Zawody były prawdziwą gratką dla fanów speedwaya i
obfitowały w wiele zwrotów akcji. Wśród ekspertów panowała opinia, że mimo braku
Adriana Miedzińskiego, gospodarze zdołają odnieść pierwsze zwycięstwo w tym
sezonie. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Wrocławianie imponowali
przygotowaniem sprzętowym i wyglądali na ekipę, która przyjechała do Grodu
Kopernika po swoje punkty. Toruńczycy zaś stracili wygraną na własne życzenie.
Nie grzeszyli bowiem refleksem na starcie, a ponadto wiele do życzenia
pozostawiała nawierzchnia toru, która była jakby przygotowana pod ekipę z
Wrocławia. Zawody zaczęły się niezwykle nerwowo. Najpierw sędzia przed pierwszym
zwolnieniem taśmy, trzymał zawodników niezwykle długo pod taśmą, bowiem Vaclav
Milik utrudniał start i arbiter nakazał podprowadzającemu ponownie ustawić
zawodników na polach startowych. Niestety w tym czasie swoje pole opuścił
sympatyczny Grisza Łaguta i nie zdążył ustawić się ponownie na swoim miejscu i
został wykluczony. Goście wykorzystali osłabienie Aniołów i zdeklasowali
osamotnionego Oskara Fajfera, który zastąpił Dawida Krzyżanowskiego i objęli
czteropunktowe prowadzenie.
Kolejne dwa wyścigi były zwiastunem tego, co miało czekać kibiców na
Motoarenie. Znakomita walka na torze rozgrzewała ponad osiem tysięcy widzów,
zasiadających na trybunach. Tak jak wspomniano Torunianie gorzej wyglądali w
momencie startu, ale starali się nadrabiać straty na dystansie. W drugim wyścigu
Adrian Gała tasował się z Fajferem i ostatecznie pokonał młodzieżowca
gospodarzy. W kolejnej odsłonie zmagań doszło do niebezpiecznego starcia między
Kacprem Gomólskim, a Tomaszem Jędrzejakiem. Żużlowiec Aniołów otrzymał od arbitra
upomnienie za spowodowanie niebezpiecznej sytuacji na torze. W kolejnej
gonitwie, dzięki duetowi Jason Doyle i Paweł Przedpełski torunianie odrobili straty.
Jednak z kolejnymi biegami wrocławianie nabierali rozpędu. Znakomicie ścigał się doskonale znany w Toruniu Michael Jepsen Jensen oraz
niemal perfekcyjna była para Woffinden - Milik. Wynik gospodarzom ratował
Paweł Przedpełski, który od początku tego pasjonującego widowiska był świetnie
dysponowany. Nie do końca wypaliła u torunian koncepcja zastępowania "Miedziaka"
juniorami. O ile Przedpełski spisywał się znakomicie, to z pewnością zawiódł
wychowanek Startu Gniezno Oskar Fajfer, który był wolny na dystansie i przegrywał
rywalizacje m.in. z Gałą czy Drabikiem.
Podczas ósmego wyścigu, bardzo ciasno zrobiło się w pierwszym łuku. Milik "składając w ślizg kontrolowany" swój motocykl, odsunął Doyla, który ratował się
wyjściem na zewnętrzną i upadł, "zabierając" ze sobą Pawła Przedpełskiego. O ile
w przypadku Australijczyka, skończyło się na strachu, o tyle dla juniora Aniołów
to był koniec zawodów. Przedpełski ze wstrząśnieniem mózgu i urazem kciuka
został odwieziony do szpitala. Po spotkaniu można było powiedzieć, że brak
toruńskiego juniora przechylił szalę zwycięstwa na korzyść Sparty Wrocław.
Niestety wstrząs mózgu i złamanie kciuka lewej dłoni, wykluczyły juniora KS
Toruń z walki o ligowe punkty nie tylko w potyczce ze Spartą, ale również za dwa
tygodnie w Zielonej Górze, a co gorsze mówiło się o przerwie trwającej do
czterech tygodni.
Kluczowe dla losów spotkania były biegi 11,
12 i 13. Wtedy to goście trzykrotnie wygrywali w stosunku 4:2 i zapewnili
sobie sześciopunktową przewagę, jeszcze przed wyścigami nominowanymi. Woffinden
i spółka wykorzystywali swoje lepsze wyjścia spod taśmy i mimo tego, że
gospodarze robili co się da aby to zniwelować na dystansie.
Kiedy wydawało się, że sprawa wyniku jest przesadzona, toruńscy zawodnicy i
sztab szkoleniowy nie składali broni i postanowili zaskoczyć kibiców po
raz ostatni. Pokerową próbą sterników KS Toruń była rezerwa taktyczna, w
wyniku której, Jason Doyle jechał w ostatecznej rozgrywce dwa razy. Taktyczny
manewr okazał się strzałem w dziesiątkę, bowiem bieg czternasty to podwójny
triumf pary Doyle - Łaguta co sprawiło, że o wszystkim miał decydować wyścig
numer piętnaście. W jego pierwszej odsłonie, na podwójne prowadzenie wyszedł
duet Holder - Doyle. Tego drugiego zdołał jednak na trasie wyminąć Tai Woffinden,
ale Doyle odbił swoją pozycję, ale na pierwszym łuku ostatniego okrążenia
Woffinden zanotował upadek, bowiem... złamała mu się rama w motocyklu! Sędzia
zawodów, Remigiusz Substyk natychmiast przerwał wyścig, bowiem wypadek wyglądał
makabrycznie, a przednia część ramy motocykla z kołem i kierownicą przeleciała
przez pas ochronny i poleciała w kierunku kibiców na trybunach. Na szczęście
zarówno kibicom jak i Anglikowi nic się nie stało. W powtórce świetnie
wystartował Jepsen Jensen i choć na dystansie został wyprzedzony przez Chrisa
Holdera, niestety dla Aniołów dowiózł do mety dwa punkty czym uratował punkt
meczowy dla Sparty.
Wracając
do feralnego upadku Taia Woffindena w pomeczowych komentarzach wiele
kontrowersji wzbudziła decyzja sędziego, który mógł zaliczyć wynik biegu
bowiem całe zajście miało miejsce na wejściu w pierwszy łuk ostatniego okrążenia.
Defekt ramy w motocyklu Taia
Woffindena spowodował, że zawodnik wrocławskiej drużyny upadł na tor, a sędzia
Remigiusz Substyk natychmiast przerwał bieg, obawiając się o zdrowie zawodników,
ale też kibiców i zarządził powtórkę bez udziału Brytyjczyka. W momencie
przerwania wyścigu (przed upadkiem Woffindena) KS Toruń prowadził 5:1, co dawało Aniołom
wygraną 46:44. W powtórce Michael Jepsen Jensen uratował remis dla Sparty
przyjeżdżając na drugiej pozycji.
Po zawodach menedżer toruńskiej drużyny Jacek Gajewski miał wątpliwości co do
słuszności decyzji sędziego Substyka i powołując się na artykuł 71 Regulaminu
Sportu Żużlowego uznał, że bieg powinien być kontynuowany. Całą sytuację
regulował jednak Artykuł 71, ustęp 7 i 8 RSŻ, który brzmiał:
7. Jeżeli skutkiem upadku lub kolizji zawodników, którykolwiek z pozostałych
zawodników musiał zwolnić jazdę, zmienić tor jazdy, upadł lub też miał wyraźnie
utrudnioną prawidłową jazdę, sędzia zawodów powinien zatrzymać bieg i po
wykluczeniu winnego zarządzić ponowny start
8. Jeżeli nastąpił upadek zawodnika, a sędzia zawodów uzna, że kontynuowanie
biegu mogłoby być niebezpieczne, powinien zatrzymać bieg i po wykluczeniu
zawodnika, który upadł (nie dotyczy przypadków z ust. 2, 5 oraz art. 72)
zarządzić ponowny start.
Przywołany w pkt. 8 artykuł 72 mówi o możliwości zaliczenia wyniku biegu, jeżeli
zdarzenie miało miejsce w ostatnim łuku. A zdarzenie którego uczestnikiem był
Woffinden, miało miejsce na pierwszym, więc
art. 72 nie miał w tym przypadku zastosowania.
Z kolei zapisy art. 71 dają możliwość interpretacji sytuacji na torze przez sędziego. Kwestią oceny
było bowiem to, czy kontynuowanie biegu rodziło niebezpieczeństwo. Warto zwrócić
uwagę na to, że słowo "niebezpieczeństwo" odnosi się nie tylko do zawodników na
torze, ale również kibiców na trybunach. Mowa o tym w artykule 26, ustęp 10 RSŻ,
który brzmiał:
Sędzia ma obowiązek przerwać bieg w wypadku, gdyby jego kontynuowanie mogło
narazić na niebezpieczeństwo zdrowie, życie lub mienie zawodników, kibiców, osób
urzędowych lub funkcyjnych oraz innych osób. Jeżeli przyczyną przerwania biegu
nie jest zawodnik, bieg powtarza się w pełnej obsadzie.
Po przeczytaniu zapisów regulaminowych nikt nie kwestionował, że upadek Taia
Woffindena wyglądał bardzo groźnie nie tylko dla samego zawodnika, ale również
dla kibiców. W ocenie sędziego Woffinden mógł wymagać natychmiastowej pomocy.
Jednak dopiero po przerwaniu biegu można było stwierdzić, że nic złego nikomu się nie
stało, ale takiej pewności nie było zaraz po upadku Brytyjczyka. Gdyby jednak
ktoś stwierdził, że upadek dla zawodnika nie był niebezpieczny, to motocykl
lecący w stronę kibiców już takie zagrożenie z całą pewnością stwarzał, dlatego
sędzia Substyk podjął słuszną decyzję.
Z miejsca poniosła się również dyskusja na temat homologacji ram i innych części
motocykla żużlowego. Żużlowe władze bowiem starały się uczynić sport żużlowy
bezpiecznym dla zawodników jak i kibiców. Po wcześniejszych dyskusjach nad "nieprzelotowymi"
tłumikami i po powrocie do tłumików przelotowych fatalny upadek Taia Woffindena
na Motoarenie spowodował, że temat bezpieczeństwa zawodników powrócił jak
Aborygeński bumerang. Nie tylko
podczas transmisji telewizyjnej, ale również w tak zwanych kuluarach mówiło się
o tym, że Brytyjczyk startował na ramie "własnej" konstrukcji. Niezależnie od
tego, czy był to produkt jednego z uznanych producentów, czy własnej produkcji,
zawierał błąd, który mógł kosztować zdrowie, a nawet życie i to nie tylko
zawodnika, ale jak pokazują zdjęcia z Motoareny, również kibiców.
Według menedżera Piotra Barona, nierówność na toruńskim torze spowodowała, że
doszło do pęknięcia ramy, co było przyczyną upadku Woffindena. Tymczasem
powtórki telewizyjne wykazały, że najpierw doszło do "wygięcia motocykla" a
dopiero później upadku.
Część kibiców zaczęła spekulować, że Woffinden startował na nieprzepisowej ramie
i w związku z tym powinien mieć odebrane punkty. Nic bardziej mylnego. FIM dużo
czasu poświęcił na wprowadzenie tłumików, ale nie znalazł go na regulację tak
ważnej z punktu widzenia zawodników kwestii, jak ramy. W przypadku tłumików mamy
listę producentów, którzy otrzymali homologację i mogą zaopatrywać zawodników.
Są również wytyczne, które tłumiki muszą spełniać. Tymczasem w przypadku
chociażby ram, panowała wolną amerykankę. Nie było listy producentów, ani
wymagań technicznych, które musiały one spełniać. To skutkowało tym, że
mechanicy żużlowców dokonywali korekt i zmian, które jak się okazało, mogły
stanowić niebezpieczeństwo dla zawodników.
Trener polskiej kadry młodzieżowej Rafał Dobrucki tak komentował konieczność
uregulowania spraw związanych z homologacją ram: Nie wiem czy rama Taia
Woffindena była produkcji Jawy, Stuhy może innego producenta . Mówi się jedynie,
że była ona w pewien sposób niestandardowa. Problem leży gdzie indziej. Skoro
homologacje posiadają tłumiki, czy deflektory, to naturalne wydaje się, że rama,
główna część motocykla takową homologacje mieć powinna. Nie ma w tym winy
zawodników którzy szukają w swoich motocyklach rozwiązań, które pozwolą osiągnąć
trochę więcej szybkości, lecz jak sądzę jest ona w regulaminie technicznym,
który na takie rozwiązania pozwala. Już w 2003 roku obniżono wagę motocykla z 80
do 77 kilogramów. Od tego momentu trwa jakiś pościg za tym, aby odejmować mu
wagi. Jak to się kończy widzimy. Modyfikacje ram czy innych podzespołów są na
porządku dziennym. Mają zapewnić lżejszą wagę motocykla oraz lepszą
przyczepność. W przypadku ramy ważne jest to, jak ona się zachowuje. Jeżeli
pracuje ona w odpowiedni sposób, motocykl inaczej układa się na łuku - po prostu
szybciej nabiera prędkości. Żeby sprawa była jasna. To nie jest tylko kwestia
Woffindena, bo każdy zawodnik na świecie szuka szybkości. Trudno ją znaleźć w
silnikach, bo tutaj już cudów się nie wymyśli.
Podsumowując. Dla toruńczyków po spotkaniu ze Spartą nie był ważny wynik, ale to kto będzie startował w toruńskiej ekipie w kolejnych meczach. Powracający na fotel menadżera toruńskiego zespołu, po czterech latach przerwy Jacek Gajewski miał nie lada orzech do zgryzienia i choć jak sam twierdził posiadał plany awaryjne na wypadek kontuzji, to trzeba było przyznać, że los Gajewskiego nie rozpieszczał. Zespół podobnie jak w poprzednich lata trapiony był kontuzjami, ale urazy na początku sezonu potrafią rozbić każdy zespół. Jeszcze zimą urazu nadgarstka nabawił się Chris Holder, co z pewnością utrudniło Australijczykowi przygotowania do sezonu. Tuż przed startem Ekstraligi, jeżdżąc w Anglii, kontuzji dłoni doznał Adrian Miedziński. Uraz okazał się na tyle poważny, że wykluczył żużlowca z występów w pierwszych meczach ligowych. Jakby tego było mało w czasie inauguracji ligi wstrząśnienia mózgu i złamania kciuka nabawił się Paweł Przedpełski.
Po meczu powiedzieli:
Jacek Gajewski - menedżer KS Toruń - Paweł Przedpełski początkowo
czuł się dobrze i myśleliśmy, że pojedzie w powtórce, ale niestety w parkingu
zaczął nam słabnąć, uskarżać się na bóle i zawroty głowy, więc pojechał do
szpitala przejść badania. Do sukcesu zabrakło nam dwóch zawodników - Pawła i
Adriana Miedzińskiego. Już przed meczem był problem, że nie ma z nami Miedziaka,
a jeszcze po siódmym wyścigu straciliśmy Przedpełskiego, który był w bardzo
dobrej formie. Od początku ciężko nam szło, bo najpierw Grisza niepotrzebnie
odjechał od taśmy i przegraliśmy podwójnie. Koniec końców mogliśmy nawet wygrać,
ale sędzia przerwał wyścig po upadku Taia Woffindena, choć ta kolizja nie miała
wpływu na jazdę reszty zawodników. Biorąc pod uwagę okoliczności, finał był dla
nas szczęśliwy, ale pewne kontrowersje wzbudził ostatni bieg. Zawodnicy
rozpoczęli ostatnie okrążenie i zgodnie z artykułem 71 Regulaminu Sportu
Żużlowego upadek Woffindena nie przeszkodził któremukolwiek z żużlowców w
kontynuowaniu jazdy. Można było dojechać wyścig do końca i wtedy byśmy wygrali.
Rozmawialiśmy, ale sędzia powiedział, że przerwał bieg ze względów
bezpieczeństwa. Na tym jego wyjaśnienia się w zasadzie skończyły. Arbiter
zareagował jednak tak jak większość osób na stadionie. Pół motocykla Woffindena
znalazło się na trybunach, a to wywołało przerażenie. Nie mam żalu do sędziego,
ale uważam, że popełnił błąd. Nie rozumiem jego tłumaczenia, że bał się, że
kończący bieg zawodnicy znaleźliby się w niebezpieczeństwie. Przecież Woffinden
leżał przy bandzie. Spokojnie więc przekroczyliby metę i wyhamowali motocykle.
Arbiter miał prawo przerwać wyścig, ale nie musiał tego robić.
Co do oceny meczu, to działo się naprawdę wiele. Jeśli to wszystko na chłodno
przeanalizujemy, to remis nie jest złym wynikiem, a drużyna pokazała charakter.
Nie mam wątpliwości, że ten zespół zacznie jechać. Czeka nas jednak jeszcze
trochę pracy. Przyznam szczerze, że najbardziej smuci mnie postawa Oskara
Fajfera. Po nim i po Kacprze Gomólskim spodziewałem się więcej. Ten drugi jechał
przecież bardzo dobrze w meczach sparingowych. Spisywał się także całkiem
przyzwoicie w lidze angielskiej. To jednak początek sezonu i chłopacy potrzebują
jeszcze więcej jazdy na Motoarenie. Muszą się bardziej wjechać w ten tor.
Zobaczymy, jak wszystko będzie się rozwijać. Za nami pierwszy mecz i można
powiedzieć, że pierwsze śliwki robaczywki. Mam nadzieję, że za kilka tygodni
pojedziemy już w pełnym składzie. Bardzo czekam na powrót Adriana i wierzę, że w
jego przypadku nie będzie żadnych komplikacji zdrowotnych. Tak samo liczę na
szybki powrót Pawła.
Szczęście w nieszczęściu, że sprzyja nam terminarz. Osłabieni pojedziemy 26
kwietnia do Zielonej Góry, gdzie nawet w pełnym składzie szanse na wygranie nie
byłyby duże. Potem dopiero 10 maja na Motoarenie podejmiemy Stal Rzeszów i to
nasz najważniejszy cel, bo niepowodzenie w tym meczu oznaczałoby praktycznie
koniec szans na play off i walkę o przetrwanie w ekstralidze.
Jason Doyle - Toruń - To był dla mnie i dla drużyny bardzo trudny mecz. Wrocław sprawił nam nie lada kłopot i musimy cieszyć się z remisu. Bardzo cieszę się z tego, że żadnemu z nas nie stało się nic poważnego i obyło się bez złamań. Szczególnie wypadek Taia wyglądał naprawdę źle, a jednak jest cały. Mam nadzieję, że to będzie dobry sezon.
Kacper Gomólski - Toruń - Zaczynaliśmy mecz bez Adriana Miedzińskiego. Pierwszy bieg i wykluczenie "Griszy", później upadek Pawła Przedpełskiego. Trzeba przyznać, że jechaliśmy trochę w kratkę. Zawody były ciężkie, ale walczyliśmy. Staraliśmy się jak tylko mogliśmy o korzystny wynik. Uratowaliśmy remis w tym spotkaniu i teraz trzeba wyciągnąć odpowiednie wnioski i zacząć jechać lepiej. Dla mnie to nie był zbyt udany mecz. Mój pierwszy i trzeci bieg były w porządku, ale później wspólnie z moim teamem trochę pobłądziliśmy z ustawieniami motocykla i było już słabiej. Na sparingu silniki spisywały się naprawdę dobrze i sądziłem, że będzie lepiej, ale trzeba też przyznać, że wcześniej nie mieliśmy tak mocno zmotywowanych rywali jak dzisiaj. Moim zdaniem każdy zespół jest mocny w tym sezonie. Tutaj nie ma słabszych ekip i uważam, że każdy może wygrać z każdym. W biegu z Tomaszem Jędrzejakiem, Tomek miał pewne pretensje do mnie, ale próbowałem atakować i tak po prostu wyszło, że zderzyliśmy się łokciami. Ja wystawiłem łokieć i pewnie po biegu, gdyby sytuacja była w drugą stronę też miałbym jakieś pretensje, ale po meczu przybiliśmy sobie "piątkę" i myślę, że nie będzie żadnych zgrzytów. Mamy teraz dwa tygodnie przerwy i trzeba ją maksymalnie wykorzystać. Przede wszystkim będę musiał popracować nad sprzętem. Możliwe, że kupie nowy silnik i gdzie indziej będę szukał prędkości. Wiem, że jeszcze dużo pracy przede mną.
Oskar Fajfer - Toruń - Uśmiechów na twarzy nie ma. Sądziliśmy, że będzie to w miarę łatwe zwycięstwo, a okazało się, że był wywalczony remis. Byliśmy trochę pogubieni, szczególnie w początkowej fazie zawodów. Mój wynik też mnie nie zadowala. Jestem bardzo zły na siebie i na moje motocykle, z których w ogóle nie mogłem nic wykrzesać. Dałem ciała i tyle. Powiem szczerze, że tor był trochę inny niż zazwyczaj, ale to nie powinno nas usprawiedliwiać. To jest nasz tor i my powinniśmy na pstryknięcie palca się do niego dopasować. Można powiedzieć, że motory jechały w drugą stronę, w ogóle nie chciały mnie ciągnąć do przodu. Ogólnie krąży nad nami pech. Brak Pawła i jego kontuzja, nieobecność Adriana też jest na pewno sporym problemem dla nas i bardzo pechowy początek, bo było wykluczenie "Griszy" i gdzieś te punkty pouciekały. W ostatnim biegu to była złośliwość rzeczy martwych. Woffindenowi pękła rama i całe szczęście, że nic nikomu się tutaj nie stało. Wydaje mi się, że zgodnie z regulaminem bieg może zostać zaliczony, jeżeli coś wydarzy się dopiero na ostatnim łuku. Jeżeli będzie to miało wcześniej, to taki bieg należy powtórzyć.
Grigorij Łaguta - Toruń - To był
bardzo trudny mecz i nawet nie wiem dokładnie ile punktów zdobyłem. Wiem
jedynie, że za mało abyśmy wygrali. Nie jestem do końca zadowolony z tego
występu, bo było jeszcze kilka niedociągnięć. Teraz jest trochę czasu aby to
wszystko poprawić. Zresztą nie tylko ja, ale i cała drużyna będziemy robić
wszystko żeby w kolejnym meczu zaprezentować się lepiej. Z pierwszego biegu
zostałem wykluczony, ale to była decyzja sędziego i nie ma się co wdawać z nim w
jakieś dyskusje. Jeśli sędzia chciał kogoś wykluczyć za przekroczenie czasu
dwóch minut, to powinien odesłać do parkingu zawodnika z czwartego pola, który
dwa razy się poruszył i przeciągnął rozpoczęcie biegu. Przecież sędzia go
upominał, a koniec końców wykluczył mnie.
Następny mecz mamy w Zielonej Górze na którym czuję się dobrze i nie powinienem
mieć problemów. Mam nadzieję, że pojedziemy tam w mocnym składzie. Jeśli każdy
da z siebie wszystko, to powinniśmy być szczęśliwi.
Sławomir Kryjom - były menadżer Torunia - Kontuzje były, są i będą. Z drugiej jednak strony mam wrażenie, że nad Motoareną i Toruniem wisi jakieś fatum. To, co dzieje się w tym klubie przez ostatnie trzy sezony, woła już o pomstę do nieba. Do tego upadek Woffindena. W całej sytuacji trudno mi powiedzieć, jak w tym przypadku należy interpretować regulamin. Na ten temat powinien się wypowiedzieć ktoś, kto go układał. Ja w tym roku na seminarium nie byłem, ale uważam, że sytuacja jest trudna do jednoznacznej oceny. Mieliśmy też podobny przypadek w Tarnowie, kiedy Damian Dąbrowski zahaczył o tylne koło jednego z rywali. Tam interpretacja była inna. Rozpoczęliśmy sezon, a takie rzeczy powinny zostać wyjaśnione już przed jego startem na seminariach. To tam dokonuje się interpretacji regulaminu. Sytuacja jest jednak bardzo trudna i wymaga ona dyskusji
Piotr Baron - trener Wrocławia - Na inaugurację ligowych zmagań, kibice obejrzeli fantastyczne widowisko. Ciągłe zwroty akcji, mijanki na torze oraz kontrowersje w ostatnim wyścigu każą nam twierdzić, że w tym spotkaniu było wszystko. Po raz pierwszy od pięciu lat udało nam się w Toruniu chociaż zremisować. Jestem wdzięczny chłopakom, ale jednocześnie chciałbym podziękować i pogratulować również miejscowej drużynie za bardzo zacięte zawody. To była ciężka przeprawa. Tai, Michael i Vaclav pojechali naprawdę dobre zawody. Cała drużyna włożyła wysiłek aby tu odnieść korzystny rezultat i każde pojedyncze punkty były dla nas ważne. W ostatnim biegu Tai po prostu się przewrócił. Motocykl się pogiął. Nie sądzę, aby było to efektem nowinek w ramie. Myślę, że to kwestia dziurek. Podbiło go i się przewrócił, a złamanie było efektem upadku.
Michael Jepsen Jensen - Wrocław - Do Torunia zawsze lubiłem przyjeżdżać. Organizatorzy zawsze przygotowują tor, na którym można stoczyć emocjonujące pojedynki. Dla mnie najważniejszą rzeczą było pokazać się z dobrej strony, szczególnie, że ostatnio gdy tu przyjechałem na Grand Prix, to rozbiłem się już w pierwszym biegu. W Toruniu przejeździłem swoje pierwsze sezony w polskiej lidze i wiążę z tym czasem miłe wspomnienia.
Tai Woffinden - Wrocław - W ostatnim biegu miałem trochę problemów na wejściu w przedostatni łuk. Wyprostowało mnie i pojechałem prosto na bandę. Ten wypadek rzeczywiście musiał wyglądać makabrycznie i jestem szczęściarzem, że wyszedłem z tego bez szwanku. Dziękuje Bogu, że nikt nie siedział na trybunach na tych miejscach gdzie poleciała przednia cześć motocykla.
Vaclav Milik - Wrocław - cała drużyna walczyła bardzo dobrze i to mi się podoba. To był mój pierwszy start w ekstralidze. Zrobiłem tyle punktów ile zrobiłem, ale ogólnie jestem zadowolony i myślę, że będzie dobrze, jeśli tak dalej pójdzie. Trenowałem w Pradze, ponieważ tamtejszy tor jest bardzo podobny do tego w Toruniu. Przetestowałem tam różne ustawienia motocykla i Toruniu dało to naprawdę dobry efekt. Chciałem spróbować swoich sił w ekstralidze. Poza tym od początku mojej jazdy na żużlu kibicuję właśnie drużynie z Wrocławia i gdy tylko pojawiła się okazja na podpisanie tam kontraktu, od razu to uczyniłem. Drużyna jest bardzo fajna, wszyscy walczą za zespół i czuję się w niej naprawdę bardzo dobrze. Muszę jednak jeszcze trochę potrenować. Teraz będę miał pierwsze spotkanie w czeskiej Ekstralidze w Pardubicach. Potrenuję i myślę, że będę dobrze przygotowany następnego meczu.
Źródło:
www.nicesport.pl
www.speedway.info.pl
www.sportowefakty.pl
www.nowosci.com.pl