Przed meczem działacze toruńscy zdecydowali się
zmienić nieco nawierzchnię toruńskiego owalu i dosypali dodatkowy materiał,
który miał pomóc w lepszym przygotowaniu toru do zawodów. Dzięki temu
zabiegowi na torze Toruniu miało być, bardziej przyczepnie, co było odpowiedzią
na oczekiwania zawodników. Debiutujący z Aniołem na piersi Słowak Martin Vaculik
chwalił tę decyzję w przedmeczowym komentarzu: "Bardzo lubię mieć do
czynienia z przyczepnymi torami. Moim zdaniem ten tor jest bardzo dobry. Jest
inny i myślę, że to o to chodziło, bo w ostatnich latach stał on się zbyt
przewidywalny dla innych. Teraz jestem przekonany, że innym drużynom będzie
trudniej go odczytać. To jest dobre, bo tor ma być naszym atutem. Została
wykonana bardzo dobra praca i teraz my, zawodnicy musimy zrobić swoje"
Toruńską inaugurację sezonu mógł storpedować obficie padający deszcz, ale który
przestał padać około południa. Atutem MotoAreny okazał się dach, który chroni
nawierzchnię przed opadami, a plandeka rozłożona na wewnętrznej części toru
dodatkowo pozytywnie wpłynęła na jego przygotowanie. Mimo niskiej temperatury,
na godzinę przed zawodami nawierzchnia była w idealnym stanie.
Nic więc dziwnego, że drużyna Get Well Toruń pokonała ekipę Falubazu
Zielona Góra 51:39, choć do połowy spotkania nic nie zapowiadało tak wysokiego
zwycięstwa. W ekipie gospodarzy znakomicie spisała się para Chris Holder -
Adrian Miedziński, która trzy z czterech swoich startów wygrała podwójnie.
Świetnie jeździli także Paweł Przedpełski i Martin Vaculik. Nieudane debiuty w
toruńskich barwach zaliczyli Greg Hancock i Igor Kopeć-Sobczyński. Wśród gości
na wyróżnienie zasługiwał jedynie Krystian Pieszczek.
W pierwszym wyścigu meczu świetnie ze startu ruszył Martin Vaculik i pewnie
wygrał, ale Kacper Gomólski nie dał rady wyprzedzić Andrieja Karpowa. W biegu
młodzieżowym kłopotów ze zwycięstwem nie miał Paweł Przedpełski, ale Igor
Kopeć-Sobczyński nie nawiązał większej walki z parą zielonogórską. Trzeci z
rzędu remis zanotowano w wyścigu trzecim po ostrej akcji Adriana Miedzińskiego w
pierwszym łuku, dzięki której na czwarte miejsce spadł Jason Doyle. Wygrał
Patryk Dudek startujący jako zastępstwo zawodnika w miejsce Jarosława Hampela.
Seria remisów została przerwana zwycięstwem gości 4:2. Piotr Protasiewicz minął
na dystansie Przedpełskiego, a słaby tego dnia Greg Hancock przyjechał ostatni.
Było to pierwsze wyprzedzanie w meczu, po którym goście objęli dwupunktowe
prowadzenie (13:11).
Riposta gospodarzy była jednak natychmiastowa. W wyścigu piątym po świetnie
rozegranym pierwszym łuku pewne podwójne zwycięstwo dowieźli Miedziński z
Holderem. Żużlowcy z Zielonej Góry skontrowali "Anioły" w szóstym biegu wygranym
5:1 przez Protasiewicza i Doyle'a po dobrym starcie i akcji na pierwszym łuku. W
pokonanym polu ponownie został Hancock. W wyścigu siódmym to Vaculik z Gomólskim
nie dali szans kapitanowi gości i Get Well wyszedł na prowadzenie 22:20.
Po dwóch kolejnych biegach na tablicy wyników ponownie mieliśmy remis. W wyścigu
ósmym najpierw taśmy dotknął Dudek, ale zastępujący go Pieszczek niespodziewanie
pokonał parę Hancock-Przedpełski. Start do następnego biegu wygrali Pieszczek z
Doylem, ale Vaculik zdołał wyprzedzić Australijczyka i atakował juniora gości.
Przed regulaminową przerwą torunianie odzyskali prowadzenie, którego nie oddali
już do końca meczu. Niesamowita para Holder-Miedziński pokonała podwójnie
świetnego Pieszczka. W jedenastym biegu Hancock i Przedpełski nie dali szans
parze zielonogórskich obcokrajowców wyprowadzając "Anioły" na ośmiopunktowe
prowadzenie. Goście ratowali się rezerwami taktycznymi i w dwunastym wyścigu
zmniejszyli przewagę torunian do sześciu punktów. Holder na dystansie poradził
sobie z Dudkiem, ale lidera ekipy Marka Cieślaka już nie dogonił.
Torunianie mieli okazję rozstrzygnąć losy meczu już w trzynastym biegu, ale
potrzebowali podwójnego zwycięstwa. Od startu do mety prowadził Miedziński,
jednak Vaculik jechał czwarty i walczył z Doylem. Na ostatnim okrążeniu po
ostrym ataku spowodował upadek Australijczyka, za co słusznie został wykluczony.
Drużyna toruńska utrzymała jednak prowadzenie w meczu (42:36).
Sprawa zwycięstwa w tym spotkaniu rozstrzygnęła się w czternastym wyścigu.
Vaculik tym razem "założył" Pieszczka, a Przedpełski wyprzedził Dudka. Przewaga
torunian jeszcze urosła po biegu piętnastym wygranym podwójnie po raz trzeci w
meczu przez parę Holder-Miedziński. Zwycięstwo "Aniołów" 51:39 jest zasłużone,
ale nadspodziewanie wysokie.
Podsumowując. Podczas gdy jedni fetowali sukces z kibicami, inni torunianie
uczestniczyli w kontroli antydopingowej. A drużyna Get Well Toruń miała co
świętować, bowiem posiadała w swoich szeregach czterech liderów, którzy
zakończyli niedzielny mecz z dwucyfrową zdobyczą punktową. Znakomicie jeździła
para Chris Holder - Adrian Miedziński. Polak tylko w swoim pierwszym starcie
przegrał z rywalem (Dudek), a następnie jeszcze dwukrotnie przyjechał za Holderem i dwa biegi wygrał. Z kolei Australijczyk poza porażką z Dudkiem w
trzecim biegu, uległ tylko Pieszczkowi w dwunastym wyścigu meczu. Miedziński z
Holderem pojawili się na torze czterokrotnie i odnieśli trzy podwójne
zwycięstwa. Dobrze ze swojej roli wywiązał się również Martin Vaculik, który
zanotował jedenaście punktów i jedno wykluczenie. Do skutecznej jazdy na
MotoArenie przyzwyczaił Paweł Przedpełski. Spory zawód to z pewnością postawa
Grega Hancocka. Amerykanin dopiero w trzecim swoim starcie pokonał rywala, a
naprawdę udany miał tylko jeden bieg. Jeszcze słabiej wypadł Kacper Gomólski,
choć wychowanek Startu Gniezno dowiózł bardzo ważne 5:1 w biegu siódmym.
Nieudany debiut z toruńskich barwach zaliczył Igor Kopeć-Sobczyński, który
właściwie w żadnym ze swoich trzech startów nie nawiązał walki z rywalami.
W drużynie zielonogórskiej na wielkie słowa uznania zasłużył Krystian Pieszczek.
Wychowanek Wybrzeża Gdańsk od kilku sezonów świetnie czuje się na MotoArenie. W
niedzielę pojawiał się na torze siedmiokrotnie i zdobył piętnaście punktów
wygrywając trzy biegi. Warto zaznaczyć, że jego pozostali koledzy odnieśli
wspólnie także trzy zwycięstwa indywidualne. Juniora wspierali w początkowej
fazie spotkania Piotr Protasiewicz i Patryk Dudek, ale w miarę trwania meczu
mocno spuścili z tonu. Dudek zdobył pięć punktów w dwóch swoich początkowych
startach, a w pięciu kolejnych dorzucił tylko jedno "oczko". Protasiewicz wygrał
dwa swoje pierwsze wyścigi, ale w dalszej fazie meczu do swojego dorobku dołożył
tylko cztery punkty w czterech biegach. Zaledwie po jednym udanym biegu
zaliczyli pozostali żużlowcy gości: Andriej Karpow w pierwszym wyścigu pokonał
Gomólskiego, Jason Doyle przywiózł podwójne zwycięstwo z Protasiewiczem nad
Hancockiem w biegu szóstym, a Sebastian Niedźwiedź dowiózł do mety jeden punkt w
biegu młodzieżowym pokonując Igora Kopeć-Sobczyńskiego.
Po zawodach powiedzieli:
Jacek Gajewski - menedżer torunian - Ten mecz pokazuje, że jesteśmy
wyrównaną drużyną. Nawet jak się zdarzają słabsze chwile zawodnikom, od których
oczekujemy trochę więcej, to ten skład jest na tyle wyrównany, że jesteśmy w
stanie te dziury załatać.
Z przebiegu meczu 51 punktów to dużo. Falubaz jechał bardzo dobrze. Najpierw
solidnie prezentowali się Protasiewicz i Dudek. Kiedy im trafiły się słabsze
biegi, to wynik trzymał Pieszczek. Mecz był bardzo trudny. Swoje zrobił też
fakt, że to była inauguracja. Cieszę się, że taki jest finał. Stresu dziś w
parku maszyn nie brakowało. Goście bardzo dobrze korzystali z zastępstwa
zawodnika. Zdobyli 10 punktów. Rzadko się zdarza, aby tyle punktów z niej
zdobyć, szczególnie w meczach wyjazdowych. To była dobra decyzja podjęta przez
trenera Marka Cieślaka. Ja się cieszę, że po takim ciężkim boju wygrywamy ten
mecz i to zdecydowanie. Choć do połowy spotkania cały czas było blisko remisu.
Udała nam się jednak końcówka. Nie wszystkim ten mecz idealnie się udał, ale
drużyna była dziś zrównoważona i załataliśmy chwilowe dziury. Słabiej pojechał
Hancock, ale było widać, że nie mógł zabrać się ze startu i później trochę
brakowało mu pozycji w rozgrywaniu pierwszego łuku. Było też kilka sytuacji, w
których zawodnicy się nie oszczędzali i mocno się wywozili. Jemu układało się to
tak, że czegoś minimalnie brakowało, a jak już poszło, to bieg był powtórzony.
Jestem jednak spokojny o Amerykanina. Wiem, że jego dyspozycja będzie z każdym
meczem coraz lepsza. Jeszcze wiele ważnych punktów dla nas zdobędzie. Tak było
nawet dziś.
Kolejny nasz rywal to Leszno, gdzie chcemy jak najmocniej zawalczyć. Nie
jesteśmy bez szans. Możemy pojechać dobre zawody i wygrać. Wszystko wyjdzie w
praniu. Na razie cieszę się, że inauguracja, która była odkładana, przebiegła w
taki sposób. Mamy na rozkładzie silnego rywala. Wynik jest na tyle dobry, że w
przypadku potknięcia w Zielonej Górze, możemy wrócić stamtąd z bonusem
Adrian Miedziński – Toruń - Jestem
bardzo zadowolony. Gratulacje dla drużyny z Zielonej Góry naprawdę silnego
oporu. Tak jak powiedział Jacek Gajewski, nie jechało nam się łatwo, a dodatkowo
jest to pierwszy mecz sezonu, długo czekaliśmy na tę inaugurację, co wywoływało
dodatkowe emocje. Możemy być zadowoleni. Cała drużyna spisała się świetnie i
cieszymy się ze zwycięstwa.
Krystian Pieszczek - Zielona Góra - Jestem zadowolony ze swojej postawy, ale
szkoda, że nie udało nam się wywieźć zwycięstwa. Na początku się troszeczkę
pogubiłem, później było lepiej. Całą drużyną pracowaliśmy na wynik, ale niestety
nie udało się. Tak jak trener wspomniał, dopadło nas trochę defektów. Musimy
popracować nad startami. Część naszych zawodników nie istniała, przegrywaliśmy
starty o całą długość motocykla, a tor nie był dzisiaj aż tak do walki.
Gratuluję gospodarzom i trzeba jechać dalej.
Martin Vaculik – Toruń - Bardzo dobrze
mi się dziś jeździło, bo uważam, że Motoarena posiada najlepszy tor żużlowy do
ścigania. Dodatkowo, gdy przyjdzie tylu kibiców, ilu było dziś, to czuję się jak
piłkarz Barcelony na Camp Nou. To świetne uczucie ścigać się na tym obiekcie.
Chciałbym bardzo podziękować kibicom za tak gorące przyjęcie i doping. Przy
okazji pozdrawiam też równie ważnych dla mnie kibiców z Tarnowa.
Falubaz to mega mocna drużyna i oczywiście cieszymy się z tego wyniku. Jest to
dla nas naprawdę fajny początek sezonu i skupiamy się żeby cały czas było tak
dobrze.
W swoim czwartym starcie, gdy o punkt walczyłem z Jasonem Doyle'em na
przedostatniej prostej wychodziłem z krawężnika i wjechałem w swojego rywala,
który uderzył w deski. To była jednak sytuacja spowodowana wydarzeniami na torze
przy dużej prędkości. Dlatego uważam, że absolutnie nie przesadziłem. Jestem
zawodnikiem, który zawsze stara się jeździć w stu procentach fair. Nienawidzę
chamstwa na torze. Po prostu złapałem koleinę i dlatego uderzyłem w Jasona. Od
razu do niego podszedłem i zapytałem czy jest w porządku. Na szczęście nic się
nie stało. Mogę zapewnić, że nie było tam celowości z mojej strony.
Kacper Gomólski - Toruń - Na początku
ustawiłem motocykl tak, jak w czwartek podczas sparingu. Wtedy było w porządku,
motor się rozpędzał, a Martin nie odjeżdżał mi za bardzo. Zmieniliśmy więc
zębatkę i to dało efekt, bo Robert Kościecha zwrócił potem uwagę, że tak
wystrzeliłem ze startu, że modlił się tylko aby nie przerwali biegu.
Rzeczywiście to wyjście spod taśmy było fajne, a później udawało mi się
przewidywać ruchy "Protasa" i obronić pozycję. Ostatni bieg to też całkiem fajny
start, ale na wejściu w łuk zderzyłem się z Krystianem Pieszczkiem i mnie
wyrzuciło. Potem Doyle wszedł mi w krawężnik i musiałem przymknąć gaz. Mówię, że
musiałem, ale może powinienem był trzymać do końca. Nie wiadomo, jaki dałoby to
efekt, choć teraz można tylko.
Dzisiejszy wynik to sprawiedliwy rezultat. Zrobiliśmy dobrą robotę, a dwanaście
punktów z takim rywalem naprawdę trzeba docenić. Falubaz miał "zetzetkę", a poza
tym byle kto się tam nie ściga. Brakowało, co prawda dziś punktów ode mnie i od
Grega. Hancock nie lubi przyjeżdżać drugi czy trzeci, a dzisiaj indywidualnie
nie wygrał biegu. Jeśli się poprawimy, to z pewnością wynik drużyny będzie
jeszcze lepszy.
Rafał Haj – menadżer Grega Hancocka - Uważamy, że nie ma się o co martwić. Taki jest żużel, że raz coś wychodzi, a raz nie. To nie pierwszy i nie ostatni raz, gdy Greg punktuje trochę słabiej. Wychodzimy z założenia, że była to jednorazowa wpadka. Na oceny, jak Greg spisuje się na toruńskim torze poczekałbym mimo wszystko do października. Tak jak wspomniałem, jeden słabszy mecz o niczym nie świadczy. Wyciągniemy teraz wnioski i możliwe, że jakichś zmian na mecz z Unią dokonamy. Ile punktów zdobędzie tam Greg, to się dopiero okaże. Nastawiamy się na to, że będzie dobrze.
Marek Cieślak - trener zielonogórzan - Gratuluję gospodarzom, bo pojechali dobry mecz. Nam zabrakło nie tylko punktów Patryka, ale Jason Doyle też tych punktów nie zrobił. Również nasz kapitan, Piotr Protasiewicz też mógł coś tam dorzucić. Trzeba powiedzieć, że Patrykowi rozleciał się sprzęt, Piotrkowi również, ale to takie tłumaczenia. Do dziewiątego biegu jechaliśmy łeb w łeb, ale później coś się u nas posypało. Patryk Dudek miał dzisiaj totalnego doła. Całe szczęście, że dotknął taśmy, bo by nie dojechał do mety. Silnik później mu stanął, a na drugim motocyklu nie był w stanie się dopasować. Doyle też narzekał na sprzęt i nie zrobił tych punktów. Nawet Piotrek Protasiewicz po dobrym początku miał słabszą końcówkę, więc tak naprawdę jedynym jasnym punktem był u nas Krystian Pieszczek, który zanotował rewelacyjny występ, ale tego można się było spodziewać, bo on przecież już w ubiegłym sezonie tutaj tak świetnie pojechał. Jednak to miejscowi byli tutaj lepsi i zdobywali trójki, ale gdy nam się udało lepiej wyjść spod taśmy, to my byliśmy górą. To dopiero pierwszy mecz, a drużyna z Torunia jest personalnie bardzo mocna. Będziemy walczyć i szukać punktów w następnych meczach.
Krystian Pieszczek - Zielona Góra -
Szczerze mówiąc to nie wiem, z czego wynika moja dobra jazda w Toruniu. Po
prostu lubię się tu ścigać. Tor pasuje mi geometrycznie i zawsze jest fajna
rywalizacja. Na pewno zmienił się trochę od ubiegłego roku i na początku nie
trafiłem z przełożeniami. Nawierzchnia jest nieco luźniejsza, przez co jest
mniej wyścigów. Choć może gdybyśmy byli nieco szybsi, podobnie jak koledzy z
Torunia, to byłoby więcej rywalizacji.
Ja miałem słabszy początek, a koledzy jechali nieco lepiej. Później niestety
było na odwrót. Nie załamujemy rąk i jedziemy dalej. Oczywiście cieszy mnie 15
punktów, ale radość byłaby większa, gdybyśmy wracali do Zielonej Góry ze
zwycięstwem. Pogubiliśmy trochę punktów na trasie, były też dwa defekty i Patryk
Dudek oraz Piotr Protasiewicz stracili najlepsze silniki.
Mieliśmy też problem ze startami, bo czasami przegrywaliśmy je o długość
motocykla, a to jest bardzo dużo. Zresztą trener na konferencji wspomniał, że ja
jako jedyny z Falubazu je wygrywałem. Jak zostajesz z tyłu, to naprawdę trudno
jest cokolwiek zrobić. Dobry start to połowa sukcesu.
Piotr Protasiewicz – Zielona Góra - Nie
będę oceniał meczu, tylko swoją postawę. Tak się poukładało, jak się poukładało.
Fajny początek, później gdzieś tam troszeczkę się porozjeżdżało. Nie do końca
potrafiliśmy odczytać zmiany na torze i nie zrobiliśmy odpowiednich korekt.
Ogólnie uważam, że zawody nie były złe w moim wykonaniu. Jechałem dobre wyścigi,
choć nie potrafiłem znaleźć odpowiedniego momentu startowego. Szybkość jest, ale
czeka mnie trochę pracy. W sumie dobrze, że trafiliśmy na tak piekielnie silną
drużynę, bo teraz wiemy gdzie są mankamenty i nad czym musimy pracować
Tor był równy, dziur nie było, wprawdzie było dużo przyczepniej, ale nie
doświadczyliśmy rewolucji. Jest trochę mniej ścigania z racji tego toru, ale był
on równy dla wszystkich, więc nie ma się czym tutaj zasłaniać. To jest początek
sezonu, nie było blamażu i jedziemy dalej.
Po spotkaniu w dniu 21 kwietnia 2016 roku z
Danii napłynęły smutne wiadomości. Oto bowiem zmieniony przed pojedynkiem na
MotoArenie, Kenni Larsen, który przed sezonem podpisał kontrakt na starty
Zielonej Górze, trafił do szpitala z raną postrzałową głowy. Do incydentu z
udziałem dwudziestosiedmiolatka doszło w Odense. Larsen trafił do szpitala o
godzinie 15:28, gdzie natychmiast był operowany i utrzymywany był w stanie
śpiączki farmakologicznej. Duńska policja natychmiast przeprowadziła rozmowy z
członkami rodziny żużlowca, aby wyjaśnić co się stało. Wstępne ustalenia mówiły
o tym, że zawodnik został postrzelony z wiatrówki. Do wystrzału doszło, gdy Kenni był sam, jednak nikt nie wiedział nic na 100%
Informacja o postrzale Larsena wywołała szok w duńskim środowisku żużlowym. "To
jest tragiczne wydarzenia. Miejmy nadzieję, że z tego wyjdzie i szybko wróci do
zdrowia, bez trwałego uszkodzenia ciała. Z tego co słyszałem, to był przypadkowy
wystrzał. Z tego co zrozumiałem, to wydarzyło się w warsztacie. Obecny przy tym
był jego mechanik albo też pojawił się tam zaraz po wystrzale, nie wiem
dokładnie" powiedział Janus Millard, menedżer Munkebo Speedway Club, w którym
przez ostatnie trzy lata startował Larsen.
Klika dni po zdarzeniu specjalne oświadczenie wydała rodzina duńskiego
zawodnika.
"To co się stało Kenniemu to był nieszczęśliwy wypadek. Kenni przeszedł wczoraj
operację neurologiczną w celu usunięcia kuli z wiatrówki. Został on po niej
poddany śpiączce farmakologicznej i miał w piątek kolejny zabieg. Miał on na
celu usunięcie z mózgu dodatkowych płynów, które powodowały dodatkowe ciśnienie
w mózgu. Jeżeli jego stan będzie stabilny, to lekarze spróbują go wybudzić za
około 2-3 dni. Rodzina Kenniego jest bardzo wdzięczna za wsparcie podczas tak
ciężkich chwil."
Źródło:
www.espeedway.pl
www.nicesport.pl
www.nowosci.com.pl
www.sportowefakty.pl