2005-05-01 Runda zasadnicza 5
Apator Adriana Toruń - GKS Gwardia Wybrzeże Gdańsk

Przed sezonem fachowcy skazywali oba zespoły na walkę tylko i wyłącznie o utrzymanie w ekstralidze. W przedsezonowych sondażach oba zespoły zajmowały kolejno siódme oraz ósme miejsce w tabeli, a więc dwa ostatnie miejsca. Jak pokazały nam pierwsze cztery kolejki ligowych rozgrywek, rzeczywistość okazała się zgoła odmienna, bowiem Apator przewodził ligowej tabeli, a gdańszczanie dzielni stawiali opór każdej ekstraligowej ekipie przegrywając minimalnie swoje spotkania. Spotkanie zapowiadało się zatem niezwykle emocjonująco, zwłaszcza, że w szeregach Wybrzeża startowało trzech byłych zawodników toruńskich.
Goście rozpoczęli mecz od mocnego uderzenia. Zwyciężyli w Toruniu, co rzadko się zdarza, bieg młodzieżowy, a po drugim wyścigu zwiększyli prowadzenie do sześciu punktów. Riposta gospodarzy była natychmiastowa, bo na odrobienie strat potrzebowali tylko dwóch gonitw, ale żużlowcy Apatora nie poszli za ciosem. Wprawdzie niewiele brakowało, by zwyciężyli także w piątym biegu, ale na przeszkodzie stanął sędzia. Torunianie prowadzili 4:2 i na ostatnim okrążeniu w jadącego na trzeciej pozycji Puszakowskiego wjechał Tomasz Bajerski. Marek Wojaczyk wykluczył zawodnika gospodarzy i przyznał punkt Bajerskiemu, który nie dojechał nawet do mety. Zaskakująca decyzja rozjątrzyła kibiców, a Tomasz Bajerski zjechał do parku maszyn przy jeszcze większej porcji gwizdów niż tej, która przywitała go podczas.
Serię trzech remisów przerwali w ósmym biegu Wiesław Jaguś i Karol Ząbik, którzy dzięki wygranej wyprowadzili zespół Apatora na dwupunktowe prowadzenie. Zwycięstwo mogło być jeszcze większe, ale toruński młodzieżowiec nie zdołał obronić drugiej pozycji przed nieustannie atakującym go Chrzanowskim. Kolejne cztery wyścigi również kończyły się remisami. Choć gospodarze mieli w nich szansę na powiększenie prowadzenia, to prześladował ich pech - defekt na pierwszym miejscu zanotował Crump, na tor upadł Puszakowski.
Przed biegami nominowanymi szala zwycięstwa przeszła na stronę gdańszczan, którzy zwyciężyli podwójnie bieg trzynasty. Świetnie ze startu wyszedł w nim Mirosław Jabłoński, a gdy na dystansie starszego z braci Jagusiów minął Hancock, część kibiców straciła już nadzieje na zwycięstwo. Odżyły one po przedostatnim biegu. Pewnie zwyciężył w nim Crump, a jadącego na trzeciej pozycji Krzysztofa Jabłońskiego zaciekle atakował Puszakowski. Na ostatnim okrążeniu koledze z drużyny postanowił pomóc Kościecha, który wyhamował motocykl blokując przy tym torunianina. I zabieg okazał się skuteczny - drugi na metę wpadł Jabłoński, a trzeci Kościecha, który o błysk szprychy wyprzedził Puszakowskiego. Kibice domagali się jednak wykluczenia "Kostka", który w nieregulaminowy sposób blokował jeźdźca gospodarzy, ale ku uciesze kibicom gospodarzy, arbiter uznał, że 1 punkt otrzyma Puszakowski.
Akcja ta otworzyła Apatorowi drogę do sukcesu, ale gospodarze musieli wygrać ostatni bieg. Do walki o końcowy wynik, stanęli: Wiesław Jaguś i Miedziński oraz Chrzanowski i Hancock. Po udanym starcie na czoło stawki wysunął się Jaguś, a za nim jechał Chrzanowski. Za ich plecami trwała niesamowita walka pomiędzy jadącym na trzeicej pozycji Miedzińskim i Hancockiem. Amerykanin przez pełne cztery okrążenia próbował znaleźć sposób na młodzieżowca z Torunia, ale ten dzielnie się bronił i ostatecznie dowiózł do mety ten jeden, niezwykle cenny punkt. Ostatni wyścig wygrali torunianie 4:2, a całe spotkanie 46:44.

W drużynie Lotosu na wyróżnienie zasłużyli przede wszystkim Tomasz Chrzanowski i Mirosław Jabłoński. Kapitan gdańskiego zespołu po niedawnym upadku w meczu ligowym, zaprezentował dziś w Toruniu mądrą i skuteczną jazdę, natomiast Mirosław Jabłoński w końcówce meczu okazał się tajną bronią w zespole gości. Nieźle pojechali także Greg Hancock i Krzysztof Jabłoński, choć i oni nie ustrzegli się kilku błędów. Na więcej kibice przyjezdni liczyli z pewnością ze strony Roberta Kościechy. Sympatyczny gdańszczanin, który jeździł przecież przez kilka sezonów w toruńskim klubie, zaliczył jednak najsłabszy występ w tym roku. Jeden dobry bieg miał na swoim koncie Tomasz Bajerski, ale dwa pozostałe były już dużo słabsze.
W zespole Apatora Adriany na najwyższe noty zasłużyli Wiesław Jaguś oraz Adrian Miedziński. Kapitan torunian miał tylko jeden słabszy wyścig, natomiast pozostałe cztery bardzo pewnie wygrywał, w tym ten najważniejszy – piętnasty. Podobnie jeździł Miedziński, którego bardzo dobra postawa i jeden punkt w ostatnim starcie sprawiły, że to torunianie wygrali to spotkanie. Słabiej niż zwykle zaprezentował się mistrz świata – Jason Crump, choć gdyby nie defekt na prowadzeniu w jedenastym biegu, to jego dorobek byłby okazalszy. Pechowo jeździł Mariusz Puszakowski, jednak za dzisiejszy występ na pewno należą się popularnemu „Puzonowi” duże brawa. Tym razem słabiej zaprezentowali się bohaterowie z Zielonej Góry – Karol Ząbik i Andy Smith, jednak i ich punkty okazały się w końcowym rozrachunku bezcenne. Dzięki tej wygranej Apator Adriana Toruń pozostał na szczycie ligowej tabeli, wciąż będąc jedynym zespołem w całej lidze, któremu udało się zwyciężyć w spotkaniu wyjazdowym.

Po zawodach powiedzieli:
Jan Ząbik
- trener Apatora - Kilka punktów na pewno pouciekało przez defekty, ale najważniejszy jest wynik i wygrany mecz. Odnośnie postawy Jasona Crumpa, to był on na pewno bardzo zmęczony po wczorajszym turnieju Grand Prix, do tego doszedł jeszcze defekt i skończyło się na 9 punktach. Ale na pewno wyciągamy wnioski z tego, co dziś nie zagrało, staramy się to naprawić i jedziemy do Wrocławia. Dzisiejszy tor był może miejscami za przyczepny, a miejscami za twardy, ale on się cały czas miesza i układa.

Wiesław Jaguś - kapitan Apator - Przede wszystkim cieszę się, że to moja drużyna wygrała i dwa duże punkty zostały w Toruniu. Wiadomo, że gdańska drużyna nie jest słaba, pomimo tego, że są beniaminkiem. U siebie są bardzo mocni, a dziś potwierdzili też, że trzeba się z nimi liczyć także w meczach wyjazdowych. A co do mojej dyspozycji, to robię wszystko, żeby wrócić do tej formy, jaką prezentowałem w ubiegłym sezonie. Można powiedzieć, że jestem już bywalcem w piętnastych wyścigach, a często się zdarza, że decydują one o losach meczu. Nauczyłem się radzić sobie w nich z presją i cieszę się, że dzisiaj to pomogło. Szczerze mówiąc nie wiedziałem co dzieje się za moimi plecami, bo mknąłem do mety choćby po remis dla drużyny, ale słyszałem później, że Adrian bardzo dzielnie walczył, dzięki czemu udało nam się wygrać. Po raz kolejny udowodniliśmy, że mamy naprawdę mocny zespół.

Adrian Miedziński - junior Apator - Bardzo cieszę się z tego, że wygraliśmy dzisiejszy mecz, a ja po prostu staram się robić swoje, czyli jechać jak najlepiej i dziś na szczęście tak było. Jeden wyścig mi dzisiaj nie wyszedł, bo jechałem z czwartego pola i ustawiłem się pod bandą w bardzo przyczepnym miejscu i nie udało mi się z tego miejsca dobrze wystartować. Tuż po starcie lekko zderzyliśmy się z Gregiem Hancockiem, wyniosło mnie na zewnętrzną i potem ciężko było już wyprzedzić gdańską parę. Jak widać w tegorocznej Ekstralidze nie ma słabych zespołów. Przyjechał do nas teoretycznie mocny Tarnów i wygraliśmy z nim dość łatwo, a dziś ze "słabszym" Lotosem bardzo się męczyliśmy. Chłopaki mieli dziś jednak trochę problemów ze sprzętem, pogubiliśmy niepotrzebnie punkty.

Mariusz Puszakowski - Apator - Dziś znów miałem upadki i to jest ciągle moim mankamentem. Ale obiecuję, że postaram się poprawić te wszystkie niuanse i wypadać coraz lepiej. Jeśli chodzi o kolizję z Tomkiem Bajerskim, to sędzia podjął decyzję taka, a nie inną. Zrehabilitowało to mi się w czternastym starcie, kiedy sędzia uznał, że byłem trzeci. Zresztą mi także wydaje się, że to ja byłem przed Kościechą i między innymi dzięki temu wygraliśmy ten mecz i jestem z tego powodu bardzo zadowolony.

Grzegorz Dzikowski - trener Wybrzeża - Przyjechaliśmy tu z nastawieniem na dobry wynik, który ostatecznie osiągnęliśmy. Ale oczywiście troszeczkę boli, gdy w ostatnim biegu traci się dwa, czy nawet jeden duży punkt. Spoglądając jednak w przód – na rundę rewanżową, to wydaje mi się, że atut własnego toru zadecyduje o tym, kto zdobędzie bardzo ważny punkt bonusowy. W trakcie meczu naszą taktyką była jazda parą, a nie indywidualna jednego zawodnika, bo tak się meczu na pewno nie wygra. Z porażki jednak nie robię tragedii, to jest to dopiero początek sezonu. To już drugi mecz, który przegrywamy minimalnie. Z jednej strony można się tym pocieszać przed rundą rewanżową, ale z drugiej strony – mam drużynę taką, a nie inną. Ale myślę, że moi zawodnicy jeszcze nie powiedzieli ostatniego słowa.

Tomasz Chrzanowski - wychowanek Apatora, zawodnik Wybrzeża – Pogubiłem dziś parę punktów po błędach, ale myślę, że było w miarę przyzwoicie, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że przez ostatni tydzień nie miałem zbyt wielkiego kontaktu z motocyklem, a większość czasu spędziłem w gabinetach lekarskich. Jeśli chodzi o piętnasty wyścig, to powiem tyle: tor był niebezpieczny i na pewno ja nie zamknę gazu na tyle, żeby stanąć w poprzek toru, bo jak ktoś przez to wjedzie mi w plecy, to oboje pojedziemy do szpitala. Staram się nie stwarzać niebezpiecznych sytuacji. To bardzo miłe, że toruńscy kibice ładnie mnie powitali. Przecież ja ciągle mieszkam w Toruniu, a moje losy tak się potoczyły, że startuję w Gdańsku i na razie tak musi być.

Tomasz Bajerski - wychowanek Apatora, zawodnik Wybrzeża – Dużo nie brakowało, abyśmy tutaj nie wygrali, ale ogólnie jest dobrze w kontekście meczu rewanżowego. Szkoda tego momentu, kiedy upadłem – Mariusz Puszakowski odwrócił się na wyjściu z łuku, spojrzał w lewo i wtedy go postawiło. W tym momencie ja już jechałem na wyprostowanym motocyklu i nie miałem możliwości, by go wyminąć. Zresztą decyzja sędziego mówi sama za siebie. W czternastym wyścigu z kolei Robert Kościecha miał defekt motocykla i dlatego zwalniał w czasie biegu. A na toruński tor nie mogę dziś narzekać.

Robert Kościecha - wychowanek Apatora, zawodnik Wybrzeża – Miałem dziś dwa defekty i przez to uciekły mi cztery punkty. Okazało się, że to były bardzo ważne punkty, które decydowały o zwycięstwie. Do Torunia przyjechaliśmy oczywiście po zwycięstwo, bo uważam, że jesteśmy silną drużyną i mimo wszystko pokazaliśmy „lwi pazur”. Szkoda, że nasze losy trochę pechowo się dziś ułożyły. Jeśli chodzi o czternasty bieg, to sędzia zadecydował, że szybszy był Puszakowski, choć mi się wydawało, że to ja z nim wygrałem. Sędzia zadecydował jednak, że byłem czwarty i moje gdybanie nic już nie zmieni. Nie mobilizowałem się jakoś specjalnie przed tym meczem, to raczej znajomi i część kibiców wytworzyła wokół mnie taką "inną" atmosferę. Cieszę się, że kibice w Toruniu mnie wciąż szanują.

Źródło: www.przegladzuzlowy.pl
www.speedway.info.pl
www.sportowefakty.pl

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt