Wygrana GKM-u w pierwszym spotkaniu pozwoliła "Gołębiom" wyjść na minimalne prowadzenie (5-0-4) w ogólnym bilansie derbowych potyczek z torunianami. Get Well oczywiście był upatrywany, jako kandydat do wygranej w rewanżu w Toruniu i szybkiego wyrównania statystyki, ale i tak należało pochwalić grudziądzki klub za to, że potrafił postawić bardziej utytułowanemu, lokalnemu rywalowi poprzeczkę na tyle wysoko, że w Toruniu przed rewanżem wszyscy byli bardzo zmobilizowani, bowiem trzy zwycięstwa Aniołów na własnym torze były przekonujące, ale GKM potrafił raz mecz wyjazdowy rozstrzygnąć na własną korzyść. Było to w sezonie 1998, gdy goście nieoczekiwanie wygrali 48:42, odbijając sobie porażkę na własnym obiekcie odniesioną dwa lata wcześniej. Liderem grudziądzan był wówczas Billy Hamill, który stanowił w tamtym czasie wspólnie z Gregiem Hancockiem o sile reprezentacji USA. Niestety w roku 2016 mistrzowski poziom prezentował już tylko "toruński Kalifornijczyk", a Hamill ścigał się w USA już tylko rekreacyjnie, choć trzeba przyznać, że potrafił wygrywać słabiej obsadzone turnieje.
Przed spotkaniem w Toruniu, podobnie jak w wielu innych polskich miastach, przez cały dzień padał deszcz. Opady - mniej lub bardziej intensywne - na szczęście ustały na około 45 minut przed planowaną godziną rozpoczęcia meczu, a dach nad torem MotoAreny spełnił swoje zadanie i uchronił nawierzchnię przed zmoczeniem. Do tego organizatorzy rozłożyli plandeki na najbardziej zagrożonych miejscach: prostej startowej i pierwszym łuku, dzięki czemu mecz odbył się bez problemu, a w trakcie ostatnich przygotowań tor był nawet polewany.
Do meczu zespoły przystąpiły w najsilniejszych składach.
W ekipie gości
początkowo, awizowano Petera Ljunga, ale ostatecznie trener Robert Kempiński,
postawił na dwuletnie doświadczenie wyniesione z MotaAreny przez Tomka Golloba i
ostatecznie w składzie pojawił się polski multimedalista. Co ciekawe bydgoski
wychowanej poznał smak derbów w trójnasób, bowiem startował zarówno po stronie
"Gryfów" znad Brdy, "Aniołów" znad Wisły i "Gołębi" znad basenu jezior Rudnik,
Rządz i Tarpno.
W ekipie gospodarzy Artura Mroczkę, zmienił Kacper Gomólski, a w miejsce
Norberta Krakowiaka, który odpoczywał od żużla i zastanawiał się nad swoją
sportową przyszłością wystartował Igor Kopeć-Sobczyński.
Pierwszy bieg rozegrał się pod dyktando gości, bowiem para Vaculik i Gomólski
przywiozła tylko dwa punkty. Początkowo wszystko układało się na korzyść
Aniołów, ale Lindbaeck i Gollob wyprzedzili jadących z przodu rywali. W drugim
biegu gospodarzy nie zawiódł Przedpełski i pewnie pojechał po zwycięstwo.
Wszyscy spodziewali się remisu, ale na trzecim okrążeniu defekt zanotował
Trzensiok, co przechyliło szale zwycięstwa na korzyść Aniołów. Po drugim biegu
drużyny miały na po sześć punków i mecz układał się na remis.
Trzecie starcie zakończyło się korzystnie dla gospodarzy w stosunku 4:2 mimo że
lepszy start mieli goście, ale Anioły ustaliły wynik już na pierwszym wirażu,
bowiem niemal bezbłędny w meczu Holder nie dał żadnych szans pozostałym
zawodnikom, a Adrian Miedziński rozdzielił doskonale współpracująca w
poprzednich meczach parę Okoniewski - Buczkowski.
Od tego momentu "Anioły" objęły prowadzenie, które sukcesywnie powiększali do
ostatniego biegu. W biegu numer cztery umiejętność jazdy parą zaprezentowali
Hancock i Przedpełski, ogrywając podwójnie bezradnych Łagutę i Trzensioka i
przed pierwszą przerwą na kosmetykę toru Get Well Toruń wygrywało z Grudziądzem
15:9.
Po przerwie kapitalny bieg pojechał Holder z Miedzińskim. Tuż po starcie
"Miedziak" po walce na łokcie z rywalami, dołączył do partnera z pary i wspólnie
dowieźli kolejne podwójne zwycięstwo. Szósty i siódmy bieg zakończył się
remisem. Najpierw w szóstym biegu zwyciężył Hancock, a za nim przyjechał
Buczkowski i Okoniewski. Chwilę później w siódmej odsłonie pierwszy na mecie
zameldował się Łaguta, który przywiózł za plecami niezwykle bojowo usposobionego
Gomólskiego i Vaculik, dla którego była to jednyna biegowa pomyłka w tym
spotkaniu.
Przed drugą przerwą na kosmetykę toru gospodarze prowadzili 26:16, ale w Toruniu
znowu zaczął padać deszczu. Jednak spotkanie nie było nawet przez chwilę
zagrożone, bo tor skutecznie chronił dach. W biegu ósmym goście pierwszy raz
skorzystali z rezerwy taktycznej i za Golloba pojechał Łaguta. Pomimo usilnych
starań Rosjanina, to para gospodarzy Hancock - Przedpełski zameldowała się na
mecie jako pierwsza. Dziewiąta gonitwa to szybki Vaculik, który objął
prowadzenie, ale musiał bronić się przed atakami Buczkowskiego. Z kolei za ich
plecami walkę o jeden punkt toczył Gomólski i Okoniewski. Bieg zakończył się
ostatecznie tryumfem 4:2 dla gospodarzy, którzy skutecznie punktowali
przyjezdnych i powiększali swoją przewagę.
W dziesiątym biegu trener Kempiński skorzystał z drugiej rezerwy taktycznej i za
Trzenioska pojechał Nowak, ale i tym razem był to manewr mało skuteczny. Do
biegu zawodnicy podchodzili jednak dwukrotnie, bowiem w pierwszej odsłonie na
pierwszym łuku upadek zaliczył Miedziński. Powtórka została rozegrana w pełnej
obsadzie, a zwycięzcą okazał się Holder, za którym przyjechał Łaguta, a po jedno
oczko przypadło "Adikowi".
Przed ostatnią serią części zasadniczej zawodów wynik spotkania brzmiał 39:21,
dla Aniołów, ale grudziądzanie nie zamierzali odpuszczać i w biegu jedenastym
skorzystali z trzeciej rezerwy taktycznej, desygnując do walki Krzysztofa
Buczkowskiego w miejsce Tomasza Golloba. Jednak i tym razem gospodarze odnieśli
podwójne zwycięstwo. Para Hancock i Gomólski pewnie wyszła na prowadzenie tuż po
starcie, zostawiając parę gości daleko z tyłu. Dwunasty bieg zakończył się
remisem, a trzy punkty zgarnął Holder, który wyrastał na króla MotoAreny i
jechał po swój drugi pełny komplet punktów meczowych w sezonie 2016.
Przed biegami nominowanymi torunianie byli pewni zwycięstwa, bowiem prowadzili
51:27, ale w pierwszej z nominowanych odsłon para Vaculik z Przedpełskim
wyprowadziła nokautujący cios i dojechała do mety jako pierwsza. W biegu tym na
trzecim miejscu dojechał Buczkowski, a czwarty był Gollob, który został
desygnowany dość niespodziewanie do tej gonitwy. Ostatni bieg to popis Lindbaecka, który odebrał Holderowi radość ze zdobycia kompletu punktów, ale
toruńczycy i tak bieg piętnasty zremisowali, bowiem Hancock był trzeci, a Laguta,
jadący na końcu, odnotował defekt motocykla.
Podsumowując. W miarę upływu spotkania, widać
było, że toruńskie "Anioły" dzielnie bronią swojej areny zmagań i ich tor był
twierdzą nie do zdobycia dla drużyn przyjezdnych w rundzie zasadniczej.
W zespole Get Well Toruń, niezawodni liderzy zaliczyli doskonałe starty.
Zrehabilitował się za słabą postawę w Poznaniu kapitan Chris Holder, na swoim
koncie zgromadził (14pkt.), natomiast Greg Hancock i Martin Vaculik, zakończyli
spotkanie z (12pkt.). Paweł Przedpełski, który dzień wcześniej wywalczył
Drużynowe Mistrzostwo Świata Juniorów udowodnił jak dużym wzmocnieniem może być
dla swojej drużyny. Pomimo starań GKM’u i dobrego początku Antonio Lindbaecka i
Tomasza Golloba, goście nie byli w stanie nadrobić straconych punktów.
Największą ilość punktów dla teamu z Grudziądza zdobyli Lindbaeck (9pkt.), oraz
Artiom Łaguta (9pkt.), ale pozostali jeźdźcy dowozili do mety pozycje znacznie
poniżej ich możliwości.
Przegrana oznaczała dla grudziądzan, że musieli czekać na wynik pojedynku z
Leszna, gdzie miejscowa Unia podejmowała ekipę wrocławską. Niestety dla GKM-u,
Unia przegrała 43:47 co spowodowało, że wrocławianie zajęli na zakończenie rundy
zasadniczej czwartą pozycję w tabeli i tym samym to on mogli przygotowywać się
do play-off, a dla grudziądzanie musieli cieszyć się z faktu, że na własnym
torze wygrali wszystkie spotkania, a piąte miejsce w lidze było najwyższym w
historii startów w Drużynowych Mistrzostwach Polski.
Dzięki triumfowi nad Unią Leszno, wrocławianie
drugi rok z rzędu awansowali do strefy play-off w której toczyła się walka o
medale. System ten przez wielu uznawany za niesprawiedliwy, jest niezwykle
medialny i obecny w dyscyplinach drużynowych na całym świecie. W Polsce od lat
występuje m.in. w ligach piłki siatkowej i koszykowej czy też w hokeju na
lodzie. Co ciekawe w lidze żużlowej po raz pierwszy wprowadzono go w życie w
roku… 1952. Po fazie zasadniczej do decydującej części sezonu awans wywalczała
pierwsza czwórka, która najpierw ścigała się w półfinałach, a następnie w
meczach o miejsca na podium. Taka formuła rozgrywek obowiązywała jednak tylko
przez jeden sezon. Powróciła dopiero z w roku 1990, kiedy to cztery drużyny
rywalizowały każdy z każdym o miano najlepszej ekipy. Wówczas toruńczycy okazali
się po raz drugi w historii najlepszą ekipą w Polsce. Runda finałowa jedna
zniknęło ponowie na kilka lat i do rywalizacji w finałach powrócono w ostatnim
okresie istnienia I Ligi, jako najwyższego szczebla ligowego, czyli w latach
1996-1999. W istniejącej od 2000 roku Ekstralidze formuła play-off po raz
pierwszy pojawiła się pięć lat później, gdy awansem do tej fazy premiowano, aż
sześć drużyn. Dwie najlepsze ekipy po rundzie zasadniczej miały automatycznie
zagwarantowany udział w półfinale. Pozostałe natomiast rywalizowały w pierwszej
rundzie o awans do pierwszej czwórki. Z tegorocznych szczęśliwców w ówczesnej
batalii o medale udział brali torunianie i wrocławianie. Drużyna z Zielonej Góry
walczyła o utrzymanie, a jej rywal zza miedzy Stal Gorzów startował wówczas w I
Lidze.
Po roku przerwy ten kontrowersyjny dla wielu system na stałe wpisał się już w
żywot Ekstraligi. Przez pięć kolejnych sezonów (2007-2011) szansę udziału w
play-off ponownie otrzymywały zespoły z miejsc 1-6 po rundzie zasadniczej.
Rywalizacja była podzielona na trzy etapy: ćwierćfinały, półfinały i finały.
Walka w czołowej szóstce co roku była obecna w Toruniu, a poza sezonem 2007
także w Gorzowie i Zielonej Górze. We Wrocławiu z kolei zabrakło play-offów w
2009 roku.
Od 2012 roku zmniejszono liczbę drużyn, którym przysługuje jazda o medale DMP.
Podobnie jak pod koniec XX wieku, szansę otrzymuje czwórka najwyżej
sklasyfikowanych po fazie zasadniczej. Tylko raz brakowało w tej części
"Aniołów" z Torunia i "Myszy" z Zielonej Góry, dwukrotnie nie udawało się to
Stali Gorzów, natomiast Sparta Wrocław pierwszy taki awans wywalczyła dopiero
przed rokiem.
Zatem dla drużyny Get Well Toruń wrześniowa jazda w play-off miała być
dziesiątą, odkąd powołano Ekstraligę i żużlowcy z miasta pierników i astronomii,
byli pod tym względem najlepszym zespołem w historii. Drugie miejsce w tej
statystyce zajmował ustępujący mistrz Polski z Leszna, mający na swoim koncie
osiem takich startów, z którym zrównała się ekipa z Zielonej Góry.
Po meczu dość niespodziewanie swoją karierę
zakończył Dawid Krzyżanowski, który w wywiadzie poinformował o swojej
decyzji:
Początkowo byłem co do tego przekonany i sztab szkoleniowy był zdania, że
jakoś się z tego wszystkiego odbiję. Niestety z tego co widziałem i odczuwałem,
ta jazda nie była nawet trochę lepsza od tego, co było w poprzednim sezonie. Ten
wypadek też swoje zrobił. Lekarze stwierdzili, że z moją głową może być jeszcze
gorzej. Jestem uzależniony od mojego zdrowia. Po ostatnim upadku w Częstochowie
oraz wcześniejszym z tego sezonu, gdzie możliwe, że również miałem wstrząs
mózgu, ale nie zostałem przebadany, wynika, iż mogłem mieć równie dobrze dwa.
Byłem na tomografie głowy i od tego czasu mam problemy z pamięcią krótkotrwałą.
Nie jest to fajne uczucie, a jeszcze w przyszłym roku mam maturę w szkole. Po
tym poważnym wypadku z ubiegłego sezonu, dwa tygodnie z życia mi wypadły
kompletnie. Do dzisiaj nie mogę sobie tego przypomnieć oglądając nagrania.
Lekarz neurolog ocenił, że przy kolejnym uderzeniu w głowę grozi mi atak
padaczki. Jeśli chcę prowadzić w miarę normalne życie, to nie mogę się narazić
na kolejny wstrząs głowy. Przy tym sporcie jest to możliwe niemalże na każdym
kroku. To mnie wyklucza z bycia żużlowcem.
Ludzie w klubie jak najbardziej rozumieją moją sytuację. Trener mówił, że on
wielokrotnie notował złamania. Niestety głowa to głowa. Jestem także po rozmowie
z wiceprezesem Jackiem Gajewskim, który doskonale zdaje sobie sprawę, że zdrowie
jest najważniejsze. Z wszelkimi formalnościami dotyczącymi rozwiązania kontraktu
poczekamy do zakończenia sezonu. Na szczęście mam też duże wsparcie ze strony
mojej dziewczyny.
Nie wiem czy wrócę kiedykolwiek? Nie mogę teraz niczego powiedzieć. Oczywiście -
chciałbym nadal jeździć, ale nie mam pojęcia, co się wydarzy.
Po zawodach powiedzieli:
Przemysław Termiński - właściciel klubu z Torunia - Osobiście liczyłem na
pierwsze lub drugie miejsce. Tak była budowana zresztą ta drużyna. Jesteśmy
niżej niż planowaliśmy. Uważam, że przesądziła o tym słabsza postawa w pierwszej
połowie rozgrywek. To wtedy traciliśmy szanse na bonusy, które inni później
zdobywali.
W rudzie zasadniczej Hancock zrobił według mnie swoje od początku do końca.
Jeśli chodzi o Martina, to miał słabszy początek. Musiał wgryźć się w nasz tor.
Końcówkę rundy zasadniczej miał jednak doskonałą. Krajowych seniorów w sumie tez
możńa ocenić pozytywnie. Musimy uwzględnić realia transferowe, które panowały w
momencie, kiedy ich kontraktowaliśmy. Oni zostali wzięci do zespołu, jako tzw.
druga linia. Nie można, zatem oczekiwać, że będą liderami. Jako uzupełnienie
składu w większości wypadków robili swoje.
Można być też zadowolonym z frekwencji, bo jest porównywalna do ubiegłorocznej.
Nie jest źle, zwłaszcza na tle innych drużyn, ale mimo wszystko mogłoby być
nieco lepiej. Gdyby na każdy mecz przychodziło od 1500 do 2000 osób więcej, to
świat byłby dla nas idealny.
W play-off zarówno mi jak i zawodnikom jest wszystko jedno z kim będziemy
rywalizować. Stal i Falubaz to silne ekipy. Drużyna z Gorzowa jest
najmocniejsza, a zielonogórzanie się rozpędzają. W ich przypadku wiele zależy od
tego, jak rozwinie się jazda Hampela i Łoktajewa. Obaj są znakiem zapytania.
Mogą pociągnąć ten zespół w obie strony. Nie ma znaczenia, z kim pojedziemy, ale
sądzę, że będzie to Faluba, a my pojedziemy o finał
Jacek Gajewski - menadżer z Torunia - Przy takim wyniku trudno czepiać się
jakiegoś zawodnika. Wszyscy dorzucili punkty. Takie rezultaty w PGE Ekstralidze
zdarzają się rzadko. Drużyny, które jeżdżą na wyjazdach, przekraczają na ogół
dość zdecydowanie 30 punktów. Pojechaliśmy dobry mecz i trzeba się z tego
cieszyć przed play-off. Ten mecz był ważny, bo wiemy, że walkę w czwórce
zaczniemy również na własnym torze. To było dobre przetarcie.
Uważam jednak, że nasz zespół było stać na więcej. Mogliśmy osiągnąć lepszy
wynik, ale były słabsze momenty, zwłaszcza na wyjazdach. Straciliśmy też w
niefrasobliwy sposób punkty bonusowe. System rozgrywek jest jednak taki a nie
inny. Zaczynamy teraz od zera i nikt nie ma większej przewagi. Byłoby fajnie
wygrać rundę zasadniczą, ale nie ma też sensu dramatyzować. Nie jesteśmy skazani
na porażkę w kluczowej części rozgrywek. W półfinale nie wybieramy sobie
przeciwnika. Słyszę różne głosy o spadku formy Gorzowa, ale jedna i druga
drużyna jest bardzo mocna, obie mają podobny potencjał. My musimy myśleć, by jak
najlepiej jechać i dobrze rozpocząć play-offy. Chcemy finału. Ten zespół stać
nawet na to, żeby go wygrać. Czas pokaże, jak wszystko się potoczy. Sukcesem
będzie jednak awans do finału, a nie brązowy medal.
Robert Kościecha - trener z Torunia - Dziękuję drużynie z Grudziądza za walkę. My od początku chcieliśmy wygrać za trzy punkty i oczywiście cieszy nasza wygrana. Greg Hancock oraz Chris Holder ponownie potwierdzili swoją dobrą dyspozycję na MotoArenie. Martin Vaculik podobnie i szkoda tylko, że musiał po próbnym starcie przed pierwszym biegiem zmienić motocykl. Chciałbym pochwalić również Pawła Przedpełskiego, który miał za sobą trudne zawody w Szwecji, gdzie zdobył Drużynowe Mistrzostwo Świata Juniorów. Widać, że wraca na wysoki poziom. Jego punkty będą bardzo potrzebne w play off'ach. Adrian Miedziński i Kacper Gomólski przyjeżdżali na 5:1. Zespół pojechał równo. To dobry prognostyk przed fazą play off. Igor Kopeć-Sobczyński jedzie coraz lepiej, walczy, ale widać jak wymagająca jest Ekstraliga.
Chris Holder - Toruń - Jestem zadowolony ze swojego występu i zdobytych punktów, ale najważniejsze jest zwycięstwo drużyny. Mam za sobą trudny tydzień w domu i taka jazda cieszy. Nie polubiłem toru w Poznaniu. W Toruniu czuje się jak u siebie. Dzięki tej wygranej czujemy się mocni. Ktokolwiek przyjedzie tu w najbliższych tygodniach, będzie mieć ciężko. Wykonujemy kawał dobrej roboty, postaramy się to przedłużyć i zdobyć dużo punktów, by mieć szanse w rewanżu
Paweł Przedpełski - Toruń - W spotkaniu wszystko zagrało. Cała drużyna fajnie pojechała i wygraliśmy dosyć wysoko. Najważniejsze, że mamy zwycięstwo i pewne play-offy.. Pocieszające jest to, że nie mamy żadnych problemów. Wiadomo, że każdy ma prawo mieć lepsze i gorsze dni. Teraz poziom drużyny się wyrównuje i będziemy jechali z Gorzoowem lub Zieloną Górą, a to są bardzo mocne w tym roku ekipy i ciężko jest mi wybierać, z kim lepiej nam będzie rywalizować na początku. Na pewno będzie na 100% mega ciężko. Będziemy walczyli obojętnie, na kogo trafimy.
Martin Vaculik - Toruń - Kibice na pewno obejrzeli dobry żużel. Było sporo
mijanek i na tym chyba to polega. Każdy z nas daje z siebie wszystko i staramy
się wygrywać to, co jest do wygrania. To bardzo fajne zwyciężyć ostatni mecz
rundy zasadniczej w domu i to w takim stylu. Jesteśmy bardzo zadowoleni.
W play-off wszystkie drużyny, jakie znalazły zakwalifikowały, są bardzo mocne i
mają dużą siłę rażenia. Nie ma co kierować się preferencjami. Jedzie najlepsza
czwórka w Polsce i wszędzie będzie trudno. Nigdzie nie jest napisane, że nie
możemy wygrać w Gorzowie lub Zielonej Górze. Wszystko jest możliwe. Jesteśmy
bogatsi o doświadczenia z tego toru i nie popełnimy błędów, które nam się
przytrafiły ostatnio.
Kacper Gomólski - Toruń - Nie ważne z kim pojedziemy w play-off, z każdym trzeba walczyć i wygrywać. W Gorzowie dostaliśmy mocno, w Zielonej Górze trochę mniej, ale zarówno jedni jak i drudzy są mocn. Ja mam nadzieję, że w play-offach będę jechał cały czas, jak w biegach, gdy punktowałem w meczu z Grudziądzem. Muszę jednak podziękować Gregowi Hancockowi, z którym podczas niedzielnego meczu rozmawiałem w zasadzie po każdym wyścigu. Bardzo dużo mi podpowiedział. Gdyby nie on i zmiany w motocyklu, to mógłbym kończyć mecz w zasadzie po dwóch startach. W ostatnim biegu jechaliśmy razem i zrobiliśmy wynik 5:1. To takie małe podziękowanie dla niego.
Greg Hancock - Toruń - to był naprawdę dobry występ drużyny, to kolejne
zwycięstwo, wielkie zwycięstwo i nie spodziewaliśmy się aż tak wysokiego. To
dobrze dla nas ponieważ dało nam więcej punktów w tabeli, jednak chcieliśmy być
w niej wyżej i tego oczekiwaliśmy Fajne zawdy pojechał Paweł Przedpełski, który
ma świetny balans, a jego kariera dopiero się zaczyna. Za każdym razem, gdy z
nim jadę, on jest lepszy i chce być jeszcze lepszy. Na torze ma wszystko pod
kontrolą, jeździ bezpiecznie i cały czas myśli, co jest ważne dla jego kolegów z
drużyny. Teraz przed nami play-off, ale jeszcze czekamy na rywala. Bardzo ciężko
jednoznacznie stwierdzić, kogo byśmy woleli uniknąć. Musimy być przygotowani na
równą walkę ze wszystkimi. Zarówno Stal Gorzów, jak i Ekantor.pl Falubaz Zielona
Góra postawią nam bardzo trudne warunki, ale myślę, że na ten moment ci drudzy
weszli na nieco wyższy poziom. To mogłoby być decydujące, ale tak czy siak
musimy bardzo uważać. Nie możemy się skupiać tylko na jednym z nich. Każdego
trzeba pokonać. Ja nieco lepiej czuję się w Zielonej Górze, gdyż jeździłem tam
przez kilka lat, ale czasami to zwyczajnie nic nie znaczy.
Cieszy mnie jednak, że cały czas notuję progres na MotoArenie i z każdym
kolejnym startem uczę się tego toru i kocham to miejsce. W Toruniu mam do
czynienia z najlepszym torem na świecie. Nie musi być bardzo długi żeby dało się
na nim wyprzedzać, nie potrzebuje również dużej ilości materiału. To wielka
przyjemność ścigać się na takiej nawierzchni.
Robert Kempiński - trener z Grudziądza - przegraliśmy wysoko. Gratuluję Robertowi Kościesze, zawodnikom z Torunia, kibicom oraz prezesom. Taki jest żużel. Na wyjazdach jeździmy trochę gorzej. Zabrakło przede wszystkim zwycięstw biegowych. Mamy w swoim składzie zawodników, którzy potrafią bardzo dużo. Antonio Lindbaeck w piętnastym biegu potrafi wygrać bez problemów, a w innym jest w stanie zawieźć. Na własnym torze często wygrywamy wysoko, ale na wyjazdach jest już dużo gorzej. Zabrakło przede wszystkim zwycięstw biegowych, bo takie mieliśmy tylko dwa. Myślałem, że lepiej pojedzie Tomasz Gollob, który przez dwa sezony startował w Toruniu. "Chudy" został włączony do składu, chociaż wielu spodziewało się ujrzeć w niedzielne popołudnie Petera Ljunga. Obojętnie, kto co myśli, ja biorę to wszystko na siebie. W sobotę też nikt nie postawiłby na dwupunktową zdobycz Petera Ljunga w SEC-u. Gdyby nie jeździł to każdy komentowałby, że przywiezie dziesięć. Po meczu w Toruniu też wszyscy powiedzą, że Peter zrobiłby lepszy wynik od Tomka Golloba, ale takie są zawody. Ja powtarzam, wszystko biorę na klatę. Uważam jednak, że drużyna spisała się w tym sezonie dobrze. Na pewno nikt się nie spodziewał, że będziemy do końca liczyć się w walce o play-offy.
Antonio Lindbaeck - Grudziądz - Cieszę się z tego, że... Brazylia zdobyła tak dużo medali na igrzyskach olimpijskich i że była to tak świetnie zorganizowana impreza. W Toruniu mieliśmy zaś ciężki mecz. Nie byliśmy wstanie nawiązać walki, tak bywa. Gospodarze byli zdecydowanie lepsi, a ja jeździłem raz gorzej, raz lepiej.
Artiom Łaguta - Grudziądz - W Toruniu zawsze było trudno o punkty, bo chłopaki
są na tyle dopasowani, że trzeba się namęczyć, aby kogokolwiek wyprzedzić na
trasie. Są szybcy, dobrze reagują na zmiany.
Ja niektóre biegi miałem dobre, a niektóre gorsze. Staraliśmy się szukać czegoś
w ustawieniach i sądzę, że wynik, jaki osiągnąłem, nie jest wcale najgorszy.
Nie mamy play-off, ale udało nam się wygrać wszystkie mecze u siebie, co jest
bardzo ważne. Dzięki temu walczyliśmy do końca o finały, a przecież dokładnie
rok temu staraliśmy się utrzymać w Ekstralidze.
Gdybyśmy awansowali do play-of, to wGrudziądzu zawsze trudno było gościom, bo
wszyscy wiedzą jaki to jest twardy tor. A na dodatek nam idzie tam bardzo
dobrze. Na pewno są półfinaliści, którzy nie bardzo chcieliby z nami
rywalizować.
Krzysztof Buczkowski - Grudziądz - Nie można być zadowolonym, gdy się przegrywa do 31. Ponadto, w niektórych przypadkach praktycznie oddawaliśmy mecz bez walki. Co mogę powiedzieć, szkoda i wielki żal, ale drużyna z Torunia wykorzystała w zasadzie swoje wszystkie atuty. Jeśli chodzi o mój występ to ze startu, było dobrze, ale na trasie już coś nie pasowało. Dowiozłem sześć punktów i nie jest to jakiś oszałamiający wynik. Szkoda, ale nie dysponowałem tego dnia odpowiednią szybkością na torze żeby rywalizować z gospodarzami w kilku biegach.
Źródło:
sportowefakty.pl
nowosci.com.pl
zuzelend.com
espeedway.pl
nicesport.pl