Obie drużyny w sezonie miały zgoła odmienne cele. Częstochowianie w dwóch ostatnich spotkaniach wypadli, mówiąc delikatnie, słabo. Przegrali na własnym torze ze Stalą Gorzów Wielkopolski oraz w Gdańsku z Lotosem Wybrzeże. I walczyli o co najmniej siódme miejsce w tabeli, które gwarantowało ekstraligowy byt w kolejnym sezonie, dlatego częstochowianom po serii dwóch porażek potrzebne było zwycięstwo, jednak będący na fali wznoszącej klub z miasta Kopernika, również musiał wygrywać, bowiem myśląc o rywalizacji w fazie play-off musiał odrobić straty z własnego toru. Zawodnicy Uniabaxu z kolei po niezbyt udanym początku sezonu z mozołem dochodzili do wysokiej formy. Toruńczycy przed sezonem stawiani byli obok Stali Gorzów i Azotów Tauron Tarnów w roli faworyta do zdobycia mistrzowskiej korony. Pierwsze mecze pokazały jednak, że torunianie są zespołem jak najbardziej do pokonania - Unibax przegrał w Gorzowie i w Toruniu ze Stelmet Falubazem. Na osłodę należy dodać, że zawodnicy trenera Jana Ząbika rozgromili na własnym torze Lotos Wybrzeże Gdańsk w stosunku 63:27 i pokonali w Drbrach Pomorza rywala z za miedzy Bydgoską Polonię.
Przed meczem torunianie, kwestionowali stan nawierzchni częstochowskiego toru.
Pod naciskami drużyny gości sędzia zawodów, pan Krzysztof Meyze zarządził
ubijanie toru. - W Częstochowie zastaliśmy bardzo dziwny tor. W Polsce nie
przygotowuje się dobrych torów, które gwarantują walkę na dystansie. Oczekiwałem
lepszego przygotowania toru na ten pojedynek. Prace na torze przed spotkaniem
spowodowały, że był on o wiele lepszy do jazdy - przyznał po zakończeniu
pojedynku główny "winowajca" całego zamieszania - Ryan Sullivan. Warto dodać, że
sędzia niedzielnych zawodów już czwarty raz w tym sezonie prowadził spotkanie z
udziałem drużyny Lwów.
Mecz od początku był wyrównany. I choć Dospel CKM Włókniarz Częstochowa
przegrał 38:52, to spotkanie było bardzo wyrównane. Jeszcze po dziesiątym
wyścigu notowano remis, ale końcówka w wykonaniu torunian była piorunująca. Gospodarze mimo osłabienia nie zamierzali łatwo
się poddawać. - nasza drużyna pokazała, że ma jaja. Nie ma co ukrywać,
że mimo osłabienia podjęliśmy walkę. Wiadomo jakie po drugiej stronie są
strzelby. Nikt z naszych zawodników nie oddał punktów bez walki - stwierdził po
meczu debiutujący w funkcji współprowadzącego drużynę Sławomir Drabik.
Mecz rozpoczął się od trzech remisów po indywidualnych zwycięstwach zawodników
Uniabaxu. Tryumfowali kolejno Emil Pulczyński, Chris Holder i Darcy Ward.
Zaciętą walkę o jeden punkt z Hubertem Łęgowikiem stoczył Kamil Pulczyński, ale
częstochowianin ostatecznie wyprzedził torunianina i dowiózł trzecie miejsce do
mety. Holder i Ward musieli nieco napracować się, aby wygrywać swoje biegi, ale
uczynili to w dobrym stylu.
Kolejne dwa biegi kończyły się remisowo. Po biegu czwartym gospodarze objęli
dwupunktowe prowadzenie. Stało się to za sprawą Artura Czaji, który najlepiej
wystartował i nie dał się minąć Ryanowi Sullivanowi. Australijczyk dodatkowo
musiał uważać na ataki Daniela Nermarka. Po następnym biegu znowu jednak na
tablicy wyników widniał remis po zwycięstwie Holdera nad Chrisem Harrisem,
Adrianem Miedzińskim i Grzegorzem Zengotą. W biegu szóstym gospodarze odnieśli
swoje drugie zwycięstwo biegowe. Wygrał Nermark przed Wardem, a Zbigniew
Czerwiński dopiero na trzecim okrążeniu wyprzedził Łęgowika. W powtarzanym
wyścigu siódmym wygrał dość pewnie Sullivan, ale ostatni przyjechał E.
Pulczyński i nadal notowano remis.
Pierwsze podwójne zwycięstwo goście odnieśli w biegu ósmym. Świetnym startem
popisał się Miedziński, a Holder śmiałym atakiem minął Nermarka. Radość Aniołów
nie trwała jednak długo bowiem dziewiąty wyścig był remisowy, a w dziesiątej
gonitwie para Chris Harris - Grzegorz Zengota odniosła podwójne zwycięstwo i
doprowadziła do remisu. - Nie da się ukryć, że długo drżeliśmy o wynik. Do
dziesiątego biegu był remis i nic nie zapowiadało sielanki - przyznał trener
gości Jan Ząbik. W końcówce spotkania wyraźnie lepsi byli torunianie. Wszystkie
wyścigi kończyły się zwycięstwem zawodnika Uniabaxu, a cztery z nich biegowymi
triumfami Aniołów. W pierwszym wyścigu po regulaminowej przerwie pewnie wygrał
Miedziński, a Ward po bardzo ostrym ataku gospodarzy na pierwszym łuku musiał
przebijać się z ostatniego miejsca i zdołał wyprzedzić tylko Nermarka. Do biegu
dwunastego sędzia zwalniał taśmę trzy razy. Najpierw taśmy dotknął Zengota,
zatem w jego miejsce zgodnie z regulaminem pojechał Czaja. W drugim podejściu
dobrze ze skrajnych pól wystartowali E. Pulczyński i właśnie Czaja. Dla
zawodnika częstochowskiego zabrakło miejsca w pierwszym łuku i zanotował
niegroźny upadek. W drugiej powtórce ponownie najszybsi na starcie byli juniorzy
obu ekip, ale tym razem torunianin umiejętnie zablokował Czaję robiąc miejsce
Holderowi. Para "Aniołów" bez kłopotów dojechała już do mety dając swojej
drużynie sześciopunktową przewagę.
Korzystając z sześciopunktowej przewagi gości, kierownictwo Włókniarza nie
sięgnęło po rezerwy taktyczne w biegu trzynastym. Za to Mirosław Kowalik i Jan
Ząbik w miejsce Czerwińskiego desygnowali E. Pulczyńskiego w ramach rezerwy
zwykłej. Ze startu najlepiej wyszedł Sullivan, a para gospodarzy przez cztery
okrążenia musiała uważać na rozpędzającego się po zewnętrznej toruńskiego
juniora. Przed biegami nominowanymi Unibax prowadził zatem 42:36 i sprawę
ostatecznego zwycięstwa przesądzał jeden zremisowany wyścig. "Anioły" walczyły
jednak do końca wygrywając dwa ostatnie biegi podwójnie, dzięki czemu wygrały
całe spotkanie 52:38.
W zespole częstochowskim widoczny był brak Grigorija Łaguty, chociaż żużlowcy
startujący w ramach zastępstwa zawodnika za Rosjanina spisali się nieźle i
zdobyli sześć punktów z dwoma bonusami. Ostatecznie w obozie gospodarzy
najlepszym zawodnikiem był Mirosław Jabłoński, który na swoim koncie zgromadził
10 punktów i bonus. Dobrze spisał się również Chris Harris. Spora w tym zasługa
klubowego mechanika Andrzeja Puczyńskiego, który przygotował Anglikowi sprzęt na
mecz z Uniabaxem. Uczestnik cyklu Grand Prix zdobył 9 punktów i dwa bonusy.
Wśród gości bezsprzecznym liderem był Chris Holder, który wywalczył 13 oczek i
dorzucił do tego dwa bonusy. Na owalu w Częstochowie dobrze radzili sobie
również pozostali Australijczycy startujący w toruńskiej drużynie.
Spotkanie toczyło się w cieniu tragicznej śmierci Lee Richardsona. Anglik w czasie swojej kariery przez cztery lata startował z Lwem na piersi. Przed rozpoczęciem meczu kibice zgromadzeni na trybunach Areny Częstochowa oddali hołd zmarłemu żużlowcowi poprzez minutę ciszy oraz specjalnie przygotowaną oprawę. Nad parkiem maszyn zawisła flaga z podobizną "Rico". Kibice przez pierwsze siedem wyścigów ograniczali doping do minimum, a następnie cały stadion głośno dopingował swoich ulubieńców.
Po meczu nie milkły echa na temat sposobu w jaki częstochowski klub
przygotował nawierzchnię, bowiem Komisja Orzekająca Ligi nałożyła na gospodarzy
karę. Oto informacja o karach nałożonych przez wspomnianą Komisję:
CKM Włókniarz SA
- art. 331 pkt. 18a RSŻ, tj. za nieregulaminowy stan toru stwierdzony przez
sędziego zawodów, w regulaminowym czasie odbioru toru przed zawodami w sentencji
niniejszego orzeczenia kara pieniężna w wysokości 20.000,00 złotych.
Pan Rafał Banasiak - art. 332 pkt 1 RSŻ tj. za popełnienia błędu regulaminowego,
polegającego na nieprawidłowym wykonywaniu funkcji zgodnie z art. 28 ust. 2
Regulaminu Zawodów Motocyklowych na Torach Żużlowych, podczas meczu Dospel CKM
Włókniarz Częstochowa - Uniabax Toruń rozegranego w Częstochowie w dniu 20 maja
2012 r. kara zawieszenia na okres 6 miesięcy w zawieszeniu na okres roku.
Po meczu powiedzieli”
Jan Ząbik – trener Unibaxu - Cieszę się ze zwycięstwa w Częstochowie. Dzięki
dwóm punktom zdobytym tutaj odrobiliśmy to, co straciliśmy u siebie podczas
meczu z Falubazem Zielona Góra. Nie da się ukryć, że długo drżeliśmy o wynik. Do
dziesiątego biegu był remis i nic nie zapowiadało sielanki. Nie zawiódł nas
Adrian Miedziński, który wciąż walczy z silnikami. Dodatkowo Adrian zmagał się z
przeziębieniem i zażywa antybiotyki. W Rybniku leżał w łóżku i niewiadomo było
czy wystartuje w meczu z Włókniarzem. Nie da się ukryć, że jest on ojcem tego
sukcesu. Jego punkty zaważyły na naszym zwycięstwie. Problemy ze sprzętem ma
Zbigniew Czerwiński, który od zachodnich mechaników dostaje silniki słabej
jakości. Tak samo jest u Karola Ząbika. U tych dwóch zawodników trzeba
popracować nad sprzętem. Uważam, że nasi polscy mechanicy są o wiele lepsi niż
obcokrajowcy
Zawsze byłem, jestem i do końca mojej pracy będę orędownikiem tego, żeby
zawodnicy nie łapali głupich kontuzji. Staramy się u nas robić takie tory, aby
była walka na całej jego długości i szerokości. Ostatnio nie mieliśmy sposobu na
Zieloną Górę, która wtedy była lepsza. Ważne jest aby zapewnić bezpieczeństwo
dla żużlowców. Oni mają swoje pięć minut, które muszą wykorzystać. Jak się nie
uda to czeka ich szpital albo jeszcze gorsze zdarzenia. Gospodarze przygotowali
twardy krawężnik, środek przyczepny, twarda szeroka. Niech tor będzie na całości
przyczepny albo na całości twardy. Jak wygramy start i trafimy na ścieżkę to
gospodarze nie mają szans. Napewno nikt nie chciał zrobić toru taki jaki był.
Toromistrzowi tak wyszło i nic się nie zrobi
Mirosław Kowalik – menadżer Unibaxu - Do pewnego momentu bardzo mocno obawiałem
się. Drużyna gospodarzy, nawet w osłabieniu, dzielnie stawiła nam czoła. Brak
zawodnika, a w dodatku lidera zespołu może przecież spowodować, że drużyna opada
z sił, a w Częstochowie było zupełnie inaczej. Szczególnie liczyłem, że swojej
szansy będziemy szukać w biegach nominowanych i dokładnie tak się stało. Emil
Pulczyński w swoim ostatnim wyścigu, w którym przyjechał bez punktów, Emil przez
całe cztery okrążenia walczył na dystansie z Chrisem Harrisem. Zabrakło mu
naprawdę niewiele, żeby przedrzeć się na trzecie miejsce. Można nawet
powiedzieć, że to było bardzo ładne "zero".
Niestety nie wiem, co dzieje się z Kamilem Pulczyńskim. Na treningach,
sparingach czy zawodach juniorskich jedzie dobrze, a przyjdzie taki mecz w
Częstochowie i wygląda tak, jakby go ktoś powiązał. Staram się z nim rozmawiać,
ale to niewiele daje. Może trzeba zastosować terapię wstrząsową i odsunąć go
kiedyś od składu, by wiedział, że to nie przelewki?
Jeśli chodzi o Miedziaka to żużel jest na tyle kosztownym sportem, że Adrian w
Rybniku w memoriale Ciszewskiego, chciał po prostu oszczędzić silniki i na
ostatnim miejscu zjeżdżał z toru. Ten zawodnik nie tyle odnalazł formę, co
właściwy sprzęt. Gdyby w tym spotkaniu z Włókniarzem zmienił wcześniej motocykl
na ten, który mu sugerowałem, mógłby zdobyć jeszcze więcej punktów.
Zbigniew Czerwiński - Unibax - Fajnie jest tutaj wrócić po tylu latach, w 2003 roku zdobyłem wraz z Włókniarzem mistrzostwo Polski, teraz powróciły wspomnienia. Nawet pokonałem tę samą drogę do Częstochowy, którą pokonywałem bardzo często kilka lat temu. Śmiało mogę powiedzieć, że znam tę drogę na pamięć. Spędziłem we Włókniarzu najpiękniejsze lata mojej dotychczasowej krótkiej i ubogiej kariery, jednak aktualnie jestem zawodnikiem Uniabaxu i chcę zrobić dobry wynik dla tej drużyny. Żużel to moja pasja, coś, co kocham. Zawsze staram się dobrze wypaść, kocham ten sport, żużel jest moją miłością. Nie uzbierałem zbyt wielu punktów, ale najważniejsze, że moja drużyna wygrała. Znów straciłem dobry silnik, który zwyczajnie się zatarł. Wciąż czekam na silnik, na którym jechałem w pierwszym tegorocznym występie - był on zdecydowanie najszybszy i najlepszy. Mam nadzieję, że wówczas będę osiągać dobre wyniki, przede wszystkim takie, by usatysfakcjonowały mnie i ludzi, którzy mi w obecnym czasie pomagają - stwierdził na gorąco po niedzielnych zawodach Zbigniew Czerwiński.
Chris Holder - Unibax - Wszystko zagrało perfekcyjnie. Częstochowianie
byli osłabieni brakiem bardzo dobrego zawodnika, jakim jest Grigorij Łaguta.
Chcieliśmy bardzo wygrać i myślę, że każdy z naszych zawodników spisał się
bardzo dobrze. Byliśmy świetnie dysponowani i cieszymy się z wygranej. Początek
sezonu nie był dla nas najlepszy. Teraz wszystko się rozkręca i jest coraz
więcej jazdy. Zaczęła się liga szwedzka do tego dochodzą starty w Anglii.
Jeździmy coraz lepiej i mam nadzieję, że to będzie dobry prognostyk na dalszą
część sezonu. Liczę na to, że w kolejnym meczu znów odniesiemy zwycięstwo.
Miła była oprawa upamiętniająca Lee Richardssona. To ogromna strata dla całego
żużla. Świadczy o tym choćby fakt, że podczas tego meczu wszyscy wykrzykiwali
jego imię i nazwisko. Był znakomitym zawodnikiem i przede wszystkim człowiekiem.
Często spotykaliśmy się na lotnisku i cały czas rozmawialiśmy. Był jednym z
najlepszych angielskich zawodników był prawdopodobnie najszybszym zawodnikiem na
starcie. Był bardzo dobrym zawodnikiem i co ważne podkreślenia również jeżdżącym
bardzo fair. Dużo razem startowaliśmy. Nawet, gdy ktoś go wyprzedzał, to Lee
nigdy nie powodował żadnych niebezpiecznych sytuacji i jeździł bardzo
bezpiecznie. Zawsze zwracał uwagę na bezpieczeństwo na torze. Był bardzo dobrym
człowiekiem i to był z pewnością szok dla wszystkich, gdy dowiedzieli się o tym,
że nie żyje. Sam bardzo dobrze poznałem go przez ostatnie trzy, cztery lata. Jak
widziałem wpisy fanów w internecie i specjalną oprawę, gdy przyjechałem tutaj,
to było mi naprawdę smutno. Widok jego mechaników w parkingu, to przykre
uczucie. Teraz nic już tego nie zmieni. Każdy chcę pomóc jego rodzinie i w
zasadzie w tej sytuacji nie możemy już zbyt wiele zrobić (Chris rozkłada
bezradnie ręce). Ja zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby wspomóc jego rodzinę.
Cały czas o tym wypadku się mówi. Za parę tygodni, gdy niektórzy ludzie
przemyślą i zrozumieją do czego doszło, na pewno zostanie ustalone, jak uczcić
jego pamięć. Mogę zagwarantować, że wezmę w tym swój udział
Myślę, że tory żużlowe są bezpieczne, co nie zmienia faktu, że mogą być
bezpieczniejsze. Mogę przytoczyć nawet przykład z tego meczu. Na początku tor
nie wyglądał najlepiej i mając w pamięci wydarzenia z zeszłego tygodnia
przekazano arbitrowi, że nie będziemy czuć się w pełni komfortowo na tym torze.
Potrzeba było czasu, aby niektórzy się z tym zgodzili, a po kilku kosmetycznych
pracach okazało się, że nie zanotowaliśmy jednak żadnego niebezpiecznego wypadku
i jazda sprawiała nam radość. Mam nadzieję, że niektórzy otworzą oczy na pewne
rzeczy. Możemy bowiem odnieść poważne kontuzje i nawet zginąć na torze. Mam
nadzieję, że nasze opinie będą bardziej respektowane przez niektóre osoby -
piekli się "Kangur".
Ryan Sullivan - Unibax - W Częstochowie zastaliśmy bardzo dziwny tor. W Polsce nie przygotowuje się dobrych torów, które gwarantują walkę na dystansie. Kibice nie są zadowoleni z takich torów. Zwróciliśmy uwagę sędziemu, by nawierzchnię poprawić i dopiero te zabiegi sprawiły, że tor był nawet lepszy, niż się tego spodziewałem. Swój występ mogę zaliczyć do udanych. Zresztą cała drużyna pojechała bardzo dobrze i dzięki temu możemy cieszyć się ze zwycięstwa w Częstochowie. Przed swoim trzecim wyścigiem postanowiłem zmienić motocykl, ale ta decyzja okazała się błędna. Na następne wyścigi wróciliśmy do pierwotnych ustawień i było już o wiele lepiej.
Adrian Miedziński - Unibax - Wynik długo był na styku. Szukaliśmy odpowiednich
ustawień. Pola startowe były nierówne. Na początku, jeśli dysponowało się
gorszym polem startowym, to ten tor nie był zdatny do walki. Ciężko było coś
zrobić, ale poprawiał się z biegu na bieg. Cieszymy się z wygranej, bo to był
nasz cel.
W Częstochowie startował Lee Richardsson z którym jeździłem w Szwecji w jednej
drużynie i swego czasu także w Anglii. To był bardzo miły i sympatyczny chłopak.
Szkoda, że nie ma go już wśród nas i ciężko to wszystko określić słowami.
Najbardziej szkoda mi jego dzieci, bo ma trójkę wspaniałych chłopców. Taki jest
ten sport i szkoda, że to się wydarzyło. To pewnego rodzaju sygnał, by tory były
przygotowywane po prostu do walki. Niech wygrywa lepszy, a u nas jest tak, że
często za wszelką cenę chce się osiągnąć wynik nawet kosztem zdrowia zawodników
W tym meczu tor patrząc na regulamin, też nie do końca był poprawnie
przygotowany. W
jednym miejscu był miękki, a w drugim twardy. Przez to na początku w
ogóle nie było walki. Dopiero później sytuacja unormowała się. Na szczęście
nawierzchnia tego toru jest taka, że pomimo różnego jej wyglądu w różnych
miejscach, nie powodowała większych problemów dzięki temu, że została ubita
przez busy. Niejednokrotnie działacze, czy trenerzy chcą iść po zwycięstwo po
trupach, przygotowując złe tory. Uważam, że to nie jest klucz do sukcesu. Jedźmy
w normalnych warunkach, w których kibice mogą oglądać prawdziwy żużel. Wtedy
jest to najlepsza promocja dla tej dyscypliny. Takie zawody miło ogląda się w
telewizji, a nie niektóre mecze, gdzie liczy się tylko start i potem jest jazda
gęsiego. Nawet kibice potrafią docenić, co w żużlu jest fajniejsze
Sławomir Drabik – trener Włókniarza - Ryan już jak w Częstochowie jeździł, to
nic mu nie pasowało. W Toruniu chłopaki mi potwierdzili, że jest ten sam
problem. W niedzielę tak płakał, że się prawie odwodnił. On musi pamiętać, że
nie jest u siebie w domu, tylko na wyjeździe. Z tego co wiem, gdzie nie pojedzie
na wyjazd to ma jakieś zastrzeżenia co do toru. Nie było poza nim osoby, która
by powiedziała, że ten tor był zły. Nasi zawodnicy chcą takiego toru. Dobrze się
na nim czują. W ogóle nie rozumiem niedzielnego zachowania Ryana
Wyszło po prostu tak, że tor wyszedł taki, jaki chciał Toruń. Tu jest cały
problem. Nasi zawodnicy na takim jeżdżą i miał on być naszym atutem, a nie
Torunia. Wiadomo, niedawno wielka tragedia Lee Richardsona, którą goście
sędziemu przypominali. Moim zdaniem to też nie było w porządku. My, gdy jedziemy
na wyjazd to nie mamy problemów z torem. Byliśmy niedawno w Gdańsku. Tam start
był zbronowany, a na trasie było twardo. Nikt z tego afery nie robił. Też możemy
jeździć na wyjazdy i robić rozróby, ale my zamiast gadać, wolimy się ścigać.
Kombinacji przy tym jest 200 tysięcy
Sprawa Lee Richardsona jest bardzo świeża. Sędzia nie spanikował, ale też do
końca nie wiedział, co ma robić. Ostatecznie zdecydował o ubijaniu nawierzchni.
Tymczasem tor był przygotowany naprawdę dobrze. Chłopaki jeździli na takim samym
w piątek i w sobotę, nic się nie rozwalało i nikt nie miał problemów z jego
pokonywaniem. Sędzia miał trudny orzech do zgryzienia i tym bardziej po
sytuacji, jaka miała miejsce w zeszłym tygodniu we Wrocławiu, nie dziwię mu się.
Na tak przygotowanym torze jeździli chłopcy, którzy dopiero będą zdawać na
licencję żużlową. Jeżeli oni nie mieli problemów ani w piątek, ani w sobotę to
ja naprawdę nie rozumiem decyzji o przeprowadzeniu przed meczem kosmetyki.
Dziwna sytuacja. Tym bardziej, że to zawodnikom oddaliśmy pole manewru, co do
sposobu przygotowania nawierzchni. Był taki tor, jaki chcieli. Nikt odgórnie nie
narzuca im, jaki ma być tor, bo przyjeżdża jakaś drużyna z Ugandy i musimy ją
kopać. Nie ma czegoś takiego. Wychodzę z założenia, że należy moim zawodnikom
pomagać, a nie przeszkadzać im.
Podejrzewam, że gdybyśmy tego toru nie ruszali, w tym składzie Toruń był dla nas
do pokonania. Tor może wyglądał dziwnie, ale był normalny. Ja na miejscu gości
do toru nic bym nie miał.
Grzegorz Zengota - Włókniarz - Na
pewno porażka na własnym obiekcie 38:52 nie przynosi nam chluby, chcieliśmy
pokusić się o zwycięstwo i sprawić miłą niespodziankę i kibicom, i nieobecnemu Griszy. Wiadomo, że jest to lider
Włókniarza i z pewnością zrobiłby nieco więcej punktów, niż zdobyliśmy
zastępując go. Niestety po raz kolejny zawiedliśmy, co prawda staraliśmy się,
robiliśmy co mogliśmy i chyba było widać, że walczyliśmy. Nie udało się jednak
wygrać. Do pewnego momentu wynik był dla nas korzystny, było po 30 i wydawało
się, że możemy to spotkanie wygrać nawet bez Griszy w składzie. W końcówce meczu
spasowałem się dość dobrze z torem, jechało mi się fajnie, niestety później
dotknąłem taśmy - zupełnie zresztą niepotrzebnie. Nie chciałem przecież źle,
chciałem wygrać ten wyścig a wyszło jak wyszło. Pod koniec spotkania jednak
torunianie nam odskoczyli i było po wszystkim. Za dwa tygodnie czeka nas
spotkanie ze Spartą Wrocław, wróci już w nasze szeregi Grisza i będziemy
odpowiednio do tego spotkania zmobilizowani.
Jeśli chodzi o tor to nie chciałbym porównywać tego, jak tor przygotowuje trener
Stachyra, a jak robi to Sławek Drabik. Na pewno tor był taki sam, jak na
ostatnich treningach, jednak przyjechali torunianie i pokrzyżowali nam plany.
Stwierdzili, że nawierzchnia jest niebezpieczna, jest źle przygotowana i sędzia
przychylił się po ich namowach do ubijania toru. Wyjechało kilka busów, które
kilkadziesiąt minut utwardzały nawierzchnię. Odebrało nam to na pewno atut
własnego toru, przy czym nie chciałbym używać jakichś mocnych słów, sędzia tak
zadecydował i nawierzchnię trzeba było ubić. To, czy robiono to polewaczką,
naszymi busami, czy busami zawodników z Torunia, nieważne, nie warto tego
komentować.
Mirosław Jabłoński - Włókniarz - Jak na zawodnika drugiej linii
zrobiłem swoje. Zabrakło nam kilka punktów do zwycięstwa. Widać było brak
Grigorija Łaguty, który jest liderem naszej drużyny. Tor był jednakowy dla
wszystkich i nie ma sensu nad tym dywagować. Była narada przed zawodami i nikt
nie powiedział, że mu się tor nie podobał. Jedynie Ryan Sullivan miał jakieś
zażalenia do toru. Tor był jednakowy dla wszystkich i nie ma sensu nad tym
dywagować. W Gorzowie jest jeszcze trudniejszy tor i tam nie ma narzekania,
protestów i ubijania toru. Gospodarze robią tor pod siebie. Jeżeli sędzia miałby
jakieś zastrzeżenia, to wtedy na wniosek sędziego robi się kosmetykę toru.
Nawierzchnia była równa dla wszystkich, taka sama jak na treningu. Można było
się ścigać i to było widać. Nie zabrakło walki na torze. Po prostu torunianie
byli lepsi.
Artur Czaja - Włókniarz Częstochowa - Szkoda, bo przegraliśmy kolejny mecz.
Jechaliśmy bez naszego lidera - Griszy Łaguty i było to olbrzymie osłabienie,
żadne bowiem zastępstwo zawodnika nie przyniesie takich efektów jak start
lidera. Szkoda też mojego ostatniego wyścigu, wyszedłem spod taśmy bardzo
dobrze, założyłem już obu rywali, ale Emil Pulczyński mnie uderzył. Był między
nami kontakt, po którym upadłem na tor. Nie wiem, dlaczego sędzia go nie
wykluczył.
Źródło:
www.nicesport.pl
www.speedway.info.pl
www.sportowefakty.pl