Drużyna pod wodzą trenera Marka Cieślaka miała w opinii wielu powtórzyć rezultat z czerwca, kiedy to pokonała torunian 53:37. I choć nikt nie dawał tak wysokiej wygranej zawodnikom z winnego grodu, to niemal każdy twierdził, że Falubaz odrobi dziesięciopunktową stratę z Torunia, bowiem w porównaniu ze spotkaniem rundy zasadniczej, gospodarze mieli do dyspozycji Jarosława Hampela zamiast słabo spisującego się Justina Sedgmena. Trener Marek Cieślak był wręcz niemal pewny siły swojej drużyny i tak komentował przed meczem zielonogórską potęgę: "Trener musi być optymistą, bo zespół patrzy na trenera i jeśli zauważą, że trener chodzi smutny czy wystraszony, to ekipa też będzie wystraszona. Stać nas na wszystko, a Get Well na wyjazdach też nie jest wielkim orłem. Wszyscy jesteśmy bardzo zmotywowani i myślę, że ten mecz pokaże prawdziwe oblicze naszej drużyny. Wszyscy będą gryźli tor. Uważam w ciemno, że nasza trójka liderów na zielonogórskim torze jest lepsza niż liderzy Get Well. Doparowych, a więc Hampela i Karpowa, też oceniam wyżej niż Gomólskiego i Miedzińskiego, przynajmniej u nas. Można powiedzieć, że na porównywalnym poziomie są pary juniorskie".
Niestety dla Aniołów początek spotkania wskazywał, że słowa zielonogórskiego trenera znajdą swoje potwierdzenie na torze. Jednak jak wiadomo, mecz meczowi nierówny i pojedynek w fazie play-off był całkowicie innym spotkaniem, a przede wszystkim ze miał inną wagę sportową. Nic, więc dziwnego, że spotkanie było widowiskiem dla osób o mocnych nerwach. Drużyna spod znaku Myszki Miki potrzebowała zaledwie trzech gonitw, by odrobić straty z Motoareny. Dwa zwycięstwa w stosunku 5:1 i jeden bieg wygrany 4:2 sprawił, że Falubaz już przed czwartym wyścigiem prowadził 14:4 i tylko Paweł Przedpełski w biegu juniorskim był w stanie powalczyć z rywalami i dowieźć inne punkty niż te które przysługiwały zgodnie z regulaminem za zajęcie trzeciego miejsca. Liderzy, czyli Greg Hancock i Chris Holder, byli ewidentnie niedopasowani do śliskiej zielonogórskiej nawierzchni toru i przegrywali przede wszystkim starty. Dopiero w czwartym biegu lepszym refleksem od rywali wykazał się Przedpełski i Martin Vaculik. Podwójnej wygranej do mety jednak nie dowieźli, bo Słowaka wyprzedził Piotr Protasiewicz. W tym miejscu należy podkreślić doskonały zmysł taktyczny Jacka Gajewskiego, który już we wspomnianym czwartym biegu skorzystał z pierwszej rezerwy taktycznej i do ósmej gonitwy łącznie wykorzystał, aż trzy takie roszady zostawiając sobie w jedną zmianę na końcową fazę spotkania. Na szczęście te manewry przyczyniły się do odrobienia start i w połowie zawodów Get Well miała spotkanie pod kontrolą, choć ciągle przegrywał.
Zielonogórzanie po świetnym początku, w
połowie spotkania zdecydowanie wytracili impet. Wpływ na to
miała zmiana warunków torowych, który miał być ich domowym atutem. Nawierzchnia z czasem stała się śliska i
miejscowi nie potrafili znaleźć na to recepty. Niestety zdaniem wielu trener
Cieślak popełnił błąd bowiem przygotował zielonogórski owal pod Jarosława
Hampela, czym "zniszczył sportowo" pozostałych zawodników. Najgorzej szło Piotrowi Protasiewiczowi,
a trener liczył z pewnością głónie na jego trójki,
tymczasem PePe słabo startował, a na trasie też nie szło mu najlepiej.
Chwilami jeździł bardzo szeroko, tak jak zawsze, ale to nie zdawało rezultatu.
Dwa zera, to wynik zielonogórskiego kapitana, jakiego nikt się nie spodziewał. Patrząc na
mecz można było odnieść wrażenie, że Piotra zaskoczyły nie tylko warunki torowe,
ale również doskonała postawa toruńskich liderów, któym nie był w stanie
dotrzymać "koła".
Trzecia seria startów zakończyła się remisowo. Zielonogórzan dużo mógł kosztować
dziewiąty bieg, ale Dudek zdołał wyprzedzić prowadzących Holdera i
Miedzińskiego.
Przed jedenstą gonitwą Get Well przegrywał różnicą sześciu punktów i stworzyła
się idealna okazja, do zastosowania …., a jakże rezerwy taktycznej. Tak też się
też stało i Hancock zmienił Kacpra Gomólskiego. Torunianom odrobić strat jednak
się nie udało, bo parze Holder - Hancock uciekł nieoczekiwanie świetnie czujący
się tego dnia powracający po kontuzji Hampel.
Sześciopunktowa przewaga utrzymała się do biegów nominowanych. Anioły, choć
świetnie startowały traciły punkty na dystansie, bowiem najpierw w dwunastym
biegu Doyle wyprzedził Przedpełskiego, a chwilę później Dudek tuż po starcie
przyblokował Vaculika, wyprowadzając na trzecie miejsce Karpowa, a potem pognał
do przodu, aby ograć Miedzińskiego.
Przed decydującymi wyścigami zielonogórzanie mieli sześć punktów przewagi
(42:36) i do pełni szczęścia potrzebowali jeszcze ośmiu oczek. Torunianie
natomiast musieli zdobyć tylko pięć punktów, by cieszyć się z awansu do finału.
W finałowych gonitwach bohaterem Torunia okazał "Miedziak", który w pierwszym z biegów nominowanych,
zwyciężył ze sporą przewagą nad rywalami, dał swojej drużynie awans do finału,
niezależnie od rozstrzygnięcia w ostatnim biegu, bowiem na trzecim miejscu
przyjechał pilnowany przez rywali Vaculik. Ostatni bieg zakończył się remisem,
ale jak wspomniano wynik tego pojedynku nie miał znaczenia dla ostatecznego
awansu do finału, bowiem toruńskie boksy zawodników świętowały już od kilku
minut swoje dwumeczowe zwycięstwo.
Podsumowując: W Falubazie Zielona Góra
zapanował smutek. Dziwić mogło jednak to, bowiem wszyscy widzieli
żółto-zielonych ze złotym medalem na szyi, a należało pamiętać, że drużyna
borykała się z problemami kadrowo-finansowymi i zbudowano ją na ostatnią chwilę,
bez znaczących transferów, wynalazek Karpow, niechciany Doyle po poważnej
kontuzji i niepewność wokół Jarka Hampela. Trener Marek Cieślak potrafił jednak
wykrzesać ze swoich podopiecznych 300% normy i zespół skutecznie walczył o
ligowe punkty. Niestety nie wystarczyło rozpędu na walkę o najwyższe cele.
Z kolei w ekipie GetWell Toruń panowała uzasadniona euforia. Cichym
bohaterem Aniołów był menedżer zespołu Jacek Gajewski, który rozegrał swój
najlepszy mecz w sezonie. Poprowadził drużynę idealnie. Grał tak umiejętnie, że
w każdym istotnym momencie miał możliwość wprowadzenia rezerwy taktycznej.
Torunianie prawie cały czas mogli jechać dwójką liderów, którzy byli tego dnia
bardzo dobrze dysponowani. Nie bez znaczenia była rola Grega Hancocka, który
przez kilka sezonów jeździł w Falubazie i zna specyfikę tamtejszego toru.
Dlatego strzałem w dziesiątkę okazały się zmiany w ustawieniu toruńskich par
dokonane po pierwszym meczu play - off. Hancock dzięki temu startował w każdej
serii po równaniu, znakomicie czytał warunki torowe i doradzał kolegom, co mają
zmienić w swoich motocyklach. Pierwszy bieg mu nie wszedł, ale później dokonał
właściwych korekt i to jego śladem poszedł cały zespół. Torunianie stali się
dzięki temu groźniejsi.
Jacek Gajewski zrobił jeszcze jedną bardzo ważną rzecz. Był cierpliwy w stosunku
do Adriana Miedzińskiego i w ten sposób zbudował toruńskiego wychowanka w sferze
psychicznej. "Adi" nie zaczął spotkania najlepiej. Komentatorzy w pewnym
momencie dziwili się, dlaczego nie jedzie za niego rezerwa taktyczna. To był
jednak bardzo przemyślany ruch. Adrian złapał właściwy rytm i drużyna dostała
jeszcze jedno ważne ogniwo, które dodatkowo mogło kąsać w finałowym rozdaniu
medali. Żużlowiec drugiej linii złapał wiatr w żagle i pokazał, że jest groźny
dla każdego, nawet na obcym torze. Dlatego wielu kibiców widziało w "Miedziaku"
ojca zwycięstwa, który po zmianie motocykla w drugiej fazie był niesamowicie
waleczny, a w czternastym biegu to jego trójka zdobyta po starcie z pola
wewnętrznego dała Toruniowi finał.
Po meczu szerokim echem wśród kibiców odbił się komentarz redaktorów
realizujących transmisję w TV nSport+. Kibice "Aniołów" oskarżali Pawła
Ruszkiewicza i Michała Łopacińskiego o stronniczość i sprzyjanie drużynie z
winnego grodu.
Gdy po piętnastym biegu stało się jasne, że Falubaz nie pojedzie w finale, obaj
panowie dali "popis" swoich oratorskich umiejętności. Wyraźnie byli podłamani
tym, że zielonogórzanie nie pojadą w wielkim finale. I takie właśnie zachowanie
spotkało się z ogromną krytyką wielu kibiców, którzy na różnego rodzaju
portalach dali wyraz swojego niezadowolenia.
Jedna z kibicek pisała, że "komentatorzy w końcówce meczu przeżywali tylko i
wyłącznie biegi gospodarzy, kompletnie nie zwracając uwagi na poczynania
toruńskich zawodników. Zgłosiłam do nc+ żenującą postawę panów Ruszkiewicza i
Łopacińskiego podczas meczu Torunia z Zieloną Górą. Ku mojemu zdziwieniu
potraktowano mnie poważnie i odpisano, że sprawa zostaje przekazana do
odpowiedniego działu. Teraz poczekamy czy coś z tego wyniknie.
Z jej opinią zgadzała się zdecydowana większość kibiców z Torunia. W podobnym
tonie pisali inni kibice zdaniem, których: "…wyglądało to tak, jakby Toruń
jechał przeciwko całej Polsce…" i "…od samego początku transmisji "dziennikarze"
o niczym innym nie mówili, jak o derbach lubuskich w finale…".
Wszyscy mieli jednak nadzieję, że w finale poziom redaktorów dorówna do poziomu
sportowego widowiska i niesmaczne sytuacje nie będą przedmiotem dyskusji, a w
pamięci pozostaną wydarzenia wyniesione z rywalizacji na torze.
Po zawodach powiedzieli:
Przemysław Termiński – właściciel toruńskiego klubu - będę musiał
zażyć relanium na uspokojenie. To była niesamowita walka. Wszystko ważyło się do
samego końca. Liczyłem te punkty na różne sposoby. Wychodziło mi właśnie 47:43,
czyli dokładnie taki wynik, jaki padł w niedzielnym meczu. In plus zaskoczył
mnie Adrian Miedziński. Zrobił więcej niż się po nim spodziewałem. To był
świetny mecz w jego wykonaniu. Mniej "oczek" wywalczył Vaculik, ale to nie ma
teraz znaczenia. Liczy się to, co zrobiła drużyna. Wywieźliśmy 43 punkty, a
wszyscy komentatorzy poza jednym Władkiem Komarnickim przewidywali, że nie
wjedziemy do finału. Media trąbiły o tym, jaka Zielona Góra jest doskonała, a
Toruń beznadziejny. U nich miały być wielkie rezerwy, między innymi w postaci
Jarka Hampela. Życie pokazało coś innego. Hampel zdobył dziewięć punktów. To
niezły wynik, ale i tak za mało. Tym razem słabiej pojechał Protasiewicz.
Dziennikarze dzwonili do mnie przez cały ten tydzień i pytali o rezerwy Falubazu
i o Jarka Hampela. Ja od razu wychodziłem z założenia, że ktoś może pojechać
lepiej, ale nawet połowę tej zdobyczy może odebrać komuś ze swojej drużyny. Nikt
tego nie kalkulował w ten sposób. Wszyscy dodawali punkty i wychodziło im 60:30
dla Falubazu. Okazało się, że padł inny wynik.
Finał ze Stalą Gorzów, wydaje mi się intuicyjnie łatwiejszy. Być może się mylę,
czas pokaże. Z tyłu głowy mam jednak myśl, że to dla nas lepszy rywal niż
Zielona Góra. Kto wie, może to tylko historyczne podteksty. Na razie otwieram z
żoną szampana i cieszę się z wyniku w Zielonej Górze.
Jacek Gajewski - menadżer z Torunia - Adrian zdecydował o losach meczu w czternastym wyścigu, ale do tej sytuacji trzeba było najpierw doprowadzić. Zakończył i przyklepał spotkanie. Dostał piłkę meczową i skończył. Znam takich zawodników, którzy dostawali na tacy takie sytuacje i przegrywali biegi. W pewnym momencie mogłem już go zmienić, ale poczekałem. Zmienił wtedy motocykl. To była główna przyczyna, że jego jazda się zmieniła. Był zdecydowanie szybszy i zaczął punktować. Problem Adriana często polega na tym, że za dużo myśli o motocyklach. Kombinuje, a to momentami działa w drugą stronę. Jego średnie w meczach u siebie i na wyjeździe są zbliżone. Trzeba mu jednak oddać, że na obcych torach jedzie mocno i solidnie. On ma naprawdę ogromny potencjał. Oby sobie sam więcej nie przeszkadzał i był w stanie go wykorzystywać.
Robert Kościecha - trener z Torunia
- Nikt nie może narzekać na brak walki. Zawody w Toruniu czy w Zielonej Górze
były kapitalne. Chcę podziękować gospodarzom za świetne widowisko. Cieszę się,
że chłopacy z Torunia spisali się na medal i awansowaliśmy do finału.
Wykonaliśmy naprawdę ciężką pracę w przeciągu całego sezonu. Spisywano nas na
straty nie wierząc w to, że uda nam się awansować dalej. Tymczasem my
pokazaliśmy lwi pazur i tym samym toruńskie anioły walczą o najwyższe cele.
Ciężko wypisywało się wyniki trzech pierwszych biegów. Potem zaczęliśmy się
przekładać. Od czwartego wyścigu, gdzie wygrał Paweł Przedpełski, wiedzieliśmy w
jakim kierunku iść. 10 punktów zaliczki to dużo, jednak moi zawodnicy spisali
się na medal. Pojechali kapitalne zawody. Bardzo się cieszymy, bo spotkały się
dwa bardzo wyrównane zespoły. Było widać, że niuanse zadecydowały o tym, że to
Get Well Toruń wszedł do finału. Praktycznie do przedostatniego biegu nie
byliśmy tego pewni.
Mówiłem wszystkim, że najważniejszy mecz był tydzień temu. Wygraliśmy go 10
punktami i to było bardzo ważne, bo gdyby w tym spotkaniu był wynik na styku, to
w rewanżu byłoby bardzo ciężko. Na pewno 90 procent ludzi mówiło, że przegramy
ten dwumecz. My pokazaliśmy jednak, że mamy charakter, zespół pojechał na
szóstkę i mamy finał - ocenił były żużlowiec.
Greg Hancock – Toruń - Wykonaliśmy kawał dobrej roboty. Falubaz nie jest drużyną, z którą większość chciałaby się zmierzyć w finale. Wszyscy są zaskoczeni takim obrotem sprawy, że to nam udało się zwyciężyć w tym dwumeczu. Daliśmy z siebie wszystko i możemy być zadowoleni.
Martin Vaculik – Toruń - Uczucia
są mega fajne. Bardzo się cieszę z tego wyniku, z tego awansu do finału. Cały
zespół pojechał bardzo dobrze, walczyliśmy twardo. Dziękujemy kibicom, sponsorom
i klubowi, że jesteśmy w tych finałach.
Wygrywaliśmy starty, przywoziliśmy remisy albo minimalne wygrane i to był klucz
do sukcesu. Menedżer Gajewski i trener Kościecha zrobili bardzo dobrą pracę,
dokonywali zmiany w odpowiednim czasie i to był drugi klucz do triumfu.
Ja zanotowałem słaby występ, ale walczyłem ile mogłem. Starałem się, jak
najbardziej potrafię, choć nie byłem szybki. Wygrywałem starty, gorzej było na
dystansie. Postaram się, aby w finałach było lepiej.
Zdzisław Tymczyszyn – prezes z
Zielonej Góry - Na pewno wierzyliśmy w sukces do 14. biegu, bo dopiero w nim
wszystko się posypało i było wiadomo, że nie jesteśmy w stanie odrobić strat. Po
czwartym wyścigu wszyscy skakali z radości, szybko odrobiliśmy punkty, ale
później Get Well się spasował i utrzymywał przewagę w dwumeczu. Cały czas
staraliśmy się zbudować dziesięciopunktową przewagę, ale nie udało się.
Torunianie to trudny rywal, zabrakło kilku oczek. Mieliśmy świadomość
10-punktowej straty, ale też wielką nadzieję, że to się uda odrobić i nie będę
tego ukrywał. Powiem szczerze: miałem wielką nadzieję, że wygramy ten dwumecz i
pojedziemy ze Stalą. To byłby świetny finał.
U nas Piotrkowi nie wyszedł mecz, ale nie można robić na każdym rywalu po 13-14
punktów. Wiele razy bronił naszego wyniku, dzięki niemu wróciliśmy z dalekiej
podróży w Toruniu. W tym spotkaniu po prostu czegoś mu brakło.
Nie da się jednak ukryć, że byłaby inna sytuacja, gdybyśmy jechali w finale, ale
to też nie jest tak, że byliśmy ustawieni wyłącznie na finał i mieliśmy skrojony
budżet tylko na finał i złoto. Tak nie można planować. Jest duży żal, trzeba się
pozbierać. Na pewno to cios dla drużyny, dla klubu. Ogarniemy się przez kilka
dni i będziemy przygotowywać się do walki o trzecie miejsce. Ta kwestia też nie
jest jeszcze rozstrzygnięta. Pewnie będziemy faworytem, ale nie możemy
przesądzać wyniku. Na pewno nie ma tego uroku, co walka o złoto. Nie będę
ukrywał, że wolelibyśmy wejść do finału i nawet go przegrać, kończąc sezon na
drugiej pozycji. To zawsze lepsze miejsce niż trzecie.
Marek Cieślak - trener z Zielonej
Góry - Smutno mi, ale co zrobić, taki jest sport. Odpadliśmy w walce o finał
i teraz będziemy rywalizować o brązowy medal. Drużyna toruńska ma klasowych
zawodników takich jak Greg Hancock, Chris Holder czy Martin Vaculik. To
żużlowcy, którzy bardzo dobrze jadą. My nie powinniśmy byli przegrać w Toruniu
aż dziesięcioma punktami, a zakręcić się wokół remisu. Tego nie zrobiliśmy,
przez co ciężko było nam to nadrobić w drugim spotkaniu. Ku mojemu zaskoczeniu
bardzo szybko odrobiliśmy stratę, gdyż po trzech biegach był już dwumeczowy
remis. Później zawodnicy z Torunia dopasowali się do nawierzchni i do tego
wykorzystali rezerwy taktyczne, przez które ciężko było nam odskoczyć. Do
czternastego biegu miałem nadzieję, że wszystko jest jeszcze możliwe. Mieliśmy
sześć punktów przewagi, stąd liczyłem, że jeszcze te cztery uda się nadrobić.
Mocno decydował o końcowym wyniku bieg czternasty. Gdybyśmy go zremisowali to
jeszcze byłaby nadzieja. Stało się jednak jak się stało. Szkoda, bo byliśmy
bardzo blisko.
Cieszy mnie fakt, że wrócił Jarek i pojechał bardzo fajne zawody. Niestety
słabiej pojechał Piotrek Protasiewicz, który miał tego dnia spore problemy ze
startami. Greg z kolei czuje się tu jak u siebie i świetnie spisuje się na tym
torze. Jego wiadomości są informacjami dla całej drużyny. Zrobił w sprzęcie co
trzeba, a zaraz później dopasowała się reszta. Co bieg przeciwko nam jechała
silna para. Jak nie Greg z Vaculikiem to Holder. Każdy z nich jechał po sześć
raz, więc ciężko było z nimi wygrywać.
Ten sezon dla nas zaczynał się bardzo źle. Mieliśmy spore problemy kadrowe. Nie
wrócił do nas Jarek tak szybko jak myśleliśmy, że będzie to możliwe. Musieliśmy
posiłkować się zawodnikami typu Sedgman. Mimo tego pokazaliśmy na co nas stać.
Będziemy dalej walczyć o medal, ale o brązowy. Każdy krążek ma swoją wagę i
cenę. Zrobimy wszystko, żeby go zdobyć.
Jarosław Hampel - Zielona Góra -
Początek tych zawodów okazał się dla nas udany. Pierwsze biegi były bardzo dobre
i odrobiliśmy straty dość szybko. Torunianie jednak spasowali się z nawierzchnią
i odnaleźli dobre ścieżki. Do tego mieli bardzo dobre starty a to wystarczyło by
bronić wynik. My nie byliśmy w stanie tego odbić i pogubiliśmy punkty. Greg
Hancock czy też Chris Holder są zawodnikami z pierwszej półki i dla nich żaden
tor nie będzie robił problemu. Poza nimi dobrze pojechał w końcówce spotkania
Adrian Miedziński i to pomogło rywalom awansować.
Jest wśród nas rozczarowanie. Chcieliśmy bardzo tego awansu, wierzyliśmy, że nam
się uda i robiliśmy wszystko żeby tak się stało. Dlatego też jesteśmy zawiedzeni
tym, że nie jesteśmy w finale. Cóż mamy teraz zrobić? Staraliśmy się jak
mogliśmy.
Podkreślam, że nie jeździłem przez 15 miesięcy i to, że na obecną chwilę się
ścigam jest super wiadomością dla mnie. Nie jadę jeszcze na sto procent swoich
możliwości. Ja dopiero tak naprawdę zaczynam sezon. Z takimi rywalami każdy
najdrobniejszy zdobyty punkt jest dobrym rezultatem. Zdaję sobie sprawę, że
każdy liczy na świetny wynik. Ja również chcę lepiej jeździć i staram się jak
mogę.
Jason Doyle – Zielona Góra - Jesteśmy mocno zaskoczeni takim wynikiem spotkania. To dla nas niespodzianka, bowiem wierzyliśmy w sukces. Greg Hancock jest świetnym zawodnikiem i odjechał tego dnia świetne zawody. Przez cały sezon ligowy odjeżdżaliśmy dobre zawody aż do momentu kiedy trafiliśmy na półfinałowe pojedynki z Toruniem. Niestety nie powiodło nam się w tym dwumeczu i nie odrobiliśmy na własnym torze dziesięciu punktów. To dla nas ogromny szok.
Piotr Protasiewicz – Zielona Góra
- Teraz można mówić, że przeze mnie nie awansowaliśmy, ale gdyby nie mój występ
w Toruniu, byłoby 25 punktów straty. To jest tylko sport. Na Motoarenie nie
wyszło, przegraliśmy 10 punktami i wiedzieliśmy, że może być trudno, by to
odrobić. W rewanżu to nie był mój optymalny występ. Starałem się najlepiej jak
mogłem, ale jednak do końca nie udało się odnaleźć prędkości. Cały czas szukałem
szybkości i może kierunek, w którym szedłem, odbił się na tym, że uciekały. Tor
jednak nie pozwalał za bardzo na ściganie. Ścieżki po krawężniku były szybsze,
więc nie jak w Zielonej Górze. Nie było mijanek, walki jak na lekarstwo. Nie
potrafiłem odnaleźć prędkości. Jeśli był w miarę start, to trudno było mi
upilnować dwóch zawodników na dystansie. Starałem się, ale nie starczyło. Nie
chciałbym czarować i się zasłaniać. Teraz jesteśmy po fakcie. Uważam, że to nie
był w 100 procentach tor, na którym jeździliśmy wcześniej.
Drużyna toruńska wysoko zawiesiła poprzeczkę. Get Well ma w swoich szeregach
świetnych startowców i rezerwami taktycznymi pilnowali różnicy. Stało się, jak
się stało. Nie przyjechali amatorzy z trzeciej ligi - przyjechała drużyna ze
świetnymi zawodnikami, z czołówki Grand Prix. Potrafią startować i świetnie się
ścigać. Dopasowali się i mieli rewelacyjną końcówkę. Nie przegraliśmy meczu, po
prostu nie odrobiliśmy strat. Nie róbmy pogrzebu, to tylko i wyłącznie sport.
Nie ma co szukać dziury w całym. Po prostu przegraliśmy w sportowej walce.
Rywale przegrali rewanż, ale za nisko dla nas. Na torze nikt się nie położył,
nikt nie odpuścił, po prostu zabrakło punktów.
Teraz leczymy rany po półfinale, później będziemy myśleć nad przygotowaniem do
meczu ze Spartą. Każde spotkanie jest walką. Jesteśmy zawodowcami, zawsze
staramy się dać z siebie 100 procent. Plan minimum wykonaliśmy, ale wiadomo, że
apetyt rośnie w miarę jedzenia. Po awansie do play-off chciało się pojechać w
finale, to się niestety nie udało. Myślę, że od środy będziemy przygotowywać się
do wyjazdowego starcia w Poznaniu. Chcemy skończyć na podium, a zobaczymy, co
nam życie pokaże.
Patryk Dudek – Zielona Góra - Na
pewno problem był taki, że torunianie dopasowali się do naszego toru. W
pierwszej serii goście byli zaskoczeni i to było widać. Później znaleźli
przełożenia i cały czas się bronili rezerwami taktycznymi, przez co zdołali
utrzymać przewagę z pierwszego spotkania. Nie ma się co przejmować, taki jest
sport. Nie można sobie założyć przed meczami, że wygramy wszystko i będziemy
mieli złoty medal. Jechały dwie silne, wyrównane drużyny, z bardzo dobrymi
zawodnikami i po prostu ekipa z Torunia okazała się lepsza. Trzeba im
pogratulować.
Sportowcy wygrywają i przegrywają. Na pewno szkoda, że nie udało się nam
awansować do finału, ale nie mamy na plecach napisane, że mamy mistrzostwo
Polski 2016. Za rok jest kolejny sezon. Trzeba się skupić na najbliższych
dniach, a więc walce o brąz, a później będziemy się martwić dalej, co będzie. W
przyszłym roku znów będziemy walczyć o najwyższe laury.
Krzysztof Cegielski – były żużlowiec,
komentator wydarzeń żużlowych dla mediów - Mówiono przed meczem, że
torunianie mają obronić się w Zielonej Górze trójką zawodników. Tak naprawdę
każdy z żużlowców gości dał jednak coś do końcowego wyniku. Trzeba przyznać, że
dość niespodziewanie bohaterem był Adrian Miedziński, który w najważniejszych
momentach wziął na swoje barki odpowiedzialność za cały półfinał. Nie można nie
docenić też wkładu, jaki miał w ten wynik sztab szkoleniowy. Menedżer Jacek
Gajewski trafił z rezerwami taktycznymi praktycznie w dziesiątkę. Już pierwsza,
z czwartego biegu, dała pozytywny skutek, bo Paweł Przedpełski przyjechał
pierwszy i goście po niemrawym początku zaczęli odrabiać straty.
Kto wie, czy w pewnym stopniu zielonogórzanom nie przeszkodził ostatni bieg
pierwszego meczu w Toruniu. Falubazowi udało się go wygrać i zmniejszyć stratę
do dziesięciu "oczek". Mam wrażenie, że zielonogórzanie poczuli się zbyt pewni
siebie i tak też podeszli do rewanżu. Zbyt szybko uwierzono, że będzie finał.
Nie można jednak oceniać poszczególnych zawodników drużyny przegranej przez
pryzmat tylko spotkania rewanżowego, gdzie oglądaliśmy tylko połowę rywalizacji
z Get Well Toruń, a oceniać trzeba ich w kontekście dwumeczu. Np. na MotoArenie
Piotr Protasiewicz był jednym z tych, którzy ciągnęli wynik zespołu i gdyby
spisał się tam trochę słabiej, zielonogórzanie nie mieliby szans w rewanżu.
Akurat Protasiewicz nie jest zawodnikiem Falubazu, który w dwumeczu wypadł pod
względem punktowym najsłabiej. Warto docenić przy tym wkład Jasona Doyle'a,
który jako jedyny nie miał żadnej wpadki i w obu spotkaniach stanął na wysokości
zdania. Reszta miała lepsze i gorsze momenty. Siłą Falubazu w drugiej części
sezonu było to, że skład był mocny i wyrównany. Nie widzieliśmy tam w zasadzie
słabych punktów. W play-offach się to zmieniło i w obu meczach tych wpadek było
zbyt wiele.
Przegrany półfinał jest na pewno dużą lekcją pokory dla zielonogórskiego
środowiska i osób, które przed rewanżem czuły się zbyt pewne siebie. To było
czuć na każdym kroku i nie wyglądało dobrze. To dla Falubazu przykra lekcja, ale
mają jeszcze szansę na to, by zakończyć sezon z brązowym medalem. Myślę, że
zielonogórzanie są wyraźnym faworytem, ale muszą podejść do rywalizacji ze
Spartą inaczej przygotowani.
Z finale torunianie nie są bez szans. Myślę, że tak rozpędzeni w najbliższym
meczu na MotoArenie mogą mocno zaskoczyć gorzowian. Sparta Wrocław nie okazała
się dla Stali zbyt trudną przeprawą. Ten dwumecz okazał się łatwy i przyjemny i
awans nie kosztował drużyny z Gorzowa tak wiele, jak tej z Torunia. Można
powiedzieć, że pod wieloma względami Stal będzie musiała dopiero wejść na wysoki
poziom. Dla niej te play-offy na najwyższym poziomie rozpoczną się dopiero
teraz, w finale.
Źródło:
sportowefakty.pl
nowosci.com.pl
zuzelend.com
espeedway.pl
nicesport.pl