2017-06-04 Runda zasadnicza
MrGarden GKM Grudziądz - KS Get Well Toruń
    
Torunianie na mecz z lokalnym rywalem wybrali się w takim samym zestawieniu jak pojechali kilka dni wcześniej w Częstochowie. To oznaczało, że o punkty miał walczyć Grzegorz Walasek, który wykorzystał swoją szansę podczas spotkania z ROW-em Rybnik, kiedy to zdobył 8 punktów i 2 bonusy, a Get Well wygrał 53:37, a poza składem pozostawał cały czas Paweł Przedpełski. Były menadżer toruńskich Aniołów Sławomir Kryjom sugerował w jednym z wywiadów, że dobrym pomysłem na wyjście z ogromnego kryzysu w przypadku toruńskiego wychowanka, byłoby podpisanie kontraktu w lidze angielskiej. Na reakcję ze strony żużlowca Get Well Toruń nie trzeba było długo czekać. Dwudziestodwulatek zaczął rozglądać się za klubem Premiership i w tych poszukiwaniach mógł liczyć na pomoc swojego byłego kolegi klubowego Darcy'ego Warda. Przedpełski poprosił Australijczyka o zorientowanie się w sytuacji w Wielkiej Brytanii, bowiem wiedział, że tylko jeżdżąc może wrócić do pełnej dyspozycji sportowej. Nic więc dziwnego, że mimo absencji w składzie, Paweł nie siedział z założonymi rękami w domu, tylko wystartował w turnieju Pfingstpokal w Guestrow, gdzie miał okazję pościgać się m.in. z Andrzejem Lebiediewem czy Kai Huckenbeckirm.

W ekipie grudziądzan na lokalne derby wprowadzono zmiany w składzie. Do zespołu powrócił Rafał Okoniewski. Doświadczonego seniora zabrakło w meczu w Lesznie, gdzie udanie zastąpił go debiutujący w Ekstralidze Kai Huckenbeck. Niemiec miał być jednak brany pod uwagę w zestawianiu składu "Gołębi" w konfrontacjach wyjazdowych
Przed spotkaniem w obu zespołach trudno było szukać radości i optymizmu sportowego. Ekipa z Grodu Kopernika borykała się przede wszystkim z problemami sprzętowymi. Cieszyć mogła jednak nieco lepsza jazda Chrisa Holdera, który od kilku dni prezentował się znacznie lepiej niż na początku sezonu. Na dobre tory wracał również Adrian Miedziński, który należał do najjaśniejszych postaci Aniołów w ostatnim czasie. Kibice przestali się też martwić o postawę czterokrotnego mistrza świata, Grega Hancocka. Niestety do walki o ligowe punkty w Grudziądzu tych trzech jeźdźców mogło być zbyt małą siłą rażenia. Pozostała część drużyny musiała zaprezentować się znacznie lepiej, a dotyczyło to zwłaszcza młodzieżowców i Grzegorza Walaska.
Po drugiej stronie w obozie grudziądzkim była pełna mobilizacja i koncentracja na meczu z lokalnym rywalem. GKM miał za sobą dwa dni solidnych treningów na własnym torze. Dobra informacja była też taka, że z dołka wychodził Rafał Okoniewski. Wychowanek Polonii Piła podczas próbnych jazd przy Hallera prezentował się bardzo dobrze i trener Robert Kempiński liczył na to, że jego podopieczny formę z treningów przełoży na ligę, a grudziądzcy kibice czekali na atomowe wyjścia spod taśmy i skuteczną jazdę "Okonia".
Żółto-niebieskich niestety martwiła dyspozycja Antonio Lindbaecka. Co prawda w dwóch rozegranych meczach na własnym torze Szwed był pewnym punktem drużyny, ale generalnie od początku sezonu nie błyszczał, a w dopasowaniu sprzętu pomagał mu nawet Krzysztof Buczkowski. Lindbaeck zdawał sobie jednak sprawę z wagi niedzielnego pojedynku i odpuścił nawet mecz w Niemczech, bowiem chciał jak najlepiej przygotować się do kujawsko-pomorskich derbów.
Niestety wszystkie przygotowania gospodarzy wzięły w łeb, bowiem pogoda wyreżyserowała widowisko i dała fory gościom. Kapryśna aura nie tylko mocno opóźniła start meczu, ale i też spowodowała, że derbowy pojedynek został zakończony po trzynastu biegach, a Anioły pewnie pokonały rozbitego rywala 45:33.
Po blisko trzech godzinach oczekiwań ze strony kompletu publiczności zgromadzonej na stadionie przy Hallera, krótko przed godziną dziewiętnastą Derby Pomorza ruszyły. Padający deszcz mocno dał się we znaki organizatorom, ale w końcu zelżał, dzięki czemu spotkanie mogło się odbyć.
Było oczywiste, że tor na jakim przyjdzie ścigać się obu ekipom, będzie znacznie odbiegał od warunków, które zwykle spotyka się w Grudziądzu. Gospodarze byli przyzwyczajeni do zgoła odmiennego przygotowania nawierzchni i do derbowego pojedynku przystąpili z pewnymi obawami. Oglądając ponadto obrazki z prac nad torem, można było łatwo dostrzec, że większą ochotą do jazdy wykazywali się goście z Torunia.
Długie oczekiwanie na start meczu udzieliło się niektórym już od pierwszych biegów. W drugim starcie wykluczenie spotkało Mike'a Trzensioka, który o mały włos nie doprowadził do upadku Daniela Kaczmarka. Arbiter Remigiusz Substyk po obejrzeniu powtórek zdecydował o winie juniora miejscowych. W biegu numer trzy, tuż po starcie Rafał Okoniewski został lekko trącony przez znajdującego się tuż za nim Adriana Miedzińskiego, w wyniku czego zahaczył o tylne koło Krzysztofa Buczkowskiego i po chwili upadł na tor. Zawodnik gospodarzy długo nie podnosił się, ale po interwencji lekarzy zdołał zejść o własnych siłach do parku maszyn. Zdaniem sędziego Remigiusza Substyka winnym upadku był Miedziński, który został wykluczony. Okoniewski wziął udział w powtórce biegu, w której wraz z Buczkowskim pokonali podwójnie Grzegorza Walaska. W przerwie po pierwszej serii trzydziestosiedmiolatek decyzją lekarza został jednak wycofany z zawodów. Okoniewski narzekał na ból lewej nogi oraz barku i udał się do szpitala na szczegółowe badania, gdzie badania nie wykazały na szczęście poważnych uszkodzeń. W magazynie żużlowym Ekstraligi poinformowano, że "Okoń" złamał palec u nogi. Na szczęście nie uszkodził poważnie barku, co wiązałoby się z dłuższą przerwą od jazdy.
W kolejnych biegach na torze niewiele się działo i do siódmego biegu spotkanie oscylowało wokół remisu. Od ósmej gonitwy Anioły zaczęły bezpowrotnie odlatywać gospodarzom. Nie do złapania był niepokonany Greg Hancock, a poza pierwszym nieudanym startem, w trzech kolejnych kroku dotrzymywał mu Chris Holder. Wspomniany Miedziński po pechowej inauguracji, w dwóch ostatnich gonitwach również był bezbłędny. Liderzy Get Well wreszcie w komplecie odjechali bardzo udane zawody, co znalazło odzwierciedlenie w korzystnym wyniku zespołu. Kluczem do wygranej Aniołów, pierwszej od 21 lat na torze w Grudziądzu, był przede wszystkim start i umiejętne rozegranie pierwszego łuku. W tym elemencie Get Well górował nad GKM-em, w którego szeregach tylko Buczkowski był w stanie nawiązać walkę z rywalami na dystansie całego spotkania. Wychowankowi grudziądzkiego klubu jak zwykle nie można było odmówić ambitnej postawy. Przekonał się o tym m.in. Walasek, który przegrał z "Buczkiem" interesujący pojedynek na dystansie w wyścigu trzynastym - jak się okazało ostatnim. Sędzia podjął bowiem decyzję o przerwaniu derbów przed biegami nominowanymi przy stanie 45:33 dla gości.

Wygrywając na wyjeździe, Get Well Toruń częściowo zrekompensował straty z MotoAreny i wrócił do gry o coś więcej niż tylko utrzymanie. Z kolei grudziądzanie przegrali drugie spotkanie na własnym torze, co mocno skomplikowało ich sytuację w walce o utrzymanie się w Ekstralidze.

Po meczu powiedzieli:
Jacek Gajewski
- menadżer z Torunia - Zdawaliśmy sobie sprawę z rangi tego spotkania. Nasz wynik to efekt ciężkiej pracy. Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy. W ostatnim czasie wspólnie z Chrisem Holderem dużo trenowaliśmy i szukaliśmy różnych rozwiązań sprzętowych. Widać, że poszliśmy w dobrą stronę i teraz powinno być już tylko lepiej.
Już w piątek w Częstochowie było widać u Chrisa Holdera symptomy dobrej formy, ale do pełni szczęścia zabrakło indywidualnych zwycięstw. Po wpadce w pierwszym swoim biegu przy Hallera wydawało się, że szykuje się w jego wykonaniu kolejne słabe spotkanie. Tymczasem Australijczyk, dokonał korekt w sprzęcie i wyglądało to już zupełnie inaczej, bowiem pozostałe trzy gonitwy wygrał w sposób bezapelacyjny. Chris zaczął po prostu dobrze jeździć i przede wszystkim wygrywał starty.

Robert Kościecha - trener z Torunia - Mówiliśmy już przed meczem, że chcemy odjechać te zawody, nieważne jaka będzie pogoda. Gdy byłem zawodnikiem, tak samo wiem teraz, że jak deszcz spadnie to gospodarze mają problemy z dopasowaniem się i to się potwierdziło. Był zupełnie inny tor, niż ten na którym zawodnicy z Grudziądza trenują. Było to widać zwłaszcza u Artioma Łaguty, który zawsze jeździł tu kapitalnie, a tym razem miał problemy i nie mógł się dopasować. Deszcz nam bardzo pomógł i dlatego zwyciężyliśmy. Widać, że nasi zawodnicy mają już chyba poukładane ze sprzętem i teraz już jedziemy do przodu.

Igor Kopeć-Sobczyński - Toruń - Sugerowano, że Kamil Wieczorek mnie przepuścił w biegu dziesiątym, aby gospodarze mogli zrobić rezerwę taktyczną. Ja jednak nie skupiam się na tym, czy ktoś mnie przepuścił, czy nie robię swoje.

Greg Hancock - Toruń - Fantastyczny rezultat dla naszego zespołu. Nie było łatwo. Potrzebowaliśmy tutaj punktów i się udało. Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy. Ostatnio z wspólnie z Chrisem Holderem dużo trenowaliśmy i próbowaliśmy różnych rozwiązań. Widać, że poszliśmy w dobrą stronę i teraz będzie już tylko lepiej.

Arkadiusz Tuszkowski - prezes z Grudziądza - Robert Kościecha wyszedł na tor i przez cztery, może pięć minut pomachał miotłą. Bardziej się sprzedał medialnie niż cokolwiek zrobił. Zapewniam, że robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, żeby przygotować ten tor. Pracownicy grudziądzkiego klubu wykonywali wszystkie polecenia komisarza i sędziego. Nad torem pracowało od ośmiu do dwunastu osób z miotłami. Poza tym były dwa traktory. Najpierw miały podczepione szyny, a później jeden z nich lemiesz, a drugi szczotkę. Ze względu na modernizację stadionu urządzenia do kosmetyki toru znajdują się po drugiej stronie obiektu. Parking techniczny zostanie oddany do użytku dopiero w przyszłym roku. Wtedy tam będzie cały sprzęt. Siłą rzeczy ciągnik miał w niedzielę trochę dystansu do pokonania.

Robert Kempiński - trener z Grudziądza - Chciałbym pogratulować trenerowi oraz zawodnikom z Torunia zwycięstwa. Na wyjeździe taki sukces smakuje podwójnie. W niedzielę padało praktycznie przez cały dzień. Opady rozpoczęły się o czwartej. Straciliśmy przez to atut własnego toru. Dwa dni trenowaliśmy na zupełnie innej nawierzchni. Jeździliśmy po dwie i pół godziny, a każdy z zawodników wyjeżdżał na tor po cztery razy. Nie miałem nawet czasu obejrzeć piątkowych meczów, bo ubijaliśmy tor do północy.
Na początku straciliśmy można powiedzieć pewne punkty Rafała Okoniewskiego. Pojechał w tym jednym biegu ze złamanym palcem i zbitym barkiem, dalej nie był w stanie jechać i musieliśmy łatać dziury juniorami. Sami widzieliście jak było. Łaguta z Lindbaeckiem nie powinni przegrywać biegów podwójnie. W najgorszym wypadku trzeba takie wyścigi remisować. To są takiej klasy zawodnicy, że przynajmniej u siebie nie może dochodzić do takiej sytuacji. Uraz Rafała był na pewno jedną z przyczyn porażki z Aniołami, chociaż nie chce się bronić tym argumentem Popadał deszcz i tor na pewno nie był taki jak powinien. Było to widać chociaż u Łaguty, który nie był tym samym zawodnikiem co zawsze. Krystian Pieszczek też nie był w stanie się dopasować, także teraz musicie nam dać trochę zrozumienia. Przepraszam kibiców, ale trudno, taki jest sport i nie możemy się załamywać.

Krzysztof Buczkowski - Grudziądz - Wiedzieliśmy, że będzie to ciężkie spotkanie, nawet gdyby nie padało. Drużyna z Torunia może ma jakiś problem, ale nadal jeżdżą tam świetni zawodnicy i kiedyś musiało to odpalić. Jeszcze ten nieszczęsny deszcz, ale nie jest to dla nas żadnym wytłumaczeniem. Musimy jechać w takich warunkach jakie mamy, a te były dobre do jazdy na początku. Później nam się to troszkę rozsypało. Staraliśmy się jak mogliśmy i robiliśmy wszystko, żeby dorównać Toruniowi. Później był moment, że nam uciekli i nie potrafiliśmy wygrać biegu. Każdy starał się na tyle na ile mógł, ale niestety się nie udało. Dodatkowo nieszczęsna kontuzja Rafała Okoniewskiego. Jesteśmy w ciężkiej sytuacji, ale nie bez wyjścia. Będziemy walczyć do samego końca, jesteśmy zawodowcami a to jest sport. Wierzymy w to, że będzie dobrze i że damy radę.

Leszek Demski - szef kolegium sędziów - W aspekcie wykluczenia z trzeciego biegu, Adrian Miedziński był oczywiście zawodnikiem, który spowodował tę sytuacje i wybił z rytmu Rafała Okoniewskiego. Sędzia mógł powtórzyć ten bieg w czterech, ale jeśli szukamy winnego tego zdarzenia, to był nim Miedziński. Błędu ze strony sędziego tu nie było. Z kolei w biegu drugim nie doszło do upadki, ale trzeba pamiętać o tym, że do wykluczenia nie jest konieczny upadek, by bieg został przerwany, a jeden z zawodników wykluczony. W tym przypadku Kaczmarek stracił rytm jazdy, ledwo utrzymał się na motocyklu i nie miał już szans na dogonienie pozostałych zawodników. Przerwanie wyścigu i wykluczenie rywala było więc słuszne.

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt