2002-05-30
Wybrzeże
Gdańsk - Apator
Adriana Toruń
47 : 43
Niestety szansa nie została ponownie wykorzystana. Apator przegrał z
uznawanym do niedawna za pewniaka do spadku zespołem z Gdańska.
W meczu działy się rzeczy nieprawdopodobne. Tomasz Cieślewicz, Stefan
Andersson, Krzysztof Pecyna - to żużlowcy, z którymi przegrał wczoraj
czterokrotny mistrz świata i lider tegorocznego cyklu Grand Prix Tony
Rickardsson. Niestety, po raz kolejny w tym sezonie okazało się, że
Apatorw kluczowych momentach nie ma w swym składzie prawdziwego lidera.
Komplety punktów zdobywane na własnym torze ze słabymi rywalami to za mało jak
na żużlowca, próbującego uchodzić za najlepszego na świecie. Być może
Rickardsson i jest najlepszym żużlowcem, na pewno jednak nie jest najbardziej
wiarygodnym. Bo nie sposób uwierzyć, że Szwed w meczach ligowych nagle
zapomniał, jak się wygrywa. Kolejne rozmowy z działaczami nie przynoszą efektu.
Wniosek jest jeden: mistrz świata po prostu nie przykłada się do startów w
polskiej ekstralidze.
To pierwsza przyczyna porażki. Ale nie jedyna.
Robert Sawina dawno chyba nie
miał tak żenującego występu. W pierwszych dwóch startach przyjeżdżał ostatni, w
trzecim udało mu się pokonać T. Cieślewicza. Potem został wykluczony, gdy
spowodował upadek Henki Gustafssona. W biegu nominowanym zaś po heroicznej
pogoni na ostatnich metrach wyprzedził Adama Fajfera. W sumie zdobył 3 pkt,
akurat dwa razy mniej niż najsłabsi w gdańskiej ekipie A. Fajfer i M.
Cieślewicz.
Wreszcie trzeci powód upokarzającej klęski to błąd taktyczny toruńskich
działaczy. Przed dwunastym biegiem gospodarze prowadzili 36:30. Wydawało się, że to
wymarzona okazja, aby skorzystać z rezerwy taktycznej (do dyspozycji był m.in.
Rickardsson) i spróbować odrobić część strat przed wyścigami nominowanymi.
Trener Jan Ząbik wpuścił jednak na tor Stefana Dannoe, który przyjechał na metę
ostatni. Wybrzeże wygrało 4:2 i wygrywało już 40:32.
Podsumowując toruński zespół po przegranej miał już tylko iluzoryczne szanse na awans do pierwszej czwórki. I tak naprawdę na ten awans nie zasługuje. Po porażce Atlasu wydawało się, że drzwi do walki o medale stoją przed "Aniołami" szeroko otwarte. Ale Apator nawet takiego prezentu rywali nie zdołał wykorzystać. - Przegraliśmy kolejny ważny mecz. Chyba jednak będziemy jeździć w drugiej czwórce - przyznał ze smutkiem po wczorajszym meczu Bajerski. I się nie mylił...
Źródło Gazeta Wyborcza