Choć torunianie awansowali do play-off w kiepskim stylu, to dla całej Ekstraligi
runda zasadnicza, sportowo była to jedna z najbardziej udanych rund ostatnich
lat. Do ostatnich meczów ważyły się losy awansu do rundy finałowej, a także
pozycje w drugiej części ligowej tabeli. Kibice mieli więc to, czego oczekują od
sportu. Nikt nie był w niej outsiderem, a mecze rozgrywane w Grudziądzu i
Rzeszowie, na torach beniaminków, trzymały w napięciu. Były też niespodzianki, a
główną z nich była pozycja Stali Gorzów. Mistrz Polski zakończył przedwcześnie
sezon i chyba nikt się tego nie spodziewał. Zadowalająca była też frekwencja na
stadionach, która przekroczyła pół miliona. Zdecydowanie poprawiła się
oglądalność telewizyjna, która rok do roku wzrosła o ponad 30 procent. Dlatego
żużlowe władze przed finałowym rozdaniem nie chciały zepsuć tego
zapowiedziały sielankowego obrazu Ekstraligi i zapowiedziały twarde sędziowanie
i bezwzględne karanie zawodników za niebezpieczną jazdę. Swoje stanowisko Prezes
Ekstraligi Wojciech Stępniewski uzasadnił tym słowami: Ekstraliga Żużlowa
w pełni stosuje się do regulaminu FIM STRC, dotyczącego infrastruktury stadionowej, również w
zakresie bezpieczeństwa. Nasze tory uznawane są jedne z bezpieczniejszych na
świecie. Trzy lata temu, poprzez instytucję komisarza toru zupełnie
wyeliminowaliśmy tą przykrą przypadłość polskiego żużla, jaką było preparowanie
torów. Zdarzają się oczywiście jeszcze przypadki cięższych torów, ale to wynika
głównie z opadów deszczu. Nie zgadzam się z opiniami wielu ludzi, iż sport
żużlowy jako sport ekstremalny i tak będzie pociągał za sobą takie skutki po
wypadkach jakie spotkały Darcy'ego Warda. Owszem, to bardzo niebezpieczna
dyscyplina, ale obowiązkiem nas wszystkich jest bezustanne podnoszenie
standardów bezpieczeństwa i minimalizowanie skutków upadków zawodników. Sprawa
dotyczy wyposażenia zawodników, a także infrastruktury stadionowej jak bandy
stałe czy bandy dmuchane. Już w sobotę w Rybniku odbędzie się pierwsze spotkanie
z Dyrektorem FIM CCP Armando Castagną właśnie w tej materii. Uważam, iż powinien
powstać jak najszybciej zespół ekspertów złożony z byłych zawodników,
inżynierów, producentów sprzętu i odpowiedniej specjalizacji lekarzy. Wszystko
po to, by wypracować rozwiązania dotyczące bezpieczeństwa w żużlu, a następnie
swego rodzaju mapę drogową z dojściem do tego standardu przez wszystkie stadiony
żużlowe. Dodam, iż jako Ekstraliga chcemy również jak najszybciej przyjrzeć się
zabezpieczeniu medycznemu podczas meczów żużlowych. Po ostatnich wydarzeniach
mamy w tej materii wiele wniosków i spostrzeżeń w zakresie choćby specjalizacji
lekarzy w karetkach czy tzw. lekarzy klubowych. Wiele dyskutowaliśmy na ten
temat, ale na dyskusjach się skończyło. Przypomnę, iż Ekstraliga w 2013 roku
wprowadziła już obowiązkowe ubezpieczenia, ale zawodnicy tego nie chcieli. To
było naprawdę dobre rozwiązanie, firmowane przez londyński rynek ubezpieczeniowy Loyds of
London, gwaranta wypłaty odszkodowania. A przy bardzo ciężkich kontuzjach,
choćby takich jaka spotkała Darcy'ego odszkodowania były na poziomie
milionów złotych, a do tego jeszcze ubezpieczyciel opłacałby leczenie i
rehabilitację. Wiem, że świadomość ubezpieczeniowa u zawodników wzrasta - ale
oni nigdy nie będą w stanie wynegocjować sobie najlepszych rozwiązań, kiedy będą
rozmawiać z ubezpieczycielem tylko w swoim imieniu. Inaczej sprawa by się miała,
gdyby ktoś negocjował w imieniu np. 70 zawodników, czy 140, kiedy weźmiemy pod
uwagę polskie trzy ligi.
Jednak żadne nawet najbardziej bezpieczne tory i żadne ubezpieczenia nie
zastąpią myślenia na torze. Play-off to okres o nasileniu presji na
zawodników ze strony kibiców, działaczy i sponsorów. Walka o najwyższą stawkę w
sporcie to zawsze jest ogromna presja. Zawodnicy muszą sobie z presją radzić, to
ich chleb powszedni. Nie mogą jednak, ze względu na presję, jeździć
niebezpiecznie. Żużel to z pewnością nie sport dla panienek, ale też nie dla
jeźdźców bez głowy chcących za wszelką cenę wygrywać biegi. Sędziowie, którzy
będą sędziować mecze w rundzie play-off muszą używać wszelkich niezbędnych
regulaminowych narzędzi, aby ukrócić niebezpieczną jazdę, łącznie z czerwonymi
kartkami, bez względu na konsekwencje dla drużyny. Nie medale są najważniejsze,
ale bezpieczeństwo!
Najważniejsze dla czterech zespołów
Ekstraligi, było jednak to kto zgarnie całą pulę na koniec sezonu.
W ekipie z Wielkopolski nastroje były bardzo pozytywne, bo drużyna z Leszna
zdominowała pierwszą cześć sezonu i prezentowała
się naprawdę dobrze, co pokazał choćby mecz w Toruniu. Jednak wkradł się element
nerwowości, bowiem Lesznianie do końca
obawiali się o to, czy na Motoarenę przyjedzie Nicki Pedersen. Duńczyk tydzień
wcześnie zanotował groźny upadek podczas Grand Prix w Gorzowie i musiał
wycofać się z zawodów. Na szczęście dla Byków trzykrotny mistrz świata wykurował
się na czas i przyjechał do grodu Kopernika.
Anioły po tym jak osiągnęły plan minimum w postaci awansu do play-off, szukały dogodnego
terminu, aby w jak najszerszym składzie spotkać się na swoim obiekcie na jazdach
treningowych i sprawić,
aby Motoarena, podobnie jak w poprzednich miesiącach, w końcu była atutem
gospodarzy. Niestety wśród Aniołów pojawił się kadrowy element niepewności,
bowiem obok niepewnej postawy Jasona Doyla, lider zespołu Paweł Przedpełski,
trafił pod obserwację lekarzy, gdyż jeszcze podczas ligowego meczu z Unią Tarnów
narzekał na nie do końca zdiagnozowane bóle, dlatego znalazł się pod stałą opieką lekarzy, by zajęli
się kompleksowo jego zdrowiem. Problemy związane z bólami wewnętrznymi Pawła
zostały ostatecznie zdiagnozowane i rozwiązane.
Początek zawodów pokazał, że gospodarze przygotowali bardzo twardy tor.
Nawierzchnia mocno się kurzyła, a zawodnicy robili czasy w okolicach 64 sekund
(rekord toru 57,07).
To jednak pasowało Aniołom, bo po dość wyrównanym początku, w
drugiej serii zaczęli się rozkręcać. Swoją formę sprzed lat prezentował Chris
Holder, swoją ścieżkę pod bandą szukał Grigorij Łaguta, a rewelacyjnie
spotkanie rozpoczął zawodzący do tej pory Oskar Fajfer. Wśród lesznian nie
było z kolei zdecydowanego lidera, zawodnicy mieli wzloty i upadki, a
najrówniejszą formę prezentował były zawodnik miejscowego klubu, Emil
Sajfutdinow.
Po dwóch seriach gospodarze prowadzili już ośmioma punktami, a spora w tym
zasługa Kacpra Gomólskiego, który w gonitwie siódmej wypracował dla swojej
drużyny podwójne prowadzenie. Najpierw wywiózł Grzegorza Zengotę, dzięki czemu
na pierwsze miejsce wskoczył Chris Holder, a później sam stoczył rewelacyjny bój
z dwójką Unistów, po którym na kresce udało mu się wyprzedzić Bartosza
Smektałę.
Niestety chwilę później Gomólski został wyeliminowany z rywalizacji przez
sędziego zawodów, który chyba najwyraźniej chciał się przypodobać Prezesowi
Ekstraligi i nazbyt krytycznie ocenił wydarzenia na torze. Oto bowiem w wyścigu
dziewiątym torunianie przespali start i musieli odrabiać pozycje na dystansie.
Na jednym z łuków Ginger atakował Piotra Pawlickiego i ostro przyciął do
krawężnika, ale młodzieżowiec z Wielkopolski postanowił również zjechać do
krawężnika i Kacper spowodował
bardzo groźny upadek swój i swojego kolegi. Torunianin niemal natychmiast
podniósł się z toru i pobiegł w kierunku kolegi z przeprosinami. Na tor musiała
jednak wyjechać karetka, ale
całe szczęście wszyscy zeszli do parkingu o własnych siłach. Mimo, że atak
Gomólskiego był zdecydowany, arbiter postanowił i ukarać wychowanka
gnieźnieńskiego Startu czerwoną kartką. Na nic zdały się tłumaczenia, że
wykluczenie jest jak najbardziej zasadne, ale czerwona kartka to przesada.
Sytuacja z toru nie podłamała Aniołów, bowiem prowadziły różnicą dziesięciu
punktów i cały czas trzymały dwucyfrowy dystans nad rywalem.
Jednak goście nie składali broni i mocno rozpoczęli czwartą serię. Sajfutdinow w końcu wygrał bieg i uporał
się z Przedpełskim, który jednocześnie musiał bronić się przed atakami Piotra
Pawlickiego i nie był w stanie skutecznie walczyć o prowadzenie z szybkim
Rosjaninem. To zwiastowało emocjonującą końcówkę, ale zaraz potem, dość
niespodziewanie, para Miedziński - Fajfer podwójnie pokonała Nickiego Pedersena.
Zanosiło się na to, że przed biegami nominowanymi Anioły powiększą przewagę o
kolejne cztery punkty, ale znów rewelacyjnie spisał się Sajfutdinow i wygrał
wyścig.
Żużlowcy z grodu Kopernika prowadzili jednak dwunastoma punktami i pewne stało
się, że przed leszczyńskim rewanżem będą mieli zaliczkę. Po ostatniej odsłonie
zmalała ona do ośmiu "oczek", bo para Sajfutdinow - Pedersen bez problemu
wygrała podwójnie.
Podsumowując. W Toruniu kibice obejrzeli
kilka wyścigów, podczas których zawodnicy tasowali się właściwie co łuk. Były
też biegi, gdzie żużlowcy dopiero na ostatnich metrach mijali swoich rywali. Brak zdecydowanego lidera tym razem nie był w drużynie Jacka Gajewskiego
problemem, bo na takim samym, wysokim poziomie punktowali właściwie wszyscy, z
wyjątkiem Jasona Doyle'a i Adriana Miedzińskiego oraz, co oczywiste,
wykluczonego Kacpra Gomólskiego.
Wśród podopiecznych Adama Skórnickiego na swoją
miarę pojechali jedynie Sajfutdinow i Piotr Pawlicki, choć i oni nie ustrzegli
się wpadek. Biorąc pod uwagę nikły dorobek punkty Przemysława Pawlickiego,
Grzegorza Zengoty, Tomasa H. Jonassona i przeciętną postawę Nickiego Pedersena,
osiem punktów straty i tak wydaje się być korzystnym rezultatem przed
leszczyńskim rewanżem.
KS Toruń i Unia Leszno posiadają jedne z najmocniejszych formacji
juniorskich w Polsce. Wielokrotnie w pojedynkach tych ekip kluczową rolę
odgrywają młodzieżowcy, którzy w przyszłości będą stanowić o sile polskiej
reprezentacji. Wśród Aniołów punkty juniorów składały się na prawie 40 proc.
dorobku całej drużyny! Rewelacyjnie spisał się nie tylko Paweł Przedpełski, ale
tym razem i Oskar Fajfer. W drużynie Byków tradycyjnie już bardzo dobry występ
zanotował Piotr Pawlicki, który dzień wcześniej wywalczył sobie przepustkę do
przyszłorocznego cyklu Grand Prix.
Biorąc pod uwagę kiepską postawę Aniołów w ostatnich tygodniach rundy
zasadniczej, na zdecydowanego faworyta toruńsko-leszczyńskiego dwumeczu
wskazywano Unię. Po pierwszym półfinale sprawa nie była już tak oczywista. Osiem punktów
przewagi to dużo i mało, jak mówił po spotkaniu Paweł Przedpełski, jednak należy
pamiętać, że KS Toruń jako jedyna drużyna pokonała w tym roku Byki na "Smoku".
Poza tym pewne było, że Anioły pojadą do Leszna zdeterminowane i niewykluczone, że rywalizacja o awans
do finału Ekstraligi będzie toczyć się do ostatnich wyścigów.
Niestety spotkanie rewanżowe "ustawił" nieco
sędzia Artur Kuśmierz, który ukarał
Kacpra Gomólskiego czerwoną kartką za faul na Piotrze Pawlickim w
dziewiątym wyścigu zawodów. Wina zawodnika gospodarzy nie budziła dyskusji, ale
jego wykluczenie z dalszej rywalizacji rodziło już sporo kontrowersji. Tak jak
wspomniano na wstępie władze Ekstraligi przed rundą play-off zapowiedziały, że sędziowie będą
zdecydowanie karać niebezpieczną jazdę. Jako pierwszy w decydującej części
rozgrywek z dalszej rywalizacji wykluczony został właśnie Gomólski, którego
zabrakło podczas rewanżowego meczu w Lesznie. Były menadżer Leszna i Torunia
Sławomir Kryjom tak komentował całe zajście - Powiem szczerze, że mam
wątpliwości co do słuszności tej kartki. Widziałem winę Kacpra, ale nie potrafię
doszukać się żadnej premedytacji w jego zachowaniu. Być może należało pokazać mu
żółtą kartkę. Sędzia podjął jednak inną decyzję. Faul był, ale złośliwości nie
widziałem. Wiele mówi też reakcja żużlowca, który od razu podbiegł do rywala.
Inna sprawa, że Kacper i Piotrek to akurat bliscy koledzy. Poza tym mecz jest meczem i nie powinno
mieć znaczenia, czy mówimy o spotkaniu w rundzie zasadniczej czy finałowej.
Podobnie stanowi zresztą regulamin. Nie mamy osobnych regulacji dla rundy play-off. Być może Ekstraliga podjęła działania prewencyjne po tym, co stało się
z Darcym Wardem. Pamiętajmy też o tym, że Australijczyk nie doznał kontuzji po
ataku innego zawodnika. To był nieszczęśliwy wypadek.
Niestety całe zajście stawiało toruńczyków w trudniej sytuacji, bowiem zespół nie
dysponował kolejnym
krajowym zawodnikiem na poziomie Kacpra czy Adriana. Zatem Jacek Gajewski musiał
skorzystać z trzeciego juniora w składzie i ograniczyć jego starty do zera. Torunianie nie stali jednak na
straconej pozycji, bo 49 punktów to wcale nie była mała zaliczka przed rewanżem.
Kacper Gomólski do władz Speedway Ekstraligi złożył
odwołanie od czerwonej kartki nałożonej na niego podczas meczu i tak komentował
swoją decyzję: Odwołanie złożyłem samodzielnie, aby podkreślić moje dobre intencje, jedynie
wszystkie kwestie prawne zostały dokładnie przeanalizowane przez Kancelarię MKB
z Gniezna. Nie chcę ujawniać szczegółów pisma, ale mam nadzieję, że moje
argumenty trafią do przedstawicieli władz ligi. Podkreślam, że nie twierdzę, iż
jestem niewinny zaistniałej sytuacji, jednak kara jest moim zdaniem nieadekwatna
do przewinienia, przez co nie spełnia założonej funkcji. Mając na uwadze
atrakcyjność widowiska i jakość produktu jakim jest Ekstraliga uważam, że oba
zespoły w meczu rewanżowym powinny wystąpić w najsilniejszych składach i na
torze rozstrzygnąć komu należy się miejsce w finale rozgrywek.
Podstawę do nałożenia na zawodnika czerwonej kartki daje artykuł 69 pkt. 3
Regulaminu Zawodów Motocyklowych na Torach Żużlowych, który stanowi:
W przypadku szczególnie nagannej niesportowej lub niebezpiecznej jazdy zawodnika
oraz w przypadku szczególnie nagannego zachowania się lub postępowania
zawodnika, sędzia wykluczy zawodnika do końca zawodów, przy czym, jeżeli to
zachowanie lub postępowanie ma miejsce w czasie innym niż podczas trwania biegu,
wykluczenie do końca zawodów jest skuteczne od momentu decyzji sędziego i nie
oznacza wykluczenia z zakończonego biegu. W każdym przypadku, o którym mowa
powyżej, wykluczenie jest równoznaczne z ukaraniem zawodnika "czerwoną kartką"
Niestety te same przepisy nie sportu żużlowego nie dawały podstawy do
złożenia odwołania przy tego typu decyzjach. Nic więc dziwnego, że odwołanie Kacpra Gomólskiego
zostało oddalone.
Po zawodach powiedzieli:
Jacek Krzyżaniak - trener KS Toruń - Szkoda ostatniego biegu ponieważ należy
pamiętać, że przed nami mecz rewanżowy. Ogólnie można powiedzieć, że drużyna
jechała bardzo wyrównanie, brakowało jedynie punktów Jasona Doyle'a, który
zdobył tylko jeden. Miejmy nadzieję, że w rewanżowym meczu poprawi swoją
statystykę. Kacper od razu dostał czerwoną kartkę, może mogła być tylko żółta i
wykluczenie z biegu, trudno mi powiedzieć. Wydaje mi się, że osiem punktów
przewagi to dużo, gdyż w przypadku przegrywania większą ilością będzie można
stosować rezerwy taktyczne i zwykłe.
Chris Holder - Toruń - Myślę, że
osiągnęliśmy dobry wynik. Ostatnio kiedy drużyna z Leszna przyjechała tutaj, mecz
zakończył się ich minimalną wygraną. Gdyby nam ktoś przed meczem powiedział, że
wygramy ośmioma punktami to wzięlibyśmy taki rezultat w ciemno, ponieważ cała
drużyna Unii jest bardzo mocna. Teraz oni będą pod presją by nas pokonać. Kiedy przyjechaliśmy na sobotni trening i
zobaczyłem ten tor, byłem bliski płaczu. Na szczęście podczas meczu wszystko
ułożyło się dobrze dla drużyny, tylko Jason Doyle miał problemy z motocyklami.
Jestem pewien, że w Lesznie pojedzie lepiej. Owszem, tor był inny, ale kiedy
jest taki jak zazwyczaj, to okazuje się, że my mamy problem. Wszyscy uwielbiają
tu jeździć więc tym razem postaraliśmy się ich zaskoczyć i na szczęście się
udało. My niestety w rewanżu będziemy bez Kacpra i to z pewnością spory cios.
Nie widziałem dokładnie wypadku, ponieważ jechałem w tym samym biegu, ale wydaje
mi się, że decyzja była lekko nie fair. Przy takim torze ciężko opanować
prędkość, a co za tym idzie łatwo o kontakt z rywalem. W ostatnim biegu
przydarzyłoby mi się to samo, ale udało mi się zeskoczyć z motocykla i
powstrzymać bieg wydarzeń. To na pewno ciężka sytuacja dla Kacpra, ale sędzia
podjął taką decyzję i nie możemy się z nią kłócić.
Niesamowite jest to, jak wielkie tłumy kibiców z Torunia zjawiły się na starym rynku aby okazać
wsparcie dla Darcego Warda. To pokazuje, jak wielkim nazwiskiem w środowisku
żużlowym jest Ward. To wspaniałe gdy widzi się to całe wsparcie, podpisy oraz
koszulki. W sobotę na placu mieliśmy prezentację nas wszystkich w koszulkach. To
była dla niego wielka niespodzianka i szczęście. To wszystko co możemy na ten
moment zrobić. Darcy mówił, że oglądał ten mecz. Widział i rozumie jakie
wsparcie płynie dla niego. Bardzo docenia każdą pomoc.
Paweł Przedpełski - Toruń - tor był trochę twardszy, niż zazwyczaj. Na pewno spory wpływ miały na to nieciekawe prognozy pogody. Gdyby nasz sztab zrobił przyczepny krawężnik, to moglibyśmy mieć problemy żeby dokończyć te zawody. Było jednak twardo i bez problemu odjechaliśmy mecz. Nie do mnie należy decyzja jaki tor przygotujemy na następny pojedynek w Toruniu. Starcie z Unią pokazało jednak, że taka nawierzchnia nam pasuje. Cieszymy się, że zakończyliśmy zawody cało i zdrowo oraz, że mamy osiem punktów przewagi. Mocno walczyliśmy o każdy punkt, wszyscy starali się pokazać pełnię swoich umiejętności i zostawiliśmy serce na torze. Uzyskaliśmy przewagę i to trzeba zapisać na plus. Lesznianie na własnym torze bardzo dobrze sobie radzą więc na pewno będzie ciężko. My daliśmy z siebie wszystko. W rundzie zasadniczej jako jedyna drużyna wygraliśmy w Lesznie, więc dlaczego mielibyśmy tego nie powtórzyć? Jedziemy po to, żeby tam wygrać. Osiem punktów to dużo i mało. Triumf w Lesznie w rundzie zasadniczej dodaje nam skrzydeł, ale wiadomo, że Unia u siebie jest bardzo mocna. Nasze zwycięstwo pokazuje jednak, że nas również stać tam na dobry wynik
Kacepr Gomólski - Toruń - Gratulacje dla chłopaków, za wygranie meczu.
Ja mogę przeprosić kibiców, za to, że otrzymałem czerwoną kartkę.
Zgadzam się, że powinienem zostać wykluczony, Piotrek był przede mną, ale też
skontrował motocykl przez co się szczepiliśmy.
Chciałbym tylko powiedzieć jedną rzecz - Piotr Pawlicki jest moim bardzo bliskim
przyjacielem i jednym z najlepszych kumpli i nigdy, ale to nigdy nie wjechałbym
w niego z premedytacją, a w obliczu ostatnich sytuacji nie śmiałbym zrobić komuś
krzywdę.
Przy okazji gratuluję Piotrkowi oraz Bartkowi awansu do Grand Prix oraz Krzyśka
Buczkowskiego za cenne rady podczas tych zawodów.
Adam Skórnicki - menedżer Unii Leszno -Nie jestem bardzo krytyczny wobec moich zawodników. Uważam, że nie zakończyło się to źle, aczkolwiek mogło być dużo lepiej. Gospodarze postawili wysoko poprzeczkę i nie wystarczyło tylko być z przodu po pierwszym okrążeniu, ale trzeba było przez cztery kółka patrzeć co się dzieje i być czujnym. Gospodarze byli w tym aspekcie troszeczkę mocniejsi. Nie załamujemy rąk. Mamy 15 wyścigów do objechania na swoim torze i do odrobienia 8 punktów. Wiedzieliśmy, że w play-off nie będzie leżakowania. Zawodnicy Torunia po rundzie zasadniczej zrobili reset. Odpalił Fajfer, Holder dobrze pojechał, znakomitą robotę, mimo czerwonej kartki, wykonał Gomólski. W siódmym biegu, w którym jechaliśmy na 3:3, po akcjach Gomólskiego zrobiło się 5:1 do tyłu. Później Kacper skasował motocykl Piotra Pawlickiego i ten musiał się przesiadać na inną maszynę. Musiał ją dopasować do toru. Trochę czasu to zajęło. Teraz będziemy mocno trenowali w tym tygodniu i zobaczymy, kto wiedzie do tego finału. To też jest taki rodzaj meczu. Nasi zawodnicy bardzo chcą jeździć szybko, ściągać się, atakować. Zyt szybko wjeżdżali w wiraże, były straty pozycji i w tym należy upatrywać porażki. Przekroczyliśmy delikatnie plan minimum na to spotkanie, ale my lubimy wyzwania. W rundzie zasadniczej rozjechaliśmy wszystkich, więc są konkretne oczekiwania. To jest normalna kolej rzeczy. Rok temu po awansie do play-off było święto. Mieliśmy trwające cztery tygodnie święto, bo mało kto spodziewał się takiego sukcesu. Teraz jednak rozjechaliśmy wszystkich w rundzie zasadniczej, więc oczekiwania są inne. Od początku sezonu wiemy o co jedziemy. Każdy inny wynik jak pierwsze miejsce będzie naszą porażką.
Nicki Pedersen - Leszno - Drużyna z Torunia próbowała oszukiwać, preparując tor. Nie był on zrobiony ani do ścigania ani dla fanów żużla, a to jest okropne. Nawet zawodnicy gospodarzy nie byli zadowoleni z jego stanu. Oni zawsze widzą błędy wszystkich wokół siebie, a przygotowali najgorszy tor jaki w życiu widziałem w Toruniu. Mamy do odrobienia osiem punktów, ale taki jest żużel. W najbliższą niedzielę, kiedy KS Toruń przyjedzie do nas, z pewnością będziemy oglądać tor przygotowany zupełnie inaczej. Jestem pewien, że to pozwoli wygrać lepszej drużynie. Ja po Grand Prix nie jestem w stu procentach zdrowy, ale cieszę się z powrotu. Wydaje mi się, że przyzwoicie wykonałem swoją pracę, chociaż z pewnością mogłem zdobyć kilka punktów więcej. Po wypadku doznałem mocnego wstrząsu i nie pamiętałem co się działo przez pierwsze piętnaście minut. Czasami trzeba jechać ostrożniej.
Emil Sajfutdinow - Leszno - W tych zawodach było zdecydowanie inaczej niż zwykle na Motoarenie. Jeździliśmy jak po asfalcie i nie mieliśmy wielu ścieżek, a co za tym idzie takiej prędkości jaką byśmy chcieli. Musieliśmy dużo szukać w ustawieniach aby skleić nasze motocykle do tego toru. Mogłem zdobyć trochę więcej punktów, jednak zawsze się cieszę z tego co mam. Dwa razy prowadziłem, jednak biegi zostały przerwane i w powtórkach dojeżdżałem na drugim miejscu. Najważniejsze, że bezpiecznie skończyliśmy wszyscy to spotkanie i powalczymy teraz u siebie o finał. Będzie ciężko, ale będziemy walczyć
Grzegorz Zengota - Leszno - Torunianie zaskoczyli nas tym torem. Był on zupełnie inaczej przygotowany, niż zazwyczaj. Postawili nas w trudnej sytuacji, ponieważ musieliśmy szybko znaleźć odpowiednie ustawienia w motocyklach. Zajęło nam trochę czasu, by trafić z przełożeniami. Niestety, pogubiliśmy sporo punktów. Momentami przewaga rywali była dość duża, aczkolwiek w końcówce zaczęliśmy mozolne odrabianie strat i ostatecznie stanęło na ośmiu punktach różnicy. Ja nie uzbierałem zbyt wielu oczek. Oczywiście, liczyłem na lepszy występ w swoim wykonaniu, ale taki jest żużel. Robiłem wszystko, co w mojej mocy, by być szybszym. Po nieudanych biegach szukałem i zmieniałem. Efekt nie był najlepszy, lecz jestem dobrej myśli. Liczę na to, że w Lesznie moje osiągnięcia będą bardziej okazałe.
Piotr Pawlicki - Leszno - Nawierzchnia była zupełnie inna, ale torunianie nie zaskoczyli nas tym. Przygotowali po prostu tor pod siebie i wykorzystali swój atut. Na szczęście udało nam się zmniejszyć stratę do ośmiu punktów, bo dwanaście to już nie było za dobrze, ale tak szczerze to teraz my mamy przed sobą mecz u siebie i będziemy przygotowywać nawierzchnię, więc na pewno nie będzie tak twardy. W dziewiątym biegu Kacper wjechał ostro w łuk, utworzył się pas na torze, wciągnęło go. Na pewno nic celowo nie zrobił. Ja akurat z zewnętrznej przycinałem do krawężnika i spotkaliśmy się na szczycie łuku. Kacper dostał czerwoną kartkę. Ja nie jestem sędzią i nie decyduję o tym, ale myślę, że decyzja nie była do końca słuszna. Awansowałem do Grand Prix i nikt nie powiedział, że nie chcemy z Bartkiem jechać na najwyższym poziomie tak jak Maciej Janowski. Ja jednak bardziej na to patrzę żeby się nie spinać i sobie nie zawracać głowy tym, że chce być mistrzem świata. Chciałbym być, oczywiście, ale to wszystko wyjdzie w praniu.
Sławomir Kryjom - były menadżer KS Toruń i Unii Leszno - Nie ukrywam, że dla mnie zaskoczeniem była forma Doyle'a na początku tegorocznych rozgrywek. Przez ostatnie dwa sezony zrobił niewiarygodny skok. Mam wrażenie, że to wszystko sprawiło, że nie do końca poradził sobie z organizacją starów. Myślę, że szwankuje logistyka. On jest przemęczony. Ma tego wszystkiego za dużo. Jeździ w Polsce, Anglii, Szwecji, Grand Prix i okazjonalnie w Danii czy Niemczech. Lipiec i sierpień to ten okres, kiedy wielu żużlowców gubi formę. To spotkało Australijczyka. Poprowadził źle swoją politykę startową. W końcówce sezonu w o wiele wyższej formie są Przedpełski, Holder czy Łaguta. Wydaje mi się jednak, że to nie wystarczy, by wjechać do finału i Doyle też będzie do tego potrzebny. Leszno jest cały czas mocną ekipą. Ich ostatnie mecze z wrocławianami czy gorzowianami nie dały dużego dorobku punktowego, ale teraz Byki nie mają wyjścia. Muszą otworzyć mecz we właściwy sposób. Jeśli pierwsze biegi pójdą dla Torunia, to zrobi się nerwówka. To play-off i walka rozgrywa się przede wszystkim w sferze mentalnej. Kluczem do sukcesu torunian będzie też wykorzystanie Pawła Przedpełskiego, który dobrze jeździ na torze w Lesznie. Nie mam jednak wątpliwości, że Jacek Gajewski jest na tyle doświadczonym menedżerem, że sobie z tym poradzi w optymalny sposób.
Źródło:
www.nicesport.pl
www.speedway.info.pl
www.sportowefakty.pl
www.nowosci.com.pl