Zwycięstwo ROW-u osiemnastoma punktami oznaczało spadek Get Well, bez względu na wszystko. Biorąc pod uwagę słabą postawę torunian w tym sezonie, nie można było takiego scenariusza wykluczać, choć Ślązakom trudno było walczyć o tak wysoki wynik, bowiem jechali bez zawieszonego za doping Grigorija Łaguty, a na domiar złego kontuzjowani byli Max Fricke i Rafał Szombierski.
W Toruniu też panował szpital. Początkowo w awizowanym składzie pojawił się powracający po kontuzji Adrian Miedziński, ale okazało się, że "Miedziak" jadąc na motocyklu nadal ma problem z bakiem, bowiem ten wyskakiwał ze swojego miejsca, a to było bardzo niebezpieczne dla zawodnika i jego rywali. Ponadto toruński menadżer szybko poinformował, że w składzie nie pojawi się również Greg Hancock, który dostał od lekarzy skierowanie na operację barku. Próbował jednak ratować sezon lecząc kontuzjowane miejsce zachowawczo, ale leczenie to nie wróżyło dobrze i zawodnik o tym wiedział bowiem zrezygnował nawet ze startu w kolejnej rundzie Grand Prix i była to jego dopiero druga absencja w cyklu od początku jego istnienia. Była to ogromna strata kadrowa dla Aniołów, ale obaj toruńscy rekonwalescenci pojawili się w Rybniku i dawali swoje wsparcie kolegom walczącym na torze.
Kontuzjowanych zawodników zastąpili zmiennicy. W Rybniku za Szombierskiego w składzie pojawił się Mads Korneliusen, a za Fricka, ekspresowo zakontraktowano Brady’ego Kurtza, który w polskiej lidze pierwszy kontrakt podpisał w Toruniu, ale nie miał okazji nigdy wystartować z Aniołem na piersi. Z kolei w Toruniu, Miedzińskiego zastąpił Walasek, a Hancocka młodszy z braci Holderów, który okazał się rewelacją podczas meczu w Lesznie, ale nieco słabiej pojechał w Toruniu z Częstochową. Jego mechanicy zdiagnozowali jednak przyczynę, która leżała w pękniętej gumie mocującej gaźnik. Usterka ta powodowała, że do gaźnika dostawało się zbyt dużo powietrza, a to zmieniało proporcje mieszanki paliwowo-powietrznej i osłabiało motocykl. Awarię oczywiście usunięto i wszyscy liczyli ponownie na szybkość młodego kangura. Warto dodać, że toruński klub szukał też rozwiązań sprzętowych dla Chrisa Holdera, który do meczu z Włókniarzem przygotowywał się z pomocą tunera Petera Johnsa, ale to nic nie pomogło i "Chrispy" musiał pożyczyć sprzęt od Adriana Miedzińskiego.
Torunianie czując powagę sytuacji dodatkowo
przygotowywali się do meczu na twardym torze w Gnieźnie i jak się okazało po
pierwszej serii, była to słuszna koncepcja, bowiem już pierwsza seria pokazała,
że rybniczanom nie uda się zdobyć 54 punktów i zrealizować planu maksimum czyli
wygrać za 3 pkt . Wszystko z powodu znakomitego początku gości. Dobry początek
Get Well nie byłby możliwy bez pracy, jaką wykonał menedżer Jacek Frątczak. Od
pierwszych dni swojej przygody w Toruniu poświęcił on wiele czasu na rozmowy z
zawodnikami. Chciał obudzić w zespole "team-spirit". W końcu mu się udało.
Najlepszy dowód, to postawa Michaela Jepsena Jensena w trzecim biegu. Duńczyk
pokazał, jak się jedzie parą. Nie tylko wyhamował Tobiasza Musielaka w kluczowym
momencie, ale i kątem oka oglądał, co robi rybniczanin i pokazywał palcem
Grzegorzowi Walaskowi, jak ma jechać. Inna sprawa, że Walasek narzekał, iż
Jensen bardziej mu przeszkadzał niż pomagał. Wcześniej jednak sygnał do walki
dał Igor Kopeć-Sobczyński. Toruński wychowanek, w drugim biegu,
młodzieżowym, zamiast "pewnego"5:1 dla gospodarzy, dowiózł 4:2, bo "IKS" nękał
do końca atakami Roberta Chmiela, by dopiąć celu tuż przed metą. Szarża
toruńskiego juniora wpłynęła chyba mobilizująco na resztę zespołu, bo dwa
kolejne biegi torunianie wygrali po 5:1 i wyszli na sześciopunktowe prowadzenie.
Gościom mecz układał się wyśmienicie. Niestety w wyścigu piątym przy
stanie 15:9 dla Get Well Toruń Fredrik Lindgren startował jako rezerwa taktyczna
za Madsa Korneliussena. Po starcie na czoło stawki próbował wysforować się Paweł
Przedpełski, którego od wewnętrznej zaatakował Szwed. Torunianin został
wypchnięty przez zawodnika ROW-u Rybnik i po chwili z impetem uderzył w końcowy
fragment dmuchanej bandy. Decyzją arbitra Pawła Słupskiego winnym zdarzenia był
Lindgren, który dodatkowo otrzymał od lublinianina żółtą kartkę. Przedpełski nie
podnosił się z toru, na który wyjechała karetka. 22-latek opuścił w niej owal i
po chwili podjęto decyzją o odwiezieniu go do szpitala. Zawodnik uskarżał się na
ból niedawno kontuzjowanej lewej nogi. Niestety był to kolejny uraz w obozie
toruńskim po Gregu Hancocku i Adrianie Miedzińskim. W powtórce Przedpełskiego
zastąpił Daniel Kaczmarek, ale od tego momentu z Aniołów zeszło powietrze i
odpuścili wygraną na rzecz absolutnego minimum czyli punktu bonusowego.
Na szczęście pod nieobecność Przedpełskiego, obudził się Chris Holder,
który podobnie, jak w poprzedniej kolejce jechał na pożyczonym sprzęcie mając w
ramie jednostkę napędową pożyczoną od Adriana Miedzińskiego. W zanadrzu miał
jeszcze silnik od Grega Hancocka, który choć kontuzjowany, to przyjechał do
Rybnika i pełnił rolę dobrego ducha zespołu. Dodajmy, że silniki Hancocka były w
trzech różnych motocyklach, bo oprócz Chrisa Holdera korzystał z nich jego prat
Jack i Jesper Jensen.
W zespole gospodarzy rewelacją spotkania był Brady Kurtz. Debiutant w barwach
ROW-u początek miał beznadziejny, ale już w drugim wyścigu zaliczył swoją
premierową wygraną w Ekstralidze. W kolejnych biegach Brady też jechał
fenomenalnie. Spore wrażenie zrobiła jego akcja w jedenastym biegu, gdzie minął rywali
wjeżdżając między nich na prostej. Dodajmy, że Kurtz w parku maszyn mógł liczyć
na wsparcie Marka Courtney’a, mechanika i menedżera leczącego kontuzję Maxa
Fricke.
Po meczu można było odnieść wrażenie że ROW przygotował bardzo twardą
nawierzchnię i to była woda na młyn Get Well, który jak wspomniano trenował
w Gnieźnie, gdzie na mocno ubitym torze zawodnicy szlifowali moment startowy.
ROW sposób na twardą nawierzchnię znalazł dopiero w końcówce, ale wtedy było już
za późno na walkę o wygraną z bonusem. Get Well jednak dzięki punktowi
bonusowemu był bliższy utrzymania w Ekstralidze niż ROW, bowiem jeśli
rybniczanie straciliby co najmniej 5 punktów za dopingową wpadkę Grigorija
Łaguty, a Toruń by wygrał w ostatniej rundzie z GKM Grudziądz, to Frątczak mógł
być okrzyknięty cudotwórcą. Jednak była jeszcze jednak zagadka, a mianowicie
Rybnik startował w Lesznie, gdzie mógł wygrać i "spuścić" Toruń do niższej ligi,
ale to byłaby wygrana na miarę "cudu wielkopolskiego". Ale z drugiej strony cuda
się zdarzały.
Spotkanie na Śląsku, nie zakończyło się wraz z zamknięciem rybnickiego parkingu, bowiem faul Lindgrena na skutek wypowiedzi Przemysława Termińskiego i Krzysztofa Mrozka znalazła swój ciąg dalszy przed organem Komisji Orzekającej Ligi, która miała zająć się w późniejszym terminie analizą całego zjawiska. Ponadto cały szereg niefortunnych wypowiedzi szefa polskich sędziów żużlowych Leszka Demskiego pokładał w wątpliwość bezstronność. Szczegółowe wypowiedzi włodarzy obu klubów oraz najważniejszego polskiego sędziego można przeczytać w pomeczowych komentarzach.
Po zawodach powiedzieli"
Przemysław Termiński - właściciel toruńskiego klubu - (wypowiedź na
portalu społecznościowym po piętym biegu) Cóż…Lindgren dostał polecenie
wyeliminować jednego z liderów Torunia i zrobił to. Skutecznie. Cud że nie zabił
Pawła. Za taką akcję powinna być czerwona kartka.
Po kilkunastu minutach Przemysław Termiński edytował swój wpis, usuwając z niego
fragment o "poleceniu wyeliminowania Przedpełskiego".x
Jacek Frątczak - menedżer z Torunia
- Nie rzucałem słów na wiatr, że przyjeżdżamy do Rybnika po zwycięstwo. Nigdy w
sporcie nie zakłada się planu minimum. Nie miałem okazji z Gregiem ani jednego
meczu pojechać w tym sezonie. Miło było go zobaczyć, to człowiek niezwykle
doświadczony, to była bardzo cenna obecność w sferze mentalnej i
technologicznej. Greg ma wkład w bonus, podobnie zresztą jak Adrian. On z kolei
koncentrował się na Igorze, to świetnie zadziałało, na jego silniku pojechał
także Chris Holder. Miałem prawdziwy zespół, choć nie wszyscy mogli wyjechać na
tor. Gdybyśmy mieli jednego zawodnika więcej, to rozstrzygnęlibyśmy sprawę
utrzymania już w Rybniku.
Długo dyskutowaliśmy o tym z całym sztabem szkoleniowym, nad rezerwą taktyczną w
trzynastym biegu, ale ja potrafię słuchać i przyjąłem argumenty, że to nie jest
moment na podejmowanie wielkiego ryzyka. Zresztą, widząc jak rozpędzili się
gospodarze, uznałem że już za wiele nie uda się zrobić. W naszej sytuacji jeden
punkt, to też jest coś dużego.
Nie mamy gwiazd, staramy się budować jak się da. Nikt specjalnie nie zawodzi.
Problem polega na tym, że przy takim deficycie nie mamy rezerw, nie ma kto
zastąpić słabszego kolegę w razie potrzeby. ROW Rybnik wykorzystał wszystkie
rezerwy taktyczne, nam zabrakło jednej karty pod tytułem "Paweł Przedpełski",
którego zdrowie jest teraz najważniejsze, bo takiej fali nieszczęść dawno nie
widziałem. Mam nadzieję, że szybko wróci, bo bardzo go potrzebujemy. Jego brak
był odczuwalny. Potem musieliśmy łatać poszczególne wyścigi juniorami i pole
manewru bardzo się skróciło. Przed nami kolejny mecz o życie. Tak zwariowanych
wakacji jeszcze nie miał. Nie poddamy się do końca. Ktoś musi jednak spaść. Jak
zostaniemy w PGE Ekstralidze, to zdobędziemy najwyższy szczyt świata. Na razie
jednak czekam na komunikat od Pawła, po konsultacji u doktora Damiana
Janiszewskiego. Po tej wizycie będę mądrzejszy i zacznę robić plan na ostatnie
spotkanie.
Chris Holder - Toruń - To było dla nas bardzo trudne i ważne spotkanie. Pojechaliśmy dobry mecz, ale zbyt wielu kolegów jest kontuzjowanych, żebyśmy mogli to wygrać. Zrobiliśmy, co mogliśmy, cieszymy się z bonusa. Zaczęliśmy mecz bardzo dobrze, ale potem niestety kontuzji doznał Paweł Przedpełski. To kluczowy zawodnik naszego zespołu. Zrobiliśmy to, co mogliśmy, ale czegoś nam zabrakło w końcówce.
Krzysztof Mrozek - prezes z Rybnika
- Czasami jest tak, że początek nie wychodzi i trzeba szukać optymalnych
ustawień. Lekka kosmetyka wystarczyła, byśmy wrócili do gry. Cieszy mnie
zwłaszcza wystrzał młodego Brady’ego Kurtza, bo dziennikarze pewnej gazety
napisali, że zrobiliśmy duży błąd ściągając tego zawodnika. Pisali, że gość jest
bez sprzętu. Jednak silniki Petera Johnsa, obecność Marka Courtneya w parku
maszyn i talent zrobiły swoje. Kurtz niesamowicie błysnął.
Oskarżenie pod adresem moim i Lindgrena jest tak ostre, że aż muszę powiedzieć,
że senatorowi nie przystoi pisać takich rzeczy po internecie. Zwłaszcza, że
pewną sprawę przemilczał, a my też jej dotąd nie nagłaśnialiśmy. Zapomniał
właściciel Get Well, że Paweł przyjechał do Rybnika, jak kiedyś Jason Doyle na
Grand Prix. Miał ze sobą kule. A czy pełnosprawny człowiek chodzi o kulach?
Według mnie zawodnik nie do końca wszystko wyleczył, w feralnym biegu spadł na
kontuzjowaną nogą, coś złego się porobiło i potem są pretensje. A dla mnie nie
jest normalne, że puszcza się żużlowca, który nie jest w stu procentach zdrowy.
Jak dalej będziemy tak robili, to będą się działy takie rzeczy. My potrafiliśmy
zablokować występ Maxa Fricke, który przecież palił się do jazdy mimo urazu
kręgów szyjnych.
Atak Lindgrena był ostry, ale z drugiej strony nie było żadnego kontaktu między
zawodnikami. Fredrik nie dotknął Pawła, choć poszerzył tor jazdy. Co więcej,
Przedpełski miał jeszcze dużo miejsca, żeby uciec i opanować motocykl. Nie
rozumiem komentarzy, że to był bezpardonowy atak, że mogła być nawet czerwona
kartka. Przecież Paweł upadł sam.
Mirosław Korbel - trener z Rybnika
- Goście nas bardzo zaskoczyli. Wyjęliśmy to zwycięstwo Aniołom praktycznie z
gardła. Upadek Przedpełskiego pewnie zaważył na spotkaniu, szkoda chłopaka. W
tym sezonie mieliśmy mnóstwo podobnych problemów. Przeciwnik trzymał się bardzo
mocno. Swoje show zaczął jednak Brady Kurtz i to pobudziło wszystkich. Wszystko
działało tak jak powinno na naszym torze. Jesteśmy zadowoleni z wyniku, chociaż
chcieliśmy jeszcze zgarnąć punkt bonusowy.
Brady Kurtz - Rybnik - Jestem bardzo zadowolony z mojego występu. Przyznam
szczerze, że takiego wyniku się nie spodziewałem. Cieszę się, że otrzymałem
szansę od rybnickiego klubu. Nie miałem za dużo szczęścia do jazdy w Polsce w
tym roku. Cały czas siedziałem na ławce.
Fredrik Lindgren - Rybnik - To są
jakieś totalne bzdury o moim celowym wyeliminowaniu przeciwnika.. Nie było
żadnych złych intencji z mojej strony podczas całej tej sytuacji z Pawłem
Przedpełskim. Nawet nie wiem, jak się odnieść do tej wypowiedzi. Absurd i tyle.
Zwycięstwo było celem minimum w niedzielnym meczu. Zaczęliśmy trochę słabo, bo
torunianie długo prowadzili. Walczyliśmy jednak i szczęśliwie w drugiej części
spotkania odrobiliśmy straty i zwyciężyliśmy. Jestem bardzo szczęśliwy z tego,
że wspólnie z Kacprem Woryną przypieczętowaliśmy zwycięstwo w czternastym biegu.
Przed nami ostatni mecz sezonu i jedziemy tam oczywiście z pozytywnym
nastawieniem. Bardzo chcemy zdobyć punkty, dzięki czemu może uda nam się
utrzymać w lidze. To dla nas oczywiście stresująca sytuacja, ale taki już jest
sport. Musimy być silni i dać z siebie wszystko.
Leszek Demski - szef kolegium sędziów - wypowiedź dla magazynu żużlowego w dniu rozżegania meczu - Pan Termiński powinien powstrzymać się od komentarzy. Lindgren spowodował upadek Przedpełskiego i tu nie ma o czym dyskutować. Widział Przedpełskiego i zaczął go wywozić. Żółta kartka to było minimum. Czerwona też nie byłaby błędem, ale ona ustawiłaby ten mecz. Za chwilę zaczęłyby się dyskusje, że przez sędziego mecz był przegrany.
Tę
wypowiedź speedway.hg.pl na
profilu społecznościowym opatrzył takim oto wpisem i wymowną grafiką:
Nie znajduję żadnej logiki w słowach sędziego Leszka Demskiego, który
skomentował faul na Pawle Przedpełskim, mówiąc:
"Lindgren spowodował upadek Przedpełskiego i tu nie ma o czym dyskutować.
Widział Przedpełskiego i zaczął go wywozić. Żółta kartka to było minimum.
Czerwona też nie byłaby błędem, ale ona ustawiłaby ten mecz. Za chwilę zaczęłyby
się dyskusje, że przez sędziego mecz był przegrany"
TO JA PANIE SĘDZIO PYTAM, CZY FAUL LINDGRENA I KONTUZJA PRZEDPEŁSKIEGO, NIE
USTAWIŁY MECZU???
Smutne to, ale słowa te pokazują, po raz kolejny, że nie wszystkie kluby są
równe, a to chyba pokłada w wątpliwość bezstronność jaką powinni cechować się
sędziowie.
Poczyniony wpis na swoim profilu udostępnił właściciel toruńskiego klubu Przemysław Termiński i dwa dni po meczu otrzymał taką oto odpowiedź od sędziego Leszka Demskiego - chodziło mi o to, że czerwona kartka mogłaby ustawić rozgrywki, bo przecież Lindgren nie jechałby także w ostatniej kolejce. Poza tym oglądałem kilka razy sporną sytuację i muszę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że żółta kartka była właściwym rozwiązaniem. W ataku Szweda nie było perfidii. Lindgrena w pewnym momencie nawet pociągnęło. Arbiter zachował się dobrze.
Niestety tłumaczenie to było śmieszne, bowiem można było się spodziewać takiej analizy i próby wybrnięcia z niezręcznych słów. Niestety z tego co padło ponownie wynika, że Rybnik musiał jechać z Lindgrenem w ostatniej kolejce, bo to ustawia ligę. Z kolei Toruń, mógł jechać bez Pawła (pod nieobecność Hancocka i Miedzińskiego) w najważniejszym meczu sezonu. Komentarz nie był też zaskakujący, bo każdy kibic wiedział co sędzia miał na myśli i niestety nic on nie zmienia w ocenie sytuacji, tym bardziej, że na gorąco sędzia mówił o "ustawieniu tego meczu", a nie "tych meczów" - dlatego ciągle było brak logiki w postrzeganiu sytuacji i jej wpływu na wynik w postaci utrzymania w lidze dla obu zespołów.
Jednak - jak to mawiał Pan Demski - liga
miała zostać "ustawiona" w dniu 17 sierpnia 2017 roku kiedy to miała zapaść
decyzja w sprawie Grigorija Łaguty!!! Jak się miało okazać nie była i na
"ustawienie" ligi trzeba było poczekać znacznie dłużej.
31 sierpnia 2017 roku, miecz miał swoją kontynuacje, bowiem zapadły decyzje
Komisji Orzekającej Ligi w myśl których trener ROW-u Rybnik Mirosław Korbel i
klubowy toromistrz Piotr Kuśka zostali zawieszeni na 9 miesięcy za nie
wykonywanie poleceń sędziego i komisarza zawodów w trakcie meczu (ciekawym
wątkiem sprawy jest w każdym razie to, że tor przed i po zawodach otrzymał ocenę
bardzo dobrą). Żużlowa centrala twierdziła jednak, że to nie był pierwszy tego
rodzaju przypadek, więc należało w końcu zareagować.
Karę 2000 zł otrzymał też właściciel toruńskiego klubu Przemysław Termiński,
za wypowiedź popełnioną na portalu społecznościowym, a którą przytoczono
powyżej.
W tym momencie rodziło się też przeświadczenie, że skoro KOL zajmowała się wypowiedziami klubowych oficjeli, zachowaniem zawodników na torze i poza nim, decyzjami sędziowskimi, to czy przypadkiem KOL nie powinna zajmować się również wypowiedziami tych, który mieli prawo do oceny wszystkich i wszystkiego co dotyczy najlepszej ligi żużlowej na świecie.