2018-04-14 runda zasadnicza
KS Get Well Toruń - Betard Sparta Wrocław
     
Przed meczem drugiej kolejki wszyscy w Toruniu zastanawiali się jak skończy się smutna sprawa z Chrisem Holderem. Po meczu w Gorzowie, żużlowiec w poniedziałek (9 kwietnia) odebrał swój paszport i wizę zgodnie z którą mógł przez 183 dni swobodnie podróżować po starym kontynencie. W Get Well działacze nie robili z tego faktu żadnych fajerwerków, ale zachowywali spokój i unikali jasnych komentarzy. Ostatnie tygodnie tej mało zrozumiałej historii pokazywały bowiem, że lepiej było w ogóle nic nie mówić, niż cokolwiek komentować do momentu pojawienia się Chrisa w Toruniu. W kuluarach mówiło się jednak, że starszy z braci Holderów był w doskonałej formie, a swoje pierwsze kroki po Europie skierował do Jana Anderssona, swojego tunera w Szwecji, gdzie w warsztacie pojawił się też Anders Fjoerd, menedżer Lejonen Gislaved. W czwartek (12 kwietnia) zawodnik pojawił się w Toruniu, gdzie przez dwa dni przygotowywał się do spotkania ze Spartą Wrocław. Nie został jednak awizowany do wyjściowego składu, bowiem jego przyjazd był niepewny, podobnie jak sprzęt i forma sportowa. Nic więc dziwnego, że zawodnik musiał udowodnić swoją wartość w potajemnym sparingu z Orłem Łódź, bowiem meczowa "randka" z niezdyscyplinowanym jeźdźcem była niezwykle ryzykowna. Menedżer Aniołów tak jednak ustawił awizowany skład na mecz ze Spartą, że Holder mógł wskoczyć pod numery 10 lub 12. Pod pierwszym wpisany był Paweł Przedpełski, pod drugim Grzegorz Walasek. Bardziej prawdopodobna była jednak zamiana Holdera na Walaska. I tak też się stało. A całą sytuację w swoim medialnym stylu skomentował menadżer Jacek Frątczak: "W trakcie treningów przyjemnie patrzyło się na jazdę Chrisa Hodera, ale wszystko zweryfikuje mecz. Trening daje jakiś obraz pracy sprzętu czy formy zawodnika, ale staram się tym nie posiłkować. Dla mnie to jest zawsze narzędzie do wyciągania wniosków, co po części pokazał pierwszy mecz w Gorzowie. Nie mamy jednak powodów, żeby czymkolwiek się podniecać. Na inaugurację była walka, niektórzy zasłużyli na pochwałę, ale to tyle. Nie możemy się rozczulać. Mecz przegrany nigdy nie jest meczem wygranym. Przygotowujemy się do spotkania ze Spartą. W końcu pojedziemy składem, który został zaprezentowany w połowie grudnia. Wreszcie mam zespół, który mozolnie budowałem zimą. Tak naprawdę w sobotę będę mógł powiedzieć, że to w stu procentach jest mój Get Well Toruń. To cieszy. Mam teraz nadzieję, że w tym zestawieniu pojedziemy od 1 do 15 wyścigu i wszystko zacznie się krystalizować. Przed meczem w Gorzowie nie było Chrisa Holdera, więc był potrzebny Walasek. Teraz Australijczyk przyjechał i dla Grzegorza nie ma miejsca i to jest bardzo trudny temat i chciałbym zostać dobrze zrozumiany. Jeśli weźmiemy pod uwagę długość turbulencji związanych z Chrisem, to w ubiegłym tygodniu nie można było niczego zakładać. Pewne fakty nie były do końca jasne. Mieliśmy różne informacje, ale w praktyce ten sam stan utrzymywał się tygodniami. W takiej sytuacji trudno mieć nadzieję, że wszystko będzie super. My tego naprawdę nie planowaliśmy. Z Grzegorzem Walaskiem wszystko sobie wyjaśniliśmy i po treningu Grzegorz przyznał, że przy tej konfiguracji składu wolałby mieć komfort i jeździć w innym klubie. Zadał pytanie, czy jest taka możliwość, a my wyraziliśmy zgodę. Zrozumieliśmy go, bo wiemy, że żużel to też biznes. Od początku mówiłem, że nie będziemy blokować zawodnika. Poza tym, za duża liczba żużlowców nie była też komfortowa dla menedżera. Proszę też pamiętać, że pewnych rzeczy nie można było przewidzieć. Tych zwrotów akcji było ostatnio zbyt dużo. Dla mnie pojawienie się Chrisa Holdera w Toruniu jest w sumie sporą niespodzianką, bo jeśli mam być szczery, to przestawałem w to wierzyć. Koncertowaliśmy się na tym, co jest i szukaliśmy zabezpieczenia. Podpisaliśmy z Grzegorzem aneks finansowy. Teraz odchodzi, ale to jest przede wszystkim decyzja zawodnika. Nikt go stąd nie wyrzucał, a już na pewno nie zrobiłem tego ja. Zawarcie umowy było zobowiązaniem ze strony klubu. Wiązały się z tym niemałe kwoty. Nie byłoby tej decyzji, gdyby nie problemy Chrisa Holdera".

Ostatecznie Grzegorz Walasek dołączył do gorzowskiej Stali, która znalazła się w bardzo trudnym położeniu kadrowym. Oto bowiem w tygodniu po meczu z GetWell, podczas meczu ligi brytyjskiej kontuzji doznał kapiatan żółto-niebieskich Martin Vaculik. Działacze Stali i sztab szkoleniowy zmuszeni więc byli szybko poszukać uzupełnienia składu. Wybór padł właśnie na Grzegorza Walaska, bo uznali, że z wszystkich dostępnych na rynku opcji, ta była zdecydowanie najlepsza. Działacze z Gorzowa szybko porozumieli się z władzami KS Toruń i prezes nadwarciańskiego klubu dziękował Ilonie Termińskiej za bezproblemowe wypożyczenie zawodnika do jego drużyny

W tle transferowych wypożyczeń, trwały przygotowania do meczu drugiej kolejki. W Toruniu wszyscy zdawali sobie sprawę z powagi tego spotkania, bowiem mogło ono być pokazem siły zespołu w pełnym już składzie lub powrotem do ubiegłorocznej niemocy. 35:54 na wyjeździe ze Stalą Gorzów można było przełknąć, zważywszy na okoliczności i kontuzję Jasona Doyle'a. Jednak nikt sympatyzujący z klubem z Torunia nie wyobrażał sobie, że już w pierwszym meczu przed własną publicznością przeciwnik wywiezie punkty z Motoareny. Ale doceniano klasę rywala, który przed rokiem nie miał litości dla drużyny gospodarzy i przed Get Well było niełatwe zadanie do wykonania. Zwłaszcza, że dolnośląscy w przeciwieństwie swoich kujawsko-pomorskich rywali prezentowali znacznie lepszą formę w do rozmaitych rozgrywakach krajowych i zagranicznych. Przykładem był choćby Maksym Drabik, który w w eliminacjach Złotego Kasku zasygnalizował swoją wysoką formę i choć nieco zawiódł w inauguracyjnej konfrontacji z Unią Leszno, to inni w drużynie jak choćby doskonale znany w Toruniu Max Fricke, który pokazał się z doskonałej strony podczas Speedway Best Pairs uzupełniali punktowe braki dla drużyny. W Toruniu wymagana była zatem maksymalna koncentracja, a kibice żyli historią toruńsko-wrocławskich pojedynków i w niej upatrywali szansy na sukces, bo trzeba przyznać, że miasto Mikołaja Kopernika nigdy nie było dla wrocławskich żużlowców zbyt szczęśliwe. Tutaj przegrali "wygrany mecz" w 1995 roku, prowadząc przed ostatnim biegiem 44:40 (skończyło się 45:44 dla Aniołów), a sześć lat później polegli w spotkaniu decydującym o złotym medalu Drużynowych Mistrzostw Polski (42:48).Obrazu tego nie zmieniła przeprowadzka torunian na Motoarenę. Do momentu zeszłorocznej wygranej zespół z Dolnego Śląska przegrał od 2009 roku jedenastokrotnie i raz zremisował. Podział punktów miał miejsce na początku sezonu 2015. Wtedy jednak goście także zaprzepaścili swoją szansę, bowiem przed ostatnim wyścigiem prowadzili 43:41, ale najpierw upadek zaliczył Tai Woffinden (pół motocykla Brytyjczyka wylądowało na trybunach), a w powtórce wyjątkowo szybki tamtego dnia Michael Jepsen Jensen dał się wyprzedzić na dystansie Chrisowi Holderowi.
Niestety forma Sparty w ostatnich latach była znacznie wyższa niż Aniołów i w poprzednim sezonie Ślązacy bezwzględnie wykorzystali słabszy sezon Get Well i kontrolując mecz pokonali gospodarzy na Motoarenie (49:41). Świetny występ zanotował wówczas Maciej Janowski, który dał się pokonać dopiero w ostatniej gonitwie. Wicemistrzowie kraju mogli tym samym przystąpić do sobotniej batalii na MotoArenia znacznie bardziej pewni siebie niż zwykle. Co więcej, wiedząc, jak młoda drużyna Sparty potrafi sobie radzić na wyjazdach, w Toruniu zapowiadał się niezwykle wyrównany i ciekawy bój.

Teorie te potwierdziły dwa pierwsze biegi, zakończone remisowo, ale za to aż z trzema ostrzeżeniami za utrudnianie startu. Najpierw w pierwszej gonitwie upomnienie otrzymał Iveresen, a w powtórce po zakończonym biegu podobne ostrzeżenie otrzymał Przedpełski. W drugiej gonitwie sędzia "upolował" na starcie niesfornego Wojdyłę, którego również poczęstował ostrzeżeniem i cała trójka zawodników musiała do końca zawodów bardzo mocno się pilnować, bowiem kolejne ostrzeżenia eliminowały ich z biegów.
Kibice czekali jednak na bieg numer trzy, w którym wyklinany jeszcze kila dni temu Australijczyk Chris Holder, poderwał kibiców zasiadających na Motoarenie z miejsc i wprawił w szał radości. Starszy z braci kapitalnie ograł Macieja Janowskiego i dzięki niemu torunianie po raz pierwszy wyszli na prowadzenie. Menedżer gospodarzy nie mógł być jednak zadowolony, bo w pierwszych pięciu wyścigach jego zawodnicy odnieśli tylko jedno indywidualne zwycięstwo.
Rafał Dobrucki i Jacek Frątczak zupełnie inaczej rozgrywali mecz pod względem taktycznym. Trener gości tym razem dał szansę Damianowi Dróżdżowi i i Andrzejowi Lebiediewowi. Obaj jednak zawiedli, więc w drugiej serii opiekun Sparty nie miał już żadnych sentymentów i zagrał va banque. Na torze dwukrotnie pojawił się Max Fricke. Zmienił zarówno Polaka jak i Łotysza i zrobił różnicę punktową na korzyść przyjezdnych. W powtórce wyścigu szóstego bez problemów ograł Holtę i doprowadził do remisu.
Tymczasem Jacek Frątczak cały czas trzymał w parku maszyn swojego asa Jacka Holdera. Zielonogórzanin miał pewnie niezły mętlik w głowie, bo jak profesor w biegu siódmym pojechał Paweł Przedpełski, który nie dał szans Milikowi i torunianie wrócili na dwupunktowe prowadzenie. Wtedy wydawało się, że młodszy z braci Holderów otrzyma szansę kosztem kogoś z dwójki Jason Doyle - Niels Kristian Iversen, bowiem obaj liderzy Get Well byli bardzo wolni. Tak też się stało. Młody Australijczyk pierwszy raz wyjechał z parkingu dopiero w wyścigu dziewiątym i zmienił ostatecznie Duńczyka. Ale to nie był dobry ruch toruńskiego menedżera. Jack był kompletnie niespasowany do toru i przyjechał do mety daleko za rywalami. Co gorsza, w tym samym biegu Pawła Przedpełskiego ograł Maciej Janowski i w meczu ponownie na tablicy wyników widniał remis!
Na szczęście dla Frątczaka w kolejnych biegach obudził się Doyle, który w dziesiątym biegu przyjechał do mety tuż za plecami piekielnie szybkiego Chrisa Holdera. Martwić mogła natomiast współpraca Rune Holty z Danielem Kaczmarkiem. Norweg z polskim paszportem był wprawdzie coraz szybszy i wygrał swój trzeci bieg, ale kompletnie nie oglądał się na swojego kolegę z pary. Przyblokował go w pierwszym łuku i Kaczmarek spadł na ostatnią pozycję.
Niecodzienny przebieg miał wyścig jedenasty, kiedy to hak motocykla Maciej Janowskiego dostał się w przednie koło Pawła Przedpełskiego. Obaj zawodnicy jechali z niewielką prędkością złączeni przez kilkadziesiąt metrów, aż do szczytu drugiego łuku. Mocniej ucierpiał wychowanek klubu z Torunia, ale to Sparta miała problem, bo sędzia wykluczył z powtórki Janowskiego. Na szczęście wrocławian uratował w powtórce Max Fricke. Chwilę później mógł być już remis, bo znowu słabo jechał Jason Doyle. Sparta wiozła podwójne zwycięstwo, ale na ostatnim miejscu upadek zanotował Marcin Kościelski, który został momentalnie wygwizdany przez fanów Sparty. Bieg został powtórzony i zakończył się wygraną Doyle'a. Wrocławianie musieli być wściekli, bo zamiast remisu torunianie ciągle mieli cztery punkty zaliczki, a po kolejnym kapitalnym występie Holdera prowadzili przed biegami nominowanymi już 42:36.
Rafał Dobrucki kolejny raz nie miał nic do stracenia. W wyścigu czternastym zdecydował się na podwójną rezerwę taktyczną. Tai Woffinden minął na ostatnim łuku Pawła Przedpełskiego, a Max Fricke uporał się ze słabym Doyle'em i goście mieli szansę na drugi w tym sezonie remis. Duet Holta - Holder na to jednak nie pozwolił. Świetną robotę kolejny raz wykonał Australijczyk, który przyblokował Macieja Janowskiego i ten spadł na ostatnią pozycję. Get Well ostatni bieg zremisował, ale wygrał mecz i kibice w końcu mogli odetchnąć z ulgą.

Podsumowując. Jacek Frątczak przed meczem mówił, że czas wypędzić z Torunia demona i sprawić, by na Motoarenie zaczęły rządzić anioły. Do panowania Get Well było jeszcze daleko, bo spotkanie ze Spartą pokazało, że zespół miał ciągle duże rezerwy. Najważniejsze było jednak zwycięstwo, którego torunianie potrzebowali jak tlenu. Ciekawe było to, że gospodarze odnieśli je przede wszystkim dzięki zawodnikom, którzy byli na Motoarenie już w ubiegłym roku, a to oznaczało, że z transferów wielkiego pożytku na razie nie było. Tak naprawdę spłacał się tylko Rune Holta. Inna sprawa, że trudno obwiniać Jasona Doyle'a, który po fatalnym upadku w Gorzowie wsiadł na motocykl i robił co mógł, żeby pomóc drużynie. Bardziej martwiła forma Nielsa Kristiana Iversena, ale Frątczak obiecywał, że znajdzie na to sposób. Get Well był pewny, że gwiazdy w kolejnych meczach zaczną świecić. Wtedy torunianie mieli być zespołem bez słabych punktów. Bohaterem meczu był Chris Holder, który z uśmiechem na twarzy wymachiwał przed kamerami nc+ swoim paszportem, jednak nikt nie przypuszczał, że jego obecność okaże się aż tak cenna. Aż strach pomyśleć, co zrobiłaby prasa z Australijczykiem, gdyby ten nie pojechał w toruńskim zespole, przeciwko Sparcie. Różnicę zrobił już w pierwszym biegu, kiedy w kapitalnym stylu ograł Macieja Janowskiego. Później to przede wszystkim on ciągnął wynik zespołu. W ostatnim wyścigu, kiedy ważyły się losy spotkania, również stanął na wysokości zadania. Nie wygrał, ale skutecznie przyblokował Janowskiego i dzięki temu Get Well mógł cieszyć się z pierwszego ligowego triumfu. Należy w tym miejscu podkreślić, że nieobecność Chrisa Holdera spowodowała niemały chaos w Toruniu i konieczność sięgnięcia po Grzegorza Walaska. W związku z absencją w klubie zastanawiano się nad konsekwencjami jakie poniesie zawodnik w związku z zamieszaniem do którego doszło. Klub poniósł bowiem określone koszty związane z zastępstwem zawodnika i podpisaniem innego kontraktu. Postanowiono jednak w nie drążyć sprawy i Chris miał odpokutować swoją winę dobrą jazdą na torze.
Jeśli chodzi o Spartę, to nie było dramatu, ale przy takiej postawie niektórych zawodników wrocławianie mogą mieć w tym roku problemy. Drużyna Rafała Dobruckiego miała dziury w składzie. Dwóch zawodników nie dostarcza żadnych punktów, a liderzy są bardzo nieregularni. Po meczu na Motoarenie pretensji nie można mieć w zasadzie tylko do Taia Woffindena i Maxa Fricke. Przyzwoicie pojechał jeszcze Maksym Drabik. Reszta zawiodła.

Po zawodach powiedzieli:
Jacek Frątczak
- menadżer z Torunia - Skupiamy się już na następnym meczu. W tym meczu zarówno zawodnicy, jak i wszystkie inne osoby pracujące z drużyną, wykonały kawał dobrej roboty. Liczy się wygrany mecz i dwa punkty w tabeli. Pierwszy raz jechaliśmy w pełnym składzie i wygrała drużyna lepsza. Zwycięstwo po takim spotkaniu jest bardzo cenne. Mam wrażenie, że było trudno, ale dzięki temu w przyszłości będzie łatwiej, bo zbudował się zespół. Chris zaliczył świetny występ. Na jego powrót byłem bardzo dobrze przygotowany, także pod względem organizacyjnym. Czwartkowy tajemniczy sparing okazał się pomocny. Australijczyk oddał nam w tym meczu całego siebie. Chciałbym powiedzieć o nim coś jeszcze. Widzę, że teraz zachowuje się zupełnie inaczej. Jest bardzo spokojny i optymistycznie nastawiony do jazdy. Czerpie z tego przyjemność. Widziałem to już w czwartek. Decyzja była oczywista. Musiał pojechać w tym meczu. Poza tym, mistrzem świata nie zostaje się przez przypadek.
Świetnie pojechał też Paweł Przedpełski. W jego jeździe jest więcej spokoju w ocenie tego, co dzieje. Nikt mi wcześniej nie wierzył, wszyscy skazywali na pożarcie, a Przedpełskiemu ścinali głowę. Byłem tym wszystkim zdziwiony, bo doskonale wiem, co dzieje się na zapleczu mojej drużyny. Wykonaliśmy olbrzymią pracę. A co do Pawła, to uważam, że ten mecz otworzy go na jeszcze lepszą jazdę. Bardzo mi zaimponował i przy okazji potwierdził, że oceny po sparingach można włożyć między bajki.
Naszym nowym obcokrajowcom brakuje jednak regularnej jazdy. Jason miał ciężki upadek. Konsekwencji zdrowotnych wprawdzie nie było, ale na wejściu w sezon takie sytuacje działają jak hamulec. Niels potrzebuje z kolei więcej wyczucia sprzętu. Ma z tym na razie problem, ale rozwiążemy to. Już w ostatnim biegu odzyskiwał prędkość. Ponownie apeluję o spokój. To klasowi zawodnicy, więc proszę nie tworzyć kolejnych czarnych wizji.
W meczu postawiłem Daniel Kaczmarek miał trochę pretensji do Holty i musze z nim o tym porozmawiać. Zawodnik podczas zawodów jest poddany dużej presji, a wtedy mówi się różne rzeczy. Co do współpracy Holty z młodzieżowcami, to zawsze może być lepiej, ale absolutnie nie zamierzam publicznie rozkładać tego tematu na czynniki pierwsze. Wiem, o której sytuacji mówi nasz junior i nie robiłbym z tego afery. Tam była walka o to, żeby dostać się do najszybszej ścieżki. Poza tym, w tym meczu trudno było jechać parą. Rywal był bardzo wymagający, a tor stwarzał możliwości do kapitalnego ścigania.

Rune Holta - Toruń - To był bardzo trudny mecz. Nie było żadnych łatwych biegów. Wrocławianie walczyli niezwykle mocno. Jest to początek sezonu więc nikogo nie omijały trudności. Najważniejszy jest jednak końcowy wynik.

Chris Holder - Toruń - jestem szczęśliwy. Pojawiły się uśmiechy, nie tylko u mnie. Teraz chcemy na tej fali polecieć wyżej. To była długa droga, żeby znaleźć się w Toruniu. Jechałem pod presją, ze względu na niezbyt miłe komentarze. Wielu miało problem związany z moją osobą. Dobrze znów robić swoje. Najważniejsze, że drużyna zwyciężyła. Gdybym mógł pojawić się wcześniej, to przecież bym tak zrobił. Wszystkie te plotki na mój temat to kompletne bzdury. Nie miałem paszportu, to wszystko. Chciałem przyjechać, ale bez dokumentów to było po prostu niemożliwe. Faktycznie życie ostatnio nieco zwariowało, ale to już tylko i wyłącznie moje sprawy.\

Paweł Przedpełski - Toruń - W końcu mam dwucyfrówkę. Świetne zawody, bardzo dużo mijanek. Kibice nie mogli chyba narzekać. W jedenastym biegu doszło do dziwnej sytuacji, gdy szczepiłem się motocyklem z Maciejem Janowskim. Ja chciałem wejść wąsko, a Maciej jeszcze węziej. Przypadkowo mnie niestety zahaczył. Zdarzają się i takie sytuacje. Jego hak wyciął mi wszystkie szprychy w przednim kole. To chyba i tak lepiej, że zostałem u niego na motocyklu. Mogłem przecież przelecieć przez kierownicę. To było przy dużej prędkości. Czegoś takiego jeszcze nie miałem. Śmiesznie to wyglądało. Mieliśmy ubaw z chłopakami, że jechałem jak na sidecarach. Mam tylko lekkie obdarcia. Nic złego się nie stało.

Marcin Kościelski - Toruń - Można powiedzieć, że debiut przed własną publicznością zaliczony. Fajnie, że udało się wywalczyć ten punkcik. 3:3 to zawsze nie w plecy. Nie chciałem wjeżdżać za Daniela Kaczmarka, szanowałem to co miałem. Spodziewałem się większego stresu, ale podszedłem do tego jak do treningu. Mam świetnego trenera mentalnego, wspiera mnie menedżer oraz trener młodzieży, więc nic tylko korzystać i się rozwijać. W biegu dwunastym zanotowałem upadek na drugim łuku trzeciego okrążenia. Wyglądało to groźnie, ale skończyło się na strachu i wszystko jest w porządku. Była chwila oszołomienia, ale lekarze przebadali i nic mi nie jest. Wjechałem za szeroko, w tą jedyną dziurę, która tam była. Zabrało mi nogę, próbowałem ratować, ale banda się zbliżała.

Rafał Dobrucki - menedżer z Wrocławia - Z pewnością widowisko było przednie. Gratulujemy gospodarzom. Wspólnie z moimi zawodnikami pokazali wspaniałe ściganie. Na końcu jednak liczy się wynik, który nas nie satysfakcjonuje. Zwycięstwo było na widelcu, kilka losowych sytuacji przesądziło o wyniku. Można by teraz dyskutować o zdarzeniu pomiędzy Maćkiem, a Pawłem Przedpełskim. Równie dobrze można było ten incydent potraktować inaczej. Zgubiliśmy ważne punkty, których na koniec nam zabrakło.

Tai Woffinden - Wrocław - Nie ma co tutaj dużo mówić, przegraliśmy. Początek tego sezonu był dziwny, brakowało nam jazdy. To dotyczy jednak wszystkich zawodników więc nie ma mowy o usprawiedliwianiu się. Taka jest Ekstraliga. To najtrudniejsza liga świta! Tutaj nie ma łatwych wyścigów i to jest najlepsze. W Polsce zawsze ścigasz się z kimś szybkim. Ważne żeby razem z całym zespołem skoncentrować się i dać z siebie wszystko. Nieważne na jakim torze i przeciwko jakim zawodnikom jedziesz. Zawsze jest ciężko. Tydzień temu Leszno przyjechało do nas i to spotkanie zremisowaliśmy. Później czekają nas jeszcze mecze chociażby w Gorzowie, Tarnowie, Lesznie. Musimy robić swoje. Przegraliśmy kilkoma punktami, ale nie jest ważne to jak zaczynasz sezon, ważne jak go zakończysz.

Maciej Janowski - Wrocław - Takie biegi jak ten dwunasty w tym meczu powinny być zaliczane. Wypaczyło to jednak trochę wynik końcowy. Doyle nie miał już większych szans, by zaatakować któregokolwiek z naszych zawodników. Cóż, w lidze zagranicznej to byłoby uznane jako zakończone. My w Polsce lubimy jednak się wyróżniać.

Max Fricke - Wrocław - rezerwowy to dla mnie dziwna rola. Traktuje to jako dobrą naukę. Trzeba zawsze być przygotowanym by wyjechać na tor i walczyć. Jestem całkiem zadowolony ze swojego występu. Poprawiłem się względem ostatniego spotkania. Byłem szybki, czułem się dobrze.

Vaclav Milik - Wrocław - Po pierwszym biegu byłem bardzo zadowolony i nic nie zmieniałem. Tymczasem tor zaczął się inaczej zachowywać i wyszło źle. Poszliśmy w drugą stronę, co nic nie dało. Moje notatki przydały się na pierwszy bieg, ale po polaniu toru było zupełnie coś innego. Podczas Best Pairs chodził środek toru, na początku sobotniego meczu szeroka, a pod koniec znów krawężnik. Nie zmienia to faktu, że to zawodnik musi się dostosować. To początek sezonu i nie ma co przesadzać. Każdy z nas nie ma jeszcze na koncie tyle jazd ile trzeba. Moim zdaniem będzie coraz lepiej.

Leszek Demski - szef kolegium sędziów wyjaśnia sytuację z biegu nr 12 - Kościelskiemu poderwało nogę przy wejściu w łuk, odbiło zawodnika, wyprostowało przez co coraz bardziej poszerzał tor jazdy i zahaczył o bandę. To był główny powód upadku. Nie dopatrywałbym się w tym celowości. Zapis regulaminu mówi jasno, że bieg nie jest powtarzany, jeżeli miejsce zdarzenia nastąpiło na czwartym okrążeniu. W tym przypadku do upadku zawodnika doszło na trzecim okrążeniu

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt