2016-04-22 Runda zasadnicza
KS Unia Leszno - KS Get Well Toruń
 
Pojedynki leszczyńsko-toruńskie niosły w ostatnich latach wielką dawkę emocji, dość powiedzieć, że w latach 2011-2013 aż trzykrotnie w meczu tych drużyn na torze w Lesznie padał remis! Wszyscy zagorzali kibice pamiętali też finałowe dwumecze o złoto z lat 2007-2008, kiedy najpierw wygrały Byki, a w następnym roku żużlowcy z grodu Kopernika. Oprócz emocji czysto sportowych nie brakowało także tych pozatorowych, jak choćby perturbacje i kłótnie związane z przygotowaniem toru na zawody.

Nic więc dziwnego, że trzecia kolejka spotkań w sezonie AD 2016, była ważną potyczką dla obu ekip i budziła spore emocje jeszcze przed zwolnieniem taśmy do pierwszego biegu. Torunianie mieli, bowiem sprawdzić swoje żużlowe armaty w meczu wyjazdowym, z kolei Lesznianie, jako jedyni rozegrali mecze w dwóch pierwszych kolejkach, ale nie zdołali zapisać na swoim koncie, żadnego punktu meczowego. Nic więc dziwnego, że przed spotkaniem kibice "Byków" zastanawiali się jak ich ulubieńcy poradzą sobie w starciu z "piekielnie" silną drużyną z Torunia. Unia Leszno przystąpiła do starcia z "Aniołami" osłabiona tak jak w poprzednich spotkaniach, brakiem kontuzjowanego Emila Sajfutdinowa oraz Dominika Kubery. Na dodatek w Duńskich eliminacjach do mistrzostw świata i Europy kontuzji żeber nabawił Peter Kildemand, a Daniel Kaczmarek również pauzował przed tym pojedynkiem kilka dni po groźnym upadku. Na początku sezonu swoją jazdą na torze w pierwszych dwóch pojedynkach ligowych nie zachwycał Piotr Pawlicki. Więc nastrój przed pojedynkiem z takim trudnym rywalem nie był najlepszy. Ostatecznie Kaczmarek i Klidemand w meczu wystąpili, ale występ Duńczyka wzbudził sporo kontrowersji.
Anioły z kolei do spotkania w Lesznie podchodzili z marszu. Po wygranym meczu z Falubazem Zielona Góra obcokrajowcy rozjechali się do domów i czasu na wspólne treningi nie było. Jednocześnie menedżer toruńskiej ekipy Jacek Gajewski przed meczem w Wielkopolsce zdecydował się na przesunięcie Grega Hancocka pod numer 4, bowiem szukał optymalnego ustawienia par. Hancock pod czwórką oznaczał jednocześnie rozbicie duetu Miedziński - Holder, ale to miło zapewnić bardziej zrównoważoną siłę poszczególnych duetów, bowiem Adrian i Chris pokazali na MotoArenie, że są w nieco lepszej dyspozycji.
Niestety toruński sztab szkoleniowy miał nadal duży problem z obsadą drugiego numeru juniorskiego. Przed meczem trzeciej kolejki trenerzy mieli wybór pomiędzy Dawidem Krzyżanowskim i Igorem Kopeć-Sobczyńskim, bowiem nadal niedysponowany pozostawał ten, na którego mocno liczono, czyli Norbert Krakowiak.
Problemy Aniołów nie zmieniały faktu, że to właśnie oni mogli sięgnąć w Lesznie po zwycięstwo, bowiem u progu sezonu nie zawodził Martin Vaculik, a dobrą formę ze sparingów potwierdzał także Chris Holder. Jedynym problemem w meczu z zespołem z Winnego Grodu była postawa Grega Hancocka, ale Amerykanin, był bardzo doświadczonym zawodnikiem i dobrze wiedział co zrobić, aby liderować swojej drużynie i w Lesznie stanąć na wysokości zadania.

Spotkanie rozpoczęło się od remisu w pierwszym biegu zwyciężył Martin Vaculik przed Piotrem Pawlickim i Tobiaszem Musielakiem. Na końcu stawki przyjechał natomiast Kacper Gomólski. Do sporej niespodzianki doszło w drugim wyścigu. Para młodzieżowców gospodarzy: Daniel Kaczmarek, Bartosz Smektała 5:1 pokonała Pawła Przedpełskiego i Igora Kopeć-Sobczyńskiego. Z perspektywy przebiegu meczu można powiedzieć, że to właśnie leszczyńscy wychowankowie okazali się kluczem do sukcesu zespołu broniącego tytułu Drużynowego Mistrza Polski.
W biegu piątym torunianie odrobili nieco strat, bowiem pierwszy upadek zanotował jadący z kontuzją, Peter Kildemand i bieg trzeba było powtórzyć. Wyścig szósty to tryumfujący Nicki Pedersen, ale zespoły podzieliły się punktami. W siódmej potyczce Piotr Pawlicki i Tobiasz Musielak 5:1 zwyciężyli Chrisa Holdera i słabo spisującego się Przedpełskiego. Kolejne dwa wyścigi zakończyły się podziałem punktów. Po biegu dziesiątym goście odrobili dwa punkty, ale stracili swojego juniora Igora Kopeć-Sobczyńskiego, który upadł z winy Kildemanda, który zdaniem wielu obserwatorów nie powinien tego dnia w ogóle wyjeżdżać na tor. Duńczyk, co prawda wygrał swój pierwszy bieg, ale później jak wspomniano w piątym biegu upadł na drugim łuku pierwszego okrążenia, ale zdążył się pozbierać z leszczyńskiego owalu i zbiegł na murawę. Wówczas nikt nie ucierpiał, czego niestety nie udało się uniknąć w odsłonie dziesiątej, w której ponownie się przewrócił, a w jego motocykl wpadł Igor Kopeć-Sobczyński. Młody torunianin nieszczęśliwie upadł i od razu na jego twarzy rysował się grymas bólu. Duńczyk natychmiast podbiegł do młodzieżowca, aby go przeprosić, ale pierwsze doniesienia o stanie zdrowia Igora mówiły o złamaniu lewego obojczyka. Niestety po zawodach okazało się, że jest znacznie gorzej, bowiem jak poinformował za pośrednictwem portalu społecznościowego właściciel klubu Przemysław Termiński, zawodnik złamał trzy palce w stopie i miał pęknięty obojczyk, co oznaczało dla Igora sześciotygodniową przerwę. Igor rzecz jasna nie pojawił się w powtórce, a w trakcie zawodów okazało się, że na skutek upadków ucierpiał również reprezentant kraju Hamleta, bowiem w pewnym momencie w parku maszyn zasłabł i konieczna była interwencja medyczna. Na szczęście okazała się ona skuteczna i Kildemand nie musiał opuszczać stadionu, ale kompleksowe badanie po meczu zapewne były koniecznością.
Sześciopunktowa strata pozwalała zastosować toruńskiemu menadżerowi rezerwę taktyczną. Tak też się stało w biegu jedenastym, a Jacek Gajewski poszedł na całość i wprowadził rezerwę podwójną. O ile wprowadzenie Grega Hancocka w miejsce Adriana Miedzińskiego miało swoje uzasadnienie, o tyle zmiana Kacpra Gomólskiego na Martina Vacukila wzbudziła sporo komentarzy, a wielu uznało ten taktyczny zabieg za błąd sztabu menadżerskiego. Kacper miał co prawda na swoim koncie tylko trzy punkty, ale w biegu ósmym przez cztery okrążenia kąsał bardzo szybkiego Nicki Pedersena i przegrał z trzykrotnym mistrzem świata zaledwie o pół koła. Z kolei Vaculik w tym samym biegu borykał się problemami sprzętowymi nie był w stanie dotrzymać koła wspomnianej dwójce. Kacper nie krył rozgoryczenia, ale przyjął decyzję menadżera ze zrozumieniem, bowiem wynik drużyny był dla niego najważniejszy. Niestety podwójny "żużlowy szach" nie pozwolił zyskać przewagi, bowiem podział punktów nie przybliżał gości do tryumfu w całym spotkaniu.
Kluczowym wyścigiem dla losów całego meczu był bieg dwunasty. Wywrócił się w nim Przedpełski, który został wykluczony. Niestety osamotniony Martin Vaculik nie zdołał sobie poradzić z duetem "Byków" Danielem Kaczmarkiem i Grzegorzem Zengotą. "Anioły" wygrały, co prawda jeszcze trzynastą potyczkę, ale to było zdecydowanie za mało na to, aby w Lesznie po zwycięstwo, tym bardziej, że Lesznianie wyścigi nominowane rozstrzygnęli na swoją korzyść i ostatecznie wygrali dziesięcioma punktami.

Podsumowując: Unia Leszno udowodniła, że mimo dużego osłabienia jest w stanie na swoim torze wygrać z każdym. Ogromnie cieszy miejscowych kibiców i włodarzy klubu świetny występ Piotra Pawlickiego, który na swoim koncie zgromadził dwanaście "oczek". Swoje zrobili Tobiasz Musielak, czy Bartosz Smektała, ale niewątpliwie cichym bohaterem miejscowych jest Daniel Kaczmarek, który zastąpił w składzie Dominika Kuberę. Junior Unii Leszno zwyciężył w biegu młodzieżowym, co było niespodzianką, natomiast niemałą sensację sprawił w wyścigu dwunastym, kiedy to za swoimi plecami przywiózł między innymi Martina Vaculika.
W drużynie Gett Well Toruń praktycznie tylko Greg Hancock stanął na wysokości zadania. Pozostali zawodnicy rozczarowali swoją jazda na "Smoku". Więcej można było spodziewać się po postawie Chrisa Holdera oraz Pawła Przedpełskiego, który notował już w swojej karierze dużo lepsze występy na tym torze, niż miało to miejsce w piątkowym meczu. Największy zawód sprawił jednak chyba Martin Vaculik. Słowak tego dnia miał sporo problemów sprzętowych. Rozpoczął, co prawda bardzo dobrze, od dwóch trójek. Świetnie startował i bardzo szybko odjeżdżał rywalom. Ale w swoim trzecim biegu zaczął notować pierwsze kłopoty i później "Vacul" nie był już tak skuteczny. Tor, jak zwykle, zmieniał się w trakcie meczu i zawodnik gości stracił szybkość w motocyklu, której nie odnalazł do końca konfrontacji.
Anioły przyczyn porażki mogli upatrywać w słabej postawie Adriana Miedzińskiego. Dla niego to spotkanie ułożyło się niepomyślnie. Już w pierwszym swoim starcie upadł on na tor i w dalszej fazie rywalizacji stanowił tło dla rywali. Z kolei wynik nie odzwierciedla postawy Kacpra Gomólskiego. Wychowanek gnieźnieńskiego klubu imponował zwłaszcza w trzecim starcie, kiedy to zawzięcie ścigał Nickiego Pedersena. Reprezentant gości był bardzo bliski wyprzedzenia Duńczyka, a przecież taki wyczyn na torze w Lesznie to już spore wydarzenie. Później został zmieniony, co najwyraźniej wytrąciło go z rytmu i dopasowania do nawierzchni.

Po zawodach zaczęły narastać kontrowersje i dyskutowano czy zawodnicy po kontuzji powinni być dopuszczani do rywalizacji. Dyskusja toczyła się oczywiście nad osobą Petera Kildemanda, który zanotował upadek podczas Duńskich eliminacji do Grand Prix i Indywidualnych Mistrzostw Europy, wskutek czego doznał kontuzji żeber. W czwartek "Pająk" pojawił się jednak w Lesznie, gdzie przeszedł szczegółowe badania i dostał zgodę na występ w meczu Ekstraligi pomiędzy Unią Leszno a Get Well Toruń.
Duńczyk w świetnym stylu rozpoczął zawody, ale później już tylko upadał i doprowadzając do nieszczęścia w biegu dziesiątym, gdy doprowadził do kontuzji Igora Kopeć-Sobczyńskiego. Dopiero wówczas stało się jasne, że Duńczyk nie będzie startował w w kolejnych wyścigach, a na Fecebooku właściciel toruńskiego klubu Przemysław Termiński grzmiał: "Może jednak Kildemand, który ma połamane żebra i nie jest w stanie utrzymać motocykla, nie powinien być dopuszczony do jazdy?! Czekamy aż kogoś zabije?!"
Przed trzynastą gonitwą Kildemand musiał jednak skorzystać z pomocy lekarzy. Duńczyk zasłabł w parkingu i trzeba mu było podawać tlen, a Termiński grzmiał ponownie: "Podobno Kildemand nie jest w stanie jechać. Ciekawe. A może adrenalina dożylnie, dwa Tramale i niech go przywiążą do motocykla. Da radę!"
Dopuszczenie Kildemanda do występu w Lesznie skrytykował również prezes Ekstraligi Wojciech Stępniewski: "Dopuszczanie do jazdy zawodników w stanie, w jakim jest Peter Kildemand przez lekarzy klubowych, daje efekt taki jak widać w relacji. Nieatakowany zawodnik nie potrafi utrzymać motocykla, przez co cierpią inni zawodnicy."
Wydarzenia z Leszna pokazały, że stan zdrowia Kildemanda już przed meczem budził wątpliwości i Duńczyk powinien oglądać piątkowe zawody z wysokości trybun. Leszczyńska drużyna, osłabiona brakiem kontuzjowanego Emila Sajfutdinowa, postanowiła jednak zaryzykować i wystawić nie w pełni zdrowego żużlowca do składu.
Zgodę na start Kildemanda w meczu udzielił klubowy lekarz, Tomasz Gryczka. Pytany po zawodach, czy podjęto słuszną decyzję, odparł: "Telewizja czy eksperci mogą mieć oczywiście swoje zdanie. Uważam jednak, że po tym co ja i cały sztab zrobiliśmy w tej sprawie, Peter nadawał się do jazdy. Nikt z nas nie mógł przewidzieć, że w czasie zawodów wszystko potoczy się tak, a nie inaczej. Mecz był naprawdę ciężki, a tor też nie należał do najłatwiejszych. Podkreślam, że przed zawodami nic nie wskazywało na to, by jego występ stwarzał zagrożenie. Po zawodach okazało się jednak, że zawodnikowi podczas pierwszego upadku odnowił swój uraz. Później, po swoim kolejnym biegu mu się pogorszyło i miał w szatni trudności z oddychaniem. Dlatego też podjechała do niego karetka. Sytuacja została jednak opanowana i potem Peter chodził już o własnych siłach. Jest jeszcze za wcześnie, by mówić, czy pojedzie z drużyną do Zielonej Góry. Ma teraz tydzień na odpoczynek i regenerację."
W tej sytuacji mimo wielu komentarzy nadal pozostawało pytanie, gdzie jest granica zdrowego rozsądku u lekarzy, działaczy i samych zawodników. A receptę na wszystko zdawał się podawać w pomeczowym komentarzu toruński menadżer Jacek Gajewski: "Jeśli chodzi o upadek Kildemanda i kontuzję Igora, to powiem tylko tyle, ze to czy zawodnik może startować powinien oceniać lekarz lub sztab szkoleniowy gospodarzy. Wrócił jednak temat, na który zwracałem uwagę wcześniej. Kiedyś proponowałem, żeby na meczach pojawiały się niezależne komisje lekarskie, które będą podejmować decyzje zamiast klubów. Każdy widział, co się działo z biegu na bieg i reakcja była dopiero wówczas, gdy doszło do nieszczęścia."

Po zawodach powiedzieli:
Jacek Gajewski
- menadżer Torunia - Nie da się ukryć, że wynik jest słaby. Do Leszna jechaliśmy z większymi nadziejami. Niekoniecznie byliśmy zdecydowanym faworytem, jak to oceniało przed spotkaniem wiele osób. W końcowym rozrachunku porażka jest jednak wysoka i nie wynika ona z tego, że mieliśmy pecha. Pojechaliśmy po prostu słabo. Zmieniłem Kacpra po jego najlepszym biegu. Trzeba jednak spojrzeć, w jakim momencie spotkania wtedy byliśmy. Należało wówczas rzucić do rywalizacji wszystko, co najlepsze. A jeśli chodzi o wcześniejsze ruchy, to można było je wykonać tak naprawdę jedynie w dziewiątym biegu, dokonując zmiany za Adriana Miedzińskiego. Nie żałuję jednak swojej decyzji. Kto miał nam ratować wynik poza Hancockiem? Cała drużyna jechała nierówno. Vaculik miał dobry początek, ale w drugiej części spotkania jechał dużo słabiej. Liczyłem, że w 11 i 12 biegu możemy trochę nadrobić, a przed biegami nominowanymi doprowadzić nawet do remisu. My zamiast tego straciliśmy. Wyścig 12 był zresztą kluczowy. Powiem szczerze, że gdybym miał decydować drugi raz, to moje wybory byłyby takie same. O błędzie można byłoby mówić, gdybym nie wykorzystał Hancocka. Cała reszta jechała nierówno.
Nie ma jednak, co panikować. Przypomnę, że byli tacy, którzy po pierwszym meczu na naszym torze mówili, że mamy pecha, bo Hancock się u nas zestarzeje. To było dla mnie śmieszne, a cały tydzień nie można było o niczym innym przeczytać. Dziś okazało się, że poradził sobie bardzo dobrze na trudnym terenie. Był najlepszym zawodnikiem tego spotkania. Potrafił wygrywać z Pedersenem. To pokazuje, że nie ma u niego żadnego problemu i nie myśli o zakończeniu kariery. Komentarze na jego temat były bezsensowne.

Robert Kościecha - trener Torunia - Wiedzieliśmy, że mecz w Lesznie będzie bardzo ciężki i to się potwierdziło. Nie ma jednak powodów do niepokoju. Wygraliśmy pierwszy mecz u siebie z Falubazem, a teraz przyszła po prostu pora na porażkę. Dlatego gratulacje dla drużyny z Leszna, pojechali dziś świetne zawody. Odrodzenie Piotra Pawlickiego, który od początku tego sezonu miał jakieś problemy. Widać, że się pozbierał i idzie to w dobrym kierunku. W dzisiejszym pojedynku mieliśmy problemy z wygrywaniem startów i rozegraniem pierwszego łuku. Nie było żadnych mijanek na torze, mieliśmy problem z tym elementem i nie mogliśmy tego opanować aż do ostatniego biegu. Greg Hancock wygrywał starty dzięki temu wygrywał biegi. Dużo pracy jeszcze przed nami i będziemy robić wszytko, żeby wynik był lepszy. Przyjechaliśmy tu po zwycięstwo, a Leszno okazało się lepsze. W biegu dziesiątym na leżącego na torze Peter Kildemanda wyjechał Igor Kopeć - Sobczyński. Ma on zbity bark i duży palec u nogi, cała reszta jest w porządku. Nie ma żadnych złamań. Pojedziemy do Torunia gdzie przejdzie szczegółowe badania. Jest to młody zawodnik, przez co jest więcej szoku po takim uderzeniu. Cała kariera przed nim. Będziemy szukać punktów na wyjazdach, ale przede wszystkim trzeba zwyciężać u siebie, by ze spokojem wejść do play-offów.

Greg Hancock - Toruń - Lubię się ścigać na torze w Lesznie, kocham ten tor. Przegraliśmy ten pojedynek, ale nie załamujemy rąk i nie poddajemy się w dalszej walce.
Paweł Przedpełski - Toruń - Środek meczu był najlepszy w naszym wykonaniu. Zarówno w pierwszych, jak i ostatnich biegach trochę się pogubiliśmy. Lesznianie byli tego wieczora naprawdę szybcy i myślę, że zasłużenie wygrali to spotkanie. Mamy co poprawiać, ale jesteśmy dobrej myśli. Wnioski na pewno wyciągniemy i liczę, że już w kolejny weekend sięgniemy po drugą ligową wygraną.

Paweł Przedpełski - Toruń - Środek meczu był najlepszy w naszym wykonaniu. Zarówno w pierwszych, jak i ostatnich biegach trochę się jednak pogubiliśmy. Lesznianie byli tego wieczoru naprawdę szybcy i myślę, że zasłużenie wygrali to spotkanie. Trzeba im po prostu pogratulować. Jechaliśmy do Leszna z myślą, że nie będzie łatwo o punkty. Liczyliśmy się z tym, że niekoniecznie wygramy. Unia przegrała dwa wcześniejsze spotkania, ale to nadal mocna drużyna i tym występem to udowodniła. My nie tracimy jednak wiary w nasz zespół. Myślę, że podniesiemy się w najbliższym meczu u siebie. Niestety w zawodach upadłem i choć nie jest to raczej nic poważnego, ale ręka jest dosyć mocno stłuczona. Mam w niej blachę, więc nie jest to dla mnie komfortowe. Będę teraz odczuwać ból, ale dłuższa przerwa od jazdy raczej mi nie grozi

Piotr Rusiecki - prezes Leszna - podchodziliśmy do tego meczu z trudnościami, ale im sprostaliśmy i zdobyliśmy pierwsze punkty. Gratulacje należą się z tego miejsca całej drużynie i każdemu zawodnikowi z osobna. Warte podkreślenia jest to, że na wysokości zadania stanęli także juniorzy. Daniel Kaczmarek wygrał dwa wyścigi, pokazując swój potencjał. Bardzo na niego liczyliśmy i myślę, że kolejne udane występy to tylko kwestia czasu.
Myślę, że to zwycięstwo natchnie naszą drużynę bardzo pozytywnie. Ci, którzy mieli obawy o Unię, zwątpili zdecydowanie za szybko. Wygraną dedykuję właśnie tym, którzy w nas już nie wierzyli - podkreślił prezes klubu.
W aspekcie upadków Petera Kildemanda to pamiętajmy, że nie tylko Duńczyk leżał w tym meczu na torze. To samo przytrafiło się choćby Miedzińskiemu, więc równie dobrze można powiedzieć, że on też stwarzał zagrożenie dla rywali. Żużel to twardy sport i pewnych sytuacji po prostu nie unikniemy.

Adam Skórnicki - menadżer Leszna - Na pewno po takim spotkaniu jak to możemy odczuwać radość. Bardzo ładne widowisko i cieszy nas to że mimo ciężkiej sytuacji zawodnikom nie zadrżały ręce i pojechali wspaniałe spotkanie. Cieszę się, że pomimo iż jest im ciężko, to w takich sytuacjach czy ważnych momentach potrafią pomyśleć nie tylko o sobie, ale też o koledze. Myślę, że drużyna w dobrym stylu odpowiedziała na dwie wcześniejsze porażki. W tygodniu poprzedzającym ten mecz potrzebowaliśmy spokoju. Ciężko pracowaliśmy i całą drużyną zapracowaliśmy na końcowy wynik.

Nicki Pedersen - Leszno - Końcowy wynik pokazuje, jakim potencjałem dysponuje nasza drużyna. Mogłem przywieźć tych oczek oczywiście nieco więcej, ale pobłądziłem z ustawieniami na ostatni bieg. Drużyna stanowiła jednak całość i dlatego wynik jest tak dobry. Myślę, że wszyscy, począwszy od Zengoty i Pawlickiego, a skończywszy na Kaczmarku wykonaliśmy w tym meczu kawał świetnej pracy. Pokazaliśmy, że mimo dwóch pierwszych porażek na starcie sezonu Unia nie może być przez nikogo lekceważona. Nie przeszkodziły nam w triumfie nawet problemy Petera Kildemanda, który dziś niestety bardzo się męczył. Byliśmy jednak konsekwentni w tym, co robiliśmy i pokonaliśmy mocnego rywala.
Juniorzy zrobili świetną robotę. Dołożyli mnóstwo cennych punktów i mieli ogromny wkład w ten sukces. Dlatego jest mi niezmiernie miło, że w końcu to zwycięstwo ląduje na naszym koncie. Bardzo tego potrzebowaliśmy i teraz my wszyscy w klubie, włącznie z kibicami, możemy czuć się już czuć nieco spokojniejsi

Piotr Pawlicki - Leszno - Do fantastycznych występów jeszcze tego nie zaliczę. Fantastycznie byłoby gdybym zdobył komplet, ale dobrze, że poczułem tą prędkość i pewność. Ostatni bieg jechałem z Gregiem, wiadome jest, że należy do zawodników, którzy nie cisną perfidnie do płotu. Przez to, że zostawił miejsce przy bandzie obrałem taką trajektorie toru, że jechałem mało wyłamanym motocyklem i nabrałem tej prędkości. Mimo naszych dwóch porażek wracamy do gry i będziemy walczyć. Po dwóch ostatnich pojedynkach zmieniłem coś w motocyklach i to był strzał w dziesiątkę, bo coś zagrało. Wcześniej nie miałem tej prędkości nie ma co się oszukiwać, bo dwa czy cztery punkty w moim wykonaniu to katastrofa, ale czasami są słabsze mecze i trzeba sobie z tym poradzić. Myślę, że będę mocniejszym zawodnikiem na torze i będzie jeszcze lepiej.

Peter Kildemand - Leszno - To nie tak, że przystąpiłem do spotkania za wszelką cenę. To była wspólna decyzja, którą podjęliśmy z lekarzami i sztabem szkoleniowym. W dniu meczu czułem się naprawdę ok i byłem dobrej myśli. Wygrałem swój pierwszy wyścig, ale organizm zaczął protestować. Po drugim biegu, gdy zanotowałem pierwszy upadek, zacząłem odczuwać już coraz większy ból. Ból w okolicach żeber był tak silny, że nie mogłem oddychać. Brakowało mi tchu i nie miałem sił utrzymać motocykla, dlatego upadłem. Same upadki nie wyrządziły mi krzywdy. Przed zawodami było ok., ale sam już nie wiem. Wiadomo, że czasu się nie cofnie, ale patrząc wstecz myślę, że być może właśnie wtedy powinienem wycofać się z dalszej części zawodów, bo muszę przyznać, że już później, po zakończeniu startów, poczułem się bardzo słabo. Ból w klatce piersiowej narastał i po prostu nie mogłem nabrać tchu. Na szczęście wszystko wróciło do normy. Organizm dał się we znaki i wiem, że potrzebuję odpoczynku.
Jednak bardzo mi zależało by wspomóc moją drużynę. Żałuję, że nie dołożyłem więcej punktów, ale czasem nie da się wygrać z bólem. Wygrana Leszna to dla mnie najlepsza wiadomość tego dnia.

Daniel Kaczmarek - Leszno - Dziękuję lekarzom, że postawili mnie na nogi i mojemu teamowi, bo to ich wielka zasługa, że wsiadłem na motocykl i pojechałem w tych zawodach. Ze zdrowiem już jest coraz lepiej, najważniejsze żeby upadki mnie ominęły i myślę, że już powinno iść to wszystko w dobrym kierunku.
W biegu młodzieżowym pojechaliśmy swoje, fajnie, że udało nam się zwyciężyć. Mam nadzieję, że takie biegi będą się częściej powtarzać. Na pewno będziemy pracować, żeby tak było cały czas i będziemy dawać z siebie wszystko. Sądzę, że bieg juniorski nie przesądził o końcowym wyniku. Wiadomo, trzeba kolekcjonować te trójki czy tam 4:2 czy 5:1 aż w końcu to się wszystko uzbiera bo jeden bieg na pewno nie zmieni meczu.|
Dziękuję też Grzegorzowi Zengocie za pomoc w rozegraniu 12 wyścigu. Miałem po lewej stronie puste miejsce, przytrzymałem krawężnik, bo tak trener kazał mi zrobić. Sprzęt fajnie jechał. Dziękuję wszystkim chłopakom, którzy mi pomogli. Mam nadzieję, że tak będzie dalej - kontynuuje. W kolejnej gonitwie zamykał stawkę, przez ból barku, który mu doskwierał. - Jechałem ostatni bieg z lodem w kevlarze, już nie miałem siły.

Tobiasz Musielak - Leszno - Cieszymy się, że w końcu wygraliśmy, zwłaszcza, że zdołaliśmy przełamać się właśnie na własnym torze. Wszyscy pojechali w tym meczu na swoim poziomie i wygrana jest zasługą całego zespołu. Wielu skazywało już mnie i Piotrka na pożarcie, ale pokazaliśmy, że możemy walczyć i wygrywać jak za najlepszych czasów. Zarówno nam dwóm, jak i całej drużynie potrzebny jest spokój. Wiemy, jakie mamy zadanie i postaramy się stanąć na wysokości także w kolejnych spotkaniach.

Źródło: www.espeedway.pl
www.nicesport.pl
www.nowosci.com.pl

www.sportowefakty.pl

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt