Finał Ekstraligi nie miał jednak wyraźnego
faworyta. Wiadomym było bowiem od dawna, że Stal Gorzów nie czuła się najlepiej
na Motoarenie, a torunianie mieli problemy z dopasowaniem się do toru na
stadionie Edwarda Jancarza. W rundzie zasadniczej w dwumeczu lepsza była
drużyna prowadzona przez Stanisława Chomskiego, stąd minimalnym faworytem
pozostawał zespół z Gorzowa, ale mecze o najwyższą stawkę rządziły się swoimi
prawami i nawet zwycięstwo gorzowian u siebie podczas piątej kolejki w stosunku
62: 28 musiało pójść w zapomnienie, bo stawka rywalizacji w play-off miała
zupełnie inny wymiar.
Jacek Gajewski, który błysnął znakomitym zmysłem taktycznym podczas ostatniej
wyprawy do Zielonej Góry, zdawał sobie sprawę, że jego zespół musiał wypracować
solidną zaliczkę na własnym terenie chcąc skutecznie rywalizować o złote medale.
W półfinale Get Well wygrał w grodzie Kopernika dziesięcioma punktami, ale
kibice z Torunia w finale liczyli na znacznie więcej. W mieście Aniołów, o formę
liderów wszyscy byli spokojni, a dodatkowym atutem miało być to, że Adrian
Miedziński, który był bohaterem swojego zespołu na torze w Zielonej Górze złapał
właściwy rytm jazdy i mógł skutecznie odbierać punkty rywalom. Niestety nieco
inaczej wygląda sprawa drugiego zawodnika drugiej linii, czyli Kacpra
Gomólskiego. Wychowanek Startu Gniezno musiał jednak wspiąć się na wyżyny, by
dowozić do mety, co najmniej trzecie miejsca.
Z kolei w ekipie lubuskiej cieszyła równa forma wszystkich zawodników i świetna
postawa w półfinale Przemysława Pawlickiego, którego punktów zabrakło w fazie
zasadniczej, gdy Stal rywalizowała na MotoArenie. Koszmarny występ zanotował
wówczas również Michael Jepsen Jensen, który w półfinałach zanotował pierwsze
indywidualne zwycięstwo w lidze.
Nic więc dziwnego, że przy tak wyrównanych zespołach, zdaniem ekspertów jeśli
można było szukać zdecydowanej różicy potencjałów pomiędzy drużynami, to
należało to robić w formacji juniorskiej. Bartosz Zmarzlik prezentował bowiem w
przeciągu całego sezonu dużo lepszą i bardziej wyrównaną formę od Pawła
Przedpełskiego, z kolei Adrian Cyfer z całą pewnością powinien przywozić za
swoimi plecami Igora Kopcia-Sobczyńskiego, a jeden punkt, zdobyty w wyścigu
młodzieżowym mógł mieć niebagatelne znaczenie w kwestii końcowego
rozstrzygnięcia.
Ostatecznie pierwszy finał Ekstraligi padł
łupem torunian i sprawa złotego medalu pozostawała nadal otwarta. Gospodarzy do
zwycięstwa poprowadzili Chris Holder, Greg Hancock oraz Paweł Przedpełski. Zawody stały cały czas pod znakiem zapytania ze względu na ryzyko
przełożenia rozgrywanej dzień wcześniej rundy mistrzostw Europy, którą
torpedował deszcz. Organizatorzy SEC w Rybniku stanęli jednak na wysokości
zadania wygrali z pogodą, dzięki czemu finał na MotoArenie ruszył zgodnie z
planem.
W pierwszym biegu wszyscy zawodnicy pokazali, że bardzo zależy im na
zwycięstwie. Trzy punkt zdobył Iversen, a za nim na metę wjechała para
gospodarzy. Jensen próbował za wszelką cenę przechylić szale zwycięstwa na
stronę Stali, ale Vaculik nie pozwolił mu się wyprzedzić. Bieg zakończył się
remisem. W drugim biegu Przedpełski za wcześnie wystartował i dostał ostrzeżenie
od sędziego. W powtórce biegu już regulaminowo wyszedł z pod taśmy i znalazł się
na czele stawki. Jednak rozpędzony po zewnętrznej Zmarzlik wyprzedził go na
drugim wirażu trzeciego okrążenia. Jadący na końcu stawki Igor nie doprowadził
do wyrównania biegu i Stal odniosła pierwsze zwycięstwo w stosunku 4:2. W
trzecim biegu para Holder-Miedziński nie pozwoliła bardziej odskoczyć gościom i
przywiozła podwójne zwycięstwo. Anioły bardzo dobrze rozegrały pierwszy łuk i
nie pozostawiły gorzowianom żadnych złudzeń na odebranie sobie zwycięstwa.
Czwarty bieg to kolejny triumf zawodników toruńskiego klubu. Para
Hancock-Przedpełski dowiozła do mety kolejną piątkę i zostawiła gości w
bezpiecznej odległości z tyłu. Przed pierwszą przerwą na kosmetykę toru
gospodarze prowadzili 15 do 9.
Piąty bieg to kolejne podwójne zwycięstwo gospodarzy. Duet Holder-Miedziński
pokazali, że są dziś niepokonani, pomimo ataków Iversena. Następny bieg
zakończył się remisem. Po znakomitym starcie, Hancock pewnie popędził do mety.
Za nim jechała para gości, którą o mało na ostatnim okrążeniu nie rozdzielił
Kopeć-Sobczyński. Siódmy bieg to trzeci remis tego dnia. Tym razem kapitalnym
startem popisał się Zmarzlik, który dobrze rozegrał pierwszy wiraż i objął
prowadzenie. Drugie miejsce zajął Vaculik, a trzecie Gomólski, którego nie
dogonił Kasprzak. Przed drugą przerwą na kosmetykę toru Anioły wygrywały 26 do
16.
W ósmym biegu gospodarze jeszcze bardziej powiększyli swoją przewagę nad
rywalami. Sprawił to drugi sukces pary Hancock-Przedpełski, która
przyjechała na dwóch pierwszych miejscach do mety. W niczym nie pomogła rezerwa
taktyczna Stali, w której Jensena zastąpił Zmarzlik. Na początku Bartosz trzymał
się na czele stawki, ale po kleszczach zastosowanych przez Anioły, spadł na
trzecią lokatę. Następny bieg obfitował w emocje. Goście na początku wyszli na
podwójne prowadzenie. Przez błąd Pawlickiego, który odjechał zbyt daleko od
wewnętrznej, wyprzedziła go para rywali. Jednak potem Piotr poradził sobie z
juniorem Get Well Toruń i znalazł się na trzecim miejscu. Vaculik jechał bardzo
blisko Zagara i szukał sposobów, aby objąć prowadzenie. Na ostatnim wirażu Matej
nie przypilnował krawężnika, wykorzystał to Martin i na metę wjechał jako
pierwszy. W tym biegu Przedpełski jechał w ramach rezerwy zwykłej za Gomólskiego.
W dziesiątym biegu Stal zastosowała kolejną rezerwę taktyczną, w której Zmarzlik
zastąpił Cyfera. Ta zmiana sprawiła, że gorzowianie odnieśli pierwsze zwycięstwo
w stosunku 5:1. Para gości jechała na podwójnym prowadzenie, ale nie dogadali
się odpowiednio i Zmarzlik sam bronił się przed atakami Miedzińskiego oraz
Holdera. Przed trzecią przerwą wynik spotkania wynosił 35:25 dla Aniołów.
W składzie do jedenastego biegu doszło do dwóch zmian. Manager Stali
skorzystał z kolejnej rezerwy taktycznej i Kasprzak po udanym poprzednim biegu
zastąpił Jensena. Natomiast Przedpełski w ramach rezerwy zwykłej pojechał
zamiast Gomólskiego. W biegu Kasprzak próbował ukraść start. Pomimo, że nie
rozpoczął najlepiej- sędzia przerwał bieg i ukarał go ostrzeżeniem. W powtórce
biegu znakomicie wystartował Przedpełski, który objął prowadzenie i pewnie
dojechał do mety. Za nim o drugie miejsce walczyli Hancock i Kasprzak. Na
pierwszym wirażu Kasprzak próbował wypchnąć Grega, ale ten sprytnie go
wyprzedził i zajął drugą lokatę. Hancock nie nacieszył się długo podwójnym
prowadzenie, bo na drugim okrążeniu wyprzedził go Zagar. Greg próbował odzyskać
drugie miejsce, ale bezskutecznie. Bieg zakończył się zwycięstwem 4:2 dla
Aniołów. Dwunasty bieg zakończył się piątym remisem. Po kapitalnym starcie,
Holder objął prowadzenie. Nie mógł dogonić go Zmarzlik, który był drugi. Za nim
jechał Iversen, któremu nie zagrażał Igor. W trzynastym biegu najlepiej
wystartował Pawlicki. Po wyjściu z pierwszego łuku Stal była na podwójnym
prowadzeniu. Gospodarze po chwili ruszyli w pościg za gośćmi. Vaculik bez
problemu wyprzedził Pawlickiego, ale nie udało mu się wyprzedzić Kasprzaka.
Gorzów wygrał bieg w stosunku 4:2. Przed biegami nominowanymi wynik wynosił
44:34 dla gospodarzy.
Pierwszy bieg nominowany został przerwany. Sędzia podjął tę decyzję,
ponieważ posądził Pawlickiego o falstart. Piotr otrzymał ostrzeżenie. W powtórce
biegu na pierwszym wirażu upadli zawodnicy toruńskiego klubu. Na torze pojawiła
się karetka, ale gospodarze wstali o własnych siłach. Organizatorzy naprawili
bandę, która ucierpiała podczas upadku i zawodnicy wyjechali do kolejnej
powtórki. Tym razem znakomity start zanotował Pawlicki i to on znalazł się na
czele stawki. Za nimi jechała para Aniołów. Wszystko wskazywało na kolejny
remis, jednak na dystansie Zmarzlik wyprzedził Vaculika. Na trzecim okrążeniu
drugie miejsce Miedzińskiemu odebrał Zmarzlik. Goście drugi raz dowieźli do mety
pięć punktów. W tym biegu Zmarzlik zastąpił Jensena w ramach rezerwy zwykłej. W
ostatnim biegu bardzo dobrze wystartowali zawodnicy toruńscy. Holder znalazł się
na prowadzeniu, a drugi jechał Hancock. Jednak na przeciwległej prostej
rozdzielił ich Kasprzak. W dalszej części biegu, zawodnicy jechali w dużych
odległościach między sobą i nie zamieniali się miejscami. Bieg zakończył się
zwycięstwem gospodarzy w stosunku 4:2. Całe spotkanie wygrało Get Well Toruń
49:41.
Podsumowując. Motoarena kolejny raz
okazała się niezdobytą, nawet dla takiego zespołu jak Stal Gorzów. Gospodarze
zbliżyli się do tytułu Mistrza Polski. W ekipie gospodarzy brylowali Holder i
Hancock. Australijczyk zanotował tylko jedną pomyłkę, kiedy przyjechał na
ostatnim miejscu w dziesiątym biegu, ale ostatecznie pojechał tak, jak przystało
na kapitana. Z kolei Amerykanin był nie do ugryzienia w pierwszej fazie meczu i
wiee wskazywało na to, ze może nie być w niedzielę na niego mocnych. Niestety W
dwóch ostatnich seriach przyjeżdżał jednak do mety trzeci, ale torunianie
wygrywali te biegi w stosunku 4:2 i w rewanżu nestor światowego żużla nie może
sobie pozwolić na takie wpadki. Dwójkę liderów dzielnie wspierał Paweł
Przedpełski, dla którego był to ostatni mecz w roli juniora na MotoArenie.
Kończący wiek juniora "Pawełek" pokazał się z jak najlepszej strony, bowiem nie
wyszedł mu tylko wyścig dziewiąty, kiedy został na starcie i nie był w stanie
dogonić rywali na dystansie. Bez wątpienia był on jednak jednym z jaśniejszych
punktów toruńskiego zespołu. Ważne punkty dorzucił też waleczny na dystansie
Vaculik, a trudno oceniać występ Kaspra Gomólskiego, który był szybki i
punktował, ale niestety w ferworze taktycznych roszad został zmieniony i po
dwóch biegach nie pojawił się więcej na torze. Podobnie rzecz miała się z Igorem
Kopeć-Sobczyńskim, który kąsał rywali, ale niestety nie zdobywał punktów.
Dla odmiany w ekipie gospodarzy lider był jeden - Bartosz Zmarzlik, który
w końcu przełamał kompleks MotoAreny. Pozostali zawodnicy dobre biegi
przeplatali słabszymi. Jednak w drugiej części zawodów trio Kasprzak, Pawlicki,
Zagar stanęło na wysokości zadania i dołączyło do wspomnianego Zmarzlika i
zdołało odrobić zniwelować czternastopunktową stratę do ośmiu oczek. Największe
rozczarowanie w obozie gorzowian wzbudził Iversen, który rozpoczął zmagania od
wygranej i wydawało się, że po raz kolejny będzie jednym z liderów swojej
drużyny. W trzech kolejnych wyścigach zdobył jednak tylko dwa punkty i to na
koledze z pary oraz słabszym juniorze rywali. Skutkowało to brakiem Iversena w
biegach nominowanych, a to mówiło samo za siebie.
W meczu nie brakowało też sędziowskich
kontrowersji. Pierwsza sytuacja miała miejsce w biegu drugim, którego
pierwszą próbę rozegrania przerwał arbiter. Ostatecznie żaden z zawodników nie
otrzymał ostrzeżenia. Początkowo wydawało się, że start próbował ukraść Paweł
Przedpełski. A całą sytuację oceniał szef polskich sędziów Leszek Demski:
"Sędzia miał uwagi do Pawła Przedpełskiego. Patrząc jednak na powtórki, nie było
wcześniejszej reakcji zawodnika niż maszyny startowej. Był natomiast bardzo
dobry refleks. Sędzia po obejrzeniu powtórek nie udzielił ostrzeżenia, więc w
pewnym sensie przyznał się do tego, że niesłusznie przerwał wyścig. Aby to
prawidłowo ocenić, należało przerwać bieg. Inaczej się po prostu nie da".
Podobna sytuacja miała miejsce w pierwszej odsłonie gonitwy numer czternaście.
Tym razem dotyczyła ona startu Przemysława Pawlickiego. I tu również sędziowski
arbiter komentował: "Taka sama sytuacja jak z Pawłem Przedpełskim. Start był
praktycznie rzecz biorąc idealny, zawodnik popisał się bardzo dobrym refleksem.
Sędzia znów nie przyznał ostrzeżenia. Po obejrzeniu powtórek arbiter przyznał
się, że wyścig nie powinien być przerwany".
Demski miał również zastrzeżenia do innych decyzji Remigiusza Substyka, bowiem w
biegu jedenastym, po którym ostrzeżenie otrzymał co prawda Krzysztof Kasprzak,
lecz zdaniem doświadczonego arbitra, istniało lepsze rozwiązanie tej sytuacji:
Wyścig został przerwany, aczkolwiek zawodnik wyjechał ostatni ze startu. Sędzia
przerwał bieg, ale w momencie podniesienia taśmy startowej, Krzysztof Kasprzak
był w ruchu. Sam się ukarał i tutaj tak naprawdę start powinien być o ułamek
sekundy dłużej przytrzymany i wówczas nie byłoby problemu. Kasprzak zostałby na
starcie, sam by się ukarał, a zawodnicy pojechaliby wyścig. Błąd sędziego
polegał na tym, że zbyt wcześnie puścił taśmę do góry.
Jednak jak się okazało po spotkaniu na podstawie protokołów sędziowskich,
Leszek Demski nie docenił "kreatywności", kolegi po fachu i nie mając wglądu
do meczowych protokołów w trakcie zawodów, oceniał sytuacje na torze z
przeświadczeniem, że w biegu drugim i czternastym zarówno Przedpełski jak i
Pawlicki nie otrzymali ostrzeżeń za utrudnianie startu. Niestety na bazie
pomeczowego protokołu okazało się, że sędzia Remigiusz Substyk, który miał
możliwość obejrzenia powtórek (spotkanie było transmitowane przez telewizję) nie
zauważył swoich błędów i szedł w zaparte udzielając ostrzeżeń wspomnianym
zawodnikom, co potwierdził w pomeczowym protokole, a to jeszcze bardziej
obniżało ocenę jego pracy na Motoarenie.
Po meczu powiedzieli:
Przemysław Termiński - właściciel klubu z Torunia - Liczyłem na więcej niż 49
punktów. Byłbym zadowolony z 53 "oczek". W pewnym momencie było blisko. Wiele
się nie pomyliłem. Gdyby nie upadek w czternastym wyścigu, to mój wynik mógł się
sprawdzić. A tak no cóż, w Gorzowie wszystko będzie szło na żyletki. Niektórzy
mówią, że osiem punktów to niewiele i szybko można to odrobić. Falubaz też tak
myślał, a odrobił zaledwie cztery "oczka". W przypadku gorzowian może być
podobnie. Na pewno nie odpuścimy żadnego biegu. Jeśli chodzi o pierwszy mecz, to
mam wrażenie, że wszyscy nasi zawodnicy pojechali o jeden punkt poniżej swoich
możliwości.
Po meczu zdenerwowany był Kacper Gomłski, ale to są emocje, które można
wybaczyć. Ludzie mają do tego prawo. Po czasie na chłodno trzeba pomyśleć, co
dalej. Jacek zrobił to, co uważał za słuszne. Popieram go i nie zamierzam
kwestionować podjętych decyzji. Menedżer uznał, że Przedpełski pojedzie w tych
dwóch biegach szybciej od Gomólskiego i tyle. A jeśli chodzi o Kacpra, to ja
odbierałem go zawsze bardzo pozytywnie. To waleczny zawodnik, który bardzo się
stara i chce. Czasami mu nie wychodzi. Zaimponował mi już w zeszłym roku. Wtedy
pewne jego zachowania na torze były lepiej widoczne. Zdarzało się, że sam
przyjeżdżał na ostatniej pozycji, ale znakomicie rozprowadzał biegi i pomagał w
ten sposób wygrywać Holderowi. Teraz tego już tak nie widać, bo Australijczyk
zaczął jechać swoje.
Kacper Gomólski -
Toruń - Jeszcze w trakcie trwania meczu, Kacper był mocno rozżalony, czego dał
wyraz podczas rozmowy z reporterem nSport+, Łukaszem Benzem. Wyraźnie był
podłamany, ale nie chciał wypowiadać się w mocnych słowach. Stwierdził tylko, że
mocno przygotowywał do finałowego meczu, spotkał się nawet z tunerem Peterem
Johnsem, który udzielił mu kilku cennych wskazówek i to, dawało spodziewany
rezultat.
Zaraz po meczu, Kacper zamieścił post na Facebooku, w którym żegnał się z
Toruniem. (pisownia oryginalna). - Dziekuje za dwa lata w Toruniu tym, ktorzy
wierzyli, mojej rodzinie, mechanikom, tunerowi Peterowi Johnsowi ktory przybyl
m.in. dla mnie z Anglii... Dzis bylem zdeterminowany i silny, wiem, ze dwa
ostatnie biegi byłbym w sztosie... Coz chcialem pozegnac sie lepszym wynikiem,
niestety nie dano mi szansy... Dziekuje, GinGer.
Jacek Gajewski - menadżer z Torunia - zmieniłem Kacpra, ale on ma cały czas ma szansę. Pytanie tylko, czy chce z niej jeszcze skorzystać. Rywalizacja w finale nie jest przecież skończona. Rozumiem rozgoryczenie i rozczarowanie zawodnika. Podjąłem w tym meczu ryzyko i ono się w pewnym sensie opłaciło. Walczyliśmy o powiększenie przewagi, a ja miałem odczucie, że Paweł był pewniejszym zawodnikiem. Chcę jednak, żeby Kacper pojechał do Gorzowa i zamierzam go wstawić do składu. Emocje Kacpra są dla mnie normalne. Jego wpis pokazuje, że jest człowiekiem ambitnym, który chce jeździć i robić jak najlepszy wynik. Gdyby takim człowiekiem nie był, to spuściłby głowę i siedział cicho. Być może niektóre słowa napisał pod wpływem chwili. Czasami tak się dzieje. Będę chciał się z nim spotkać, porozmawiać i wszystko wyjaśnić. Za dwa, trzy dni emocje opadną i podejście może być inne. Więcej na ten temat mówić nie zamierzam. Rozmowa przez media to nie jest najlepszy sposób na komunikowanie się pomiędzy menedżerem a żużlowcem.
Robert Kościecha - trener z Torunia - Jesteśmy bliżej złotego medalu. Na pewno chcieliśmy, żeby było troszeczkę wyżej, ale cieszmy się z tego wyniku. Jedziemy do Gorzowa z wiarą w zwycięstwo i będziemy tam walczyć już za tydzień. Mieliśmy dobry początek, mimo, że Gorzów po drugim biegu wygrywał dwoma punktami. Później kapitalne biegi wygraliśmy 5:1. Wiedzieliśmy, że Gorzów dopasuje się na końcu zawodów i będzie ciężej zdobywać te punkty. Drużyna z Gorzowa jest znakomitym zespołem. Szkoda biegu czternastego, czy też dziesiątego, ale taki jest sport żużlowy. To jest finał ligi, spotykają się w nim dwa najlepsze zespoły, więc wszystko może się wydarzyć.
Martin Vaculik - Toruń - wygraliśmy to spotkanie i z tego się cieszymy. Osiem punktów to jest… mogło być więcej, mogło też być mniej także wszystko zweryfikuje następny mecz w Gorzowie. Popełniamy jakieś takie dziwne błędy. Musimy się skupić na decydujących biegach i wyeliminować pomyłki. Kluczem do zwycięstwa w Gorzowie będą po prostu wygrane biegi. Jesteśmy też mądrzejsi o te doświadczenia z meczu w rundzie zasadniczej, który był zły w naszym wykonaniu i na pewno nam się to już nie powtórzy, taki wynik. Damy z siebie wszystko w czasie tego meczu i zobaczymy, będzie szykować się fajne spotkanie. Co do mojej postawy to byłem wolny dzisiaj, najpierw wygrałem start, potem przegrałem, ale goniłem. Nie jestem z siebie zadowolony bo chciałem żeby było lepiej i ten upadek to już chyba szósty w tym tygodniu. Jestem trochę z każdej strony poobijany, zmęczony tymi upadkami. Jestem żadna lalka, że tutaj narzekam, że mnie boli. Chce się po prostu wyspać dwa dni, odpocząć i naładować się aby być mocnym punktem mojej drużyny w rewanżowym meczu w Gorzowie. Będę pracował też z fizjoterapeutą, czekają mnie różne zabiegi i tydzień na regenerację powinien wystarczyć.
Greg Hancock - Toruń - W dwóch wyścigach trafiłem na lepszych od siebie. Przez większość wieczoru miałem dobre starty, ale drużyna z Gorzowa z czasem rozszyfrowała tor i to spowodowało, że zdobyli ważne punkty. To jest jednak finał i oczywiście, chcielibyśmy mieć dziesięć lub nawet piętnaście punktów przewagi, ale mamy podobną sytuację jak w przypadku półfinału z ekipą z Zielonej Góry Musimy jechać do Gorzowa po zwycięstwo. Nie możemy startować z myślą, że mamy osiem punktów więcej. Chcemy wygrać ligę, to nasz jedyny cel. Wydaje mi się, że mamy odpowiednie nastawienie, nasza forma wzrasta i tak jak mówiłem przez cały rok, wciąż nie pokazaliśmy pełni potencjału, ale powoli to osiągamy. Odjechaliśmy kilka znakomitych spotkań, choć w niedzielę było ciężko. Mamy nadzieję, że Adrian Miedziński jest cały po upadkach i nie wpłyną one na niego w żadnym stopniu.
Paweł Przedpełski - Toruń - Przyczyną tych słabszych biegów był ciężki mecz. Tutaj się nie jedzie z kelnerami, że tak się wyrażę. Każdy gdzieś popełnia błędy. Jak nie ma kompletu, to zawsze może być lepiej, ale ja jestem z siebie zadowolony. Dałem z siebie wszystko i mój wynik na pewno nie jest zły. Ostatecznie mamy osiem punktów przewagi i to jest i dużo i mało. Drużyna z Gorzowa jest bardzo mocna u siebie, ale my będziemy dzielnie walczyć. Ekipa z Zielonej Góry zdołała tam wygrać, więc nie jest to niemożliwe. Na ten moment to my jesteśmy bliżej sukcesu, bo w końcu prowadzimy. Ja osobiście wolę jeździć w Gorzowie niż w Zielonej Górze.
Igor Kopeć-Sobczyński - Toruń - Jeżdżę dość krótko, ale jak to się mówi, kilku trenerów już przeżyłem i mogę stwierdzić, że lepszego nie mieliśmy. Może to brzmi jakbym się podlizywał, ale na serio jest super: atmosfera, podejście. Widać to też po postępach. Na początku sezonu jeździłem między biegami w sparingach i nie potrafiłem płynnie pokonywać łuków. Teraz udaje mi się nawiązywać walkę w Ekstralidze. To mówi samo za siebie. Może to jest dziwny sposób, ale nigdy nie zapomnę jak w Częstochowie na zawodach podnosiło mnie ze startu, a mam nawyk odchylania się z miniżużla. Robert wziął szarą taśmę, kazał mi usiąść na motocyklu w kasku i pochylić się jak do startu. Okleił mnie całego, przesiedziałem tak cały kolejny bieg i jak wszyscy się pośmiali, to zrozumiałem, że głowę trzeba trzymać. Teraz widać efekty, dlatego uważam, że moja postawa była zadowalająca. Zawsze jechałem w kontakcie z rywalami, byłem też blisko Mateja Zagara i Nielsa Kristiana Iversena. Gdzieś tam udało się nawiązać z nimi walkę. Jest więc dobrze, a moja jazda z biegu na bieg będzie wyglądać coraz lepiej. Jestem pozytywnie nastawiony. W wyścigu szósty, czułem, że byłem szybszy od Mateja. Popełniłem jednak błąd, bo przyciąłem pod niego, ale on przewidział mój ruch i zamknął mnie przy krawężniku. Teraz mogę sobie gdybać, ale gdybym pojechał za niego, to miałbym większe szanse żeby zdobyć punkt w tym wyścigu. Przed nami rewanż w Gorzowie, a ta, jechałem tylko jeden raz i to dopiero w tym roku. Nie jest to łatwy tor, ale z każdym występem jedzie się coraz lepiej. Osiem punktów to ani dużo, ani mało. Niezależnie od przewagi, jaką udało nam się wywalczyć, na pewno w Gorzowie mamy szansę. Będziemy walczyć z całych sił.
Władysław Komarnicki - honorowy prezes Stali Gorzów - Jestem bardzo zadowolony z postawy zespołu. Nie da się jednak ukryć, że kilka punktów zgubiliśmy frajersko. Ten wynik daje drużynie ogromne szanse w rewanżu. Pozycja wyjściowa jest bardzo dobra. Kilku zawodników, którzy dziś zawiedli, na pewno spisze się lepiej na torze w Gorzowie. Spodziewam się więcej po Jepsenie Jensenie, Cyferze, Iversenie, a nawet i Kasprzaku. Mamy dużą szansę to odrobić. Martwi mnie Jensen, który nie zdobył żadnego punktu, ale nie to jest najgorsze. Przyjeżdżał bardzo daleko z tyłu. Liczyłem na zdecydowanie inny występ. Reszta też mogła zrobić coś więcej, ale wywiezienie 41 punktów z Torunia to i tak jest duży wyczyn, ale trener Stanisław Chomski, doskonale prowadził swoją drużynę i wyciągnął ten mecz. On i sztab szkoleniowy zasłużyli na gratulacje. Chomski mądrze prowadził zespół pod względem taktycznym. Świetnie trzymał wynik i zachował spokój. Kiedy Toruń zaczął nam mocno odjeżdżać, byłem bliski zawału serca. Na szczęście trener to opanował. Oddzielne gratulacje kolejny raz dla Bartka Zmarzlika. Czapki z głów, ten chłopak jest po prostu fenomenalny.
Ireneusz Zmora - prezes z Gorzowa - Nie zamierzam chwalić zespołu za ten mecz. Prawda jest taka, że trener Stanisław Chomski nie miał tego dnia łatwego zadania. Po dwóch seriach trudno było wskazać zawodnika, który może pojechać rezerwę taktyczną. Wydawało się, że do tej roli nadaje się Bartek Zmarzlik, który niestety swój kolejny bieg przegrał. Nasz szkoleniowiec miał wyzwanie, ale pokazał trenerskiego nosa. Zasłużył na indywidualną pochwałę. Pociąg nam bardzo szybko odjeżdżał. W ostatniej chwili wskoczyliśmy do ostatniego wagonu i wywieźliśmy z Torunia 41 punktów. Na słowa uznania poza trenerem zasłużył Bartek Zmarzlik, który zrobił świetny wynik. Przemek Pawlicki również stanął na wysokości zadania. Zmagał się z bolesną kontuzją barku, ale potrafił w czternastym biegu przywieźć bardzo cenne zwycięstwo. Ostatecznie jednak przegraliśmy, a za taki mecz chwalić zespołu nie należy. Porażka jest zawsze porażką i nic tego nie zmieni. W chwili obecnej to Get Well Toruń jest bliżej mistrzowskiego tytułu. Dzielą ich od tego 42 punkty. W naszym przypadku brakuje ich 49. Matematyki nie da się oszukać. Musimy pamiętać, że torunianie dysponują bardzo silnymi liderami, co pokazali podczas rewanżu w Zielonej Górze. Wynik dwumeczu pozostaje kwestią otwartą. To najlepsze rozwiązanie dla fanów czarnego sportu, bo będziemy wszyscy żyć w niepewności. Oby nie trwało to do ostatniego biegu, bo mógłbym to przepłacić zdrowiem
Stanisław Chomski - manager z Gorzowa - dziękuję drużynie z Torunia za walkę i gratuluję zwycięstwa. Oni są teraz tymi, którzy mają bliżej do tego złotego medalu. Początek meczu zdecydowanie należał do gospodarzy. Wydawało się, że tor jest podobny do tego jaki był w poprzedniej rundzie. Analizowaliśmy wszystko na bieżąco z chłopakami, komunikacja była, która pozwoliła w pewnym momencie znaleźć do coś co jest potrzebne na Motoarenie czyli dobry start i dobrą trasę. Można powiedzieć, że troszkę błądziliśmy i już było czternaście punktów straty, ale uciekliśmy spod topora.. Później to odrabialiśmy. Miałem dobry moment jeżeli chodzi o Bartka Zmarzlika jako rezerwa taktyczna, potem następna. Dużo było zawahań na kogo postawić, najpierw znakomity start Nielsa K. Iversena a później zmieniał, osłabiał, wzmacniał motocykl, nie mógł trafić. Potem miałem wahania czy w późniejszej fazie meczu może puścić Mateja Zagara po jego dobry starcie, żeby jechał jako taktyczna w trzynastym biegu. Potem było zawahanie czy Przemek Pawlicki ma jechać czy nie, zaufałem mu, wiedział co robi. Wspólnie z Bartkiem Zmarzlikiem i z Krzysiem Kasprzakiem ciągnęli ten wynik i odrobili tę przewagę gospodarzy i jest wynik 49:41. Ważne jest to, że mimo końca sezonu, zaczynamy się rozumieć w tym zespole. Sześć biegów wygraliśmy indywidualnie, siedem zer a wynik jest jaki jest. Ja nie będę oceniał czy ten wynik jest dobry czy zły. W tej fazie to nie ma dobrych wyników, jak niektórzy też się tutaj w Toruniu ostatnio cieszyli, że tylko tyle przegrali. Będzie niezmiernie trudno w rewanżu. Były dziury w zespole w postaci Michaela Jepsena Jensena ale on w pewnych momentach sezonu nas do tego przyzwyczaił. Moim zdaniem największy minus dla Nielsa K. Iversena, który nie stanął na wysokości zadania jako prowadzący parę a Przemek Pawlicki z doskoku tyłek nam uratował i to jest moim zdaniem taki zawodnik, który dołożył taką cegiełkę, że wyjeżdżamy stąd z twarzą i jakąś nadzieją. Dlatego powiem nieskromnie, że byłbym zadowolony, gdybyśmy wygrali. Mamy takie motto żeby jechać wszędzie i zawsze wygrywać.
Przemysław Pawlicki - Gorzów - przede wszystkim dziękuję chłopakom za świetną walkę, za dobry mecz. Cało i zdrowo wszyscy zakończymy ten mecz i to jest najważniejsze bo było dzisiaj kilka sytuacji nieprzyjemnych. Przyjechaliśmy do bardzo silnej drużyny, która przecież pewnie pokonała u siebie Falubaz Zielona Góra. Na szczęście końcówkę udało nam się nadrobić, ale cały czas rywale są przed nami. Musimy być mocno skoncentrowani, bo w Gorzowie czeka nas naprawdę ciężki mecz. Na pewno będą emocje do samego końca. Dla mnie nie był to na pewno wymarzony występ w finale, bo wiem, że mogło być dużo lepiej. Słabo zacząłem, poszliśmy w złą stronę z ustawieniami i dopiero na dwa ostatnie wyścigi wszystko było w porządku. Muszę wyciągnąć wnioski z tych zawodów i jechać do przodu. W biegu czternasty, na szczęście nic poważnego nikomu się nie stało, bo wyglądało to bardzo źle. Mi udało się uratować z tej sytuacji, ale od jakiegoś czasu borykam się z bólem lewego barku. Jak dojdę z nim do lepszego stanu, to znów trafiam na sytuację na torze, gdzie go mocniej naciągnę czy naderwę. Teraz z powrotem mnie bardzo mocno zabolało. Jakiś czas już z tym walczymy, ale wiem, co muszę robić żeby do następnego meczu się z tym uporać. Mam teraz czas aby odpocząć od żużla, choć od rehabilitacji niestety nie.
Bartosz Zmarzlik - Gorzów - To był ciężki mecz. Z każdym biegiem wynik szedł raz na stronę gospodarzy, a raz na naszą. Do końca było to wyrównane spotkanie. Teraz będziemy się starali jechać jak najlepiej w Gorzowie. Ja w końcu dobrze pojechałem w Toruniu. Zawsze się tutaj strasznie męczyłem. Ale też rzadko mam okazję jeździć na tym torze. Teraz już mniej więcej wiemy jak jechać. Myślę, że te 15 punktów z bonusami na wyjeździe to fajny wynik i na pewno brałbym go w ciemno, tak jak osiem punktów straty. Wiadomo, że im mniejsza ta różnica, tym byłoby nam łatwiej. Myślę, że każdy pojechał fajne zawody i teraz musimy się skoncentrować na spotkaniu w Gorzowie, bo teraz sporo pracy przed nami, bo nikt nam nie odda tego złota za darmo. Ale na pewno te 8 punktów straty to lepszy wynik, niż 14, które już były w pewnym momencie. Na pewno w rewanżu to nie będzie łatwe zadanie, ale i tak musimy dać z siebie wszystko.
Piotr Świst - był zawodnik z Gorzowa - Ciężko szło, zawodnikom Stali na początku trudno było się zebrać, tak przez dwie kolejki. Od trzeciej serii wszystko poszło tak, jak należy. Bartek Zmarzlik dał sygnał do boju i za nim poszli koledzy. Może nie wszyscy tak, jak należy, ale jednak wszyscy pojechali na poziomie, który wystarczył na odrobienie strat. W rewanżu Torunianie będą walczyli w Gorzowie, ale ja jestem przekonany, że Stal Gorzów już ma mistrzostwo. Myślę, że osiem punktów przewagi torunian to bardzo, bardzo mało. To jest sport, ale Stal Gorzów jedną nogą stoi twardo na najwyższym stopniu podium, a druga już prawie tego podium dotyka. Wiemy, że Miedziński w Gorzowie nie istnieje, reszta też nie jest najlepsza. To było widać w rundzie zasadniczej, gdzie uzbierali łącznie 28 punktów. To była katastrofa.
Zenon Plech - były reprezentant Polski oraz były zawodnik z Gorzowa - Trener Chomski dobrze poprowadził swoją drużynę, ale myślę, że niewiele by zdziałał, gdyby nie odpalił Bartek Zmarzlik. Bez jego punktów losy finału mogłyby zostać przesądzone. Stal, przegrywając w Toruniu czternastoma punktami, musiałaby liczyć na wielkie szczęście w rewanżu. Można powiedzieć, że Bartek uratował skórę gorzowian. Wszyscy przyzwyczaili się do tego, że Bartek tak dobrze punktuje. Ten chłopak cały czas czyni jednak postępy i się rozwija. Obserwuję go i widzę, że jeździ jeszcze dojrzalej niż rok temu. Widać to było także na Motoarenie, gdzie myślał na torze nie tylko o swojej jeździe, ale i kolegach, asekurując choćby Krzyśka Kasprzaka. Przyćmił poza tym juniora torunian, Pawła Przedpełskiego, wygrywając z nim już w biegu młodzieżowym.
Źródło:
sportowefakty.pl
nowosci.com.pl
zuzelend.com
espeedway.pl
nicesport.pl