Mecz cieszył się sporym zainteresowaniem, ale początkowo żadna telewizja również
ta internetowa nie miała pokazać tego spotkania na żywo. Ostatecznie na
wysokości zadania stanął toruński Prezydent Michał Zalewski i wspólnie z
Przemysławem Termińskim opłacił transmisję internetową, by kibice w Toruniu
mogli oglądać na żywo swoich ulubieńców.
A drużyny przystąpiły do meczu w niezmienionych składach, bowiem małe roszady
zaistniały tylko w ustawieniu par juniorskich. Na takie spotkanie gdańscy kibice
czekali od lat. Działacze Wybrzeża dawno marzyli o takiej frekwencji, na
trybunach nie można było wcisnąć nawet szpilki. Fani zgromadzeni na Stadionie
im. Zbigniewa Podleckiego liczyli na przynajmniej pięciopunktowe zwycięstwo, co
oznaczałoby sensacyjny awans do Ekstraligi i pierwszy spadek torunian po 42
latach. Okazało się, jednak że rozbudzone ambicje nad morzem to było zdecydowanie za mało
na bojowo usposobione Anioły i nadzieje gdańszczan zostały bardzo szybko rozwiane przez rywali. Pierwszy cios
zadali juniorzy, a na deskach Zdunek Wybrzeże znalazło się po tym, jak Grzegorz
Walasek i Michael Jepsen Jensen pokonali podwójnie gdańskich Duńczyków. Przewaga
Get Well w dwumeczu wzrosła do dwunastu punktów, co patrząc na dyspozycję
torunian wydawało się już nie do odrobienia.
Gospodarze starali się zniwelować straty, jednak
mieli w składzie zbyt mało armat. Pierwsze oznaki radości fanom żużlowcy z
Gdańska dali w 5. biegu, kiedy Mikkel Bech zwyciężył, a Anders Thomsen dojechał
na trzeciej pozycji. To jednak bardziej objeżdżeni w rywalizacji o stawce goście
pokazali, że mają wiele argumentów. Kiedy siódmy wyścig wygrał znakomity tego
dnia Chris Holder, na tablicy wyników widniał już rezultat 16:26, w dwumeczu
było 73:59 dla torunian. W kolejnych biegach zawodzili Anders Thomsen i Troy
Batchelor. Obaj dołożyli do dorobku zespołu dużo mniej punktów, niż się
spodziewano. Thomsenowi, zaufano do tego stopni, że wystawiono go pod trudnym
numerem 12, zakładając, że sobie poradzi. Zapewne gdyby wspomniana dwójka
pojechała na takim poziomie jak Kacper Gomólski, mecz potoczyłby się inaczej.
Z kolei żużlowcy z Torunia jechali tak, jak kibice z tego miasta życzyliby sobie przez cały sezon. Szybki był Grzegorz Walasek, a dla Michaela Jepsena Jensena nie było straconych pozycji. To oni pociągnęli w Gdańsku wynik Get Well Toruń, prowadząc swoją drużynę do awansu. Walasek mimo swoich lat w kolejnym meczu barażowym pokazał, że można na niego liczyć. Zupełnie przyćmił Chrisa Holdera, u którego można postawić mały minus. Australijczyk, podobnie jak w całym sezonie, jechał nierówno. Zawodnikowi z takim nazwiskiem nie powinny się przytrafić dwa zera.
Po dwunastym wyścigu drużyna z Ekstraligi zapewniła sobie byt w najwyższej lidze świata. Szesnaście punktów różnicy w Gdańsku i dwadzieścia w dwumeczu, to był nokaut. Torunianie nie musieli śrubować wyniku i spokojnie zwyciężyli w Gdańsku 50:40. Niedzielne spotkanie pokazało, że różnice między ligami są znaczne i ubiegłotygodniowy wyrównany mecz był bardziej wpadką Get Well, niż pokazem sił Zdunek Wybrzeża. Gdańszczan czeka teraz kolejny sezon w Nice 1 Lidze Żużlowej.
Podsumowując barażowy dwumecz, można było odnieść wrażenie, że toruński zespół zgubił grzech sportowej pychy, w którym myśleli, że bez problemu uporają się z pierwszoligowym wicemistrzem. Niestety ten sam grzech zgubił gdańszczan, którzy po nikłej czteropunktowej porażce myśleli, że mecz na własnym torze będzie spacerkiem. Niestety jak się miało okazać po spotkaniu mecz miał mieć swój dalszy ciąg, bowiem na konferencji prasowej wyszły na jaw pewne fakty, które miała wyjaśnić prokuratura.
Po zawodach powiedzieli:
Ilona Termińska - prezes z Torunia - kamień spadł z serca. Emocje biorą w
tej chwili górę, ale na pewno się cieszymy. Za nami piekielnie ciężki sezon.
Najpierw sprzęt, później kontuzje, a na końcu wszystko się skumulowało. Drużyna
się zmobilizowała, wszyscy wiedzieli o co jadą i to jest fajne. Sądziliśmy, że
ten pierwszy mecz potoczy się inaczej, szczególnie po pierwszych trzech biegach,
ale żadnego przeciwnika nigdy nie należy lekceważyć.
Czeka nas przebudowa drużyny, przebudowa spraw organizacyjnych, ale jest nowy
menedżer i będziemy działać. Mamy konkretne plany i mam nadzieję, że nasze
przewidywania i chęci się potwierdzą.
Jacek Frątczak - menedżer z Torunia -
Denerwowałem się do soboty, potem już nie miałem sił. Wykonaliśmy swoją pracę,
pozostał już tylko sport. Czułem, że jestem dobrze przygotowani. W sobotę po
treningu zawodnicy sami zauważyli, że pierwszy raz od tygodnia uśmiechnąłem się.
Mam wrażenie, że w dwumeczu barażowym żaden klub nie panował nad swoim torem, a
te 14 punktów odzwierciedla różnicę w potencjale obu zespołów. Przyznaję jednak,
że na Motoarenie dwa biegi źle rozegraliśmy, nie trafił ze sprzętem Jacka Holdera, do tego defekt Chrisa. Trochę nam się wynik rozjechał. A może dobrze,
że tak się stało? Gdybyśmy wygrali wyżej, to może bardziej byśmy się rozluźnili
przed rewanżem, a tak do końca była pełna mobilizacja.
Jestem już zmęczony po ostatnich tygodniach i marzę teraz o pójściu pod
prysznic, pojechaniu do domu i przytuleniu się do dzieci, poduszki i psa. Trochę
byłem zaskoczony bardzo negatywnym nastawieniem opinii publicznej. Nie ma jednak
żadnego triumfalizmu czy rewanżyzmu, choć kibice z Torunia teraz mogą trochę
odreagować. Chcę podziękować klubowi z Gdańska za fantastyczne widowisko
sportowe. Można to tak zrobić jak Mirek Kowalik i Jego Kapela. Mamy znakomite
relacje osobiste i należy się wspierać, niezależnie jak to będzie wyglądało.
Jestem przekonany, że przed kolejnym sezonem odjedziemy z gdańszczanami sparingi
i jesteśmy na to otwarci, a Mirka Kowalika widzę zawsze chętnie na stadionie,
czy w parkingu. Od samego rana czułem się jak u siebie w domu. Dziękuję moim
zawodnikom za to, że uwierzyli, że ten mecz można potraktować interwałowo i
stanęli na wysokości zadania. Włożyli w to mnóstwo czasu i nerwów, a moje
zadanie polegało na tym, by dać im spokój i komfort jazdy. Przygotowaliśmy się
odpowiednio mimo turbulencji torowych i pogodowych, a ja sam jestem osobą ułomną
jeśli chodzi o sprawy mentalne i sam mocno pracuję z psychologiem. Grand Prix
spędziłem w hotelu, by uzyskać spokój, który przekazałem zawodnikom. Dziękuję
kibicom obu drużyn i Tadeuszowi Zdunkowi za to, że jego ekipa zrobiła
mistrzostwo świata i w godzinę przygotowała będący w fatalnym stanie tor do
jazdy. Duży szacunek dla gdańszczan.
Nam skórę uratował Grzegorz Walasek. Świetnie się przygotował do barażów, ma
dobrą końcówkę sezonu, potraktował swoje obowiązki profesjonalnie. Znamy się
kilkanaście lat, przeszliśmy wiele razem. Mam dużą satysfakcję, że to on dołożył
tak wiele dla drużyny.
Jeśli chodzi o sprawy poza sportowe, to jestem zszokowany słowami prezesa
Zdunka. Podobnie, jak cała opinia publiczna będę teraz niecierpliwie czekał na
szczegóły
Michael Jepsen Jensen - Toruń - Był to
bardzo dobry mecz w naszym wykonaniu. Mieliśmy dobre starty i zwyciężyliśmy w
tym spotkaniu. Wiedzieliśmy, jakie jest nasze zadanie, bo na Motoarenie nie
odnieśliśmy przekonywującego zwycięstwa. Uczulano nas, że to będzie ciężki
pojedynek oraz że powinniśmy wycisnąć jak najwięcej z pierwszego startu.
Panowała fantastyczna atmosfera, team spirit, pomagaliśmy sobie od samego
początku. Ja sam zdecydowanie czuję, że wykonałem dobrze swoją pracę. Oczywiście
chciałoby się, żeby było jeszcze lepiej, ale porównując z ostatnim sezonem w
Polsce, moja forma była bardziej ustabilizowana i przez to wypadłem lepiej w
końcowym rozrachunku. Wierzę, że jestem na właściwej ścieżce.
Bardzo się cieszę, że mogłem ponownie ubrać kevlar klubu z Torunia. Najbliższa
przyszłość pokaże co ze mną będzie.
Paweł Przedpełski - Toruń - Dostałem w tygodniu niesamowitą ilość wiadomości różnego typu. Nagonka była straszna, chciano abyśmy spadli z ligi. Ciężko aż sobie to wyobrazić. Cieszę się, że zwyciężył sport. Bardzo fajnie jest utrzeć nosa wszystkim tym, co nam źle życzą. Zawsze się tacy znajdą, więc tym większa jest nasza satysfakcja z tego, co udało się zrobić. Trzeba się cieszyć z osiągniętego celu. Najważniejsze, że teraz już możemy być spokojni. Wcześniej było jednak nerwowo, a według mnie zaważyły te mecze u siebie przegrane 44:46. Tabela przy wygraniu tych spotkań wyglądałaby zupełnie inaczej. Naprawdę nie brakowało dużo, żeby być w dużo lepszym położeniu. Cóż, taki jest żużel. Unia Leszno też miała katastrofalny sezon, a nagle rok później zrobiła mistrza Polski praktycznie niezmienionym składem. Tu nie ma reguł. W sporcie liczy się też szczęście. Ja tego szczęścia w tym sezonie za wiele nie miałem, a wszystko zmierza już we właściwym kierunku i szkoda, że sezon już się kończy. Dopiero co zacząłem fajnie jechać. Wcześniej doskwierał mi brak startów. Od połowy sezonu miałem jednak więcej regularnej jazdy i od razu przełożyło się to na wyniki. To pokazuje, że do walki z najlepszymi konieczna jest duża ilość występów. Dobrze jest kończyć rok z uśmiechem na ustach.
Chris Holder - Toruń - Wygraliśmy i to tyle. Cóż mogę więcej powiedzieć. Cieszę się, ale to był ciężki sezon. Moim problem są silniki. To frustrujące, że ja dysponuję sześcioma jednostkami od Petera Johnsa, a żaden z nich nie działa tak dobrze, jak silniki Zagara. Jeden jest całkiem niezły i to właśnie na nim wjechałem do finału Grand Prix w Teterow. Relacje z Peterem nie zmieniają się, ale po prostu w tym momencie nie mogę odnaleźć się na jego silnikach. Będę startował na sprzęcie od Johnsa do końca sezonu, a potem pomyślę, co będzie dla mnie najlepsze w 2018 rok.
Daniel Kaczmarek - Toruń - Jeżdżąc w Krakowie, też miałem okazję startować pod presją w finałach. Ten mecz barażowy w Gdańsku miał swoje ciśnienie, zresztą tak jak każdy. Jednak mogę go zaliczyć do tych najbardziej stresujących. Chcieliśmy już u siebie zbudować dużą przewagę, by na rewanż jechać w spokoju, ale nie wyszło. Zawaliliśmy, ale na szczęście udało się obronić przewagę w Gdańsku, z czego bardzo się cieszymy. Nawierzchnia pasowała nam chyba nawet bardziej niż ta domowa. Gdańszczanie u nas świętowali, teraz rolę się odwróciły. Pojechaliśmy jak drużyna, każdy dał wszystko od siebie. Tydzień nie był wesoły, nie chciałbym tego więcej przeżywać. Przyjechaliśmy w ciemno, nie patrzyliśmy w przeszłość i udało się.
Krzysztof Cegielski - komentator
żużlowy, były zawodnik - Myślę, że było to prawdziwe żużlowe święto. Warto o tym
wspomnieć, zwłaszcza w kontekście ostatnich opinii odnośnie tego, po co
rozgrywać baraże czy mecze o brąz. Być może rywalizacja gdańszczan z torunianami
nie przyćmiła play-offów Ekstraligi, ale na finiszu sezonu było to wydarzenie
zdecydowanie numer jeden. Z dużą radością spoglądałem też na wypełnione w
Gdańsku trybuny. To kolejny powód, dla którego warto było tę rywalizację
zorganizować. Jednocześnie Get Well należą się pochwały, bo zespół z Torunia
opanował trudną sytuację po pierwszym meczu u siebie. Jeszcze większe słowa
uznania mam jednak dla Wybrzeża. Uważam, że gdańszczanie naprawdę mogą być z
siebie dumni. Rzadko się zdarza, by 1-ligowiec napędził aż tak dużego stracha
ekstraligowcowi. Byłem na Grand Prix w Toruniu, gdzie rozmawiałem z działaczami
czy sponsorami. Była naprawdę duża obawa przed meczem w Gdańsku i brano pod
uwagę czarny scenariusz, jakim byłby spadek.
Mimo braku awansu, Wybrzeże może rozpatrywać ten sezon w kategoriach sukcesu.
Liczę, że nie pogrążą się w smutku. Nie ma zresztą powodu do narzekań, bo jak
widać, wszystko w tym klubie zmierza w dobrą stronę. Na bazie tego, co jest
obecnie, można budować coś jeszcze lepszego. Może te baraże będą sygnałem dla
miasta i sponsorów, że należy w ten klub jeszcze bardziej zainwestować. W
przeciwieństwie do paru innych klubów, gdańszczanie wzięli na swoje barki spłatę
części długów i się z tego postanowienia wywiązali. Za to należy się prezesowi
Zdunkowi szacunek.
Mirosław Kowalik - trener z Gdańska - Jestem zawiedziony, bo powinniśmy ten mecz wygrać. To jednak toruński zespół się utrzymał. Byłem przekonany, że jesteśmy w stanie tego dokonać, ale nie da się rozstrzygnąć meczu na swoją korzyść mając dwóch punktujących zawodników. Nie było komu jechać z rezerwy taktycznej i słabo wypadliśmy na naszym torze. Oczywiście byliśmy przekonani, że nie będzie to spacer, ale mając dziury w składzie nie da się wygrać.
Kacper Gomólski - Gdańsk - Bardzo chcieliśmy wygrać, ale cóż, chciałbym coś powiedzieć, ale wolę ugryźć się w język. Każdy widział nasz tor i może wyciągnąć wnioski. Na takim samym torze przegraliśmy wysoko z Wandą Kraków. Trzeba było zaryzykować, a nie bać się pogody.
Mikkel Bech - Gdańsk - Jak bym wiedział, co zrobić, by było lepiej, to bym to zmienił w trakcie meczu. Nie byliśmy, niestety, odpowiednio skoncentrowani na starcie i nie potrafiliśmy wejść w mecz. Torunianie znów nas pokonali, choć daliśmy z siebie wszystko. Osobiście dla mnie był to jeden z najlepszych meczów w tym sezonie. Czułem się na torze podobnie jak w meczach z Unią i na tym torze jeździło mi się tak samo.
Tadeusz Zdunek - prezes z Gdańska - Na
pewno nie jestem w pozytywnym nastroju. Trzy lata budowaliśmy drużynę, a pewni
ludzie nam to zakłócili. Naszym największym atutem była atmosfera, której teraz
nie ma. Nie wiadomo, czy uda się to odbudować. Niestety przed zawodami atmosfera
nie była sportowa. Naszym zawodnikom składano dziwne propozycje. Już w niedzielę
podczas meczu było widać, że jeden do drugiego ma mnóstwo podejrzeń. Właśnie
atmosfera była naszym największym atutem, teraz wszystko zostało zniszczone. To
mocno zniechęca, bo budowaliśmy młody, perspektywiczny zespół po to, by osiągać
z nim sukcesy. Wszystko ujawnimy w poniedziałek, bowiem mamy 15 minutowe
nagranie rozmowy z propozycją korupcyjną.
W każdym środowisku są tacy co biorą i tacy, co są uczciwi i mają kręgosłup
moralny. Rozmawiałem z tym zawodnikiem i zgodziliśmy się co do jednego - do
końca kariery miałby łatkę oszusta. Jak ktoś raz weźmie łapówkę, wszyscy myślą,
że bierze zawsze
I tak jak powiedział prezes GKS-u się stało.
Materiały dowodowe, mające znamiona korupcji zostały przekazane do prokuratury,
a gdański klub wydał oświadczenie:
"Szanowni Państwo,
W pierwszej kolejności pragniemy podziękować Państwu za tak liczne przybycie na
wczorajszy mecz. Wiara oraz siła, którą daliście Państwo zawodnikom były ogromne
i wierzymy, że nasz stadion może tak wyglądać podczas każdych zawodów ligowych
rozgrywanych w Gdańsku. Niestety, przeciwnik okazał się lepszy. Z tego miejsca
pragniemy pogratulować drużynie toruńskiej zwycięstwa i utrzymania w PGE
Ekstralidze.
Na tym zdaniu powinniśmy zakończyć, jednakże w minionym tygodniu miały miejsce
wydarzenia, które nie powinny się zdarzać w sporcie i o których zmuszeni
jesteśmy Państwa poinformować. W środę jednemu z zawodników zespołu Zdunek
Wybrzeże Gdańsk została przedstawiona propozycja gratyfikacji finansowej oraz
kontraktu w zespole na sezon 2018 w zamian za słabą postawę podczas meczu
barażowego. Zawodnik propozycję odrzucił oraz natychmiast poinformował o
zaistniałej sytuacji zarząd GKŻ Wybrzeże. Dzień później propozycja została
ponowiona, a zawodnikowi zaproponowano wyższą gratyfikację niż w środę. Oferta
ponownie została odrzucona. Na prośbę zawodnika Zarząd klubu wstrzymał się z
wszelkimi działaniami w tej sprawie do wczoraj. Naszą intencją było zapewnienie
zawodnikom maksymalnego komfortu psychicznego do niedzielnych zawodów. W
niedzielę rano podczas wspólnego śniadania pozostali zawodnicy Zdunek Wybrzeże
zostali poinformowani o złożonej propozycji i wszyscy jednoznacznie zaprzeczyli,
by przyjęli jakiekolwiek oferty tego typu.
Podsumowując pragniemy podkreślić, iż nie mamy żadnych podstaw by twierdzić, że
którykolwiek z zawodników Zdunek Wybrzeże Gdańsk zaprezentował w niedzielnych
zawodach niesportową postawę, a zespół z Torunia zwyciężył w barażowej
rywalizacji w sposób nieuczciwy. Co więcej wierzymy, że wszystko odbyło się w
sportowej walce. Jednakże posiadamy niezaprzeczalne, twarde dowody, że
propozycja korupcyjna została złożona co najmniej jednemu z naszych zawodników i
w naszej opinii jest to sytuacja absolutnie niedopuszczalna i patologiczna. Mamy
też podstawy sądzić, że ta sytuacja negatywnie wpłynęła na atmosferę w naszym
zespole oraz przygotowanie psychiczne zawodników do meczu. Sprawa wraz z
materiałem dowodowym została przekazana policji oraz zostanie dziś przekazana do
władz Polskiego Związku Motorowego i PGE Ekstraligi. Wierzymy, że
przedstawiciele związku dołożą wszelkich starań, by odpowiednio ukarać sprawców,
a sport żużlowy pozostanie wolny od korupcji i niesportowych postaw."
Działacze gdańskiego klubu nie chcą szerzej komentować sprawy i nie będą w
najbliższym czasie odpowiadać na żadne pytania dotyczące sytuacji. Sprawą zajęły
się już właściwe organy.
Stanowisko w sprawie zajął też Klub Sportowy
Toruń
"W związku z ostatnimi wydarzeniami oraz doniesieniami prasowymi dotyczącymi
próby wpłynięcia na postawę jednego z zawodników gdańskiego klubu żużlowego
przed wczorajszym spotkaniem barażowym, Klub Sportowy Toruń S.A. pragnie
poinformować, że nie jest stroną w sprawie i nie ma nic wspólnego z zaistniałą
sytuacją. Od początku #GramyFair i jesteśmy przekonani, że wszczęte postępowanie
w pełni to potwierdzi.
Jednocześnie Zarząd KS Toruń pragnie podziękować GKŻ Wybrzeże Gdańsk za sportową
rywalizację oraz emocje jakich w obu spotkaniach nie brakowało, a także kibicom
oraz sponsorom "Aniołów" za wsparcie i wspaniały doping oraz jedność w trudnych
chwilach. DO KOŃCA RAZEM!
Zarząd KS Toruń".
Sprawę jednak nie jednoznacznie komentowali
prawnicy:
Jerzy Synowiec - prawnik, były prezes klubu z Gorzowa - Sytuacja jest
niezręczna, bo takie wydarzenie z pewnością nie powinno mieć miejsca przed tak
ważnym meczem. Do ukarania Get Well droga jest jednak daleka. Tu trzeba
udowodnić, że zleceniodawca działał w porozumieniu z toruńskim klubem. Na razie
możemy domniemywać, że mamy do czynienia z człowiekiem, który mógł mieć złe
intencje i chciał psychicznie wpłynąć na zawodnika. Ekstraliga Żużlowa nie może
akceptować takich sytuacji. Z drugiej strony ciężko będzie z tym cokolwiek
zrobić. Każdy może zadzwonić do zawodnika i próbować mu robić wodę z mózgu. Tego
nie opanujemy. Tak się zastanawiam, czy w tym przypadku nie mieliśmy do
czynienia z prowokacją. Ktoś życzliwy Get Well mógł coś takiego zaplanować.
Drugiej strony, przy dzisiejszym zaawansowaniu technicznym, łatwo da się
ustalić, czy były jakieś powiązania między sponsorem i klubem. Szczegółów wciąż
nie znamy, ale mam wrażenie, że to, co się stało, to bąk puszczony w kierunku
Ekstraligi Żużlowej. Wydaje mi się jednak, że poza nieprzyjemnym zapachem, nic z
tego nie będzie. Przynajmniej na płaszczyźnie prawnej.
Przemysław Nasiukiewicz - radca prawny i specjalista z zakresu prawa sportowego - kluczowe są zapisy znajdujące się w Przepisach dyscyplinarnych sportu żużlowego. Sponsora klubu zgodnie ze słowniczkiem regulaminów sportu żużlowego na 2017 rok jak najbardziej możemy uznać za taką osobę, bo zawierając umowę sponsorską sponsor pozostaje z klubem w bliskim stosunku prawnym, w stosunkach gospodarczych, a także - w części relacji - w bliskich stosunkach faktycznych. Jeżeli materiały dowodowe, które w tej chwili są w posiadaniu policji, potwierdzą złożenie przez jednego ze sponsorów toruńskiego klubu propozycji korupcyjnej, Get Well może mieć bardzo duże problemy. Za tego typu działanie przepisy przewidują rygorystyczne sankcje, jak na przykład przeniesienie drużyny do niższej klasy rozgrywkowej, dyskwalifikację dla klubu czy karę pieniężna do 5000000 zł.
Sławomir Kryjom - były menedżer z Torunia - Tor znacznie różnił się od tego, jaki gdańszczanie mieli w poprzednich, udanych meczach. Było bardziej twardo niż zwykle. Wystarczyło posłuchać wypowiedzi zawodników. Gomólski mówił, że poszedł o dwa zęby niżej niż zwykle. Moim zdaniem, to właśnie tor był największym problemem Wybrzeża w rewanżu z Get Well. A czy korupcyjna oferta mogła wpłynąć na żużlowców? Osobiście nie wierzę w to, że Kacper, po tym, co przeszedł w Get Well, miałby oddać Toruniowi mecz. Zasadniczo sytuacja jest dla mnie bardzo dziwna. Trudno jest mi zrozumieć, dlaczego Wybrzeże, mając wiedzę o korupcyjnej propozycji, trzymało wszystko w tajemnicy i ujawniło całą prawdę dopiero po meczu. Nie pojmuję też, jak prezes Tadeusz Zdunek może wytaczać ciężkie działa, nie zapoznając się z zapisem nagrania, gdzie podobno padły jakieś propozycje. Ja bym nie powiedział czegoś takiego, nie słysząc materiału. Poza wszystkim jeszcze może być i tak, że Get Well będzie się domagał przeprosin. Naruszono dobre imię klubu, bo jednak w świat poszedł konkretny przekaz medialny. Rzucenie hasła o dziwnych propozycjach położyło się cieniem na toruńskiej ekipie. Na szczęście są wyspecjalizowane organy, które pewnie w miarę szybko ustalą, jaka jest prawda. Dla mnie jest oczywiste, że trzeba dowieść, iż człowiek składający ofertę działał w imieniu klubu.
Po tych komentarzach wszyscy zachodzili w
głowę jak mogło dojść do takie sytuacji. Osobą, która składała żużlowcowi
niezgodną z prawem propozycję, miał być przedstawiciel sponsora klubu zarówno z
Torunia jaki i Gniezna, z także żużlowca gdańskiego Wybrzeża. Szybko udało się
ustalić, że zawodnikiem, który nie przyjął korzyści majątkowej w zamian za
niesportową postawę, był Kacper Gomólski. Niestety sponsor zawodnika, który
składał propozycję, milczał. Ale już po dwóch dniach policjanci z gdańskiej
komendy wojewódzkiej zajmujący się zwalczaniem korupcji zatrzymali zgodnie z
procedurą na 48 godzin czterdziestoletniego mężczyznę podejrzewanego o próbę
wręczenia znacznej kwoty pieniędzy w zamian za symulowanie defektu silnika lub
celowe wywrócenie się w trakcie meczu żużlowego. Funkcjonariusze informowali, że
sprawa ma charakter rozwojowy, a ze względu na dobro śledztwa nie ujawniono
personaliów osób zamieszanych w całe zdarzeni. Funkcjonariusze przypominali też
o klauzuli niekaralności, w myśl której "Nie podlegał karze sprawca jeżeli
korzyść majątkowa lub osobista albo ich obietnica zostały przyjęte, a sprawca
zawiadomił o tym fakcie organ powołany do ścigania przestępstw i ujawnił
wszystkie istotne okoliczności przestępstwa, zanim organ ten o nim się
dowiedział".
Śledztwo w sprawie zostało zainicjowane materiałami zebranymi przez
funkcjonariuszy Wydziału do Walki z Korupcją Komendy Wojewódzkiej Policji w
Gdańsku. W wyniku wstępnego śledztwa ustalono, że przed mającym odbyć się 8
października 2017 roku meczem branżowym pomiędzy gdańskim i toruńskim klubem
żużlowym, jednemu z zawodników klubu gdańskiego została złożona obietnica
udzielenia korzyści majątkowej oraz osobistej. W zamian za nieuczciwe
zachowanie, mogące mieć wpływ na przebieg i wynik meczu. Miał otrzymać 100
tysięcy złotych oraz kontrakt z klubem toruńskim. Na polecenie prokuratora, 10
października 2017 roku w godzinach wieczornych zatrzymana została jedna osoba,
która złożyła obszerne wyjaśnienia. Informacje udzielone przez śledczych
potwierdziły, że była to osobą, która sponsorowała kluby i zawodników w sezonie
2017. Prokurator podjął decyzje o skierowaniu do sądu wniosku o tymczasowe
aresztowanie podjerzanego, a zarzucane mu przestępstwo zagrożone było karą do 8
lat pozbawienia wolności. Zatrzymany opuścił jednak areszt po wpłaceniu kaucji.
Sprawą zajęła się też Komisja Orzekająca
Ligi, ale należało pamiętać, że hipotetycznie wywołany skandal korupcyjny w czu
barażowym , który wypłynął na światło
dzienne, nie był odosobnionym przypadkiem w sporcie, a także w
środowisku żużlowym. Oto bowiem w 2007 roku Marcin G., syn sponsora klubu KM
Ostrów, zaproponował 100 tysięcy Matejowi Ferjanowi ze Stali Gorzów. KM
rywalizował ze Stalą o awans do Ekstraligi. Zawodnik okazał się lojalny wobec
gorzowskiego klubu i o wszystkim opowiedział. Klub z Ostrowa został ukarany
odjęciem 7 punktów na starcie kolejnego sezonu i musiał zapłacić 400 tysięcy
złotych grzywny. Sąd ukarał Marcina G. karą więzienia na 6 miesięcy w
zawieszeniu na 3 lata. Wcześniej wyroki mieli też prezes i trener klubu oraz
ojciec Marcina G., ale ostatecznie wszystkich uniewinniono.
Jednak pierwszym głośnym przypadkiem korupcji było zabranie tytułu mistrza
Polski Unii Leszno. W ostatnim meczu sezonu 1984 Unia jechała ze Stalą w
Rzeszowie. Po 11 biegu lesznianie prowadzili 41:25. Cztery ostatnie wyścigi Stal
wygrała po 5:1 i mecz zakończył się remisem, który w sytuacji Unii niczego nie
zmieniał, ale Stali dał utrzymanie. Kosztem Polonii Bydgoszcz. Rozpętała się
afera, bo to był milicyjny klub.
Dziwne rzeczy działy się też w sezonie 1994. Wojciech Żabiałowicz, trener
Apatora Toruń, po sensacyjnej porażce swojej drużyny z Motorem Lublin mówił, że
to hańba. Toruńscy kibice krzyczeli, że zawodnicy sprzedali mecz. Jeden z
żużlowców Motoru, który wygrywając, utrzymał się w lidze, mówił później, że po
spotkaniu zawodnicy obu drużyn spotkali się pod wspólnym prysznicem i stojąc na
golasa, dokonali transakcji. Byli zawodnicy Apatora utrzymują, jednak do
dzisiaj, że to zdarzenie w ogóle nie miało miejsca.
Starsi działacze z Leszna pamiętali też historię pewnego żużlowego arbitra,
którego ścigał komornik. Unia dostała nawet pismo, żeby jego diety słać na konto
wskazane przez ściągającego długi urzędnika. Jakiś czas później ten sam komornik
napisał, że sędzia wpłacił 200 tysięcy i postępowanie wobec niego zostało
umorzone. To działo się przed meczem lesznian z drużyną, która bardzo
potrzebowała punktów. Prowadził je właśnie ów arbiter. Ponoć był strasznie
nadgorliwy i pilnował, żeby gościom włos z głowy nie spadł.
W przeszłości kaperowano jednak również w bardziej "wyrafinowany" sposób. Swego
czasu Greg Hancock spóźnił się na samolot przed meczem WTS-u Wrocław z Unią w
Tarnowie. Drużyny walczyły o złoto. Absencja Amerykanina, sprawiła, że WTS
przegrał. Hancockowi do dziś to w klubie pamiętają. Jest nawet na krótkiej
czarnej liście z nazwiskami zawodników, których klub już nigdy więcej nie
zatrudni. Wrocławianie zrobili małe śledztwo i przekonywali, że spóźnienie nie
było przypadkowe. Nikt nikogo jednak za rękę nie złapał.
Całkiem niedawno Polskę obiegła wiadomość, że w jednym ze spotkań były podchody
pod mechaników, którym oferowano korzyści w zamian za uszkodzenie motocykli ich
pracodawców. Klub, którego mechanicy dostali propozycję, zdecydował jednak, że
nie będzie nagłaśniał sprawy. Nie było żadnych dowodów - nagrań czy
czegokolwiek.
Po 2000 roku coraz większym problemem speedway’a były też zakłady bukmacherskie.
Wystarczy wspomnieć historię o dwóch barczystych mężczyznach z dużym karkiem,
którzy odwiedzili żonę jednego z zawodników i położyli 10 tysięcy na stół,
mówiąc, ile punktów ma zdobyć jej mąż w najbliższym meczu. Zaznaczyli, że nie
chcieliby wracać po pieniądze. Zawodnik powiedział o wszystkim klubowi i
zasymulował kontuzję na ostatnim treningu przed spotkaniem, w którym ostatecznie
nie pojechał. Sporo jest jednak i takich historii, że żużlowcy po niektórych
meczach, choć jechali słabo, zarabiają więcej niż w spotkaniach, w których
zdobyliby blisko kompletu punktów. To mogło dawać do myślenia.
Oby afera rozpętana przez prezesa gdańskiego klubu Tadeusza Zdunka nie odbiła
się czkawką, gdańskiej ekipie, a jeśli faktycznie doszło do propozycji
korupcyjnej konsekwencje powinny być bolesne dla nieuczciwych ludzi i klubów
zaangażowanych w ten proceder.