postawa cieszy, bo przez niego przemawiała ambicja i taka sportowa złość. Mamy
zespół siedmiu charakternych zawodników z mocnym rezerwowym, więc to naturalne,
że tu będzie iskrzyć. Nie ma żadnych kwasów, ale każdy chce jeździć. Można
powiedzieć, że Paweł, teraz wiem, że trochę niesłusznie, padł ofiarą bezdusznej
decyzji menedżera, ale ostatecznie najważniejszy jest wynik. Decyzja była dobra,
wygraliśmy mecz, mamy cztery duże punkty, walczymy dalej - kolejny mecz w Zielonej Górze. Są to moje rodzinne strony, więc
nie mogę się doczekać!
Jack Holder - Toruń - Ciężki mecz, ale bardzo się cieszę, że udało nam się go wygrać. Nie były to łatwe zawody. Jazda pod numerem osiem jest bardzo trudnym zadaniem - wyjeżdżasz na tor dopiero w biegu siódmym lub nawet później. Jest na prawdę ciężko, ale tym razem wszystko zagrało. Ustawienia mojego sprzętu były bardzo dobre. Co ciekawe, podszedłem do tego identycznie jak do pierwszego meczu na Motoarenie. Sam nie wiem co się zmieniło, ale wyszło bardzo dobrze. Mamy zwycięstwo, co jest najważniejsze. Wygrana jest wygraną. Niektórzy by chcieli, żebyśmy zgnietli przeciwnika, ale to nie jest takie proste. Każdy przeciwnik w tej lidze jest bardzo mocny.
Paweł Przedpełski - Toruń - Cieszę się, że drużyna wygrała. Najważniejsze, że chłopacy dali radę. Ja w pierwszym wyścigu chciałem wyprzedzić Przemka Pawlickiego, doszło do sytuacji żużlowej, a na końcu do wykluczenia. Zgadzam się z decyzją sędziego. Z kolei w drugim moim biegu byłoby spokojnie 5:1, gdyby nie nieporozumienie ze strony Nielsa Kristiana Iversena. Nie uważam, żebym coś źle zrobił w tym wyścigu. Skutecznie zamknąłem Artioma Łagutę, ale zostałem wywieziony pod płot. Nie mówię, że to jest celowe. Tak wyszło. Zostałem jednak odstawiony od dalszych startów. Nie wiem czym się ktoś tutaj kieruje. Tym bardziej, że nie jestem wolny. Naprawdę dla mnie to jest śmieszne
Niels Kristian Iversen - Toruń - Naprawdę nie wiem co powiedzieć. Na ten moment jest po prostu źle. Muszę sam dojść do tego, co jest przyczyną i spróbować rozwiązać problem. Dobrze, że miał mnie kto zmienić i cieszę się z ważnej wygranej, ale ode mnie się wymaga znacznie więcej. Taką mam rolę w zespole i zdobycze punktowe muszą być bardziej okazałe. Nie mogę pozwalać na to, żeby drużyna zacierała po mnie złe wrażenie. Muszę pracować, aby na domowym torze czuć się lepiej. Na wyjeździe było po prostu lepiej.
Rune Holta -Toruń - Trzy pierwsze wyścigi były perfekcyjne. Właściwie nie wiem co się później stało. Czułem, że tracę moc w moim sprzęcie. Będziemy testować motocykle, musimy rozebrać silnik i wszystko dokładnie sprawdzić. Myślę, że każdy z nas zaczyna czuć się pewniej niż na początku sezonu. Wszyscy trenujemy bardzo ciężko i potrzebujemy więcej jazdy. Pracujemy nad sobą oraz nad odnalezieniem prawidłowych ustawień sprzętu. Jesteśmy profesjonalistami, wiemy co robić. Z biegiem czasu będziemy czuć się lepiej, punktować skuteczniej i na pewno wygramy jeszcze jakieś spotkania wyjazdowe.
Robert Kempiński - trener z Grudziądza - Na pewno widoczny jest progres względem ostatniego spotkania. Chciałbym pogratulować wygranej zawodnikom z Torunia. Obu zespołom była potrzebna ta wygrana. Wam się to udało. Kto oglądał zawody ten widział, że zabrakło punktów Antonio Lindbaecka, Krystiana Pieszczka. Nie wspomnę już o juniorach. W tym meczu dobrze jechało tylko trzech zawodników, dlatego też wykorzystaliśmy wszystkie rezerwy taktyczne. Innych zmian już nie mogliśmy dokonać.
Przemysław Pawlicki - Grudziądz - Było ok, zawsze tutaj jeździ mi się dobrze. Jest to związane z geometrią toru oraz jego przygotowaniem. Można tutaj powalczyć, ścigać się. Chciałbym pogratulować przeciwnikom, zawodnikom i trenerowi, dobrego meczu. Nam nie udało się wygrać, ale walczymy dalej.
Jacek Gajewski - były menadżer z Torunia - Takich spraw jak komentowanie decyzji menadżera czy jazda zawodników, nigdy nie należy załatwiać przed kamerami. To nie jest dobra droga do prowadzenia dialogu z menedżerem czy z kimkolwiek innym z klubu. Jeśli są problemy, to jak najbardziej należy je załatwić, ale od tego jest szatnia. W swoim drugim biegu Paweł Przedpełski na pewno prezentował się lepiej od Iversena. Dobrze rozegrał start i tak naprawdę to Duńczyk przeszkodził mu wtedy w zwycięstwie. To nie była jego wina, że został zablokowany przez kolegę, który wyjechał zbyt szeroko. Gospodarze mogli ten bieg wygrać nawet 5:1, ale Iversen wyprowadził na pierwszą pozycję Łagutę. Paweł może tylko zadawać pytanie: dlaczego ja a nie Iversen? Nie mówiłbym jednak o błędzie, bo wejście Jacka Holdera dało dużo dobrego drużynie toruńskiej. Dzięki niemu Get Well zbudował przewagę. Zgadzam się jednak z Pawłem, że drugi bieg z jego udziałem zawalił nie on, lecz kolega z pary.
Sławomir Kryjom - były menadżer z Torunia - Po meczu napisałem Tweeta, bo choć
Jacka i Pawła bardzo szanuję, to trochę się zapomnieli. Jeśli Paweł miał
problem, to powinien go załatwić w szatni, nie przed kamerami. Natomiast Jacek
nie powinien padać na kolana przed zawodnikami. Powtarzam, obaj się zapomnieli,
bo takich rzeczy nie załatwia się za pośrednictwem mediów. To nie był pierwszy
tego typu przypadek w Get Well w tym sezonie. Już raz Holta wyhamował Kaczmarka,
który wychodził na czystą pozycję. O tym też było głośno, bo Daniel mówił o tym
w mediach. Tamta sprawa została jednak zbagatelizowana. Wyszło na to, że nic się
nie stało. A tu przecież trzeba usiąść i ustalić reguły gry, żeby każdy miał
jasność.
Wszystko to jednak wynika z tego, że nie punktują ci co mieli punktować. Iversen
ma koszmarne problemy sprzętowe. Rok temu miał to samo. Doyle’owi dałbym trochę
czasu. Kraksa z pierwszej kolejki wybiła go z rytmu. On jednak dojdzie do
siebie. Potrzeba mu czasu i cierpliwości. Wiem, że kolejki uciekają, każdy się
niecierpliwi, stąd też pewnie jakieś niesnaski, ale Get Well ma naprawdę silny
zespół. Jeśli jednak menedżer Frątczak pewne tematy poukłada, a wierzę, że sobie
poradzi.