Ostatecznie Grzegorz Walasek dołączył do gorzowskiej Stali, która znalazła się w bardzo trudnym położeniu kadrowym. Oto bowiem w tygodniu po meczu z GetWell, podczas meczu ligi brytyjskiej kontuzji doznał kapiatan żółto-niebieskich Martin Vaculik. Działacze Stali i sztab szkoleniowy zmuszeni więc byli szybko poszukać uzupełnienia składu. Wybór padł właśnie na Grzegorza Walaska, bo uznali, że z wszystkich dostępnych na rynku opcji, ta była zdecydowanie najlepsza. Działacze z Gorzowa szybko porozumieli się z władzami KS Toruń i prezes nadwarciańskiego klubu dziękował Ilonie Termińskiej za bezproblemowe wypożyczenie zawodnika do jego drużyny
W tle transferowych wypożyczeń, trwały przygotowania do meczu drugiej kolejki.
W Toruniu
wszyscy zdawali sobie sprawę z powagi tego spotkania, bowiem mogło ono być
pokazem siły zespołu w pełnym już składzie lub powrotem do ubiegłorocznej
niemocy. 35:54 na wyjeździe ze Stalą Gorzów można było przełknąć, zważywszy na
okoliczności i kontuzję Jasona Doyle'a. Jednak nikt sympatyzujący z klubem z
Torunia nie wyobrażał sobie, że już w pierwszym meczu przed własną publicznością
przeciwnik wywiezie punkty z Motoareny. Ale doceniano klasę rywala, który przed
rokiem nie miał litości dla drużyny gospodarzy i przed Get Well było niełatwe
zadanie do wykonania. Zwłaszcza, że dolnośląscy w przeciwieństwie swoich
kujawsko-pomorskich rywali prezentowali znacznie lepszą formę w do rozmaitych
rozgrywakach krajowych i zagranicznych. Przykładem był choćby Maksym Drabik,
który w w eliminacjach Złotego Kasku zasygnalizował swoją wysoką formę i choć
nieco zawiódł w inauguracyjnej konfrontacji z Unią Leszno, to inni w drużynie
jak choćby doskonale znany w Toruniu Max Fricke, który pokazał się z doskonałej
strony podczas Speedway Best Pairs uzupełniali punktowe braki dla drużyny. W
Toruniu wymagana była zatem maksymalna koncentracja, a kibice żyli historią
toruńsko-wrocławskich pojedynków i w niej upatrywali szansy na sukces, bo trzeba
przyznać, że miasto Mikołaja Kopernika nigdy nie było dla wrocławskich żużlowców
zbyt szczęśliwe. Tutaj przegrali "wygrany mecz" w 1995 roku, prowadząc przed
ostatnim biegiem 44:40 (skończyło się 45:44 dla Aniołów), a sześć lat później
polegli w spotkaniu decydującym o złotym medalu Drużynowych Mistrzostw Polski
(42:48).Obrazu tego nie zmieniła przeprowadzka torunian na Motoarenę. Do momentu
zeszłorocznej wygranej zespół z Dolnego Śląska przegrał od 2009 roku jedenastokrotnie
i raz zremisował. Podział punktów miał miejsce na początku sezonu 2015. Wtedy
jednak goście także zaprzepaścili swoją szansę, bowiem przed ostatnim wyścigiem
prowadzili 43:41, ale najpierw upadek zaliczył Tai Woffinden (pół motocykla
Brytyjczyka wylądowało na trybunach), a w powtórce wyjątkowo szybki tamtego dnia
Michael Jepsen Jensen dał się wyprzedzić na dystansie Chrisowi Holderowi.
Niestety forma Sparty w ostatnich latach była znacznie wyższa niż Aniołów i w
poprzednim sezonie Ślązacy bezwzględnie wykorzystali słabszy sezon Get Well i
kontrolując mecz pokonali gospodarzy na Motoarenie (49:41). Świetny występ
zanotował wówczas Maciej Janowski, który dał się pokonać dopiero w ostatniej
gonitwie. Wicemistrzowie kraju mogli tym samym przystąpić do sobotniej batalii
na MotoArenia znacznie bardziej pewni siebie niż zwykle. Co więcej, wiedząc, jak
młoda drużyna Sparty potrafi sobie radzić na wyjazdach, w Toruniu zapowiadał się
niezwykle wyrównany i ciekawy bój.
Teorie te potwierdziły dwa pierwsze biegi, zakończone remisowo, ale za to aż z
trzema ostrzeżeniami za utrudnianie startu. Najpierw w pierwszej gonitwie
upomnienie otrzymał Iveresen, a w powtórce po zakończonym biegu podobne
ostrzeżenie otrzymał Przedpełski. W drugiej gonitwie sędzia "upolował" na
starcie niesfornego Wojdyłę, którego również poczęstował ostrzeżeniem i cała
trójka zawodników musiała do końca zawodów bardzo mocno się pilnować, bowiem
kolejne ostrzeżenia eliminowały ich z biegów.
Kibice czekali jednak na bieg numer trzy, w którym wyklinany jeszcze kila dni
temu Australijczyk Chris Holder, poderwał kibiców zasiadających na Motoarenie z
miejsc i wprawił w szał radości. Starszy z braci kapitalnie ograł Macieja
Janowskiego i dzięki niemu torunianie po raz pierwszy wyszli na prowadzenie.
Menedżer gospodarzy nie mógł być jednak zadowolony, bo w pierwszych pięciu
wyścigach jego zawodnicy odnieśli tylko jedno indywidualne zwycięstwo.
Rafał Dobrucki i Jacek Frątczak zupełnie inaczej rozgrywali mecz pod względem
taktycznym. Trener gości tym razem dał szansę Damianowi Dróżdżowi i i Andrzejowi
Lebiediewowi. Obaj jednak zawiedli, więc w drugiej serii opiekun Sparty nie miał
już żadnych sentymentów i zagrał va banque. Na torze dwukrotnie pojawił się Max
Fricke. Zmienił zarówno Polaka jak i Łotysza i zrobił różnicę punktową na
korzyść przyjezdnych. W powtórce wyścigu szóstego bez problemów ograł Holtę i
doprowadził do remisu.
Tymczasem Jacek Frątczak cały czas trzymał w parku maszyn swojego asa Jacka
Holdera. Zielonogórzanin miał pewnie niezły mętlik w głowie, bo jak profesor w
biegu siódmym pojechał Paweł Przedpełski, który nie dał szans Milikowi i
torunianie wrócili na dwupunktowe prowadzenie. Wtedy wydawało się, że młodszy z
braci Holderów otrzyma szansę kosztem kogoś z dwójki Jason Doyle - Niels
Kristian Iversen, bowiem obaj liderzy Get Well byli bardzo wolni. Tak też się
stało. Młody Australijczyk pierwszy raz wyjechał z parkingu dopiero w wyścigu
dziewiątym i zmienił ostatecznie Duńczyka. Ale to nie był dobry ruch toruńskiego
menedżera. Jack był kompletnie niespasowany do toru i przyjechał do mety daleko
za rywalami. Co gorsza, w tym samym biegu Pawła Przedpełskiego ograł Maciej
Janowski i w meczu ponownie na tablicy wyników widniał remis!
Na szczęście dla Frątczaka w kolejnych biegach obudził się Doyle, który w dziesiątym
biegu przyjechał do mety tuż za plecami piekielnie szybkiego Chrisa Holdera.
Martwić mogła natomiast współpraca Rune Holty z Danielem Kaczmarkiem. Norweg z
polskim paszportem był wprawdzie coraz szybszy i wygrał swój trzeci bieg, ale
kompletnie nie oglądał się na swojego kolegę z pary. Przyblokował go w pierwszym
łuku i Kaczmarek spadł na ostatnią pozycję.
Niecodzienny przebieg miał wyścig jedenasty, kiedy to hak motocykla Maciej
Janowskiego dostał się w przednie koło Pawła Przedpełskiego. Obaj zawodnicy
jechali z niewielką prędkością złączeni przez kilkadziesiąt metrów, aż do
szczytu drugiego łuku. Mocniej ucierpiał wychowanek klubu z Torunia, ale to
Sparta miała problem, bo sędzia wykluczył z powtórki Janowskiego. Na szczęście
wrocławian uratował w powtórce Max Fricke.
Chwilę później mógł być już remis, bo znowu słabo jechał Jason Doyle. Sparta
wiozła podwójne zwycięstwo, ale na ostatnim miejscu upadek zanotował Marcin
Kościelski, który został momentalnie wygwizdany przez fanów Sparty. Bieg został
powtórzony i zakończył się wygraną Doyle'a. Wrocławianie musieli być wściekli,
bo zamiast remisu torunianie ciągle mieli cztery punkty zaliczki, a po kolejnym
kapitalnym występie Holdera prowadzili przed biegami nominowanymi już 42:36.
Rafał Dobrucki kolejny raz nie miał nic do stracenia. W wyścigu czternastym
zdecydował się na podwójną rezerwę taktyczną. Tai Woffinden minął na ostatnim
łuku Pawła Przedpełskiego, a Max Fricke uporał się ze słabym Doyle'em i goście
mieli szansę na drugi w tym sezonie remis. Duet Holta - Holder na to jednak nie
pozwolił. Świetną robotę kolejny raz wykonał Australijczyk, który przyblokował
Macieja Janowskiego i ten spadł na ostatnią pozycję. Get Well ostatni bieg
zremisował, ale wygrał mecz i kibice w końcu mogli odetchnąć z ulgą.
Podsumowując. Jacek Frątczak przed meczem mówił, że czas wypędzić z Torunia
demona i sprawić, by na Motoarenie zaczęły rządzić anioły. Do panowania Get Well
było jeszcze daleko, bo spotkanie ze Spartą pokazało, że zespół miał ciągle duże
rezerwy. Najważniejsze było jednak zwycięstwo, którego torunianie potrzebowali
jak tlenu. Ciekawe było to, że gospodarze odnieśli je przede wszystkim dzięki
zawodnikom, którzy byli na Motoarenie już w ubiegłym roku, a to oznaczało, że z transferów
wielkiego pożytku na razie nie było. Tak naprawdę spłacał się tylko Rune Holta.
Inna sprawa, że trudno obwiniać Jasona Doyle'a, który po fatalnym upadku w
Gorzowie wsiadł na motocykl i robił co mógł, żeby pomóc drużynie. Bardziej
martwiła forma Nielsa Kristiana Iversena, ale Frątczak obiecywał, że znajdzie na to
sposób. Get Well był pewny, że gwiazdy w kolejnych meczach zaczną świecić.
Wtedy torunianie mieli być zespołem bez słabych punktów.
Bohaterem meczu był Chris Holder, który z uśmiechem na twarzy wymachiwał przed
kamerami nc+ swoim paszportem, jednak nikt nie przypuszczał, że jego obecność
okaże się aż tak cenna. Aż strach pomyśleć, co zrobiłaby prasa z
Australijczykiem, gdyby ten nie pojechał w toruńskim zespole, przeciwko Sparcie.
Różnicę zrobił już w pierwszym biegu, kiedy w kapitalnym stylu ograł Macieja
Janowskiego. Później to przede wszystkim on ciągnął wynik zespołu. W ostatnim
wyścigu, kiedy ważyły się losy spotkania, również stanął na wysokości zadania.
Nie wygrał, ale skutecznie przyblokował Janowskiego i dzięki temu Get Well mógł
cieszyć się z pierwszego ligowego triumfu.
Należy w tym miejscu podkreślić, że nieobecność Chrisa Holdera spowodowała
niemały chaos w Toruniu i konieczność sięgnięcia po Grzegorza Walaska. W związku
z absencją w klubie zastanawiano się nad konsekwencjami jakie poniesie zawodnik
w związku z zamieszaniem do którego doszło. Klub poniósł bowiem określone koszty
związane z zastępstwem zawodnika i podpisaniem innego kontraktu. Postanowiono
jednak w nie drążyć sprawy i Chris miał odpokutować swoją winę dobrą jazdą na
torze.
Jeśli chodzi o Spartę, to nie było dramatu, ale przy takiej postawie niektórych
zawodników wrocławianie mogą mieć w tym roku problemy. Drużyna Rafała
Dobruckiego miała dziury w składzie. Dwóch zawodników nie dostarcza żadnych
punktów, a liderzy są bardzo nieregularni. Po meczu na Motoarenie pretensji nie
można mieć w zasadzie tylko do Taia Woffindena i Maxa Fricke. Przyzwoicie
pojechał jeszcze Maksym Drabik. Reszta zawiodła.
Po zawodach powiedzieli:
Jacek Frątczak - menadżer z Torunia - Skupiamy się już na następnym meczu.
W tym meczu zarówno zawodnicy, jak i wszystkie inne osoby pracujące z drużyną,
wykonały kawał dobrej roboty. Liczy się wygrany mecz i dwa punkty w tabeli.
Pierwszy raz jechaliśmy w pełnym składzie i wygrała drużyna lepsza. Zwycięstwo
po takim spotkaniu jest bardzo cenne. Mam wrażenie, że było trudno, ale dzięki
temu w przyszłości będzie łatwiej, bo zbudował się zespół. Chris zaliczył
świetny występ. Na jego powrót byłem bardzo dobrze przygotowany, także pod
względem organizacyjnym. Czwartkowy tajemniczy sparing okazał się pomocny.
Australijczyk oddał nam w tym meczu całego siebie. Chciałbym powiedzieć o nim
coś jeszcze. Widzę, że teraz zachowuje się zupełnie inaczej. Jest bardzo
spokojny i optymistycznie nastawiony do jazdy. Czerpie z tego przyjemność.
Widziałem to już w czwartek. Decyzja była oczywista. Musiał pojechać w tym
meczu. Poza tym, mistrzem świata nie zostaje się przez przypadek.
Świetnie pojechał też Paweł Przedpełski. W jego jeździe jest więcej spokoju w
ocenie tego, co dzieje. Nikt mi wcześniej nie wierzył, wszyscy skazywali na
pożarcie, a Przedpełskiemu ścinali głowę. Byłem tym wszystkim zdziwiony, bo
doskonale wiem, co dzieje się na zapleczu mojej drużyny. Wykonaliśmy olbrzymią
pracę. A co do Pawła, to uważam, że ten mecz otworzy go na jeszcze lepszą jazdę.
Bardzo mi zaimponował i przy okazji potwierdził, że oceny po sparingach można
włożyć między bajki.
Naszym nowym obcokrajowcom brakuje jednak regularnej jazdy. Jason miał ciężki
upadek. Konsekwencji zdrowotnych wprawdzie nie było, ale na wejściu w sezon
takie sytuacje działają jak hamulec. Niels potrzebuje z kolei więcej wyczucia
sprzętu. Ma z tym na razie problem, ale rozwiążemy to. Już w ostatnim biegu
odzyskiwał prędkość. Ponownie apeluję o spokój. To klasowi zawodnicy, więc
proszę nie tworzyć kolejnych czarnych wizji.
W meczu postawiłem Daniel Kaczmarek miał trochę pretensji do Holty i musze z nim
o tym porozmawiać. Zawodnik podczas zawodów jest poddany dużej presji, a wtedy
mówi się różne rzeczy. Co do współpracy Holty z młodzieżowcami, to zawsze może
być lepiej, ale absolutnie nie zamierzam publicznie rozkładać tego tematu na
czynniki pierwsze. Wiem, o której sytuacji mówi nasz junior i nie robiłbym z
tego afery. Tam była walka o to, żeby dostać się do najszybszej ścieżki. Poza
tym, w tym meczu trudno było jechać parą. Rywal był bardzo wymagający, a tor
stwarzał możliwości do kapitalnego ścigania.
Rune Holta - Toruń - To był bardzo trudny mecz. Nie było żadnych łatwych biegów. Wrocławianie walczyli niezwykle mocno. Jest to początek sezonu więc nikogo nie omijały trudności. Najważniejszy jest jednak końcowy wynik.
Chris Holder - Toruń - jestem szczęśliwy. Pojawiły się uśmiechy, nie tylko u mnie. Teraz chcemy na tej fali polecieć wyżej. To była długa droga, żeby znaleźć się w Toruniu. Jechałem pod presją, ze względu na niezbyt miłe komentarze. Wielu miało problem związany z moją osobą. Dobrze znów robić swoje. Najważniejsze, że drużyna zwyciężyła. Gdybym mógł pojawić się wcześniej, to przecież bym tak zrobił. Wszystkie te plotki na mój temat to kompletne bzdury. Nie miałem paszportu, to wszystko. Chciałem przyjechać, ale bez dokumentów to było po prostu niemożliwe. Faktycznie życie ostatnio nieco zwariowało, ale to już tylko i wyłącznie moje sprawy.\
Paweł Przedpełski - Toruń - W końcu mam dwucyfrówkę. Świetne zawody, bardzo dużo mijanek. Kibice nie mogli chyba narzekać. W jedenastym biegu doszło do dziwnej sytuacji, gdy szczepiłem się motocyklem z Maciejem Janowskim. Ja chciałem wejść wąsko, a Maciej jeszcze węziej. Przypadkowo mnie niestety zahaczył. Zdarzają się i takie sytuacje. Jego hak wyciął mi wszystkie szprychy w przednim kole. To chyba i tak lepiej, że zostałem u niego na motocyklu. Mogłem przecież przelecieć przez kierownicę. To było przy dużej prędkości. Czegoś takiego jeszcze nie miałem. Śmiesznie to wyglądało. Mieliśmy ubaw z chłopakami, że jechałem jak na sidecarach. Mam tylko lekkie obdarcia. Nic złego się nie stało.
Marcin Kościelski - Toruń - Można powiedzieć, że debiut przed własną publicznością zaliczony. Fajnie, że udało się wywalczyć ten punkcik. 3:3 to zawsze nie w plecy. Nie chciałem wjeżdżać za Daniela Kaczmarka, szanowałem to co miałem. Spodziewałem się większego stresu, ale podszedłem do tego jak do treningu. Mam świetnego trenera mentalnego, wspiera mnie menedżer oraz trener młodzieży, więc nic tylko korzystać i się rozwijać. W biegu dwunastym zanotowałem upadek na drugim łuku trzeciego okrążenia. Wyglądało to groźnie, ale skończyło się na strachu i wszystko jest w porządku. Była chwila oszołomienia, ale lekarze przebadali i nic mi nie jest. Wjechałem za szeroko, w tą jedyną dziurę, która tam była. Zabrało mi nogę, próbowałem ratować, ale banda się zbliżała.
Rafał Dobrucki - menedżer z Wrocławia - Z pewnością widowisko było przednie. Gratulujemy gospodarzom. Wspólnie z moimi zawodnikami pokazali wspaniałe ściganie. Na końcu jednak liczy się wynik, który nas nie satysfakcjonuje. Zwycięstwo było na widelcu, kilka losowych sytuacji przesądziło o wyniku. Można by teraz dyskutować o zdarzeniu pomiędzy Maćkiem, a Pawłem Przedpełskim. Równie dobrze można było ten incydent potraktować inaczej. Zgubiliśmy ważne punkty, których na koniec nam zabrakło.
Tai Woffinden - Wrocław - Nie ma co tutaj dużo mówić, przegraliśmy. Początek tego sezonu był dziwny, brakowało nam jazdy. To dotyczy jednak wszystkich zawodników więc nie ma mowy o usprawiedliwianiu się. Taka jest Ekstraliga. To najtrudniejsza liga świta! Tutaj nie ma łatwych wyścigów i to jest najlepsze. W Polsce zawsze ścigasz się z kimś szybkim. Ważne żeby razem z całym zespołem skoncentrować się i dać z siebie wszystko. Nieważne na jakim torze i przeciwko jakim zawodnikom jedziesz. Zawsze jest ciężko. Tydzień temu Leszno przyjechało do nas i to spotkanie zremisowaliśmy. Później czekają nas jeszcze mecze chociażby w Gorzowie, Tarnowie, Lesznie. Musimy robić swoje. Przegraliśmy kilkoma punktami, ale nie jest ważne to jak zaczynasz sezon, ważne jak go zakończysz.
Maciej Janowski - Wrocław - Takie biegi jak ten dwunasty w tym meczu powinny być zaliczane. Wypaczyło to jednak trochę wynik końcowy. Doyle nie miał już większych szans, by zaatakować któregokolwiek z naszych zawodników. Cóż, w lidze zagranicznej to byłoby uznane jako zakończone. My w Polsce lubimy jednak się wyróżniać.
Max Fricke - Wrocław - rezerwowy to dla mnie dziwna rola. Traktuje to jako dobrą naukę. Trzeba zawsze być przygotowanym by wyjechać na tor i walczyć. Jestem całkiem zadowolony ze swojego występu. Poprawiłem się względem ostatniego spotkania. Byłem szybki, czułem się dobrze.
Vaclav Milik - Wrocław - Po pierwszym biegu byłem bardzo zadowolony i nic nie zmieniałem. Tymczasem tor zaczął się inaczej zachowywać i wyszło źle. Poszliśmy w drugą stronę, co nic nie dało. Moje notatki przydały się na pierwszy bieg, ale po polaniu toru było zupełnie coś innego. Podczas Best Pairs chodził środek toru, na początku sobotniego meczu szeroka, a pod koniec znów krawężnik. Nie zmienia to faktu, że to zawodnik musi się dostosować. To początek sezonu i nie ma co przesadzać. Każdy z nas nie ma jeszcze na koncie tyle jazd ile trzeba. Moim zdaniem będzie coraz lepiej.
Leszek Demski - szef kolegium sędziów wyjaśnia sytuację z biegu nr 12 - Kościelskiemu poderwało nogę przy wejściu w łuk, odbiło zawodnika, wyprostowało przez co coraz bardziej poszerzał tor jazdy i zahaczył o bandę. To był główny powód upadku. Nie dopatrywałbym się w tym celowości. Zapis regulaminu mówi jasno, że bieg nie jest powtarzany, jeżeli miejsce zdarzenia nastąpiło na czwartym okrążeniu. W tym przypadku do upadku zawodnika doszło na trzecim okrążeniu