2002-05-03
Apator
Adriana Toruń
- Wybrzeże Gdańsk 56 : 32
Żużlowcy Apatora Adriany Toruń zgodnie z
przedmeczowymi opiniami pokonali beniaminka
ekstraligi - gdańskie Wybrzeże 56:32. Można było się spodziewać jeszcze wyższej
wygranej, bo goście przyjechali w krajowym składzie, dodatkowo osłabieni brakiem
Krzysztofa Pecyny. Trener Romuald Łoś zrezygnował też w tym meczu z usług
Andrzeja Korolewa, który zawiódł w środowym meczu gdańszczan przeciwko Stali
Pergo Gorzów. Toruńczycy nie do końca jednak wykorzystali to osłabienie rywali.
Nie błyszczeli juniorzy, ale zawiódł przede wszystkim Mariusz Puszakowski.
Podczas prezentacji spiker apelował do kibiców o przyjęcie oklaskami drużyny
gości. Publiczność spełniła tę prośbę, by chwilę potem nieoczekiwanie...
wygwizdać swój zespół. Kibice dali w ten sposób wyraz dezaprobaty dla postawy
Apatora Adriany w tegorocznych rozgrywkach.
Podali sobie ręce
Mecz nie stał na najwyższym poziomie, a w pamięci kibiców zapewne pozostaną
przepychanki zawodników i działaczy obu ekip.
Największe zamieszanie na torze miało miejsce po dwunastym biegu. Wtedy to świetnie
spod taśmy wyszedł Marcin Jaguś, ale w połowie pierwszego łuku został
staranowany przez Marka Cieślewicza. Obaj zawodnicy upadli, a toruński junior
uderzył w bramę z taką siłą, że otworzyła się na oścież.
Gdańszczanin wkrótce podniósł się z toru i w asyście brata Tomasza oraz ojca
Tadeusza zmierzał do parkingu. Wtedy podszedł do całej trójki Wiesław Jaguś.
Chwilę trwała gwałtowna wymiana zdań, a po chwili ojciec braci Cieślewiczów
runął na ziemię i został karetką odwieziony do parkingu. - Inicjatorem tych
wydarzeń był prezes Apatora Marek Karwan, który nam ubliżał - twierdził
kierownik Wybrzeża Mirosław Berliński. - Wyzywał nas od "zabijaków". Odepchnąłem
go, a na to Jaguś uderzył mnie w szczękę - opowiadał Tadeusz Cieślewicz.
Karwan był zaskoczony zarzutami. - To była wymiana poglądów na temat niesportowego postępowania na torze, które może doprowadzić do nieszczęścia. Nie
będę natomiast komentował słów pana Berlińskiego - powiedział. Sam Jaguś
wykluczony przez sędziego z biegów nominowanych stwierdził natomiast, że jest mu
bardzo przykro. - To była chwila emocji. Bardzo wszystkich przepraszam.
Przyjemniejszym akcentem meczu był zakład Tomasza Bajerskiego z Karwanem.
Prezes Apatora-Adriany twierdził, że zawodnik nie zdobędzie minimum 12 punktów. Zakład
stanął, a Bajerski wykręcił wczoraj komplet. - Pieniądze przeznaczę na hospicjum
"Światło" w Toruniu - powiedział żużlowiec. Wielkość kwoty pozostała tajemnicą.
- Może nie zbankrutuję od tego ani ja, ani moja firma, ale było o co się bić -
stwierdził Karwan. Bajerski był najjaśniejszym punktem drużyny, zdobył
"czystego" kompletu punktów jedynie w 8 biegu o zwycięstwo musiał walczyć na
trasie. W pozostałych biegach wygrywał start i bezproblemowo jechał na pierwszej
pozycji.
Niestety, dużo gorzej od Bajerskiego spisał się Mariusz Puszakowski, który w
czterech startach zdobył tylko dwa punkty, pokonując Adriana Miedzińskiego i
Mirosława Giżyckiego.
- Na treningach Puszakowski jeździ dobrze, wygrywa z silnymi rywalami - mówił
trener Apatora Adriany Jan Ząbik. - Przychodzą zawody i jest zupełnie inaczej.
Gdyby mu postawić na głowie czajnik, to by się woda zagotowała. To jest jego
największy problem. Tomek Chrzanowski na pewno by pojechał w tym meczu lepiej,
ale musiałem sprawdzić Mariusza. Obaj jednak zawodzą. Niebawem zbierze się
zarząd klubu. Nie ode mnie to do końca zależy, ale będę wnioskował o
zakontraktowanie drugiego obcokrajowca. Skoro czwórka seniorów nie jeździ równo,
a piąty nie jest w stanie załatać ewentualnych dziur, sytuacja robi się
niewesoła.
Po sześciu kolejkach zespół Apatora Adriany ma już sześć punktów straty do
lidera - PointS Polonii Bydgoszcz.
O obronie mistrzowskiego tytułu trudno więc marzyć, zwłaszcza że bydgoszczanie
wygrywają każdy mecz.
Po meczu powiedzieli
Wiesław Jaguś - zawodnik Apatora
– Nie chciałbym, tu na gorąco nic mówić. Po prostu w nerwach doszło do
popchnięcia i to wszystko. Pan Cieślewicz pierwszy podleciał z rękoma do mnie i
dlatego tak się stało a nie inaczej. Nie jestem panną i nie będę stał, żeby ktoś
mnie bił. Całe to zajście zakończyło się interwencją w parkingu sędziego
spotkania Pana Ryszarda Bryły, który zdecydował się wykluczyć z jednego biegu
Wiesława Jagusia za nie sportowe zachowanie. Oznaczało to, że Wiesław nie
wystartował tylko w piętnastym biegu. Szkoda, że to spokojne spotkanie zostało
zakłócone tym nie przyjemnym incydentem.
Prezes Apatora Adriany Marek Karwan:
– Agresja skierowana była w moim kierunku, gdy młodemu Cieślewiczowi
powiedziałem, że tak nie można jeździć, bo to jest nie sportowe i to jest grubo
nie w porządku. Spotkałem się z niezbyt pochlebnym komentarzem za taką opinię.
- Czy wyglądało to tak, że Tadeusz Cieślewicz, ojciec zawodnika Pana szarpał, a
Wiesław Jaguś stanął w Pana obronie ?
– Nikt mnie nie szarpał i nie było żadnej obrony. Tak jak powiedziałem na
początku, to nie było żadne zajście, które wymagałoby jakiegoś wzajemnego
oskarżania się. Po prostu jakaś taka wymiana poglądów na temat nie sportowego
zachowania, które może w efekcie doprowadzać do nieszczęścia.
- Przez nie sportowe zachowanie rozumie Pan sytuację, w której Marek Cieślewicz
wjechał na torze w Marcina Jagusia?
– Bezwzględnie, tutaj to nie jest ani mój pomysł, ani mój wymysł. Jest to
sytuacja, która miała ewidentnie miejsce na torze i nic więcej tutaj praktycznie
dodać nie można.
- Mirosław Berliński twierdzi, że to Pan sprowokował całe zajście i że Jaguś nie
odepchnął, a uderzył Tadeusza Cieślewicza ?
– Ma prawo tak mówić. Trudno tu mówić o prowokowaniu dlatego, że Pan Berliński
ma prawo tak powiedzieć, ja nie będę komentował tego w żaden sposób.
- Jak Pan ocenia fakt wykluczenia Wiesława Jagusia do końca zawodów?
– Jest to kara sędziego za popchnięcie mechanika, który ma licencję PZMot’u,
który ma prawo być tam, gdzie był (na murawie stadionu po przerwaniu biegu po
upadku zawodników dop. aut.). Ewentualne emocje zaowocowały tym, że Wiesiu
popchnął pana Cieślewicza seniora i sędzia powiedział, że takie akurat
zachowanie jest nie sportowe i potraktował go tak jak go potraktował.
Tadeusz Cieślewicz (ojciec Marka i mechanik gdańskiej drużyny)
- Co się stało na toruńskim torze?
– Wiadomo, że w tym biegu upadli dwaj zawodnicy. W kolizji uczestniczył Marek,
mój syn. Jest to młody chłopak, zadziorny chłopak, który jeździ może trochę
ostro, ale na pewno nie chciał wjechać w Jagusia, żeby coś mu zrobić. Sam się
też przewrócił, a wszystko stało się w ferworze walki. Po tym podszedł do mnie
Jaguś i jakiś Pan, którego nie znam i zaczął wyzywać "Cielaki następne
zabijaki". Ja go odepchnąłem, a Jaguś mnie uderzył. To wszystko.
- Mocne to było uderzenie?
– Zamroczyło mnie można powiedzieć. Dostałem uderzenie w szczękę, aż mnie
zamroczyło i nie wiedziałem gdzie jestem.
Mirosław Berliński (kierownik sekcji żużlowej)
- Jak Pan ocenia całą sytuację?
– Jest to nie do pomyślenia, żeby działo się to na stadionach żużlowych, a tym
bardziej w osobie prezesa, którym jest Pan Marek Karwan. Był on osobą
nieoficjalna i nie wiem jak to się stało, że znalazł się na torze i takie rzeczy
wygadywał.
- Jakie rzeczy wygadywał?
– Ubliżał Panu Tadeuszowi i Markowi Cieślewiczom: zabójcy i tak dalej ...
- Jak ta cała sytuacja powinna się według Pana zakończyć?
– Tadeusz Cieślewicz odepchnął lekko Pana Karwana, później podbiegł Pan Jaguś i
z premedytacją uderzył w twarz Pana Tadeusza Cieślewicza co jest nie do
pomyślenia na stadionach żużlowych, tym bardziej, że stadiony żużlowe zawsze
były spokojne i można było przychodzić całymi rodzinami. Nie wiem jak to dalej
będzie. Tym bardziej jestem zszokowany, że w Toruniu takie rzeczy się dzieją.
- Jakie powinny być konsekwencje Pana zdaniem?
– W stosunku do Pana Karwana zakaz przebywania na stadionie, a w stosunku do
Pana Jagusia ja nie mogę oceniać. To ocenia Pan sędzia i nie wiem jaką podejmie
decyzję.
Źródło Gazeta Wyborcza