Główna Komisja Sportu Żużlowego o zawieszeniu
zawodników Rosyjskich poinformowała w komunikacie, który wynikał z decyzji
podjętej przez Jury FIM Podczas zamkniętego posiedzenia:
KOMUNIKAT NR 56/2015
Główna Komisja Sportu Żużlowego
Informujemy, że podczas zamkniętego posiedzenia Jury Race-Off Drużynowego
Pucharu Świata w Vojens w dniu 11.06.2015r. zajęło się sprawą nieobecności
zawodników Rosji.
Ustalono, że Jury nie może zignorować zaświadczenia lekarskiego , ale też
zaakceptować nieobecności Grigori Laguty z powodu problemów z przyjazdem na
zawody.
Jury postanowiło, że Grigori Laguta będzie ukarany kwotą 1200 Euro zgodnie z
art. 070.14.3 FIM Track Racing Appendices.
Ponadto Jury zawiesiło do dnia 14.06.2015r. do godz. 24.00 wszystkich siedmiu
zawodników, którzy zostali zgłoszeni na oficjalnym druku FIM Official Entry
Form, oprócz zawodników uczestniczących w zawodach (Renat Gafurov, Vitalii
Belousov, Andrei Kudriasov) – zgodnie z art. 078.3.3 2015 FIM Speedway World Cup
Regulations.
Menedżer Drużyny Rosji – Andrey Savin został poinformowany o decyzji podczas
drugiego posiedzenia Jury.
Lista zawodników zawieszonych do dnia 14.06.2015r. do godz. 24.00:
1. Victor Kulakov (nr licencji: 5120040 + 5900048)
2. Vadim Tarasenko (nr licencji: 5120260 + 5900086)
3. Emil Sayfutdinov (nr licencji: 5120018)
4. Artem Laguta (nr licencji: 5120159 + 5900056)
5. Grigori Laguta (nr licencji: 5120240 + 5900062)
6. Vladimir Borodulin (nr licencji: 5120134 + 5900084)
7. Ilia Chalov (nr licencji: 5120135 + 5900085)
Grigorij Łaguta był zaskoczony zawieszeniem przez FIM i tłumaczył swoją nieobecność w Vojens faktem, że jego bus zepsuł się w okolicach Wilna. A Jacek Gajewski komentował całe zajście: Zawodnik sam musi to wyjaśnić. My jako klub nic nie możemy w tej sprawie zrobić, bo nie jesteśmy stroną postępowania. Rozmawiałem z Grigorijem i jest decyzją FIM mocno zaskoczony. Ja nie do końca, bo już wczoraj (w czwartek) miałem sygnały, że może dojść do jego zawieszenia. Będzie próbował się bronić i zobaczymy, co z tego wyniknie
Z kolei Wiktor Kułakow wydał stosowne
oświadczenie:
Decyzja FIM jest dla mnie niezrozumiała. Jako Rosjanin byłem, jestem i zawsze
będę gotowy do reprezentowania mojego kraju w zawodach rangi międzynarodowej.
Otrzymałem powołanie do reprezentowania Rosji w Rundzie Kwalifikacyjnej
Drużynowego Pucharu Świata w niemieckim Landshut i wystartowałem w tych
zawodach, uzyskując wraz z moimi kolegami z zespołu awans do półfinału. Decyzją
kierownictwa reprezentacji, na turniej półfinałowy powołani mieli zostać
zawodnicy, którzy dysponują większym doświadczeniem. W pierwotnej wersji mój
start nie był brany pod uwagę. W związku z rezygnacją Emila ze startu w
półfinale z powodu złego stanu zdrowia wynikającego z upadku, otrzymałem telefon
od trenera Sawina z pytaniem czy mógłbym wystartować w turnieju półfinałowym w
Gnieźnie. Niestety w tamtym momencie byłem już w podróży z zawodów z Olching do
Rosji, aby podpisać kontrakt z jednym z rosyjskich klubów. Obecnie kwestia
parafowania tej umowy jest finalizowana. Moja absencja w turnieju barażowym
Drużynowego Pucharu świata wynikała natomiast z braku powołania mnie na te
zawody. Dziwi mnie także fakt, że ja i mój team o decyzji dotyczącej zawieszenia
dowiadujemy się z mediów. Nie pozostaje mi nic innego jak dostosować się do
decyzji, mimo że jest ona dla mnie całkowicie niezrozumiała. Wyjaśnienia
dotyczące zaistniałej sytuacji pozostawiam rodzimej federacji oraz FIM.
Ze sportowym pozdrowieniem
Viktor Kulakov
Rosyjskim żużlowcom jednak się upiekło, bowiem finał DPŚ przesunięto na następny dzień, dlatego cała kolejka Ekstraligi została odwołana i przeniesiona na 19 lipca 2015 roku, a na mocy wspomnianego zawieszenia, wymienieni zawodnicy nie mieli prawa wziąć udziału w oficjalnych zawodach dzień przed, w dniu i dzień po terminie, w którym ma zostać rozegrany finał Drużynowego Pucharu Świata. Oczywiście najbardziej uderzało to w największe gwiazdy rosyjskiego speedwaya i najmocniejsze polskie kluby, które są pracodawcami dla Łagutów, czy Sajfutdinowa.
Dla toruńczyków jednak jak się później okazało, był to termin bardzo nerwowy, bowiem w lidze szwedzkiej upadł Paweł Przedpełski i złamał obojczyk. Młodzieżowiec KS Toruń, został jednak szybko postawiony w stan gotowości i po tygodniu od feralnego zdarzenia, ścigał się już w pierwszej rundzie IMŚJ. Paweł odpuścił sobie co prawda finał MIMP, bowiem odczuwał dyskomfort podczas jazdy, ale jego występ w przełożonym meczu przeciwko Stali Gorzów był niezagrożony. Toruński wychowanek w jednym z wywiadów przyznał, że początkowo nie dowierzał, że tak szybko powróci do rywalizacji na torze. Gdy obudziłem się po operacji, myślałem, że nie ma szans, bym już za chwilę mógł myśleć o ściganiu. Dzięki lekarzom, na czele z ortopedą Damianem Janiszewskim, możliwe stało się jednak to, bym wybrał się na turniej do Lonigo. Mój dorobek punktowy po tych zawodach nie jest może bardzo okazały, ale w żadnym wypadku nie żałuję, że się tam wybrałem. Chciałem podziękować firmie Marwit Macieja Jóźwickiego, bo bardzo mi pomogli w tej podróży. To dzięki niemu mogliśmy polecieć w obie strony prywatnym samolotem. Mam w kości blachy i osiem śrub. W czasie zwykłego chodzenia nie odczuwam dyskomfortu, ale kilkunastogodzinna podróż samochodem do Włoch nie byłaby dla mnie przyjemnym doświadczeniem
Przed drugim podejściem do spotkania zaległej, ósmej kolejki Ekstraligi, w zespole KS Toruń najwięcej mówiło się jednak o Darcym Wardzie. Wielu kibiców toruńskiej drużyny oczekiwało, że gdy tylko otworzy się okno transferowe to Australijczyk podpisze kontrakt z zespołem z Torunia i być może nawet zadebiutuje w starciu z Stalą Gorzów. Tymczasem żużlowiec w sezonie AD 2015 zlekceważył dane w liście intencyjnym słowo i zmienił barwy klubowe z toruńskich na zielonogórskie. O tym jednak można przeczytać na końcu niniejszego sprawozdania. Mimo braku Warda, torunianie nadal pozostawali faworytem spotkania na Motoarenie. Samo spotkanie w Toruniu od początku zapowiadało się niezwykle emocjonująco. Z jednej strony bowiem byli gospodarze, którzy w ostatnich tygodniach borykali się ze zniżką formy. Anioły pod koniec czerwca w ostatniej chwili wypuściły z rąk punkt bonusowy na rzecz mocno osłabionego SPAR Falubazu Zielona Góra. Z drugiej jednak stali goście. Stalowcy, po koszmarnym początku sezonu, w końcu nabrali wiatru w żagle. Gorzowianie odjechali trzy rewelacyjne mecze na swoim torze, w których średnio zdobywali prawie po 60 punktów. Jednak to dopiero wyjazd na trudny teren do Torunia miał być prawdziwą weryfikacją nowej jakości wprowadzonej przez Stanisława Chomskiego. Co prawda w rozgrywkach ligowych nastąpiła kilkunastodniowa przerwa z uwagi na rozgrywany DPŚ i można było mieć obawy jak obie ekip przepracowały ten czas to jednak Ekipa Jacka Gajewskiego po bardzo długim meczu pokonała Stal Gorzów 56:33, a zdecydowanymi wodzirejami Aniołów byli w tym meczu Jason Doyle i Chris Holder.
Zgodnie z oczekiwaniami pojedynek rozpoczął się
od wyrównanej wymiany punktów na torze. W biegu
trzecim doszło do kuriozalnej sytuacji, w której najpierw za przekroczenie czasu
dwóch minut został wykluczony Grigorij Łaguta, a później Tomasz Gapiński, który
chciał wykorzystać tę chwilę i na moment podjechał do parku maszyn. Całą sytuację dokładnie
regulował artykuł 61 Regulaminu
Zawodów Motocyklowych Na Torach Żużlowych, który brzmiał:
Przy wyjeździe na start obowiązuje następująca procedura:
1) na sygnał sędziego zawodów (zielone światło w parku maszyn), kierownik parku
maszyn zarządza natychmiastowy wyjazd na start zawodników biorących udział w
danym biegu,
2) zawodnicy wyjeżdżają z parku maszyn i jadą po torze bezpośrednio do miejsca
startu, przestrzegając kierunku jazdy, jak w art. 66,
3) sędzia zawodów jest obowiązany podać sygnał ostrzegawczy (włączenie
migających bursztynowych lamp wraz z zegarem i sygnał dźwiękowy), jeżeli wyjazd
zawodników z parku maszyn opóźnia się, przy czym w zawodach Ekstraligi sędzia
podaje sygnał ostrzegawczy natychmiast po zapaleniu zielonego światła w parku
maszyn (pkt 1),
4) od chwili podanego sygnału ostrzegawczego zawodnicy mają 2 minuty czasu na
wyjazd z parku maszyn i ustawienie się na polu startowym,
5) zawodnicy zajmują na polu startowym miejsca ustalone rozkładem biegów,
ustawiając się wg następujących zasad:
a) równolegle do wewnętrznej krawędzi toru,
b) przednie koło motocykla w odległości nie większej niż 10 cm od taśmy maszyny
startowej,
c) żadna część motocykla i ciała zawodnika nie przekraczają linii zewnętrznych,
wyznaczających miejsce startowe,
6) sygnał ostrzegawczy (włączenie migających bursztynowych lamp wraz z zegarem i
sygnał dźwiękowy) sędzia zawodów podaje również wtedy, gdy zawodnicy znajdują
się na polu startowym i jeden z zawodników, przed zapaleniem się zielonego
światła startowego, poprosił o wykorzystanie 2 minut, o ile sędzia nie postąpił
wcześniej jak w pkt 3,
7) po upływie 2 minut sędzia zawodów podaje drugi sygnał dźwiękowy, a zawodnik,
który nie jest ustawiony na swym miejscu startowym i nie jest gotowy do startu,
zostaje wykluczony z biegu,
8) w zawodach, których regulamin zezwala na start zawodnika rezerwowego za
zawodnika wykluczonego zgodnie z pkt 7, procedura z pkt 1-7 jest powtarzana,
9) w zawodach, których regulamin nie zezwala na start zawodnika rezerwowego za
zawodnika wykluczonego zgodnie z pkt 7, rozpoczyna się procedura startowa według
art. 63,
10) początek i koniec 2 minut, określa sędzia zawodów.
Toruński menadżer Jacek Gajewski
sytuację postrzegał jednak nieco inaczej i w
następujących słowach odniósł się do decyzji sędziego: Jeśli przyjmiemy, że Łaguta rzeczywiście przekroczył czas dwóch minut i nie był
gotowy do startu (na podstawie powtórek telewizyjnych trudno to rozstrzygnąć),
to należy zastanowić się, czy z powtórki nie powinien zostać wykluczony także
Matej Zagar. Najprawdopodobniej tak właśnie powinno być, bo zawodnik Stali też
nie był gotowy do startu tak jak określa to artykuł 61. Jeśli Łaguta wyleciał,
bo wszystko było na pograniczu dwóch minut, to Zagar też nie spełniał wszystkich
wymogów regulaminu. Inna sprawa, że na końcu tego artykułu widnieje zapis, że
czas dwóch minut określa sędzia. Jedni próbują zachowywać się tak, jak ktoś, kto
mierzy rekord świata w wyścigu na 100 metrów i starają się robić to co do setnej
sekundy. Zdarzają się też przypadki, że dwie minuty ewidentnie minęły, ale
sędziowie pozwalają jechać, jeśli chodzi o jedną czy dwie sekundy. Każdy, kto
chodzi dłużej na zawody, takie sytuacje na pewno widział i nie miał wątpliwości,
że Artur Kuśmierz był bardzo pryncypialny i zasadniczy. Kiedyś w Toruniu zegarek i
sekundy zdecydowały o dużym skandalu. To było kilka lat temu podczas meczu z
Unią Tarnów. Regulamin daje sędziom władzę, bo to oni określają, kiedy minęły
dwie minuty. Nie wiem czy dla dobra sportu, kiedy chodzi o jedną czy dwie
sekundy, nie należy puszczać wyścigu bez wykluczania zawodnika.
Zawody jednak trwały dalej i w dwuosobowej powtórce
trzeciej gonitwy, wygranej przez Mateja Zagara, zaczął padać intensywny
deszcz, któremu towarzyszył równie mocny wiatr i przy stanie 9:8 dla Aniołów
sędzia przerwał zawody. Niestety opady i wichura były tak intensywne, że na
niewiele zdał się dach, przykrywający tor oraz trybuny na MotoArenie i
przeciwstartowa prosta mimo rozłożenia folii zabezpieczającej nawierzchnię, została całkowicie zlana wodą. Po około czterdziestu minutach, gdy deszcz
przestał padać rozpoczęły się prace nad
przygotowaniem zmoczonego toru do dalszej rywalizacji. Po godzinie i
czterdziestu minutach toruński toromistrz wespół z pomocnikami doprowadził
nawierzchnię do stanu używalności i sędzia mógł zwolnić taśmę do biegu numer
cztery.
Jazda na torze po opadach to zazwyczaj jest loteria. Często zdarza się, że to
gospodarze nie radzą sobie z rywalizacją. Tym razem jednak nawierzchnia
sprzyjała miejscowym. Nawet jeśli przegrywali start, to na dystansie pierwszego
okrążenia bez problemu odbijali pozycje. W pierwszych biegach po przerwie
kompletnie nie radzili sobie zawodnicy z Gorzowa, dzięki czemu
gospodarzom udało się w czterech biegach powiększyć jednopunktową przewagę, aż o
dwanaście "oczek"!
Równanie toru nieco stopowało rozpędzone Anioły, ale tylko trochę. Po
wygranym starcie gospodarze bez zarzutu spisywali się na dystansie i jedynie Matej Zagar oraz Niels Kristian Iversen byli w stanie skutecznie atakować na
czele stawki. Raz udało się to nawet Krzysztofowi Kasprzakowi, ale w kolejnych
biegach dojeżdżał on do mety za rywalami. Dopiero w biegu nominowanym dorzucił
kolejną "trójkę" po bardzo ładnej walce. Jasne stało się jednak, że torunianie
bez problemu rozstrzygną ten mecz na własną korzyść, a tym samym zyskają punkt
bonusowy.
Wysoka wygrana nie przeszkodziła jednak zawodnikom w stworzeniu ciekawej rywalizacji. Szczególnie biegi
z udziałem Kasprzaka i Zagara emocjonowały kibiców. Obaj byli właściwie jedynymi
żużlowcami, którzy byli w stanie nawiązać równorzędną walkę z gospodarzami.
Wśród tych z kolei prym wiedli przede wszystkim Chris Holder i Jason Doyle,
którzy zanotowali po jednej wpadce. Obaj zostali pokonani przez wspomnianego
Zagara.
Gospodarze przypieczętowali triumf za trzy punkty piątym w tym spotkaniu
podwójnym zwycięstwem w ostatnim biegu dnia. Ogólnie rzecz biorąc wygrali osiem
wyścigów, czego efektem było bardzo okazałe zwycięstwo.
Podsumowując:
Jeśli ktoś na Motoarenie w niedzielny wieczór tęsknił jeszcze za charakterem,
nieustępliwością i geniuszem żużlowym Darcy Warda, szybko się z tej tęsknoty
mógł wyleczyć. Dynamika, odwaga, luz, fantazja - te cechy KS Toruń musiały
oczarować nawet sceptyków.
To był prawdziwy pokaz siły klubu żużlowego z Torunia. Ostentacyjny, potężny,
niepozostawiający złudzeń. Klub z Gorzowa, ubiegłoroczny mistrz ekstraligi,
jechał do Torunia z nadzieją na zwycięstwo - najlepiej z bonusem - który
przedłużałby jego szanse na awans do play-off, w Toruniu boleśnie zderzył się ze
ścianą.
Zderzył się, bo na przedziwnym torze nasiąkniętym litrami wody po nawałnicy,
torunianie niespodziewanie czuli się jak ryba w wodzie.
Kiedy nad Motoareną przeszła ulewa, spodziewano się, iż to Stal będzie w takich
warunkach lepsza. KS Toruń miał na trudnej nawierzchni stracić atut swojego
toru, a wymęczone seriami kontuzji ciało Chrisa Holdera ograniczać jakąkolwiek
walkę w błocie.
Tymczasem to właśnie Holder i Jason Doyle fruwali wręcz po Motoarenie w sposób
niedościgniony dla liderów gorzowian. Pierwszy z Australijczyków zadziwiał i
choć w sezonie miewał mecze, w których można było mu zarzucić pasywność, brak
odwagi, przymykanie gazu w sytuacjach ryzykownych. Ale w niedzielę Holder pędził
w Toruniu tak, jak kiedyś - gdy zdobywał mistrzostwo świata, a tysiące ludzi na
trybunach Motoareny miało go za żużlowego półboga. Podobnie wyglądał Doyle.
Wygrywał starty, mądrze rozgrywał pierwszy łuk, podejmował doskonałe decyzje.
Tak dobrego meczu australijska para w Toruniu jeszcze nie zaliczyła. I wyraźnie
nie brakowało temu duetowi trzeciego do zabawy - Warda. Holder i
Doyle w sumie zdobyli 26 z 56 punktów KS Toruń - zaliczyli przy tym po jednym
bonusie. Bohaterów KS Toruń miał w niedzielę więcej, bo świetnie jechał ciągle obolały po
złamaniu obojczyka Paweł Przedpełski, ale i chociażby Kacper Gomólski, który
imponował walecznością i agresywnością na torze.
W drużynie gości zawiedli wszyscy poza Matejem Zagarem. Co prawda Kasprzak
próbował walczyć, ale jego zdobycze punktowe były mizerne. Zawiódł również nowo
upieczony MIMP - Bartosz Zmarzlik, dla którego pojedynek na MotoArenie był
najsłabszym w tym roku w efekcie czego spadł z drugiego na piąte miejsce w
klasyfikacji najskuteczniejszych jeźdźców ligi.
Po zawodach powiedzieli:
Jacek Gajewski - menadżer KS Toruń
- Mieliśmy teraz długą, prawie trzytygodniową przerwę od rozgrywek i po
ostatnich występach naszej drużyny, ale również naszych zawodników poza Ekstraligą, rzeczywiście można było mieć obawy.
Optymistycznie wyglądało jednak sobotnie Grand Prix Łotwy w Daugavpils, gdzie
całkiem udanie zaprezentowali się Chris Holder i Jason Doyle. Przyznam jednak,
że nie spodziewałem się, że ze Stalą Gorzów pójdzie nam tak łatwo i wygramy tak
zdecydowanie. Wygrana dużo nam daje, ale nie mamy jeszcze spokoju w kontekście awansu do
fazy play off. Przydałoby się jeszcze coś wygrać na wyjeździe. Po tym jak Darcy
Ward wybrał inną ofertę i wyszło małe zamieszanie w kontekście osoby Chrisa
Holdera rozmawiałem z zawodnikiem i wyjaśniliśmy sobie, że takie sprawy powinno
się załatwiać trochę inaczej. To nie do końca Holder był sprawcą tego
zamieszania, ale i tak usiedliśmy przed meczem i odbyliśmy rozmowę w której
wyjaśniliśmy sobie wszystkie niejasności wobec siebie i dla dobra drużyny. Znamy
się zbyt długo, żeby nie omawiać pewnych spraw. Nie wykluczam jednak, że to była
dla niego dodatkowa motywacja i chciał pokazać, że nie potrzebuje żadnych
straszaków. Meczem ze Stalą potwierdził zresztą, że miejsce w składzie mu się
należy. Mam nadzieję, że takie występy będą się powtarzać, ale nie tylko na Motoarenie,
lecz również na wyjazdach
Jacek Krzyżaniak - trener KS Toruń - Na początku może nie było najgorzej, ale nasi zawodnicy prezentowali się przeciętnie. Natomiast po opadach deszczu złapali wiatru w żagle. Ciężko kogoś szczególnie wyróżnić, ale na pewno na jakąś dodatkową pochwałę zasługuje Jason Doyle, który bardzo dobrze jeździł parowo. To był dla nas bardzo ważny mecz, bo jakieś niepowodzenie eliminowało nas z walki o awans do fazy play off. Teraz jesteśmy w niej trochę więcej niż jedną nogą.
Jason Doyle - Toruń - Gorzowska drużyna ma w swoich szeregach wielu znakomitych zawodników i wiedzieliśmy, że czeka nas trudne spotkanie. Przede wszystkim musieliśmy mieć dobre starty. Ja ze swojej postawy jestem bardzo zadowolony. Mogę powiedzieć, że wyjątkowo dobrze mi się jechało w parze z Chrisem Holderem w biegu piętnastym
Paweł Przedpełski - Toruń - Wciąż jest ślad po tej kontuzji ponieważ dopiero niedługo miną dwa tygodnie od operacji i ciało potrzebuje trochę czasu do regeneracji. Nie było jednak źle. Na starcie odczuwałem ból, ale poza tym jest ok. Tor się troszeczkę zmienił więc trzeba było dokonać zmian w motocyklach, ale szybko się odnaleźliśmy i dalej było tylko lepiej. Najważniejsze jest wygrane spotkanie i punkt bonusowy. Teraz mamy mecz w Rzeszowie, zawsze mi tam dobrze szło więc mam nadzieję, że teraz będzie podobnie. Oby była dobra pogoda i fajne zawody. Wystartowałem w Lonigo w IMŚJ, bo każdy punkt w tej rywalizacji jest ważny i dobrze, że w ogóle się tam znalazłem i dałem radę się ścigać. Najważniejsze wtedy było, że zdrowo odjechałem zawody. Teraz czuję się lepiej i będę walczył dalej. Jeszcze są dwa turnieje i wszystko może się zdarzyć.
Kacper Gomólski - Toruń - jest lepiej, mogę być raczej zadowolony ze swojej postawy. Starałem się jak mogłem i wychodziło, ale nie ustrzegłem się także błędów. Wciąż jest co poprawiać i wiem, że wraz z teamem zrobiliśmy nie do końca trafne korekty, co kosztowało mnie utratę 2-3 punktów. Już w pierwszym moim biegu, kiedy wykluczeni zostali Grisza oraz Tomek Gapiński zaczęło padać i kiedy próbowałem wchodzić pod Mateja Zagara to na drugim łuku obracało mnie na wodzie, która już zdążyła się tam zgromadzić. Rzeczywiście później okazało się, że deszcz nam pomógł. Mogliśmy wygrać tylko jednym punktem, ale czuliśmy się na tyle pewnie i dobrze, że wygraliśmy wyżej. Sezon zasadniczy wciąż trwa i trzeba jechać do końca. Teraz jedziemy do Rzeszowa powalczyć, a trzeba pamiętać, że rezultat w Toruniu z nimi nie był dla nas zbyt dobry. Jedziemy po jak najlepszy wynik, a gdy się startuje z takim podejściem to zazwyczaj mecz jest jeszcze lepszy. Mam nadzieję, że gospodarze przygotują przyczepny tor i uda mi się dobrze pojechać
Chris Holder - Toruń - Najważniejsze
oczywiście jest to, że wygraliśmy. Bardzo mocno potrzebowaliśmy punktów, bo
przed przerwą odjechaliśmy kilka trudnych i nie do końca udanych meczów. Cieszy
na pewno fakt, że wszyscy w naszej drużynie zrobili to, co do nich należy i
każdy dorzucił kilka punktów. Na pewno tak wysoka wygrana z mocną drużyną jaką
jest Stal Gorzów może zaskakiwać, ale niezależnie od tego jak trudnego mamy
przeciwnika, powinniśmy prezentować właśnie taki poziom. Tor po ulewie właściwie
się nie zmienił. Gdy zaczęło padać, myśleliśmy, że jedyne co nam pozostało, to
spakować sprzęt i pojechać do domu. Organizatorzy wykonali jednak perfekcyjną
robotę. Wcześniej bardzo dobrze go przygotowali, a później w równie dobry sposób
przywrócili do stanu używalności.
W sprawie Darcego Warda i mojej nie wiem czy jest sens tracić czas na
wyjaśnienia. Tej sprawy i tak nikt nie rozumie, mało kto wie, o co w tym
wszystkim chodzi. Nie chcę więc tego komentować
Cieszę się, że w GP idzie mi coraz lepiej. Trudno jednak być w stu procentach pewnym na
motocyklu, gdy nie masz tej szybkości, jakiej byś sobie życzył. Musiałem przez
to po prostu przejść. Pierwsze dwie rundy to była kompletna strata czasu. Grand
Prix w Warszawie ledwo co wystartowało i już trzeba było je kończyć, a w
Finlandii tor też był do d... Wiedziałem, że w Pradze nie dogonię czołówki, bo
nie czuję się tam najlepiej. W Cardiff jednak naprawdę odżyłem, bo udało mi się
stanąć na podium, a w Daugavpils też mogłem osiągnąć coś więcej. Gdyby się nie
rozpadało, to czułem, że jestem w stanie awansować do finału i coś w nim
zdziałać. Nie ma jednak tego złego, bo dziesięć punktów to przecież dobry wynik.
Ten mecz naprawdę mi wyszedł, dobrze spisałem się
też w dwóch ostatnich rundach Grand Prix. Czuję, że jestem w formie.
Stanisław Chomski - trener Stali Gorzów - Trudno rywalizować, jeżeli w drużynie nie ma przynajmniej trzech filarów. Do momentu opadów deszczu wydawało się, że to spotkanie będzie wyrównane. Zazwyczaj po takich opadach to goście zaczynają lepiej jeździć, ale tym razem było inaczej. Połowa spotkania i było siedemnaście punktów straty. Ciężko się wtedy podnieść, tym bardziej, że tylko Matej Zagar dobrze punktował. Dopiero pod koniec meczu widowisko się wyrównało, ale zabrakło nam argumentów. Bartek Zmarzlik całkowicie pogubił się z ustawieniami sprzętu. Krzysztof Kasprzak próbował jechać na silniku z zeszłego roku, ale tym razem nie przyniosło to skutku.
Matej Zagar - Gorzów - Przede wszystkim chciałbym pogratulować drużynie z Torunia, która jest bardzo wymagającym przeciwnikiem, w szczególności na własnym torze. Zazwyczaj nie szło mi na tym torze zbyt dobrze i ten mecz trochę poprawił moje samopoczucie, ale niestety zakończył się on wysoką porażką i teraz nie możemy już chyba przegrać żadnego meczu w rundzie zasadniczej, by awansować do play off.
Bartosz Zmarzlik - Gorzów - miałem problemy ze sprzętem. Jechałem na dwóch motorach i próbowaliśmy chyba wszystkich możliwych ustawień, ale nawet to nie dało efektu. Dopiero w ostatnim biegu udało się w miarę dobrze wystartować, ale tylko w miarę, nie było szału. Na trasie zresztą motor nic nie ciągnął. Gdy z kolei ustawialiśmy silniki na dystans, żeby było jakiekolwiek przyspieszenie, to miałem wrażenie, że na starcie zaraz zakopię się pod ziemię. W czymś na pewno problem jest, ale postaramy się go szybko zneutralizować. Tor w Toruniu jest dość specyficzny i niektórzy jeździli w kratkę. Trudno cokolwiek powiedzieć na temat różnic między nawierzchnią przed opadami i po. Wydaje mi się, że niewiele się zmieniło. Dla mnie to jednak bez różnicy, bo na swój pierwszy bieg i tak byłem niedoregulowany. Trudno, jest już po zawodach. Zresztą nie ma co rozmyślać i się zamartwiać. Było, minęło, jutro też jest dzień.
Władysław Komarnicki - honorowy prezes Stali Gorzów - Nie mogłem zrozumieć, jakim cudem Toruń dał sobie wyrwać jeden punkt w rywalizacji z Falubazem, który miał dwa i pół zawodnika. Inna sprawa, że zielonogórzanom za tamto spotkanie należy się szacunek. A w Gorzowie no cóż, można bezwzględnie powiedzieć, że wróciły stare problemy Stali. Tradycyjnie kompletnie nie istnieje druga linia. Gdyby trener Chomski miał licencję, to pewnie pojechałby lepiej od Tomasza Gapińskiego. Z góry było wiadomo, że kiedyś trafi się słabszy mecz Bartkowi. Nie można non stop kręcić się w okolicach kompletu. Stało się to niestety w meczu z Toruniem. Na wynik nałożyło się wiele czynników. Trener Chomski musi jeszcze dużo pracować z tym zespołem. Może to śmiesznie zabrzmi, ale jedynym plusem jest postawa Kasprzaka po tylu zerach. Przypomniał sobie, że kiedyś jeździł na wysokim poziomie, ale cudu nie zrobił. Teraz przed gorzowianami kolejny trudny wyjazd do Leszna, ale zespół powinien skupić się na meczach u siebie i ostatnim spotkaniu rundy zasadniczej w Rzeszowie. Na miejscu trenera Chomskiego bym ich wszystkich zebrał i kazał od rana do wieczora kręcić kółka. Taki scenariusz to jedyna szansa, żeby myśleć o awansie do pierwszej czwórki.
15 lipca otworzyło się okienko transferowe. Działacze KS Toruń mogli zatem załatwić formalności kontraktowe z Darcym Wardem, który podpisał wcześniej z klubem list intencyjny i wszyscy wierzyli, że nie będzie problemów z szybkim podpisaniem umowy. Wielu liczyło, że zawieszony Australijczyk wesprze zespół w pojedynku ze Stalą Gorzów. Toruńczycy asekurowali się jednak i podpisując list intencyjny z zawodnikiem zastrzegali w nim, że otrzyma on miejsce w "Anielskim" składzie jeśli jego forma będzie na tyle wysoka, aby zespół zyskał na swojej sile uderzeniowej. Kangur jednak już od pierwszych startów potwierdził, że przerwa w ściganiu nie oduczyła go jazdy w lewo. Australijczyk pojechał w dwóch meczach Elite League. Najpierw jego Swindon Robins przegrało z Leicester Lions 42:49, a on sam zdobył 15 punktów. W kolejnym meczu Ward pojechał przeciwko swojej byłej drużynie - Poole Pirates i wywalczył 11 punktów w wygranym spotkaniu (50:42). Dla porównania startujący w barwach Piratów Chris Holder zapisał na swoim koncie zaledwie 5 "oczek". Jednak po tych startach menadżer Jacek Gajwski mimo, komplementował Australijczyka, ale zaczął wypowiadać się ostrożnie na temat jego angażu w Toruniu: - Potwierdza się, że Ward nie będzie mieć od początku problemów ze zdobywaniem punktów. Potrafi jeździć na żużlu i pierwsze sygnały są takie, że ta przerwa nie wpłynęła na niego negatywnie. Jest w dobrej formie mimo wszystkich przeciwności, z którymi się zmagał. Liga angielska nie jest wprawdzie strasznie mocna, ale z drugiej strony jeździł z zawodnikami, którzy obecni są w cyklu Grand Prix i w lidze polskiej. Bardzo dobrze sobie w tym towarzystwie poradził. Nie wiem czy Ward wystartuje z Gorzowem, musimy mieć najpierw kontrakt i załatwione wszystkie formalności wiążące się z jego zgłoszeniem. Wtedy możemy rozmawiać o niedzielnym meczu i jego ewentualnym udziale w tym spotkaniu. Czy jest szansa, że kontrakt będzie w tym tygodniu? Chciałbym, żeby tak było. Nie ma jednak podpisów obu stron. Taki dokument fizycznie nie istnieje, ale mam nadzieję, że wkrótce się to zmieni.
Podpisanie kontraktu miało nastąpić w czwartek przed meczem z gorzowianami. Tak się jednak nie stało. Mimo, że doszło do spotkania strony nie doszły do porozumienia i kolejną turę rozmów zaplanowano na piątek. Jednak do piątkowego spotkania nie doszło, bowiem zawodnik je odwołał i poinformował działaczy, że wybiera ofertę z Zielonej Góry. O fakcie tym poinformował na profilu społecznościowym prezes Przemysław Termiński: D.Ward odwołał jutrzejsze spotkanie. Klub nie może i nie zamierza spełnić jego oczekiwań. Zapewniam, że nie chodzi o finanse. Nie zamierzamy również dochodzić od D.Warda podpisania kontraktu w oparciu o zawarty list intencyjny. Jako Klub doskonale rozumiemy, ze po rocznej przerwie D.Ward chce mieć głównie gwarancję startów, a tej nie możemy mu zapewnić. Nie możemy mu zapewnić również tego z kim będzie lub nie będzie jechał w drużynie w kolejnych meczach. Skład drużyny na każdy mecz ustala manager Jacek Gajewski a nie zawodnicy. Życzę temu młodemu zawodnikowi dużo sukcesów. Jeśli strony będą miały taką wolę, do rozmów będą mogły wrócić przy okazji kolejnych sezonów. KS Toruń jedzie dalej. Przed nami jeszcze 5 meczów rundy zasadniczej. Mamy mocny skład zbudowany na cały sezon. W niedzielę zmierzymy się z aktualnym Mistrzem Polski. To będzie mecz na wagę play-off. Do zobaczenia na MA. #gramyfair.
Natomiast Ward odnosząc się do słów
toruńskiego prezesa przeprosił kibiców z Torunia za brak porozumienia z klubem i napisał, że
"relacje z innymi zawodnikami są więcej warte". I słowa te
wywołały najwięcej kontrowersji, a wyjaśnił je Jacek Gajewski, uchylając nieco
kuluarowych negocjacji: Darcy Ward nie będzie startować w Toruniu, mimo że wcześniej podpisał z klubem
list intencyjny. To jednak pokazuje, że żużel jest obdarty z jakichkolwiek
wartości Zawodnik wybrał
inną drogę niż ta toruńska. Nie chcę za dużo na ten temat mówić, bo wolałbym, żeby wszyscy ludzie wokół ocenili to, co
się wydarzyło. Dla mnie i dla nas w klubie słowo ma dużą wartość, i nie
zamierzamy zmieniać zasad
postępowania i będziemy do końca grać fair. Bardzo cieszy mnie w związku z tym
honorowe zachowanie prezesa Przemysława Termińskiego. Ono jest rzadko spotykane
w środowisku żużlowym. Nie będziemy wnosić pretensji i podnosić tematu listu
intencyjnego, który został wcześniej podpisany z Wardem. Mam nadzieję, że
żużlowiec to doceni. Moje zdanie w pewnych kwestiach się nie zmieniło. Nie
jestem zwolennikiem robienia czegokolwiek na siłę. Nadal podtrzymuję, że wartość
czyjegoś słowa i podpisu powinna dużo znaczyć. To była twarda, publiczna
deklaracja żużlowca. Z takich umów też należy się wywiązywać. Nie rozpatruję
jednak tego w kategoriach, że tak powinno być w środowisku żużlowym. Dla mnie to
podstawa relacji międzyludzkich.
W negocjacjach nie poszło jednak o pieniądze, ale o to, że Ward chciał ustalać i
to był chyba główny punkt, który zaważył na tym, że nie
będzie Australijczyka w Toruniu. W pewnym momencie powstał problem, o którym Ward wcześniej w
ogóle nie wspominał. Tak nie powinno być, bo on przecież doskonale wiedział,
jaki jest skład naszego zespołu, kto znajduje się w kadrze i jak spisują się
poszczególni zawodnicy w meczach ligowych. Ward nie tylko chciał negocjować swój
kontrakt, ale jednocześnie podnosił temat, kto ma jeździć, a kto nie jego
kosztem. To jest nie do przyjęcia. Przyjaźń pomiędzy zawodnikami to z pewnością rzecz cenna. Trzeba jednak
patrzeć przez pryzmat całego zespołu, innych żużlowców i kibiców. Zresztą,
doskonale wiem, że szybko zapomina się rzeczy, które komuś zawdzięczamy. Nie
zamierzam mocno grzebać w przeszłości, ale Darcy naprawdę powinien sobie
przypomnieć, kto i jak pomógł mu w 2009 roku, kiedy przyjechał z Australii w
podartym kombinezonie i bez sprzętu. To była grupa ludzi, od której on się
trochę odwrócił. Jeśli chciał zachować się honorowo wobec swojego przyjaciela,
to miał takie prawo, ale należało o tym powiedzieć nam wcześniej. Tego jednak
nie zrobił. Nie podważam jednak przyjaźni i myślę, że w tym profesjonalnym sporcie też jest miejsce na przyjaźń. Ja jednak
odbieram to różnie. Niech mi pan wierzy - ludzie w środowisku żużlowym bardzo
szybko o niektórych rzeczach zapominają. Dotyczy to także kwestii, w których
sporo komuś zawdzięczają. W sporcie zresztą zdarza się, że zawodnicy negocjują
kontrakty w pakiecie. Tak jest między innymi w kolarstwie. Jak jeden zmienia
grupę, to drugi idzie za nim. To można przyjąć, ale Darcy nie negocjował swojej
umowy w pakiecie z innym żużlowcem.
Nie wiem, jaka będzie przyszłość Holdera w Toruniu, bo nawet nie potrafię
powiedzieć, czy ja tę kwestię będę rozstrzygać. Jest za wcześnie, żeby podnosić
takie tematy. Mam swoje przemyślenia, ale niech pan pozwoli, że zachowam to na
razie dla siebie. Teraz liczy się drużyna i jej wynik, bo żużel jest od pewnego
czasu obdarty z jakichkolwiek wartości. W Toruniu naszym działaniom przyświeca
hasło "gramy fair". Staramy się go trzymać. Proszę pamiętać, że ja chciałem
Warda w Toruniu i doskonale rozumiem, że większość kibiców myślała podobnie,
mimo jego różnych wpadek. Czasami zostawiał drużynę w trudnej sytuacji, bo był
lekkomyślny, ale wszyscy w niego wierzyliśmy. Nic nie poradzimy jednak na to, że
zawodnik zachował się tak, a nie inaczej. Wiedział, jaka jest sytuacja, do
pewnych rzeczy się zobowiązał, a później zmienił zdanie. Czekaliśmy na niego
zimą, kiedy był zawieszony, wiele rzeczy robiliśmy w porozumieniu z nim.
Doskonale wiedział, że budujemy zespół, który ma walczyć o play-off. Ciągle jesteśmy w grze o ten cel, bo wielu
zawodników wykonało olbrzymią pracę. Teraz miałem odsunąć kogoś, kto się do tego
mocno przyczynił, żeby zrobić miejsce nie tylko dla Darcy'ego ale kogoś jeszcze?
I zrobić to kosztem lepszego żużlowca? To byłoby nie fair, a tak jak
powiedziałem, my chcemy grać fair. Do końca.
Całą sprawę komentowało też środowisko
żużlowe, które komplementowało działaczy toruńskich, za to że nie ugięli się pod
presją zawodnika.
Najtrafniej całą sytuacją zdiagnozował były wielokrotny żużlowy medalista
mistrzostw świata Zenon Plech: Ciężko w
takim klubie jak Toruń dyktować warunki, zwłaszcza, gdy jest się tylko
najemnikiem. To pracodawca daje pracę, płaci i wymaga. Nie może być na odwrót. Nie powinno być tak, że przychodząca do klubu gwiazda zaczyna się
rządzić. Torunianie dobrze zrobili, nie zgadzając się na oczekiwania
Australijczyka.
Darcy Ward wzmocnił ostatecznie Falubaz Zielona Góra. Początkowo walczyły o
niego także inne kluby, ale zniechęciły się oczekiwaniami finansowymi samego
zawodnika. Wynika to z tego, że cały bałagan w naszym żużlu wziął się z ambicji prezesów, którzy zaczęli się
licytować i przepłacać za zawodników. Takie są tego efekty. Dopóki będzie wolna
amerykanka i różne stawki za punkt, do niczego dobrego nie dojdziemy. Niejasna
jest też sprawa, jaką są pieniądze za kontrakt. Na co teraz w trakcie sezonu Ward je przeznaczy? Chyba nie na przygotowania sprzętowe. Nie podoba mi się
pomysł płacenia za podpis. O wysokie wynagrodzenie powinno się walczyć na torze.
Plechowi wtórował były prezes klubu z Częstochowy Marian Maślanka:
Bez wątpienia jak na razie wydarzeniem tego tygodnia jest sprawa Darcy'ego
Warda, który zdecydował się na starty w Falubazie Zielona Góra. Z całą
pewnością to wzmocnienie tego zespołu, ale ten transfer niestety nie przynosi
splendoru dyscyplinie. To raczej potwierdza tendencję, która ma miejsce w
polskim żużlu i w całym sporcie - wartości tracą sens. Najważniejszy jest
pieniądz, który determinuje wszystko. Listy intencyjne, danie sobie słowa czy
pomaganie w karierze we wcześniejszych etapach - to już do niczego nie
zobowiązuje. Niestety. Ten system wartości jest bardzo przykry i mam wrażenie,
że najtrudniej pogodzić się z nim kibicom naszej dyscypliny. Oni jednak wkładają
w to wszystko duże emocje, często całe swoje serce. Zawodnicy tego w ogóle nie
doceniają. Są firmami, które mają zarabiać pieniądze. Cała otoczka interesuje
ich coraz mniej. To nie wróży najlepiej.
Kilka lat temu cała żużlowa Polska była przeciwko Toruniowi, kiedy ten uciekał z
finału Ekstraligi w Zielonej Górze. Mam wrażenie, że teraz działania tego klubu
w sprawie Warda sprawiły, że zyskał on poparcie nie tylko swoich fanów, ale
także wielu sympatyków dyscypliny z całej Polski. Ja sam również w popełni
popieram to, co obecnie robi zarząd klubu i jego menedżer. To jest właściwy
kierunek, który może zapewnić żużlowi lepszą przyszłość. Klub toruński jawi się
w tej chwili jako taki ostatni Mohikanin, choć to może za duże słowo. Na pewno
są jednak jednymi z nielicznych, którzy potrafią postępować w racjonalny sposób
i trzymają się zasady fair. Widać, że starają się realizować to, co zostało
obiecane.
Kulisy całej sprawy nie są mi znane, ale wygląda to wszystko dziwnie. Darcy Ward
podpisał przecież list intencyjny i doskonale wiedział, jaka jest sytuacja w
drużynie. Musiał zdawać sobie sprawę, że są trzy miejsca dla obcokrajowców, on
jest czwarty i ktoś będzie musiał usiąść na ławce rezerwowych. Nie wiem, jak
wyglądały rozmowy z klubem, czy on poruszał ten temat od razu, czy zrobił to
dopiero na końcowym etapie, kiedy otrzymał więcej ofert. Jego zachowanie wydaje
mi się jednak niezrozumiałe.
Ward i Holder podkreślają teraz swoją przyjaźń. Ten drugi dziękuje temu
pierwszemu. To cenne, ale uważam, że taka zażyłość nie powinna się objawiać w
taki sposób. Postawa tej dwójki jest dla mnie nieprofesjonalna. Oni mogą się
lubić, ale na żużlu są w pracy, a tam na takie gesty nie ma miejsca. A może i
jest, ale nie można tego robić w taki sposób. Ward miał prawo być lojalny, ale
należało o tym wcześniej poinformować działaczy. Śmiało mógł wyjaśnić klubowi
już dawno, że nie zamierza pozbawiać startów swojego serdecznego przyjaciela.
Oni pchali ten wózek razem aż do końca i stanowisko zmieniło się dopiero na
ostatniej prostej, co zaowocowało zerwaniem rozmów. To było mało poważne.
Nie wiem też, jak to, co się stało wpłynie na przyszłość Chrisa Holdera w
Toruniu. Pewne jest dla mnie to, że on teraz pojedzie pod dodatkową presją,
która będzie ogromna. Kibice będą oczekiwać od niego, by udowodnił, że jest wart
miejsca w tej drużynie. Moim zdaniem to nieuniknione. A toruńscy działacze zimą
z pewnością będą mieli o czym myśleć.
Ten transfer budzi wiele emocji w Zielonej Górze. Nastąpił zgrzyt, kontrowersji
jest wiele. Czy kibice Falubazu pokochają Warda? Nie mam pojęcia, ale to
wszystko nie wydaje mi się łatwe. Dla nich to jest trudna sytuacja, bo oni
bardzo mocno szanują swoje barwy klubowe. To dobro najwyższe. Magia Falubazu
teraz może nieco przyblakła, ale nie mam wątpliwości, że kibice nadal stoją
murem za swoim klubem. Nie będzie im łatwo przyjąć Warda.
A sam Darcy Ward tak wypowiadał się o sobie samym: "Jestem najlepszy na świecie". Byle gdzie jeździł nie będę, a klub chciał podpisać ze mną umowę i decydować do jakiego klubu będę wypożyczony.
Cała akcja z Wardem pokazała ile warte są słowa prezesów o oszczędnym życiu, licytacji i podbijaniu stawek z żużlowego cennika. Nawet ci, którzy zwykle mają usta pełen frazesów potrafią ostro i do samego końca obiecać finansowe góry, nie bacząc na przyszłość klubu. Dlatego najwyższy czas skończyć z prezesowską hipokryzją. Najwyższy czas skończyć z pisaniem tekstów opartych o wypowiedzi prezesów lamentujących, że nie mogą dopiąć budżetów, że na nic im nie starcza, że jest po prostu źle. To jest zwykłe bałamucenie opinii publicznej i robienie ludziom wody z mózgu.
Źródło:
www.nicesport.pl
www.speedway.info.pl
www.sportowefakty.pl
www.nowosci.com.pl