2016-04-17 Runda play-off
KS Get Well Toruń - ZKŻ ekantor.pl Falubaz Zielona Góra
 
Mecz drugiej kolejki Ekstraligi pomiędzy Get Well Toruń, a Falubazem Zielona Góra określany był mianem klasyki ligowego speedwaya. Kiedy bowiem mierzyły się te dwa zespoły, to zawsze takiemu spotkaniu towarzyszyć musiało wiele podtekstów i ogrom emocji. Zanim jednak doszło do potyczki obu ekip dla Get Well Toruń zapowiadał się bardzo intensywny weekend. W sobotę klub z grodu Kopernika miał odrabiać zaległości z pierwszej kolejki i na Śląsku miał walczyć z ROW-em Rybnik. Nie przeszkadzało to jednak zawodnikom, którzy byli głodni jazdy po zimowej przerwie i w jednym z wywiadów potwierdził to toruński menadżer Jacek Gajewski: "Już wcześniej zdarzało się, że przychodziło nam jeździć mecze ligowe dzień po dniu. Myślę, że dla większości zawodników to nie jest jakieś nowe rozwiązanie. Zanim dogadaliśmy się z klubem z Rybnika w sprawie nowego terminu, konsultowaliśmy to z zawodnikami. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że warto jechać i wpaść w odpowiedni rytm. Godzinowo nam wszystko pasuje, mechanicy mają czas na przygotowanie sprzętu, a zawodnicy na odpoczynek. Trzeba pamiętać, że jesteśmy na początku sezonu i ten terminarz nie jest jeszcze napięty. Później, gdy dojdą starty chociażby w lidze szwedzkiej, to byłoby trudniej o dobry termin".
Niestety do potyczki w Rybniku nie doszło, bowiem na przeszkodzie stanęła po raz kolejny pogoda i drużyna Get Well mogła skupić tylko i wyłącznie na niedzielnym rywalu.
Na papierze torunianie wydawali się być faworytem, a przedsezonowa forma Aniołów potwierdzała te spekulacje. W rolę liderów mieli wcielić się pozyskani przed sezonem Martin Vaculik oraz Greg Hancock, a nadzieje na dobre wyniki rozbudzili także Chris Holder i Adrian Miedziński, którzy błyszczeli w sparingach. W zasadzie, po treningach punktowanych ciężko było wskazać słaby punkt, w seniorskiej formacji Aniołów.
Zespół miał jednak swoje słabe punkty, a był nim przede wszystkim brak drugiego juniora. O ile Paweł Przedpełski gwarantował solidną zdobycz punktową swojemu zespołowi, o tyle zarówno Igor Kopeć-Sobczyński, jak i Dawid Krzyżanowski, przed sezonem nie błyszczeli w jazdach testowych. Uzupełnieniem składu mógł być jeszcze sprowadzony przed sezonem młodziutki dobrze zapowiadający się jeździec Norbert Krakowiaka, ale niestety na sparingu w Grudziądzu nabawił się urazu, który wykluczył go z jazdy na żużlu przez kilka tygodni.
Trenerzy mieli jednak pomysł na inauguracyjne spotkania i Jacek Gajewski tak mówił o kadrowym problemie na pozycji juniorskiej: "Mamy swoje przemyślenia po wczorajszym treningu punktowanym z drużyną z Łodzi i musimy wspólnie podjąć decyzję. Wielka szkoda, że na dzień dzisiejszy z rywalizacji o skład wypada Norbert Krakowiak. Nie chcę tego dziś przesądzać, ale wygląda na to, że będzie potrzebował jeszcze trochę czasu, aby dojść do dobrej dyspozycji po upadku. Reszta juniorów powalczy o miejsce w składzie".
W drużynie Falubazu Zielona Góra sytuacja kadrowa była jeszcze bardziej skomplikowana. Marek Cieślak zdecydował się na zastosowanie zastępstwa zawodnika za kontuzjowanego Jarosława Hampela. W tej sytuacji na swój ligowy debiut w drużynie z województwa lubuskiego musiał poczekać pierwotnie awizowany w składzie Kenni Larsen. Uwagę kibiców przyciągał jednak inny nowy zawodnik w zespole Falubazu, a był nim Jason Doyle. Australijczyk poprzedni sezon spędził w KS Toruń i szczególnie w końcówce sezonu, nie spełniał oczekiwań, dlatego wszyscy toruńscy kibice zastanawiali się jak Kangur poradzi sobie pod opieką "mistrza żużlowej motywacji" Marka Cieślaka.
Głównymi "strzelbami" w drużynie gości, miał być jednak Piotr Protasiewicz oraz Patryk Dudek, ale trener liczył również na dobry rezultat Krystiana Pieszczka, który w sezonie 2015 zachwycił na Motoarenie, gdy zdobył 11 punktów i dwa bonusy walnie przyczyniając się do tego, że osłabiony wówczas zespół z Zielonej Góry do końca nękał gospodarzy.
Nic więc dziwnego, że zielonogórski trener Marek Cieślak liczył na wyrównany pojedynek: Toruńska ekipa startuje podobnie jak my. Nie odjechali meczu w pierwszej kolejce. My pojedziemy "ZZ", stąd wydaje mi się, że będzie to wyrównany mecz. Dudek dobrze tam jeździ. Podobnie Piotrek Protasiewicz, Jason Doyle czy też Krystian Pieszczek nieźle się tam czują. Myślę, że na tym torze i Karpow coś zrobi. Każdy z nich przy zastępstwie zawodnika pojedzie po sześć albo i siedem razy. W momencie, kiedy trafi się na dwóch zawodników, którzy dobrze jadą, to możemy naprawdę namieszać. Liczę, że to będzie wyrównany mecz.

Przed meczem działacze toruńscy zdecydowali się zmienić nieco nawierzchnię toruńskiego owalu i dosypali dodatkowy materiał, który miał pomóc w lepszym przygotowaniu toru do zawodów. Dzięki temu zabiegowi na torze Toruniu miało być, bardziej przyczepnie, co było odpowiedzią na oczekiwania zawodników. Debiutujący z Aniołem na piersi Słowak Martin Vaculik chwalił tę decyzję w przedmeczowym komentarzu: "Bardzo lubię mieć do czynienia z przyczepnymi torami. Moim zdaniem ten tor jest bardzo dobry. Jest inny i myślę, że to o to chodziło, bo w ostatnich latach stał on się zbyt przewidywalny dla innych. Teraz jestem przekonany, że innym drużynom będzie trudniej go odczytać. To jest dobre, bo tor ma być naszym atutem. Została wykonana bardzo dobra praca i teraz my, zawodnicy musimy zrobić swoje"
Toruńską inaugurację sezonu mógł storpedować obficie padający deszcz, ale który przestał padać około południa. Atutem MotoAreny okazał się dach, który chroni nawierzchnię przed opadami, a plandeka rozłożona na wewnętrznej części toru dodatkowo pozytywnie wpłynęła na jego przygotowanie. Mimo niskiej temperatury, na godzinę przed zawodami nawierzchnia była w idealnym stanie.
Nic więc dziwnego, że drużyna Get Well Toruń pokonała ekipę Falubazu Zielona Góra 51:39, choć do połowy spotkania nic nie zapowiadało tak wysokiego zwycięstwa. W ekipie gospodarzy znakomicie spisała się para Chris Holder - Adrian Miedziński, która trzy z czterech swoich startów wygrała podwójnie. Świetnie jeździli także Paweł Przedpełski i Martin Vaculik. Nieudane debiuty w toruńskich barwach zaliczyli Greg Hancock i Igor Kopeć-Sobczyński. Wśród gości na wyróżnienie zasługiwał jedynie Krystian Pieszczek.
W pierwszym wyścigu meczu świetnie ze startu ruszył Martin Vaculik i pewnie wygrał, ale Kacper Gomólski nie dał rady wyprzedzić Andrieja Karpowa. W biegu młodzieżowym kłopotów ze zwycięstwem nie miał Paweł Przedpełski, ale Igor Kopeć-Sobczyński nie nawiązał większej walki z parą zielonogórską. Trzeci z rzędu remis zanotowano w wyścigu trzecim po ostrej akcji Adriana Miedzińskiego w pierwszym łuku, dzięki której na czwarte miejsce spadł Jason Doyle. Wygrał Patryk Dudek startujący jako zastępstwo zawodnika w miejsce Jarosława Hampela. Seria remisów została przerwana zwycięstwem gości 4:2. Piotr Protasiewicz minął na dystansie Przedpełskiego, a słaby tego dnia Greg Hancock przyjechał ostatni. Było to pierwsze wyprzedzanie w meczu, po którym goście objęli dwupunktowe prowadzenie (13:11).
Riposta gospodarzy była jednak natychmiastowa. W wyścigu piątym po świetnie rozegranym pierwszym łuku pewne podwójne zwycięstwo dowieźli Miedziński z Holderem. Żużlowcy z Zielonej Góry skontrowali "Anioły" w szóstym biegu wygranym 5:1 przez Protasiewicza i Doyle'a po dobrym starcie i akcji na pierwszym łuku. W pokonanym polu ponownie został Hancock. W wyścigu siódmym to Vaculik z Gomólskim nie dali szans kapitanowi gości i Get Well wyszedł na prowadzenie 22:20.
Po dwóch kolejnych biegach na tablicy wyników ponownie mieliśmy remis. W wyścigu ósmym najpierw taśmy dotknął Dudek, ale zastępujący go Pieszczek niespodziewanie pokonał parę Hancock-Przedpełski. Start do następnego biegu wygrali Pieszczek z Doylem, ale Vaculik zdołał wyprzedzić Australijczyka i atakował juniora gości. Przed regulaminową przerwą torunianie odzyskali prowadzenie, którego nie oddali już do końca meczu. Niesamowita para Holder-Miedziński pokonała podwójnie świetnego Pieszczka. W jedenastym biegu Hancock i Przedpełski nie dali szans parze zielonogórskich obcokrajowców wyprowadzając "Anioły" na ośmiopunktowe prowadzenie. Goście ratowali się rezerwami taktycznymi i w dwunastym wyścigu zmniejszyli przewagę torunian do sześciu punktów. Holder na dystansie poradził sobie z Dudkiem, ale lidera ekipy Marka Cieślaka już nie dogonił.
Torunianie mieli okazję rozstrzygnąć losy meczu już w trzynastym biegu, ale potrzebowali podwójnego zwycięstwa. Od startu do mety prowadził Miedziński, jednak Vaculik jechał czwarty i walczył z Doylem. Na ostatnim okrążeniu po ostrym ataku spowodował upadek Australijczyka, za co słusznie został wykluczony. Drużyna toruńska utrzymała jednak prowadzenie w meczu (42:36).
Sprawa zwycięstwa w tym spotkaniu rozstrzygnęła się w czternastym wyścigu. Vaculik tym razem "założył" Pieszczka, a Przedpełski wyprzedził Dudka. Przewaga torunian jeszcze urosła po biegu piętnastym wygranym podwójnie po raz trzeci w meczu przez parę Holder-Miedziński. Zwycięstwo "Aniołów" 51:39 jest zasłużone, ale nadspodziewanie wysokie.

Podsumowując. Podczas gdy jedni fetowali sukces z kibicami, inni torunianie uczestniczyli w kontroli antydopingowej. A drużyna Get Well Toruń miała co świętować, bowiem posiadała w swoich szeregach czterech liderów, którzy zakończyli niedzielny mecz z dwucyfrową zdobyczą punktową. Znakomicie jeździła para Chris Holder - Adrian Miedziński. Polak tylko w swoim pierwszym starcie przegrał z rywalem (Dudek), a następnie jeszcze dwukrotnie przyjechał za Holderem i dwa biegi wygrał. Z kolei Australijczyk poza porażką z Dudkiem w trzecim biegu, uległ tylko Pieszczkowi w dwunastym wyścigu meczu. Miedziński z Holderem pojawili się na torze czterokrotnie i odnieśli trzy podwójne zwycięstwa. Dobrze ze swojej roli wywiązał się również Martin Vaculik, który zanotował jedenaście punktów i jedno wykluczenie. Do skutecznej jazdy na MotoArenie przyzwyczaił Paweł Przedpełski. Spory zawód to z pewnością postawa Grega Hancocka. Amerykanin dopiero w trzecim swoim starcie pokonał rywala, a naprawdę udany miał tylko jeden bieg. Jeszcze słabiej wypadł Kacper Gomólski, choć wychowanek Startu Gniezno dowiózł bardzo ważne 5:1 w biegu siódmym. Nieudany debiut z toruńskich barwach zaliczył Igor Kopeć-Sobczyński, który właściwie w żadnym ze swoich trzech startów nie nawiązał walki z rywalami.
W drużynie zielonogórskiej na wielkie słowa uznania zasłużył Krystian Pieszczek. Wychowanek Wybrzeża Gdańsk od kilku sezonów świetnie czuje się na MotoArenie. W niedzielę pojawiał się na torze siedmiokrotnie i zdobył piętnaście punktów wygrywając trzy biegi. Warto zaznaczyć, że jego pozostali koledzy odnieśli wspólnie także trzy zwycięstwa indywidualne. Juniora wspierali w początkowej fazie spotkania Piotr Protasiewicz i Patryk Dudek, ale w miarę trwania meczu mocno spuścili z tonu. Dudek zdobył pięć punktów w dwóch swoich początkowych startach, a w pięciu kolejnych dorzucił tylko jedno "oczko". Protasiewicz wygrał dwa swoje pierwsze wyścigi, ale w dalszej fazie meczu do swojego dorobku dołożył tylko cztery punkty w czterech biegach. Zaledwie po jednym udanym biegu zaliczyli pozostali żużlowcy gości: Andriej Karpow w pierwszym wyścigu pokonał Gomólskiego, Jason Doyle przywiózł podwójne zwycięstwo z Protasiewiczem nad Hancockiem w biegu szóstym, a Sebastian Niedźwiedź dowiózł do mety jeden punkt w biegu młodzieżowym pokonując Igora Kopeć-Sobczyńskiego.

Po zawodach powiedzieli:
Jacek Gajewski
- menedżer torunian - Ten mecz pokazuje, że jesteśmy wyrównaną drużyną. Nawet jak się zdarzają słabsze chwile zawodnikom, od których oczekujemy trochę więcej, to ten skład jest na tyle wyrównany, że jesteśmy w stanie te dziury załatać.
Z przebiegu meczu 51 punktów to dużo. Falubaz jechał bardzo dobrze. Najpierw solidnie prezentowali się Protasiewicz i Dudek. Kiedy im trafiły się słabsze biegi, to wynik trzymał Pieszczek. Mecz był bardzo trudny. Swoje zrobił też fakt, że to była inauguracja. Cieszę się, że taki jest finał. Stresu dziś w parku maszyn nie brakowało. Goście bardzo dobrze korzystali z zastępstwa zawodnika. Zdobyli 10 punktów. Rzadko się zdarza, aby tyle punktów z niej zdobyć, szczególnie w meczach wyjazdowych. To była dobra decyzja podjęta przez trenera Marka Cieślaka. Ja się cieszę, że po takim ciężkim boju wygrywamy ten mecz i to zdecydowanie. Choć do połowy spotkania cały czas było blisko remisu. Udała nam się jednak końcówka. Nie wszystkim ten mecz idealnie się udał, ale drużyna była dziś zrównoważona i załataliśmy chwilowe dziury. Słabiej pojechał Hancock, ale było widać, że nie mógł zabrać się ze startu i później trochę brakowało mu pozycji w rozgrywaniu pierwszego łuku. Było też kilka sytuacji, w których zawodnicy się nie oszczędzali i mocno się wywozili. Jemu układało się to tak, że czegoś minimalnie brakowało, a jak już poszło, to bieg był powtórzony. Jestem jednak spokojny o Amerykanina. Wiem, że jego dyspozycja będzie z każdym meczem coraz lepsza. Jeszcze wiele ważnych punktów dla nas zdobędzie. Tak było nawet dziś.
Kolejny nasz rywal to Leszno, gdzie chcemy jak najmocniej zawalczyć. Nie jesteśmy bez szans. Możemy pojechać dobre zawody i wygrać. Wszystko wyjdzie w praniu. Na razie cieszę się, że inauguracja, która była odkładana, przebiegła w taki sposób. Mamy na rozkładzie silnego rywala. Wynik jest na tyle dobry, że w przypadku potknięcia w Zielonej Górze, możemy wrócić stamtąd z bonusem

Adrian Miedziński – Toruń - Jestem bardzo zadowolony. Gratulacje dla drużyny z Zielonej Góry naprawdę silnego oporu. Tak jak powiedział Jacek Gajewski, nie jechało nam się łatwo, a dodatkowo jest to pierwszy mecz sezonu, długo czekaliśmy na tę inaugurację, co wywoływało dodatkowe emocje. Możemy być zadowoleni. Cała drużyna spisała się świetnie i cieszymy się ze zwycięstwa.
Krystian Pieszczek - Zielona Góra - Jestem zadowolony ze swojej postawy, ale szkoda, że nie udało nam się wywieźć zwycięstwa. Na początku się troszeczkę pogubiłem, później było lepiej. Całą drużyną pracowaliśmy na wynik, ale niestety nie udało się. Tak jak trener wspomniał, dopadło nas trochę defektów. Musimy popracować nad startami. Część naszych zawodników nie istniała, przegrywaliśmy starty o całą długość motocykla, a tor nie był dzisiaj aż tak do walki. Gratuluję gospodarzom i trzeba jechać dalej.

Martin Vaculik – Toruń - Bardzo dobrze mi się dziś jeździło, bo uważam, że Motoarena posiada najlepszy tor żużlowy do ścigania. Dodatkowo, gdy przyjdzie tylu kibiców, ilu było dziś, to czuję się jak piłkarz Barcelony na Camp Nou. To świetne uczucie ścigać się na tym obiekcie. Chciałbym bardzo podziękować kibicom za tak gorące przyjęcie i doping. Przy okazji pozdrawiam też równie ważnych dla mnie kibiców z Tarnowa.
Falubaz to mega mocna drużyna i oczywiście cieszymy się z tego wyniku. Jest to dla nas naprawdę fajny początek sezonu i skupiamy się żeby cały czas było tak dobrze.
W swoim czwartym starcie, gdy o punkt walczyłem z Jasonem Doyle'em na przedostatniej prostej wychodziłem z krawężnika i wjechałem w swojego rywala, który uderzył w deski. To była jednak sytuacja spowodowana wydarzeniami na torze przy dużej prędkości. Dlatego uważam, że absolutnie nie przesadziłem. Jestem zawodnikiem, który zawsze stara się jeździć w stu procentach fair. Nienawidzę chamstwa na torze. Po prostu złapałem koleinę i dlatego uderzyłem w Jasona. Od razu do niego podszedłem i zapytałem czy jest w porządku. Na szczęście nic się nie stało. Mogę zapewnić, że nie było tam celowości z mojej strony.

Kacper Gomólski - Toruń - Na początku ustawiłem motocykl tak, jak w czwartek podczas sparingu. Wtedy było w porządku, motor się rozpędzał, a Martin nie odjeżdżał mi za bardzo. Zmieniliśmy więc zębatkę i to dało efekt, bo Robert Kościecha zwrócił potem uwagę, że tak wystrzeliłem ze startu, że modlił się tylko aby nie przerwali biegu. Rzeczywiście to wyjście spod taśmy było fajne, a później udawało mi się przewidywać ruchy "Protasa" i obronić pozycję. Ostatni bieg to też całkiem fajny start, ale na wejściu w łuk zderzyłem się z Krystianem Pieszczkiem i mnie wyrzuciło. Potem Doyle wszedł mi w krawężnik i musiałem przymknąć gaz. Mówię, że musiałem, ale może powinienem był trzymać do końca. Nie wiadomo, jaki dałoby to efekt, choć teraz można tylko.
Dzisiejszy wynik to sprawiedliwy rezultat. Zrobiliśmy dobrą robotę, a dwanaście punktów z takim rywalem naprawdę trzeba docenić. Falubaz miał "zetzetkę", a poza tym byle kto się tam nie ściga. Brakowało, co prawda dziś punktów ode mnie i od Grega. Hancock nie lubi przyjeżdżać drugi czy trzeci, a dzisiaj indywidualnie nie wygrał biegu. Jeśli się poprawimy, to z pewnością wynik drużyny będzie jeszcze lepszy.

Rafał Haj – menadżer Grega Hancocka - Uważamy, że nie ma się o co martwić. Taki jest żużel, że raz coś wychodzi, a raz nie. To nie pierwszy i nie ostatni raz, gdy Greg punktuje trochę słabiej. Wychodzimy z założenia, że była to jednorazowa wpadka. Na oceny, jak Greg spisuje się na toruńskim torze poczekałbym mimo wszystko do października. Tak jak wspomniałem, jeden słabszy mecz o niczym nie świadczy. Wyciągniemy teraz wnioski i możliwe, że jakichś zmian na mecz z Unią dokonamy. Ile punktów zdobędzie tam Greg, to się dopiero okaże. Nastawiamy się na to, że będzie dobrze.

Marek Cieślak - trener zielonogórzan - Gratuluję gospodarzom, bo pojechali dobry mecz. Nam zabrakło nie tylko punktów Patryka, ale Jason Doyle też tych punktów nie zrobił. Również nasz kapitan, Piotr Protasiewicz też mógł coś tam dorzucić. Trzeba powiedzieć, że Patrykowi rozleciał się sprzęt, Piotrkowi również, ale to takie tłumaczenia. Do dziewiątego biegu jechaliśmy łeb w łeb, ale później coś się u nas posypało. Patryk Dudek miał dzisiaj totalnego doła. Całe szczęście, że dotknął taśmy, bo by nie dojechał do mety. Silnik później mu stanął, a na drugim motocyklu nie był w stanie się dopasować. Doyle też narzekał na sprzęt i nie zrobił tych punktów. Nawet Piotrek Protasiewicz po dobrym początku miał słabszą końcówkę, więc tak naprawdę jedynym jasnym punktem był u nas Krystian Pieszczek, który zanotował rewelacyjny występ, ale tego można się było spodziewać, bo on przecież już w ubiegłym sezonie tutaj tak świetnie pojechał. Jednak to miejscowi byli tutaj lepsi i zdobywali trójki, ale gdy nam się udało lepiej wyjść spod taśmy, to my byliśmy górą. To dopiero pierwszy mecz, a drużyna z Torunia jest personalnie bardzo mocna. Będziemy walczyć i szukać punktów w następnych meczach.

Krystian Pieszczek - Zielona Góra - Szczerze mówiąc to nie wiem, z czego wynika moja dobra jazda w Toruniu. Po prostu lubię się tu ścigać. Tor pasuje mi geometrycznie i zawsze jest fajna rywalizacja. Na pewno zmienił się trochę od ubiegłego roku i na początku nie trafiłem z przełożeniami. Nawierzchnia jest nieco luźniejsza, przez co jest mniej wyścigów. Choć może gdybyśmy byli nieco szybsi, podobnie jak koledzy z Torunia, to byłoby więcej rywalizacji.
Ja miałem słabszy początek, a koledzy jechali nieco lepiej. Później niestety było na odwrót. Nie załamujemy rąk i jedziemy dalej. Oczywiście cieszy mnie 15 punktów, ale radość byłaby większa, gdybyśmy wracali do Zielonej Góry ze zwycięstwem. Pogubiliśmy trochę punktów na trasie, były też dwa defekty i Patryk Dudek oraz Piotr Protasiewicz stracili najlepsze silniki.
Mieliśmy też problem ze startami, bo czasami przegrywaliśmy je o długość motocykla, a to jest bardzo dużo. Zresztą trener na konferencji wspomniał, że ja jako jedyny z Falubazu je wygrywałem. Jak zostajesz z tyłu, to naprawdę trudno jest cokolwiek zrobić. Dobry start to połowa sukcesu.

Piotr Protasiewicz – Zielona Góra - Nie będę oceniał meczu, tylko swoją postawę. Tak się poukładało, jak się poukładało. Fajny początek, później gdzieś tam troszeczkę się porozjeżdżało. Nie do końca potrafiliśmy odczytać zmiany na torze i nie zrobiliśmy odpowiednich korekt. Ogólnie uważam, że zawody nie były złe w moim wykonaniu. Jechałem dobre wyścigi, choć nie potrafiłem znaleźć odpowiedniego momentu startowego. Szybkość jest, ale czeka mnie trochę pracy. W sumie dobrze, że trafiliśmy na tak piekielnie silną drużynę, bo teraz wiemy gdzie są mankamenty i nad czym musimy pracować
Tor był równy, dziur nie było, wprawdzie było dużo przyczepniej, ale nie doświadczyliśmy rewolucji. Jest trochę mniej ścigania z racji tego toru, ale był on równy dla wszystkich, więc nie ma się czym tutaj zasłaniać. To jest początek sezonu, nie było blamażu i jedziemy dalej.

Po spotkaniu w dniu 21 kwietnia 2016 roku z Danii napłynęły smutne wiadomości. Oto bowiem zmieniony przed pojedynkiem na MotoArenie, Kenni Larsen, który przed sezonem podpisał kontrakt na starty Zielonej Górze, trafił do szpitala z raną postrzałową głowy. Do incydentu z udziałem dwudziestosiedmiolatka doszło w Odense. Larsen trafił do szpitala o godzinie 15:28, gdzie natychmiast był operowany i utrzymywany był w stanie śpiączki farmakologicznej. Duńska policja natychmiast przeprowadziła rozmowy z członkami rodziny żużlowca, aby wyjaśnić co się stało. Wstępne ustalenia mówiły o tym, że zawodnik został postrzelony z wiatrówki. Do wystrzału doszło, gdy Kenni był sam, jednak nikt nie wiedział nic na 100%
Informacja o postrzale Larsena wywołała szok w duńskim środowisku żużlowym. "To jest tragiczne wydarzenia. Miejmy nadzieję, że z tego wyjdzie i szybko wróci do zdrowia, bez trwałego uszkodzenia ciała. Z tego co słyszałem, to był przypadkowy wystrzał. Z tego co zrozumiałem, to wydarzyło się w warsztacie. Obecny przy tym był jego mechanik albo też pojawił się tam zaraz po wystrzale, nie wiem dokładnie" powiedział Janus Millard, menedżer Munkebo Speedway Club, w którym przez ostatnie trzy lata startował Larsen.
Klika dni po zdarzeniu specjalne oświadczenie wydała rodzina duńskiego zawodnika.
"To co się stało Kenniemu to był nieszczęśliwy wypadek. Kenni przeszedł wczoraj operację neurologiczną w celu usunięcia kuli z wiatrówki. Został on po niej poddany śpiączce farmakologicznej i miał w piątek kolejny zabieg. Miał on na celu usunięcie z mózgu dodatkowych płynów, które powodowały dodatkowe ciśnienie w mózgu. Jeżeli jego stan będzie stabilny, to lekarze spróbują go wybudzić za około 2-3 dni. Rodzina Kenniego jest bardzo wdzięczna za wsparcie podczas tak ciężkich chwil."

Źródło: www.espeedway.pl
www.nicesport.pl
www.nowosci.com.pl

www.sportowefakty.pl

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt