2002-06-30
Point-S
Polonia Bydgoszcz - Apator
Adriana Toruń
52 : 38
Wbrew spekulacjom nie było taryfy ulgowej
dla żadnej z ekip i zmierzająca po tytuł
mistrza Polski Point S/Polonia Bydgoszcz pewnie pokonała obrońcę tytułu Apatora-Adrianę.
Wszystko układało się zgodnie z planem torunian do czwartego wyścigu. W inauguracyjnym
biegu bracia Gollobowie zamknęli na pierwszym łuku Tony Rickardssona, ale Szwed
na dystansie wyprzedził Tomasza. Remis był już po następnej gonitwie, gdy Robert
Sawina i Tomasz Bajerski pokonali Piotra Protasiewicza i Michała Robackiego. Za
sprawą tej samej pary toruński zespół objął prowadzenie w V biegu, gdy pokonała
ponownie 4:2 Todda Wiltshire'a i Roberta Umińskiego.
W czwartym biegu start wygrał Wiesław Jaguś, a braci Gollobów na dodatek przy
krawężniku wyprzedzał Adrian Miedziński. Wtedy przewrócił się Jacek, a na niego
wpadł młodszy brat. Trybuny zawrzały, posypały się wyzwiska na młodego
torunianina, który został wykluczony przez sędziego Marka Wojaczka z powtórki. -
Mam odmienne zdanie na ten temat. Jacek chyba nie spodziewał się
Miedzińskiego i dlatego wykonał nerwowy ruch na motocyklu - mówił kierownik
Apatora-Adriany Piotr Nagel,
który całe zdarzenie obserwował z perspektywy kilkunastu metrów.
Powtórki telewizyjne wykazały tymczasem, że decyzja sędziego była przynajmniej
kontrowersyjna. - Nie widziałem tej sytuacji - przyznał na konferencji
prasowej J. Gollob. Sam Miedziński twierdzi, że kolizja nie wynikła z jego winy:
- W żadnym wypadku. Rywale odjechali na zewnętrzną, a ja przyciąłem do
krawężnika. Jacek mnie zobaczył i próbował zamknąć mi drogę. Słyszałem też
wersje, że coś mu się stało z motocyklem - opowiadał junior Apatora-Adriany.
W powtórce W. Jaguś zaspał na starcie i torunianie przegrali podwójnie. To był
moment przełomowy meczu. Point S/Polonia odzyskała prowadzenie, a kolejne osiem
wyścigów torunianie albo przegrali albo w najlepszym wypadku remisowali. Skąd
wzięła się taka zmiana? Nikt z zawodników toruńskich nie potrafił tego wyjaśnić.
W drugiej fazie meczu tor zrobił się suchy, a gospodarze lepiej go znają i
wiedzieli, jak się trzeba przełożyć. Próbowaliśmy podglądać rywali, ale to nie
to samo. Nasi żużlowcy też zmieniali przełożenie w trakcie meczu, ale czy robili
to w dobrą stronę? Co do Rickardssona to co mam powiedzieć? Niby nadal jest
liderem, ale dziś przegrywał za często. Może inaczej by wyglądało, gdyby był
Tomek Chrzanowski. Jest naprawdę w dobrej formie i dziś mógłby zdobyć koło
dziesięciu punktów.
Po meczu powiedzieli:
Robert Sawina - zawodnik Apatora - Po pierwszym biegu myślałem, że wiem o
co chodzi. Potem popełniłem błąd i dałem się wyprzedzić Wiltshire'owi. Zaczęła
się nerwówka, zmieniłem ustawienie w motocyklu i zrobił się poważny problem.
Teraz wiem, że ta zmiana była niepotrzebna. To zresztą problem nie tylko tego
sezonu. Jeżdżąc jeszcze w Atlasie było podobnie. Do pewnego momentu wygrywaliśmy
w Bydgoszczy, ale końcówka w wykonaniu gospodarzy jest druzgocąca.
Wiesław Jaguś - zawodnik Apatora - Po ostatnim miejscu w czwartym starcie zmieniłem motocykl, ale w finałowym biegu było jeszcze gorzej. Chcieliśmy powalczyć, ale przeciwnik był lepszy.
Tomasz Bajerski - zawodnik Apatora - Liczyliśmy na na zwycięstwo, ale bydgoszczanie są w tym roku bardzo mocni. Ze swojego występu jestem zadowolony. Gdyby jeszcze udało mi się dowieźć w ostatnim biegu 5:1, byłoby super
Marek Karwan - prezes Apatora - Adriany (o konflikcie Kowalik - Ząbik) - Uważam , że zawsze jest złą sytuacją, gdy pracownik wymienia poglądy z pracodawcą na łamach prasy. A już niedopuszczalna jest sytuacja, gdy zawodnik krytykuje publicznie swojego trenera. Takie rzeczy powinno się załatwiać we własnym gronie.
Przed meczem głośno zrobiło się wokół konfliktu na linii Mirosław Kowalik
- Jan Ząbik. Albo ja odejdę albo trener Ząbik - mówi Mirosława Kowalik. -
Nikomu nie robię na złość. Uważam, ze inni są lepsi i po sezonie zostanę
rozliczony przez zarząd - odpowiada szkoleniowiec.
Konflikt między byłym kapitanem a trenerem aktualnych mistrzów Polski trwa od
dawna. Iskrą na prochy był mecz derbowy z Point S/Polonią. - O tym, że nie nie
wystąpię dowiedziałem się 45 minut przed meczem. Wyciągnąłem już motocykle z
busa, szykowałem się do startu - opowiadał żużlowiec we wtorkowym wywiadzie dla
"Przeglądu Sportowego". - Uważam, że Jan Ząbik popełnił wiele błędów. (...) Nie
chodzi tylko o to, że ja nie dostaję szansy, ale o błędy podczas prowadzenia
spotkań, o złe ustawienie par - dodawał.
O składzie decydują chyba partykularne interesy trenera
Oto co powiedziały zainteresowane strony na temat całej sytuacji:
Użyłeś bardzo mocnych słów po meczu w Bydgoszczy. - A co mam do stracenia? Od długiego czasu siedzę, milczę i tylko biorę w tyłek. Dlaczego Twoim zdaniem tak rzadko masz miejsce w składzie? - Nie wiem do końca dlaczego. W klubie są pewne układy, rozgrywki personalne, na które ja nie mam wpływu. Trener argumentuje, że nie jadę w lidze, bo odmówiłem startu w półfinale mistrzostw Polski par. A rzeczywiście odmówiłeś? - To nie do końca było tak. Już wcześniej jako pierwszy zrezygnowałem ze startu w tej imprezie i trener się cieszył, bo miał do dyspozycji czterech zawodników. Potem kontuzję odniósł Tomek Bajerski i zaczął się problem. Ząbik na siłę wysłał do Czech Wiesia Jagusia, a mnie chciał ściągnąć ze Szwecji. A przypomnę, że zawody odbywały się w Krośnie. W tej sytuacji odmówiłem, bo miałem od dawna zakontraktowany start w Indianernie i obiecałem Szwedom, że przyjadę. Teraz prawdopodobnie jeszcze bardziej skomplikuje się Twoja sytuacja. - Zdaję sobie z tego sprawę. Albo jednak będę walczył albo położę uszy po sobie i będę siedział cicho. Tylko że wtedy niemal na pewno nie pojawię się już na torze do końca sezonu. A sądzisz, że sytuacja może obrócić się na twoją korzyść? - Nie wiem. W klubie jest taka atmosfera, że trudno powiedzieć, co może pomóc. Wystąpiłeś jak na razie w pięciu meczach tego sezonu. - I w żadnym nie zaliczyłem jakiegoś szczególnie tragicznego wyniku. Najgorszy miałem we Wrocławiu, gdzie zdobyłem pięć punktów. Ale w drużynie są zawodnicy, którzy w każdym meczu mają taki dorobek, a mimo to regularnie pojawiają się w składzie. Nie wiem, co o tym decyduje, chyba partykularne interesy trenera. Jakie interesy? - Nie wnikam w to, bo za dużo mógłbym na ten temat powiedzieć. Jaka będzie twoja przyszłość toruńskim klubie? - Ten sezon muszę po prostu przeczekać. Potem albo ja odejdę, albo Ząbik. Niech tylko kibice zwrócą uwagę ile klubów spuścił już z ligi ten trener. I moim zdaniem wkrótce ciężkie chwile nadejdą także dla Apatora. |
Czytał Pan "PS"? - Tak. Jak Pan skomentuje treść wywiadu z Mirosławem Kowalikiem? - A co tu komentować? Choćby zarzuty, że zawodnik za rzadko pojawia się w składzie ligowej drużyny? - On wszystkiego się czepia. Gdy był w słabszej formie fizycznej i sprzętowej, liczyłem po prostu na innych. Na pewno jednak nie jest tak, że specjalnie go gnębię. On też musi coś dać drużynie, a gdy Bajerski odniósł kontuzję, nie chciał jechać w parach. Kowalik tłumaczy, że wcześniej już zrezygnował z par, a Pan mógł sięgnąć po Jagusia. - Tak było, ale Jaguś musiał jechać do Czech, bo już opuścił jeden mecz i mógłby dostać karę od tamtejszej federacji. Fakty są jednak takie, że przynajmniej na torze w Toruniu Kowalik ma lepsze wyniki niż Robert Sawina. - Do końca sezonu jeszcze jest sporo czasu i będzie miał okazję to udowodnić. Podobno w klubie rządzą układy pozasportowe? - Nic mi o tym nie wiadomo. Sprawy pozasportowe mnie nie interesują. Kowalik stwierdził, że po sezonie z klubu odejdzie albo on albo Pan. - Trudno. Zawsze staram się udowodnić swoją dobrą pracę odpowiednim wynikiem. Po sezonie zarząd oceni moje dokonania i jeśli uzna, że są niewystarczające, to po prostu mnie zwolni. Według Kowalika atmosfera w klubie jest fatalna. - Atmosferę tworzą sami zawodnicy. Mirek jako jedyny żużlowiec nawet nie stara się współpracować z drużyną. Sami zawodnicy to czują. Ten wywiad jest najlepszym dowodem. Konflikty w grupie mogą się zdarzyć, ale brudy trzeba umieć prać we własnym gronie. Ja sam mógłbym wiele powiedzieć na forum publicznym o Kowaliku, ale po co? To nie poprawiłoby atmosfery. Ale konflikt trenera z najbardziej doświadczonym zawodnikiem z pewnością także jej nie poprawi. - Właśnie ten doświadczony zawodnik powinien się integrować z zespołem. Przed sezonem każdy z nich wiedział, gdzie podpisuje kontrakt. W klubie, tak jak w firmie, ktoś musi podejmować decyzje. W Apatorze decyduję jak na razie ja i po sezonie zostanę z tego rozliczony. |
Źródło Gazeta Wyborcza