W słowach Termińskiego było sporo racji, bowiem historycznie, leszczyńskie Byki
prowadziły w ogólnym bilansie spotkań ligowych z torunianami i było to przede
wszystkim zasługą dobrej jazdy na wyjazdach. Odkąd jednak żużlowcy z Grodu
Kopernika przenieśli się na Motoarenę, unistom trudniej było poprawić
statystyki. Na stadionie przy Broniewskiego 98 wygrali bowiem, aż 13 razy,
natomiast na nowym obiekcie tylko raz. Triumf przyszedł dopiero w dziewiątym
meczu. W rundzie zasadniczej sezonu 2015 Unia Leszno zwyciężyła po emocjonującym
meczu 46:44.
Ten słabszy bilans z MotoAreny nie oznaczał jednak, że Unia nie była groźnym
rywal, bowiem przed rokiem pomimo fatalnej dyspozycji lesznian na przestrzeni
całego sezonu, w Toruniu zaprezentowali się przyzwoicie i obronili punkt
bonusowy, przegrywając z Get Well Toruń 41:48. Wówczas wynik w drużynie z
Wielkopolski przyjęto spokojem i umiarkowanym zadowoleniem, ale w sezonie 2017
porażka nie wchodziła w grę, bowiem po dość nieoczekiwanej porażce na własnym
torze ze Spartą Wrocław (44:46), Byki były bardzo podrażnione i Toruniu
planowały zgarnąć całą pulę meczową.
Trener Lesznian, toruński wychowanek Piotr Baron, miał jednak swoje zmartwienia.
Po fenomenalnej dyspozycji w meczu z Falubazem Zielona Góra, w którym Unia
Leszno triumfowała 64:26, kibice Byków mieli rozbudzone apetyty. Nastroje
stonowała Sparta Wrocław, która sprawił niespodziankę, zwyciężając na stadionie
im. Alfreda Smoczyka 46:44. Drużyna "Byków" prezentowała się jednak bardzo
dobrze i można powiedzieć stanowiła drużynę kompletną z doskonałymi juniorami i
solidnym rezerwowym Grzegorzem Zengotą, który czekał na swoją ligową szansę w
sezonie 2017. Niestety dla Zengoty, wszyscy zawodnicy spisywali się na
porównywalnym poziomie, a zawodnikiem, który mógł być zmieniony mógł być jedynie
wychowanek klubu Piotr Pawlicki, ale takiej zmiany kibice w Lesznie nie
wybaczyliby swojemu trenerowi, dlatego na spotkanie w Toruniu znalazł się w
awizowanym składzie. Gołym okiem było jednak widać, że uczestnik cyklu Grand
Prix w sezonie 2017 nie wszedł jeszcze na odpowiednie tory. W dwóch spotkaniach
ligowych Fogo Unii wykręcił średnią biegową na poziomie 1,286, co klasyfikuje go
dopiero na 40 pozycji w rankingu najskuteczniejszych zawodników rozgrywek.
Poza młodszym z braci Pawlickich, w drużynie gospodarzy wszyscy spisywali się
doskonale, a najjaśniejszymi punktami byli Janusz Kołodziej i Emil Sajfutdinow.
Swoje punkty przywozili też Nicki Pedersen i Peter Kildemand, choć ten ostatni
mocno nadwyrężył zaufanie leszczyńskich działaczy, ale ci wychodzi z założenia,
że porażka ze Spartą, była jedynie wypadkiem przy pracy, spowodowanym inną niż
zwykle nawierzchnią i nie wszyscy zawodnicy radzili sobie torze, którzy przyjął
dzień wcześniej sporo deszczu. Dlatego zadecydowano, że skład który przegrał
mecz na własnym torze dostanie szansę rehabilitacji na MotoArenie. To oznaczało,
że Grzegorz Zengota, który od początku sezonu pełni rolę rezerwowego, musiał
uzbroić się ponownie w cierpliwość w oczekiwaniu na swoją szansę.
Mecze czwartej kolejki były jednak uzależnione od rund eliminacyjnych do GP 2018
w Ejsbergu i Żarnowicy, gdzie startował Piotr Pawlicki i Adrian Miedziński.
Jeśli zawody te nie doszłyby do skutku, z uwagi na niekorzystne warunki
atmosferyczne rezerwowym terminem był dzień 7 maja 2017 r., a ponieważ zawody w
randze międzynarodowej miały przewagę nad rozgrywkami ligowymi mecz w Toruniu
zostałby odwołany i rozegrany w innym terminie. Obie imprezy mimo zagrożenia
pogodowego doszły jednak do skutku i mecz w Toruniu mógł się odbyć.
Niestety niewiele brakowało, aby na zadaszonym toruńskim obiekcie przy
intensywnie padającym deszczu zawody zostały odwołane. Oto bowiem, w ciągu
kilkudziesięciu minut od ściągnięcia plandek z niechronionych przez dach części
(wejście w pierwszy łuk), nawierzchnia namokła na tyle, że jazda była zwyczajnie
niemożliwa. Służby porządkowe po prezentacji z powrotem rozłożyły więc folię, a
zawodnicy i kibice musieli czekać, aż przestanie padać. Opady o zacinający
deszcz ustały po godzinie i pierwszy bieg mógł wystartować ok. 20:30.
Początek zawodów pokazał, że na Motoarenie decyduje głównie start. Zawodnicy,
którzy najlepiej wychodzili spod taśmy, zazwyczaj kończyli wyścigi na pierwszym
miejscu. Prym tu wiedli zwłaszcza Michael Jepsen Jensen i Greg Hancock, choć
mieli równorzędnych konkurentów po stronie Unii, w postaci Janusza Kołodzieja,
Emila Sajfutdinowa i Petera Kildemanda. Zawodnicy jeździli co prawda w
kontakcie, ale tylko poważny błąd skutkował utratą wywalczonej po pierwszym łuku
pozycji.
W pierwszym biegu już na starcie
Sajfutdinow zanotował defekt i nie liczył się w rywalizacji. Zawodnicy Get Well
wykorzystali ten fakt i tuż po starcie wyszli na podwójne prowadzenie. Jednak na pierwszym okrążeniu
rozdzielił ich Kildemand, który uporał się z Holderem i przez pozostałą część biegu
atakował Jensena. Po pierwszym zwycięstwie Aniołów przyszła podwójna porażka w
biegu młodzieżowym. Goście wyszli znakomicie ze startu i znaleźli się na podwójnym
prowadzeniu, którego nie oddali do mety. Co prawda z Kuberą próbował walczyć Kopeć-Sobczyński,
ale niestety nie udało mu się wyprzedzić rywala.
W trzecim biegu po kolejnym kapitalnym starcie goście ponownie objęli podwójne
prowadzenie. Niestety na trzecim okrążeniu, jadący na drugim
miejscu Pawlicki odnotował defekt motocykla i zjechał z toru, a bieg zakończył się remisem.
Na zakończenie pierwszej serii startów w końcu znakomicie wystartowali gospodarze.
Smektała, który próbował wyjść na prowadzenie, został zablokowany przez
Hancocka i .... Pedersena. Anioły wyszły na podwójne prowadzenie, ale
nieustępliwy leszczyński junior na trzecim okrążeniu wyprzedził Kaczmarka
i dowiózł do mety dwa punkty.
Po równaniu toru pewnie po trzy punkty pojechał Kildemand, a kroku
dotrzymał mu Sajfutdinow. Choć trzeba przyznać, że Rosjanin musiał mocno
napracować się na pierwszym wirażu, bowiem miał spore problemy z utrzymaniem drugiego
miejsca, ale opanował całą
sytuację i goście pojechali po podwójne zwycięstwo. Na trzecim miejscu
uplasował się Miedziński a czwarty był kompletnie bezbarwny tego dnia
Przedpełski. Jednak chwilę później bezkonkurencyjny okazał się Hancock, który znalazł się na
czele stawki. Za jego plecami ku zdziwieniu wszystkich na prostej
przeciwstartowej Pawlickiego wyprzedził
Kopeć-Sobczyński i choć Kołodziej próbował wyprzedzić Grega, a
Pawlicki Igora torunianie wygrali 4:2.
Na początku siódmego biegu Pedersena zamknął Holder, co wykorzystał Jensen i po zewnętrznej
wyszedł się na prowadzenie. Anioły parą jechały na podwójnym
prowadzeniu i choć Holder jechał jako drugi i odpierając ataki Pedersena, kolejny raz
lepsi okazali się zawodnicy Get Well, którzy wyszli na dwupunktowe prowadzenie w
meczu.
Trzecia seria startów to trzecia trójka Hancocka, który przywiózł za plecami
rywali z Leszna, a na ostatnim miejscu uplasował się Kaczmarek. Kolejna odsłona
to dobry start Kołodzieja, do którego dołączył Pawlicki i mimo nieustannych
ataków Jensena i Holdera to leszczyńskie Byki wygrały podwójnie bieg dziewiąty.
W biegu przed 10 minutową regulaminową przerwą, z której sędzia zrezygnował z uwagi na
opóźnione rozpoczęcie meczu w ekipie lesznian w końcu przebudził się Pedersen,
który walczył z Miedzińskim. W biegu tym swoje jedyne punkty meczowe na rywalu
zdobył Przedpełski, bowiem na drugim okrążeniu wyprzedzi Smektałę i bieg
zakończył się remisem.
W biegu otwierającym serię w której następowało wymieszanie par meczowych od początku na
podwójnym prowadzeniu znaleźli się gospodarze. Pierwszy jechał Jensen, a za nim
Hancock i para toruńska z każdym okrążeniem powiększała przewagę nad parą gości. W dwunastej
odsłonie, wydawało się, że Anioły podtrzymają passę zwycięstw biegowych, bowiem po bardzo dobrym starcie na prowadzenie
wyszedł Miedziński,
jednak na drugim łuku oszukał go Sajfutdinow, a na trzecim miejscu znalazł się
Kubera i w meczu zanotowano remi, który utrzymał się również w biegu kolejnym i
wszystko miało rozstrzygnąć się w biegach nominowanych.
W przedostatniej odsłonie dania kapitalnie wystartował Miedziński, który znalazł się na
prowadzeniu i choć próbował do niego dołączyć Holder, para gości nie pozwoliła
się wyprzedzić i wynik spotkania był ciągle sprawą otwartą.
W ostatnim biegu na pierwszym wirażu Kołodziej dość bezpardonowo zablokował Hancocka
wioząc go daleko na zewnętrzną, a jadącego po starcie na pierwszej pozycji Jensena wyprzedził Kildemand
i mecz zakończył się dwupunktowym zwycięstwem gości.
Kibice Unii Leszno kolejny raz nie zawiedli się na swoich zawodnikach, którzy
znakomicie rozpoczęli sezon. Niestraszne im spotkania zarówno u siebie jaki i na
wyjeździe. Natomiast niepokój może wprowadzać czwarta porażka Aniołów, którzy od
początku nie radzili sobie z rywalami. Generalnie cały początek sezonu 2017 nie
układał się po myśli Aniołów.
Jednak nie wszystko było jeszcze stracone. Nikt co prawda nie zakładał
przegranej z Gorzowem, ale porażki w Zielonej Górze i Wrocławiu były niejako
wkalkulowane w przedsezonowe spekulacje.
Przegrana z Unią Leszno była tragedią, ale jeszcze nie katastrofą, a toruńska
historia żużlowa pamiętała równie słabe początek sezonu, a było to w rok 1988.
W
owym czasie pierwsze punkty torunianie zdobyli dopiero w piątej serii spotkań.
Wygrali wówczas z Kolejarzem Opole 68:22 i wyprzedzili tarnowską Unię, ale na
przedostatniej pozycji w tabeli trwali, aż do półmetka rozgrywek.
Owe cztery pierwsze niefartowne mecze to:
Bydgoszcz - Toruń 58:32
Gorzów - Toruń 49:41
Toruń - Leszno 41:49
Tarnów - Toruń 52:38
Rundę rewanżową Anioły zaczęły od wygranej u siebie w Derbach Pomorza, ale tylko
49:40. W ekipie rywali z nr 8 na plastronie po raz pierwszy pokazał się w tym
meczu pewien młodzian, który przez kolejne sezony wiódł prym w polskim i
światowym żużlu. Był to Tomasz Gollob.
Porażki nie cieszyły, ale gołym okiem było widać, że w zespole muszą nastąpić
jakieś zmiany. Nikt w Toruniu nie zamierzał jednak robić polowania na czarownice
i na siłę szukać winnych, bowiem wynik na torze robili zawodnicy, którzy
potrzebowali wstrząsu, ale też spokoju i przede wszystkim szybszych motocykli.
Po
zawodach powiedzieli:
Jacek Gajewski - menadżer z Torunia - Sytuacja jest ciężka i trudna. Jednak
musimy sobie uczciwie powiedzieć, że trafiliśmy na początku na bardzo silne
zespoły. Drużyny, które, jak widać, są kandydatami do play-off i medali.
Niestety, przegraliśmy z nimi i jesteśmy po czterech kolejkach bez punktów.
To co się działo przed meczem z Lesznem, też nie wpływało na nas pozytywnie. Ze
względu na opady, tor nie był dla nas handicapem. Nie mogliśmy przenosić naszych
ustawień z piątkowego treningu. Dlatego też nie mieliśmy tej przewagi własnego
toru.
W zasadzie tylko Jensen nie zawodzi. Jedzie dobrze w tym sezonie. W miarę równo
od początku punktuje. W niedzielę miał najlepszy występ w lidze do tej pory.
Także na pewno jest to duży plus.
Gorzej jest z Pawłem Przedpełskim. Nie jedzie tak, jak jechał. Nie ma tego komfortu,
który miał wcześniej. Może powstał problem w sferze mentalnej. Widać, że jego
jazda i dyspozycja nie jest odpowiednia.
Podobnie jest z Holderem. Nierówno jedzie. Ta jego jazda jest, jaka jest.
Zdarzają się lepsze i gorsze wyścigi. Przecież był jeden z wyścigów, gdy przebił
się jedną akcją z trzeciego na pierwsze miejsce i uratował nam remis w tym
biegu. Ta szarża była po zmianie motocykla. Na początku meczu strasznie się
męczył. Później było lepiej. W 14 wyścigu prawie rozdzielił parę z Leszna. Wpływ
miała także pogoda. Tor nie był dla niego przewidywalny.
Mówi się że problemem tej dwójki są silniki Petera Johesa, ale Hancock przeczy
tej teorii, bo jedzie na silnikach od tego tunera i gdyby lepiej wyjechał ze
startu lub wybrałby drugie pole, to zdobyłby komplet punktów. Wszyscy widzieli,
jak jechał i jak wygrywał. Moim zdaniem silniki od Petera Johnesa nie są
przyczyną słabszych wyników. Hancock temu zaprzeczył.
Wszystko wskazuje, że ten zespół czeka walka o utrzymanie. Musimy się na to
nastawić, bo nasza sytuacja jest naprawdę nieciekawa. Walka o Play-Off jest
uwarunkowana bardzo jazdą tej drużyny. Jazdą w granicach jej możliwości
sportowych. W tej chwili musimy patrzeć na dół tabeli, bo czeka nas walka o
pozostanie w lidze. Kluczowe będą kolejne mecze. Jedziemy do Częstochowy, która
raczej nie myśli o play-off, ale o pozostaniu w lidze. Dla nas będzie to
kolejny mecz wyjazdowy i kolejna szansa na zdobycie punktów. Chcemy tam w końcu
zdobyć jakieś punkty, żeby zacząć walkę o byt ligowy.
Co będzie dalej nie wiem, bowiem wszystkie decyzje należą do właściciela klubu i
rady nadzorczej. Jeśli pojawi się pomysł, żeby w dalszej części sezonu drużynę
prowadził ktoś inny, to na pewno nie będę się o to obrażać. Wszystkie decyzje
personalne podejmowałem wspólnie z właścicielem klubu. Trzeba jednak pamiętać, w
jakiej sytuacji zostaliśmy w pewnym momencie postawieni. Nie mieliśmy w zasadzie
wyboru, kiedy Vaculik zdecydował się na odejście do Gorzowa. Rynek zawodniczy
był jaki był, a po kontraktach na dużym plusie jest w zasadzie tylko Jensen.
Można myśleć o wzmocnieniach, ale nie widzę na rynku żużlowców, którzy mogliby
być dla nas wzmocnieniem. Raczej trzeba pracować z tymi, których mamy w tej
chwili do dyspozycji.
Robert Kościecha - trener z Torunia - Nasza sytuacja nie jest zbyt ciekawa. Po czterech meczach mamy zero punktów. Każdy mecz jest bardzo ważny, ale ten przegraliśmy po ostatnim biegu. Dla kibiców to było z pewnością bardzo fajne spotkanie. Nie wypowiadam się na razie o zawodnikach, bo nie ma sensu tego robić publicznie. Będziemy rozmawiać. Punkty mówią same za siebie. Jeśli chodzi o juniorów, to Daniel Kaczmarek w piątek stracił swój najlepszy silnik. Igor Kopeć-Sobczyński miał słabszy dzień, ale chyba po prostu zbytnio się napalił. Nigdy nie mamy pretensji do juniorów, są młodzi i cały się uczą.
Michael Jepsen Jensen - Toruń - Jestem rozczarowany, że przegrałem z pierwszego pola startowego w ostatnim biegu, bo zazwyczaj dobrze sobie z niego radziłem. Drużyna pracuje wspólnie bardzo ciężko, aby osiągnąć sukces. Team spirit jest na wysokim poziomie, staramy się sobie pomagać nawzajem. Problem jest taki, że niektórzy tracą punkty. Jeśli chodzi o mnie, to swój występ oceniam pozytywnie, ale chcieliśmy bardzo mocno wygrać.
Greg Hancock - Toruń - Zupełnie nie tak miało być. Czuję się, jakbym
przeszedł drogę z bohatera do zera. I to na jednym łuku. To naprawdę boli, bo
pracujemy bardzo ciężko, staramy się być coraz lepsi z każdym biegiem, ale to
nie ma znaczenia, gdyż wciąż przegrywamy jako zespół. W następnym meczu w
Częstochowie po prostu musimy zwyciężyć. Nie ma już miejsca na porażki, sytuacja
robi się bardzo trudna Bardzo łatwo jest teraz usiąść i pokazywać palcem
winnych, ale jestem zły, bo mam wrażenie, iż sędziowie powinni czasem działać w
sposób bardziej zdecydowany, żeby dać nam szansę. Być może nawet mogłem się
położyć i poczekać na powtórkę biegu, ale na torze myślę tylko o wygrywaniu.
Wierzę, że Paweł Przedpełski bardzo się stara. Przejście na pozycję seniora
przynosi ze sobą ogromną presję i sporą dawkę nerwów. Musi złapać nieco
świeżości i wtedy wszystko się odmieni.
Piotr Baron - trener z Leszna - Dziękuję za spotkanie, przede wszystkim drużynie, bo pokazała charakter. Po ostatnim, nieudanym dla nas meczu, chcieliśmy zetrzeć plamę i to nam się w niedzielę udało. Odrobiliśmy punkty i to bardzo cieszy.
Janusz Kołodziej - Leszno - Dobrze mi się jeździło na Motoarenie. Wiadomo, że najbardziej cieszy mnie zwycięstwo drużyny, bo te punkty są niezwykle istotne. U niektórych zawodników było widać zmęczenie, bo jednak w ostatnich dniach jest dużo jazdy. Mogło to mieć spory wpływ na wynik meczu. Z pewnością w niektórych biegach mieliśmy pecha, sytuacje tak się potoczyły, że Piotrek i Emil mieli defekty, ja z Nickim raz straciłem pozycję. Widać zatem, że problemy nas nie omijały, ale staraliśmy się do końca ciągnąć ten wynik i na pewno ten dzień okazał się dla nas szczęśliwym. Ogromnie się cieszę, lecz jednocześnie jestem zmęczony po tym tygodniu.