W przekroju dwumeczu Unia Leszno pod wodzą Adama Skórnickiego potwierdziła, że zasłużyła na
miejsce w finale Ekstraligi. Lesznianie z nawiązką odrobili straty z
MotoAreny, pokonując KS Toruń 53:37 (94:86). Z powodu interwencji komisarza nawierzchnia od
rewanżowego pojedynku była ubijana. Nie wszyscy leszczyńscy zawodnicy byli z tego względu spasowani z
torem i pierwsza wygrana gospodarzy nastąpiła w piątym wyścigu, kiedy efekt
przyniosła parowa jazda Emila Sajfutdinowa i Przemysława Pawlickiego. Odpowiedź
Aniołów była jednak niemal natychmiastowa, bo dzięki dwóm wygranym 4:2, po ósmej
gonitwie doprowadziły do remisu.
Jako że lesznianie nie byli w stanie uzyskać przewagi wyższej niż cztery punkty, wydawało się, że wszystko rozstrzygnie się dopiero w biegach
nominowanych. Jednak prawdziwy "szturm" Unii Leszno nastąpił w trzech ostatnich
gonitwach. Kluczowy dla całej rywalizacji okazał się ostatecznie wyścig
trzynasty. Wówczas to najmocniejszy duet gospodarzy - Emil Sajfutdinow i Nicki
Pedersen - pokonali Grigorija Łagutę i Jasona Doyle'a 5:1. W tym momencie
Unistom do pełni szczęścia wystarczyły remisy w ostatnich dwóch wyścigach.
Żużlowcy z Wielkopolski nie okazali się jednak minimalistami i dwa ostatnie
biegi wygrali 5:1. Jednak euforia na wypełnionym do niemal
ostatniego miejsca Stadionie Alfreda Smoczyka zapanowała po gonitwie
czternastej, kiedy Piotr Pawlicki i Grzegorz Zengota zaczęli ściskać się tuż po
wyścigu, jeszcze na torze.
Podsumowując.
Mimo że wagą spotkania w Lesznie był finał Ekstraligi, na torze nie oglądano
niebezpiecznych akcji, a zawodnicy - co sami podkreślali - szanowali swoje kości.
Godne podkreślenia było to, że w zawodach nie zanotowano ani jednego upadku. W
trakcie spotkania smutne jednak było to, że do doskonałego widowiska nie
potrafili dopasować się kibice, którzy przed startem dziesiątego wyścigu
wszczęli zamieszki na trybunach. Najpierw z sektora
gości zaczęto rzucać przedmioty w kierunku fanów gospodarzy. Sytuacja zaogniła
się tym bardziej, że do płotu ogradzającego sektory ruszyło kilkudziesięciu
kibiców z Leszna.
Stadionowa ochrona początkowo nie radziła sobie z rozwścieczonymi fanami. W obu
kierunkach rzucano powyrywane fragmenty krzesełek, a także butelki i inne
przedmioty. Po pięciu minutach zamieszania apel w kierunku kibiców gospodarzy
skierował za pośrednictwem spikera sam Józef Dworakowski.
Ostatecznie kibiców obu stron powstrzymywano przy pomocy gazu łzawiącego. Całe
zdarzenie zakończyła jednak dopiero stanowcza postawa policji, która po
dziesięciu minutach od początku zamieszek utworzyła kordon na trybunach. Po
spotkaniu zatrzymano dwóch kibiców z Torunia i jednego z Leszna, którym postawiono zarzuty
związane m.in z naruszeniem nietykalności cielesnej pracownika ochrony,
prowokowanie kibiców do działań zagrażających bezpieczeństwu imprezy masowej
oraz za przebywanie w miejscu nieprzeznaczonym dla publiczności w trakcie
zawodów.
Niestety swoją postawą wśród gości rozczarowali: Adrian Miedziński i Jason Doyle.
Większych zdobyczy punktowych można również wymagać od Chrisa Holdera. Grigorij
Łaguta też nie zachwycił swoją jazdą. Rosjanin przeplatał lepsze biegi z
gorszymi.
Na słowa pochwały zasługują za to zawodnicy młodzieżowi. Paweł Przedpełski już
nieraz udowadniał na torze, że potrafi wygrywać z najlepszymi. Jednak niewiele
osób spodziewało się tak dobrego występu w Lesznie Oskara Fajfera, który na
swoim koncie zgromadził w pięciu wyścigach sześć punktów. Na dodatek wychowanek
Startu Gniezno zdobył również trzy "oczka" bonusowe.
Juniorzy z KS Toruń, byli postawieni w bardzo trudnym położeniu, gdyż
zawieszony za czerwoną kartkę Kacper Gomólski nie mógł pojawić się w składzie i
jego miejsce zajął Marcin Turowski, który z przedmeczowych założeń nie miał
jednak ani razu stawać pod taśmą. W tym wypadku młodzieżowcy Aniołów od początku
startowali z rezerwy zwykłej i mieli pełne ręce roboty.
Miejscowy zespół do zwycięstwa poprowadziło czterech żużlowców: Piotr Pawlicki i
Emil Sajfutdinow, żaden z tej dwójki jeźdźców nie doznał na torze porażki z
zawodnikami KS Toruń. Natomiast Nicki Pedersen i Grzegorz Zengota również
stanęli na wysokości zadania. Swoim jazdą rozczarowali: Tobiasz Musielak oraz
Przemysław Pawlicki. "Przemo"" wygrał jeden swój bieg, ale w trzech pozostałych
przyjeżdżał na końcu stawki.
Unia Leszno w dwumeczu o Drużynowe Mistrzostwo Polski zmierzy się z Betard Spartą Wrocław. "Anioły" z kolei czekał pojedynek o brąz z Unią Tarnów.
Po zawodach powiedzieli:
Jacek Gajewski - menadżer KS Toruń - Unia Leszno była lepsza i
zasłużyła na finał. Najlepiej świadczą o tym trzy ostatnie wyścigi, w których
potwierdzili swoją wyższość. Do momentu, kiedy mogliśmy robić punkty na
Musielaku i słabszym Przemku Pawlickim, trzymaliśmy się dość dobrze. W całym
meczu nie sprawiliśmy strasznego zawodu. W całym tegorocznym sezonie brakowało
nam armat. Wiele razy mówiłem, że potrzebni są liderzy, którzy mogą przechylić
szalę zwycięstwa na naszą korzyść w ostatnich biegach. Tak brakowało w rundzie
zasadniczej i ten sam problem wrócił w Lesznie. Co będzie dalej na razie nie
będę wyrokował. Wiele zależy jednak od tego, jakie będą decyzje dotyczące klubu
i jego przyszłorocznego budżetu. Zobaczymy też, kto poprowadzi ten zespół w
kolejnym sezonie. Jeśli chcemy w przyszłości dojechać do finału, to wniosek jest
jeden - musi znaleźć się lider albo liderzy. W tym roku spodziewałem się, że
taką rolę odegra przede wszystkim Łaguta. W jego przypadku oczekiwania były
większe. Dobre zawody pojechali nasi juniorzy. Zwłaszcza Oskar Fajfer się
odbudował. Na jego lepszą formę wpływ ma kilka czynników. Na pewno doszedł do
ładu ze sprzętem. Bardziej wierzy w motocykle, którymi teraz dysponuje, a
wcześniej z tym różnie bywało. Poza tym, w ciągu ostatnich dwóch miesięcy miał
sporo jazdy. Zaczął więcej startować w imprezach juniorskich i to również nie
było bez znaczenia. Wcześniej miał dość długie przerwy, które mu nie służyły.
Ograniczanie się tylko do meczów ligowych nie było dobrym rozwiązaniem. Oskarowi
zaczął także pomagać ojciec. Jego rady też mogły być pomocne. Gdyby jeszcze
jeden sezon był juniorem, to na pewno jego pozycja byłaby mocniejsza i
pewniejsza. Na ten moment nie chcę niczego przesądzać. Pewne tematy w klubie
ruszą się dopiero w październiku. Do tego czasu nie można nic rozstrzygać. Oskar
ma szanse na pozostanie w KS Toruń, bo dobrą końcówką rozgrywek poprawił swoje
położenie. Jednoznacznej odpowiedzi na temat jego przyszłości nie potrafię
jednak udzielić. Na przeciwnym biegunie jest obecnie Doyle, który miał lepsze i
gorsze momenty na początku rozgrywek. Środek w jego wykonaniu był już naprawdę
dobry. Zaskoczył wtedy wszystkich. Końcówka jest jednak bezbarwna. Z kolei
Fajfer nie miał dobrej rundy zasadniczej, ale też zdarzały mu się pojedyncze
dobre mecze
Jacek Krzyżaniak - trener KS Toruń - Osiem punktów przewagi z pierwszego spotkania to była zaliczka ani duża, ani mała. Mogło być więcej, gdyby nie niepotrzebne upadki w Toruniu i czerwona kartka Kacpra Gomólskiego. Przyjechaliśmy do przeciwnika z najwyższej półki. Powodem tej przegranej może być brak w naszym składzie Kacpra Gomólskiego. Od razu byliśmy zmuszeni korzystać z rezerw. Kluczowy mógł być bieg piąty, gdzie przegraliśmy 5:1, a liczyliśmy przynajmniej na rezultat remisowy. Miejscowi jednak wiedzieli o co jadą, mimo że nie mieli aż tak dużej straty po pierwszym meczu. Uważam, że moi zawodnicy, w szczególności młodzież bardzo dobrze się spisała, czyli Paweł Przedpełski i Oskar Fajfer. Nie ma co ukrywać, zabrakło Jasona Doyle’a, który zrobił 4 punkty w czterech startach. Jedziemy następny mecz o brąz. Gratuluję Unii awansu do finału.
Paweł Przedpełski - Toruń - Czujemy niedosyt, bo Unia odskoczyła nam dopiero w końcówce spotkania. Wcześniej to my mieliśmy lepszy wynik dwumeczu i byliśmy bliżej finału. Ta rywalizacja pokazała, że play-offy są bardzo wyrównane. Trzeba jednak przyznać, że Unia była ostatecznie lepsza i zasłużyła na to, by pojechać w finale. Gratulacje dla niej. Gdyby Ginger był z nami na torze, na pewno byłoby nam lżej. Nie ma jednak sensu płakać nad rozlanym mlekiem i gdybać, co by było w sytuacji, gdyby on pojechał w tym spotkaniu. Być może mogliśmy wygrać wyżej pierwszy mecz u siebie, ale nie daliśmy rady i już do tego nie wracamy. Finał był w zasięgu, ale nie jest źle. Cały sezon zmagaliśmy się z trudnościami, jak choćby kontuzjami. Mamy wciąż szanse na podium ligi i podejdziemy do dwumeczu z tarnowską Unią zmotywowani. Chcemy zakończyć rozgrywki z medalem.
Piotr Rusiecki - prezes Unii Leszno - Komisarz był na torze od rana, gdy dopiero zaczynaliśmy pracować. Kiedy trwały oględziny nawierzchni, nie wyglądała ona być może idealnie, ale to dlatego, że prace nie zostały jeszcze zakończone. To tak jakby ktoś przerwał nagle gotowanie ziemniaków i dziwił się, że są jeszcze twarde. Szkoda, że komisarz nie dał nam dokończyć tego, co robiliśmy. Wtedy zobaczyłby efekt końcowy. Uważamy, że obecnie obowiązujące przepisy nie są do końca w porządku. Nie mogliśmy zrobić toru, jaki byśmy chcieli. Na szczęście pomimo tego okazaliśmy się lepsi i pojedziemy w finale.
Nicki Pedersen - Leszno - Długo czekałem na kolejny naprawdę dobry mecz w barwach Unii i w końcu się doczekałem. Ostatnie sześć tygodni nie były dla mnie łatwe i widać to było po moich wynikach. Cieszę się zwłaszcza dlatego, że pojechałem dobrze na torze w Lesznie, gdzie poprzednio miałem problemy. Dużo testowałem i myślę, że wszystko zmierza już w dobrą stroną. Toruń początkowo sprawiał nam duże problemy. Ja osobiście tak dobrą jazdą rywali na naszym torze byłem trochę zaskoczony. Na szczęście udało nam się zaskoczyć w drugiej części zawodów. Dla mnie to duża satysfakcja, że pomogłem awansować Unii do finału.
Emil Sajfutdinow - Leszno - Cieszę się ze swojej postawy. W końcu to mój pierwszy komplet w barwach Fogo Unii Leszno. Świetny tor był przygotowany na te zawody, fajnie też zmoczony. Dysponowałem w niedzielę dobrymi startami i udawało mi się szybko rozpędzać swój motocykl, stąd tak dobre czasy w moim wykonaniu. Cały czas dysponowałem szybkim sprzętem. Potrzebna była jednak praca zarówno nad nim, jak i nad sobą. Jak widać, jest teraz bardzo dobrze. Do tych zawodów szczerze mówiąc podchodziłem z dużym spokojem. Wierzyłem od początku w nasz awans do finału, mimo że pewnych momentach wynik był na styku.
Grzegorz Zengota - Leszno - Jestem zadowolony ze swojego występu, poza jednym wyścigiem, w którym przyjechałem na ostatniej pozycji. To zero wyniknęło z tego, że całkowicie przespałem start i ciężko było mi dogonić rywali. Tor też nie pozwalał na zbyt dużą walkę, praktycznie była jedna ścieżka i tych mijanek nie było zbyt wiele. Cieszymy się z tego zwycięstwa, które zagwarantowało nam awans do finału, udało nam się osiągnąć to, co zakładaliśmy przed sezonem, lecz nie przyszło nam to łatwo. Mecz z Toruniem pokazał, że już nie ma lekko, tak naprawdę wynik trudno przewidzieć, cały czas jest on sprawą otwartą. Przed nami pierwsze spotkanie finałowe w Częstochowie. Wrocławianie pokazali, że znakomicie się czują na tym obiekcie, potrafili go dostosować pod siebie w tak krótkim czasie. Nasz zespół przez cały sezon udowadnia, że jesteśmy mocni i że w finale powalczymy o to, co jest naszym marzeniem, czyli złoty medal. Bieg czternasty był wyścigiem decydującym i wiedzieliśmy, że jeśli go wygramy na 4:2 lub 5:1, to mocno nas to przybliży do tego by awansować do finału. Udało się nam z Piotrem przywieźć podwójne zwycięstwo.
Adam Skórnicki - menadżer Unii Leszno - Cieszymy się z przebiegu spotkania. Na wielką radość przyjdzie jednak czas, gdy dokończymy ten sezon. Zawodnicy pokazali, że potrafią jechać pod maksymalną presją. Zdawaliśmy sobie sprawę, że stwarzając gościom możliwość rezerw taktycznych, utrudnimy sobie zadanie. Dwa wyścigi nominowane - cieszę się, że nie jestem zawodnikiem i to oni zrobili tą robotę za mnie. Jak ja bym miał w tym biegu jechać, to myślę, że kombinezon byłby już spocony po próbnym starcie. Więc duże słowa uznania, ale przed nami kolejny etap. Teraz mamy jeszcze trudniejsze zadanie, wiadomo w finale mamy Wrocław, który jedzie w Częstochowie.
Józef Dworakowski - honorowy prezes Unii Leszno - Byliśmy świadkami wspaniałego widowiska sportowego. Nie chcemy jednak oglądać takich sytuacji jak ta przy sektorze gości. Całe zdarzenie jest tym bardziej bulwersujące, że doszło do niego przy sektorze rodzinnym - na którym zasiadają głównie rodzice z kilkuletnimi i nastoletnimi dziećmi. Z naszych informacji wynika, że dzięki szybkiej reakcji ochrony, żadna z rodzin nie ucierpiała fizycznie w tym zdarzeniu.
Źródło:
www.nicesport.pl
www.speedway.info.pl
www.sportowefakty.pl
www.nowosci.com.pl