W cieniu tych tragicznych wydarzeń żużlowe życie toczyło się dalej i torunianie
przygotowywali się do ligowej rywalizacji. Jeszcze przed pierwszym zaplanowanym
terminem rywalizacji grudziądzko-toruńskiej działacze z miasta Kopernika
podpisali aneks finansowy z wychowankiem grudziądzkiego klubu Arturem Mroczką,
który związany był z "Aniołami" tzw. kontraktem bez gwarancji startowych i
finansowych. Zawodnik mógł dostać szansę debiutu w "Anielskim" plastronie już
podczas meczu ze Spartą Wrocław, ale menedżer Jacek Gajewski postawił na Kacpra
Gomólskiego. Część kibiców spekulowała, że Mroczka pojedzie jednak z pewnością
do Grudziądza, bo tamtejszy tor nie ma przed nim tajemnic, ale w awizowanym
składzie do Grudziądza próżno było szukać nazwiska Artur Mroczka. Toruński
menadżer Jacek Gajewski tak tłumaczył swoje wybory: "W piątek mamy trening i po
jego zakończeniu zapadną ostateczne decyzje. Na ten moment nie ma zmian, jest
jedynie nieco inny układ par. Wszystko jest jednak otwarte. Artur ma szansę na
pokazanie się w meczu ligowym, ale z wiadomych względów nie miał on zbyt wiele
jazdy. Inni zawodnicy jeżdżą regularniej w Polsce, a poza tym pojawiają się w
ligach zagranicznych. W przypadku Artura dochodzą też kwestie sprzętowe. Po
podpisaniu aneksu miał pewne tematy ogarnąć. Musimy sprawdzić i przeanalizować
na jakim etapie są jego inwestycje".
Po tych słowach kibice w Toruniu byli jeszcze bardziej zdezorientowani niż przed
ujawnieniem składu awizowanego do walki na trudnym techniczne torze w
Grudziądzu. Anioły bowiem serwowały swoim kibicom istną huśtawkę nastrojów.
Zimnym prysznicem dla zespołu Jacka Gajewskiego był mecz w Gorzowie, przegrany
28:62. Odpowiedź Aniołów w spotkaniu ze Spartą Wrocław była doskonała, bowiem
zespół podniósł się po dotkliwej porażce, gromiąc na własnym torze 60:30 zespół
z Dolnego Śląska. Nie oznacza to jednak, że nadchodzące starcie w Grudziądzu nie
rodziło wątpliwości. A wynikało to z tego, że grudziądzanie nie zwykli tracić
punktów na własnym torze i choć nie mogli być zadowoleni z ostatniego
wyjazdowego spotkania do Leszna przegranego 35 : 55, kiedy to wynik trzymali
jedynie Artiom Łaguta i Antonio Lindbaeck, to na własnym torze "Gołębie" były
zupełnie inną drużyną, ponieważ do walki na poziomie dwucyfrowym włączał się
Tomasz Gollob i Rafał Okoniewski.
Wszelkie dywagacje przed meczem zmieniły się jednak diametralnie, gdyż ponad
miesięczna różnica w terminie rozgrywania Derbów Pomorza wprowadziła nowe
rozwiązania i nowe podejście do rywalizacji. Torunianie rozegrali w
międzyczasie, aż cztery spotkania, w których odprawili dwa razy z kwitkiem
beniaminka z Rybnika w kiepskim stylu przegrali w Zielonej Górze tracąc
dwunastopunktową zaliczkę z MotoAreny i bonus, a także wygrali z Unią Leszno,
ale również nie potrafili powalczyć o punkt bonusowy. Nie przeszkodziło to
Aniołom wskoczyć na drugą pozycję w tabeli i przy wygranych na własnym torze,
być niemal pewnym jazdy w paly-off. Grudziądzanie z kolei pomimo dwóch
minimalnych wyjazdowych porażek w Tarnowie i Wrocławiu, prezentowali doskonałą
jazdę, którą potwierdzili gromiąc na własnym torze niepokonaną gorzowską Stal i
udowodnili, że mogą być czwartym do play-off’owego brydża.
Nic więc dziwnego, że miejsce w tabeli nie było wyznacznikiem dla znawców
speedwaya, kto wygra to spotkanie i choć sympatycy Aniołów liczyli na drugie
wyjazdowe zwycięstwo w sezonie to faworytem spotkania pozostawali gospodarze.
Podopieczni Roberta Kempińskiego byli świetnie dopasowani do twardej nawierzchni
i chcieli podtrzymać zwycięską passę przy Hallera. Ponadto kolejny triumf na
własnym owalu zwiększał szansę GKM-u na wspomniany play-off. Kibice gospodarzy
czekali jak zwykle na fenomenalną jazdę Tomasza Golloba, który w spotkaniu z
Aniołami walczył o przekroczenie magicznej bariery 6000 punktów w polskiej
lidze, co dałoby mu bezsprzeczny tytuł ligowego dominatora.
Przed meczem w obu zespołach w porównaniu do pierwszego awizowanego składu
dokonano kilku ciekawych zmian kadrowych. Oto, bowiem grudziądzki trener jasno
zdeklarował, że w meczach wyjazdowych będzie korzystał z usług Petera Ljunga, a
w meczach na własnych torze zmiennikiem Szweda będzie polski multimedalista
Tomasz Gollob który na torze przy ulicy Hallera nie miał sobie równych. Z kolei
w Toruniu miejsce kontuzjowanego podczas Turnieju Zaplecza Kadry Juniorów Dawida
Krzyżanowskiego zajął, nader często upadający, przez co nieprzewidywalny Norbert
Krakowiak, a Kacpra Gomólskiego zmienił Artur Mroczka. Dla byłego żużlowca
tarnowskiej Unii miał być to ligowy debiut w nowym klubie, a zarazem powrót na
tor który go wychował. Duży wpływ na występ Mroczki miała postawa "Gingera",
który w ostatnim czasie spisywał się poniżej oczekiwań, a jednocześnie w
przeszłości notował przeciętne wyniki na trudnym grudziądzkim owalu. Dlatego
toruński menadżer postanowił spróbować nowego rozwiązania, bo jak twierdził
Mroczka wykonał w ostatnich tygodniach bardzo ciężką pracę i jeśli miał otrzymać
szansę jazdy z Aniołem na piersi to grudziądzki tor był doskonałym poligonem
doświadczalnym na tego typu eksperymenty. Trzeba jednak obiektywnie przyznać, że
Jacek Gajewski i Robert Kościecha odsuwając od składu Gomólskiego, nie mieli nic
do stracenia, bowiem ambitny Mroczka był głodny jazdy, ale też potrafił
odpowiednio zmobilizować się na mecze w swoim rodzinnym mieście i utrzeć nosa
macierzystemu klubowi, co pokazał w przeszłości reprezentując barwy Wybrzeża
Gdańsk i przed rokiem z Unii Tarnów.
Sam Mroczka meczu wygrać jednak nie mógł i w toruńskim teamie wiele zależało od
postawy Adriana Miedzińskiego, który nie zachwycał tak jak przed laty swoją
jazdą i wciąż szukał optymalnej formy. Na szczęście w szeregach Aniołów różnicie
na korzyść gości mógł stworzyć Paweł Przedpełski, który wchodząc z rezerwy
potrafił wygrywać z najlepszymi. Ale siła rażenia i ciężar wygrywania wyścigów
spoczywał na uczestnikach cyklu Grand Prix - Gregu Hancocku i Chrisie Holderze.
Choć Australijczyk podobnie jak Amerykanin byli dalecy od swojej doskonałej
dyspozycji i w sezonie AD 2016 ich jazda na obcych torach, była wyrachowaną kalkulacją, to kibice
ciągle pokładali nadzieję w tej dwójce. Toruński Sztab szkoleniowy liczył też na
udane wyjazdowe występy Martina Vaculika. Słowak otwarcie kajał się za swoje
przeciętne występy i miał zamiar w końcu pojechać na miarę swoich
możliwości.
Jak to zwykle bywa podczas spotkań derbowych kibice na stadionie pojawili się w
komplecie by wspierać swoje drużyny.
Rywalizacja była zacięta, ale Grudziądzanie
na swoim torze kolejny już raz nie dali szans przeciwnikom na wygraną. W biegu szóstym co
prawda jeszcze notowano remis pomiędzy drużynami, ale od biegu siódmego GKM,
zaczął podnosić poprzeczkę i rozpoczął marsz ku zwycięstwu. W biegu tym
miejscowi wygrali podwójnie za sprawą świetnej postawy Tomasza Golloba i Antonio
Lindbaecka. Polak jak profesor wskazywał swojemu szwedzkiemu koledze którędy ma
podążać po grudziądzkim owalu. W efekcie stworzyli na torze zaporę nie do
przejścia dla Grega Hancocka i Pawła Przedpełskiego. Niestety jak miało się
okazać po meczu, obu zawodnikom tego dnia wybitnie nie szło. Amerykanin zdobył
tylko 5 punktów i tylko raz pokonał rywala, a Przedpełski zapisał na swoim
koncie o dwa oczka mniej. Po udanym dla "Gołębi" siódmym wyścigu, który sprawił
mnóstwo radości miejscowym fanom, stała się rzecz historyczna. Oto Tomasz Gollob
przekroczył kolejną barierę i pobił następny rekord. Tym razem został liderem w
klasyfikacji największej liczby zdobytych punktów w historii w polskiej lidze.
Mistrz świata z 2010 roku zapisał się w historii z dorobkiem ponad 6000 punktów.
Łącznie po tym meczu ma on ich na swoim koncie już 6006,5 i dalej mógł śrubować
wydaje się niedościgniony dla innych rekord polskiej ligi. Za swoje osiągniecie
W trakcie spotkania został uhonorowany i do końca zawodów jechał z numerem 6000
na plastronie.
W środkowej fazie meczu trwał koncert gospodarzy. Był to kluczowy fragment tej
rywalizacji, bowiem w trzech biegach (8 - 10) zdobyli aż 14 punktów i odjechali
rywalom z Torunia. Przebudził się Rafał Okoniewski, który źle rozpoczął
swoje zmagania. Po dwóch zerach w końcu znalazł odpowiednie przełożenie i
uciekał przeciwnikom ze startu. Zresztą w ogóle moment startowy był tego dnia
bardzo ważny, choć tacy zawodnicy jak Antonio Lindbaeck, Tomasz Gollob, Artiom
Łaguta, Adrian Miedziński, czy Chris Holder pokazywali, że można wyprzedzać
również na dystansie.
Przed biegami nominowanymi wiadomo już było, że Toruń nie ma szans na odrobienie
straconych punktów. Tomasz Gollob tworzył świetny duet wraz z Antonio
Lindbaeckiem, dzięki czemu doprowadzili swoją drużynę do zwycięstwa.
Grudziądzanie wygrali siódme z rzędu i piąte w tym sezonie spotkanie na własnym
torze. Robert Kempiński dwa lata temu zaufał koncepcji Golloba i zaczął
przygotowywać bardzo twardą nawierzchnię. Prawdziwe owoce grudziądzanie zbierają
w tym sezonie. Gollob przypomina siebie z najlepszych lat, a jego styl ten znany
z bydgoskich rund Grand Prix. Wróciła dawna pewność siebie. Dzięki temu
żużlowiec bardziej niż na sobie skupia się na współpracy z kolegami z drużyny
wskazując im podczas jazdy najkorzystniejsze ścieżki. A jego partnerem był Antonio Lindbäck.
Niepokorny Szwed pod wpływem mistrza świata z 2010 roku przemienił się w
pokornego ucznia, który posłusznie realizował na torze wszystkie wizje starszego kolegi
i efekt był piorunujący. Polsko-szwedzki duet pięć z siedmiu wspólnych wyścigów wygrał
podwójnie. Należy jednak podkreślić, że w drużynie gospodarzy wszyscy pojechali
doskonale. Nawet juniorom udało się zdobyć cenne
punkty. Rafał Okoniewski, pomimo gorszego początku zakończył spotkanie z trzema
zwycięstwami, a Krzysztof Buczkowski oraz Artiom Łaguta mieli problemy w
niektórych biegach, ale zakończyli mecz ze znaczącą liczbą oczek dla zespołu.
Z kolei w ekipie gości na pochwały zasługiwał jedynie Vaculik, Holder i po
części Miedziński, ale i oni nie ustrzegli się błędów. "Miedziak" np.
przeszarżował w dziewiątym biegu na pierwszym łuku drugiego okrążenia. Wówczas
zbyt ostro wszedł w wiraż i w efekcie wylądował na dmuchanej bandzie. Największe
problemy z pokonywaniem grudziądzkiego owalu miał jednak tego dnia Norbert
Krakowiak. Z pochodzenia gnieźnianin najpierw upadł na drugim łuku w biegu numer
dwa. Zawodni nie opanował motocykla i wpadł na niego Mike Trzensiok. Obaj
zawodnicy wrócili do parku maszyn o własnych siłach, ale winny przerwania biegu
- Krakowiak wykluczony został z powtórki. Niestety ponownie Norbert upadł w
gonitwie czwartej. Tym razem nie doszło do zderzenia z innym zawodnikiem, ale
bieg został przerwany i Krakowiak ponownie został wykluczony. Mecz pokazał, że toruński junior
musiał ewidentnie sporo popracować nad techniką pokonywania łuków i "ułożeniem"
swojej sylwetki na motocyklu. Z kolei Artur Mroczka, o występie którego sporo mówiło się
przed meczem mogłoby się wydawać, że doskonale zna tor w Grudziądzu, niestety
nie pokazał tego podczas spotkania i zakończył spotkanie z bardzo słabym
wynikiem (1+1pkt).
Dość wysokie zwycięstwo grudziądzan pozwalało myśleć realnie o bonusie
wywalczonym na MotoArenie i utrzymaniu czwartego miejsca w tabeli Ekstraligi na
koniec rundy zasadniczej.
Niestety spotkanie mimo doskonałego widowiska miało swój negatywny wydźwięk,
bowiem spora grupa "troglodytów" nazywających się niechcący kibicami nie
potrafiła dostosować się swoim zachowaniem do poziomu widowiska i po zakończonym
spotkaniu zaatakowali toruński sektor, obrzucając gości różnymi przedmiotami.
Nim służby porządkowe opanowały całą sytuację, co najmniej kilkunastu fanów z
sektora GKM-u przedostało się na murawę.
Po spotkaniu sprawą zajęła się policja która bardzo szybko zaczęła wyłapywać
sprawców całego zajścia, a Oficer Prasowy Komendanta Miejskiego Policji w
Grudziądzu, nadkom. Marzena Solochewicz-Kostrzewska tak komentowała tę sytuację:
"To świeża sprawa i ustalane są wszelkie okoliczności. Będziemy też przesłuchiwać
świadków. Więcej informacji będziemy mogli przekazać prawdopodobnie za kilka
dni. Na tę chwilę mogę potwierdzić, że po zakończonym meczu kibice GKM-u
wtargnęli na teren boiska. W związku z tym zdarzeniem zatrzymaliśmy na razie
dwie osoby. Trwają teraz czynności w celu ustalenia okoliczności tego zdarzenia".
Z kolei Prezes Grudziądzkiego klubu Arkadiusz Tuszkowski zapowiadał bezwzględne
sankcje dla stadionowych łobuzów: "Trzeba sobie jasno powiedzieć, że takie
zdarzenia nie powinny w ogóle mieć miejsca i w przyszłości nie możemy do czegoś
podobnego dopuścić. Jeśli chodzi o nasze najbliższe działania, to wyciągamy z
tego zdarzenia wnioski. Wszystkie materiały dowodowe zostały zaraz po meczu
zabezpieczone i przekazane policji. Jak informowała już wcześniej pani rzecznik,
prowadzone są czynności mające na celu wyjaśnienie tej sprawy. Na razie
zatrzymano dwie-trzy osoby, ale na pewno większa liczba poniesie konsekwencje.
Ze swojej strony mogę obiecać, że zrobimy wszystko, by kibice na naszym
stadionie czuli się bezpiecznie i by takich sytuacji już więcej nie było. Klub
nie zamierza tolerować takiego zachowania, a bezpieczeństwo jest dla nas sprawą
pierwszorzędną. Zdjęcia nie pokazują wszystkiego. Straty są większe, gdyż
dotyczą także elementów reklam, bandy dmuchanej i samego płotu. Do środy chcemy
oszacować, ile naprawy w tym sektorze będą nas kosztować".
Zatrzymani sprawcy w ekspresowym tempie zostali osądzeni i jak informowała
nadkom. Marzena Solochewicz-Kostrzewska, wobec dwudziestojenoletniego mężczyzny wymierzono
karę pięciu miesięcy ograniczenia wolności, zakaz wstępu na imprezę masową
obejmującą wszelkie imprezy masowe na terytorium Polski oraz mecze piłki nożnej
rozgrywane przez polską kadrę narodową lub polski klub sportowy poza terytorium
Polski na okres 2 lat.
Drugiemu z zatrzymanych, dwudziestosiedmioletniemu mężczyźnie, sąd wymierzył karę 10 miesięcy
ograniczenia wolności, zakaz wstępu na imprezę masową obejmującą wszelkie
imprezy masowe na terytorium Polski oraz mecze piłki nożnej rozgrywane przez
polską kadrę narodową lub polski klub sportowy poza terytorium Polski na okres
trzech lat. Poza tym mężczyzna ten nie zastosował się do zakazu stadionowego
orzeczonego wobec niego w przeszłości i sąd orzekł wobec niego karę ośmiu
miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na okres trzech lat.
Po zawodach powiedzieli:
Tomasz Gollob - Grudziądz - Dokonałem coś co wydawało się niemożliwe.
Jestem strasznie dumny i po cichu liczę, że może uda mi się osiągnąć siedem
tysięcy punktów. W młodości tata wiele razy powtarzał mi, że każdy rekord
ustanowiony przez człowieka można pobić. Wystarczy, że będzie się do tego
konsekwentnie dążyć. Niech to będzie przykład dla kolejnych pokoleń. Z
pozasportowych celów pozostaje mi już tylko doczekanie w zdrowiu do setnych
urodzin. (Żywa legenda światowego speedwaya swój pierwszy punkt ligowy
wywalczyła 17 lipca 1988 roku w meczu z Apatorem Toruń. Granicę 6000 Gollob
osiągnął również w starciu z Toruniem. Na zdobycie tylu "oczek" potrzebował 508
meczów, a w nich 2587 biegów. Tomasz Gollob stał się liderem klasyfikacji
wszechczasów pod względem zdobyczy punktowej, wyprzedzając m.in. Andrzeja
Huszczę i Romana Jankowskiego).
Jacek Gajewski - menadżer z Torunia - O tym jak trudno jest wygrać w
Grudziądzu przekonaliśmy się nie tylko my, ale również inne zespoły. Całe
szczęście, że po bardzo słabym środku meczu, gdzie wynik zaczął wyglądać
naprawdę źle, pojechaliśmy na tyle dobrze, że pozwala nam to jakoś realnie
myśleć o punkcie bonusowym. Ciężko jeździ się w Grudziądzu, ale wynik spotkania
Sparty Wrocław z Unią Leszno też pokazuje, jak ciężko jest o punkty w meczach
wyjazdowych.
Artur Mroczka, jako wychowanek miejscowego klubu nie zachwycił i zdobył tylko
punkt z bonusem, ale dałem mu szansę, bo bardzo dobrze radził sobie na
treningach i grudziądzki tor zna znakomicie. Jednak mamy już lipiec i mocno
zaawansowany sezon. W zasadzie większa część rozgrywek jest już za nami i ciężko
wejść w jazdę na poziomie ekstraligowym. Tym bardziej na tak ciężkim terenie w
Grudziądzu. Mimo tego próbował i walczył. Punkty może nie do końca
odzwierciedlają to co pokazał. Podczas lipcowej przerwy musi zadbać o to, żeby
regularnie startować w oficjalnych zawodach. Bez tego ciężko będzie mu nawiązać
równorzędną walkę z rywalami.
W przeciwieństwie do Mroczki, doskonałe spotkanie pojechał Vaculik i mam
nadzieję, że dalej dokładnie w takim stylu Martin będzie punktował. Trochę
szkoda, że słabszy mecz w Grudziądzu zaliczył Greg Hancock, bo moglibyśmy
osiągnąć jeszcze lepszy wynik. Tak to niestety wygląda w tym roku, że lepsze
mecze są przeplatane słabszymi.
W dalszej części sezonu ważną kwestią będzie walka o punkty bonusowe, bo one
mogą ułożyć sytuację w tabeli. Trzeba również poczekać, żeby niektóre drużyny
odrobiły zaległości. Szykuje się bardzo ciężki i wyrównany bój o trzy miejsca w
play-off. Gorzowianie na pewno zakończą rundę zasadniczą na pierwszym miejscu,
ale wytypować resztę jest naprawdę ciężko. Chociaż uważam, że my nie jesteśmy w
złej sytuacji i jeżeli będziemy wygrywać u siebie, dorzucając przy tym dwa lub
trzy bonusy, to mamy realne szansę, żeby wejść do czwórki z drugiego miejsca.
Teraz jednak skupiamy się na tym, aby jeszcze poprawić formę podczas ligowej
przerwy i przygotowujemy się do kolejnego spotkania, które będzie dopiero 31
lipca w Tarnowie. Miejscowa Unia walczy o utrzymanie i przystąpi do tego
spotkania z nożem na gardle. Wiadomo, że Jaskółki mają swoje dość mocne problemy
personalne, sportowe i związane z tym, co stało się w trakcie sezonu. Będziemy
chcieli wygrać ten mecz, bo zaliczka z pierwszego meczu w Toruniu jest
niewielka. Mamy zawodników, którzy w ostatnich latach spisywali się dobrze na
tym torze i mam nadzieję, że uda nam się wywieźć stamtąd zwycięstwo.
Robert Kościecha - trener z Torunia - Gratuluję zwycięstwa drużynie GKM-u. Grudziądzanie są u siebie niezwykle silni i nie mają dziur w składzie. Wystarczy spojrzeć na punktację, gdzie nawet młodzieżowcy dołożyli kilka cennych punktów. Rafał Okoniewski po słabym początku, w dalszej części meczu okazał się bezbłędny. Szybko miejscowi zawodnicy robią korekty, a przyjezdnym jest się ciężko dopasować. Dużo zawodników nie miało możliwości jazdy na torze w Grudziądzu i to jest przewaga GKM-u. Wątpię, ze ktoś jeszcze będzie w tym roku w stanie tu wygrać. Dlatego spodziewaliśmy się ciężkiej walki, ale liczyliśmy, że ten wynik będzie bardziej zbliżony. Chłopacy z Grudziądza uciekli nam od siódmego do dziesiątego biegu. Przegraliśmy trzy razy 5:1, raz 4:2 i mecz się rozstrzygnął dwunastoma punktami. W pozostałych wyścigach próbowaliśmy walczyć i wyniki były praktycznie równe. Te cztery biegi zadecydowały o tym, że przegraliśmy to spotkanie. W rewanżu będziemy wszystko robić, by te dwanaście punktów odrobić. Jest na to szansa. Chłopacy walczyli, ale nie mogli się dopasować do tego toru, a zwłaszcza do ustawień startowych. W Grudziądzu jest jednak specyficzny tor. Widzieliśmy ataki przy tak zwanym "dąbku", który był tu już za czasów startującego w barwach GKM-u mojego taty. Potwierdziło się, że trzeba było jechać bardzo blisko płotu.
Martin Vaculik - Toruń - dołączam się do
gratulacji dla gospodarzy. Niejednokrotnie udowodnili już w tym sezonie, jak
mocni są u siebie w domu. Zdawaliśmy sobie sprawę, że mecz w Grudziądzu nie
będzie łatwy. GKM jest w tym sezonie na własnym torze niesamowicie dobrze
dysponowany. Twardy i specyficzny tor sprawił nam trochę kłopotów i ciężko było
się połapać w ustawieniach sprzętu. Trzeba przejechać tutaj naprawdę sporo
okrążeń, żeby dobrze się dopasować. Brakowało nam dobrego startu, bo na
dystansie ciężko było cokolwiek zdziałać.
Trzeba zrobić teraz wszystko, żeby odrobić u nas straty. Wiadomo, że na
Motoarenie jesteśmy mocną drużyną i na pewno postaramy się, żeby w rewanżu
zaprezentować się z jak najlepszej strony i odrobić starty z Grudziądza. Stać
nas to. Ja zrobiłem kilka korekt i już jest zdecydowanie lepiej. Widzę progres,
ale nie jest to jeszcze to, czego bym sobie życzył. Wierzę, że tą najbliższą
przerwę od ligi należycie wykorzystam, żeby wrócić na właściwe tory i dopasować
odpowiednio swój sprzęt. Już jest lepiej, ale zrobię wszystko, żebym był jeszcze
szybszy.
Artur Mroczka - Toruń - Cóż mogę
powiedzieć. Mam mało jazdy, a gospodarze są bardzo dobrze dopasowani do tego
toru. Mają mocną "pakę" i tak to wygląda. Moje biegi były akurat zaraz po
polaniu. Po wodzie to trochę inne wyścigi, niż normalnie. Myślę, że to w jakimś
stopniu było powodem takiego, a nie innego wyniku. Brakuje mi objeżdżenia, ale
nie będę siedział z założonymi rękami, tylko ciężko pracował. Planuje starty w
ligach zagranicznych. Pan Jacek Gajewski obiecał, że coś mi załatwi. Myślę, że
będzie dobrze.
W Grudziądzu jest zawsze tak samo, czyli twardo. Także ta nawierzchnia mnie w
żadnym stopniu nie zaskoczyła. GKM przez cały sezon jeździ na takim torze i są
do niego bardzo dobrze dopasowani. To jest ich handicap i oby im się wiodło jak
najlepiej. Dla mnie jeszcze sezon się nie kończy i na pewno będę walczył.
Robert Kempiński - trener z Grudziądza - Ciszymy się, że wygraliśmy kolejne spotkanie w Grudziądzu. Myślę, że tak będzie już do końca. Punkty zdobywane u siebie są ważne w kontekście utrzymania, bo tabela po zaległych meczach może się różnie ułożyć. Może będziemy mogli powalczyć o coś więcej, ale na razie skupiamy się na swoim podstawowym celu, ale na chwilę obecną wszystko fajnie wygląda. Muszę przyznać, że z meczu na mecz coraz lepiej i pewniej prowadzi mi się drużynę. Nie jestem już taki nerwowy. Skuteczna jazda naszych zawodników sprawia, że czuje się spokojniej. Początek meczu był wyrównany, ale później udało nam się odskoczyć, wygrywając trzy biegi podwójnie i jeden 4:2. Zaskoczyli również znów nasi juniorzy, którzy swój wyścig rozstrzygnęli na własną korzyść. Pokazali plecy Pawłowi Przedpełskiemu, który nie jest chłopcem do bicia. W niedzielę mu jednak wybitnie nie pasowało. Upadł w zawodach Krzysztof Buczkowski, ale wszystko jest w jak najlepszym porządku. Pękł mu łańcuch i się przewrócił. Nie była to jego wina, czasem tak bywa. Gdyby nie ta sytuacja, moglibyśmy jeszcze wyżej wygrać. Następnego dnia na pewno będzie go to wszystko bardziej bolało, ale najważniejsze, że nie ma żadnych złamań. W początkowej fazie spotkania brakowało nam punktów Okoniewskiego. Gdyby te dwa pierwsze biegi też mu się udały, to mielibyśmy większe szanse na zdobycie punktu bonusowego. Mimo tego uważam, że jesteśmy w stanie w Toruniu to zrobić.
Antonio Lindbaeck - Grudziądz - Jestem zadowolony z wyniku i z tego, jak dobrze spisał się cały zespół. Byliśmy szybcy na starcie i na dystansie. Zasłużyliśmy na to zwycięstwo i dalej chcemy wygrywać.
Rafał Okoniewski - Grudziądz - Wygraliśmy dość pewnie, ale Toruń jest bardzo mocną drużyną, która u siebie prezentuje się bardzo dobrze i o bonus łatwo na pewno nie będzie. Każdy mecz jest ciężki. Kiedy wszystko zagra od początku, to się jedzie. Widać to na moim przykładzie. W pierwszej fazie zawodów jechałem na motocyklu niby sprawdzonym, na którym zdobyłem w poprzednim meczu 12 punktów, a który w następnych zawodach nie jedzie. Muszą te wszystkie rzeczy zagrać, wtedy jest łatwiej o wynik. W żużlu jest tak, że jeśli pomylisz się choć trochę, to jedziesz daleko z tyłu i nie łapiesz się na szprycę. W tym meczu początek był beznadziejny. Coś działo się ze sprzętem. Zmieniłem motocykl i zaraz wszystko się obudziło. Zacząłem jechać, zacząłem wygrywać starty, wygrywać biegi i byłem szybki na trasie. Na początku meczu brakowało moich punktów. Na szczęście w końcowej fazie zawodów obudziłem się i było dobrze.
Zenon Plech - były żużlowiec - Artur Mroczka zdobył punkt i bonus i wynik tego zawodnika mówi sam za siebie. Mroczka mógł się prezentować dobrze na treningach, ale to zdecydowanie za mało. Pewnych rzeczy się nie oszuka, a brak jazdy w lidze robi swoje. Ten zawodnik musimy zacząć regularnie jeździć. Na ten moment nie ma on raczej czego szukać w Ekstralidze. Mroczka tracił te punkty w dziecinny sposób. Nie mnie oceniać, czy dostanie kolejną szansę, ale tym występem nie mógł przekonać do siebie menedżera. Teraz można już gdybać, jaki wynik zrobiliby torunianie, gdyby zamiast Mroczki jechał Kacper Gomólski. GKM wygrał ten mecz dość pewnie, więc przypuszczam, że wpływu na końcowy wynik ta zmiana nie miała. Mamy lipiec i jesteśmy już za połową sezonu, a Mroczka ma na koncie jeden mecz w lidze. To najwyższa pora, by szukać okazji do startów. Inaczej ten sezon będzie dla niego zupełnie stracony.
Źródło:
www.espeedway.pl
www.nicesport.pl
www.nowosci.com.pl
www.sportowefakty.pl