1998-07-19
Apator
DGG Toruń - Unia Leszno 54 : 36
Zakończony pewną wygraną gospodarzy mecz w Toruniu przebiegał pod znakiem remisów i podwójnych wygranych "Aniołów". Innym wynikiem zakończyła się tylko gonitwa trzynasta, która była podwójnym ewenementem. Oprócz rezultatu 4:2 przyniosła ona bowiem jedyne w tym spotkaniu, biegowe zwycięstwo ekipie z Leszna. Wyścigi, które kończyły się dubletami zawsze oznaczały sukces miejscowych.
Mecz rozpoczął się od mocnego uderzenia gospodarzy. Co prawda wyścig pierwszy
został nierozstrzygnięty, ale w biegu drugim para Apatora Mirosław Kowalik i
Ryan Sullivan nie dała żadnych szans Leighowi Adamsowi i gospodarze uzyskali
prowadzenie, którego nie oddali już do końca zawodów. Kolejne dwie gonitwy
przyniosły trochę walki na trudnym (po całonocnych opadach deszczu) toruńskim
torze. Najpierw Adam Skornicki udanym startem zaskoczył Wiesława Jagusia i
pomimo jego ataków dowiózł trzy punkty do mety. Później natomiast torunian
zaskoczyli zarówno Adams jak i Maciej Jąder, którzy przez ponad pół okrążenia
prowadzili podwójnie. Gospodarze nie zamierzali jednak oddawać punktów bez walki
i zaczęli gonić juniora Unii. Jeszcze przed zakończeniem pierwszego "kółka" na
drugą pozycję wysforował się starszy z braci Kowalików, a dwa okrążenia później
jego wyczyn powtórzył Tomasz Chrzanowski i bieg ten zakończył się wynikiem
remisowym.
Wyścigi szósty i siódmy to dublety "Aniołów". Na szczególną uwagę zasługuje
sytuacja, która miała miejsce przed gonitwą juniorów. Dosłownie na sekundy przed
startem, w motorze Damiana Balińskiego, pojawił się...ogień. Na szczęście
interwencja, aczkolwiek trochę spóźniona i niepewna, służb porządkowych
zapobiegła ewentualnemu wybuchowi. A zawodnik Unii został wykluczony przez
sędziego z udziału w tym biegu, bowiem nie zmieścił się w limicie dwóch minut.
Decyzja arbitra, która nie spodobała się toruńskiej publiczności, była na pewno
zgodna z przepisami, ale czy także z zasadą "fair play".
Po wyścigu młodzieżowym nastąpiła seria pięciu biegów remisowych, spośród
których tylko w dwóch kibice oglądali walkę na torze. W gonitwie dziewiątej
Krzyżaniak przez cały dystans musiał bronić się przed zaciekłymi atakami
leszczyńskiego "kangura", a w biegu jedenastym, Wiesław Jaguś, po nieudanym
starcie przeciskał się z ostatniej pozycji na druga, aby w ostateczności minąć
linie mety metr za Adamsem. Kolejność w ostatnich czterech wyścigach ustalana
była na ich starcie. Na uwagę zasługuje jedynie wspomniany już bieg trzynasty,
zakończony "niecodziennym" wynikiem i zwycięstwem gości. Adam Skórnicki ponownie
uciekł na starcie Jagusiowi, a weteran Roman Jankowski nie dał się minąć
Mariuszowi Puszakowskiemu.
Gonitwy nominowane w maksymalnych rozmiarach wygrali gospodarze, którzy, gdyby
nie defekt prowadzącego w biegu dwunastym Sullivana, prawdopodobnie pokonaliby
gości w takich samych rozmiarach, w jakich ulegli im w Lesznie.
W zespole Unii
podobali się jedynie Adam Skórnicki i Leigh Adams - dwaj najskuteczniejsi
zawodnicy. Momentami "przebłyski" dobrej dyspozycji miewał też Andrzej Korolew.
Reszta zespołu, z Romanem Jankowskim na czele, spisała się grubo poniżej
oczekiwań.
W ekipie gospodarzy, po raz pierwszy w tym sezonie, aż czterech zawodników
uzyskało dwucyfrowa liczbę "oczek". Powrót do wysokiej formy potwierdził Jacek
Krzyżaniak a najlepszy mecz w tym sezonie pojechał Ryan Sullivan. Przebudził się
także Mirosław Kowalik, który po kilku nieudanych startach wreszcie pokazał "lwi
pazur".
Po spotkaniu powiedzieli:
Mirosław Kowalik - zawodnik Apatora - Był to mój najlepszy mecz od
czasu pamiętnego spotkania w Ostrowie, po którym sędzia kazał rozebrać cały mój
silnik. Żałuje tylko wpadki w jednym z wyścigów. Po tym, jak przywiozłem "zero",
zmieniłem motor i później było już wszystko ok. Gdybym motocykl zmienił wcześniej, to pewnie uzbierałbym dziś jeszcze więcej punktów. Cieszę się także z
postawy kolegów z zespołu. Mam nadzieje, iż pokażemy jeszcze nie raz, na co nas
stać.
Adam Skórnicki - zawodnik Unii - Jestem zadowolony z mojej postawy w dzisiejszym
spotkaniu, chociaż, oczywiście, żałuję, iż pozostali koledzy, poza Leighem
Adamsem, spisali się nieco słabiej. Szkoda mi szczególnie Damiana Balińskiego,
który poparzył się trochę i już później nie jechał tak, ja potrafi. Gdyby nie ta
historia z płonącym motorem, wynik meczu byłby, prawdopodobnie, trochę inny.
Radosław Kowalski - Tygodnik Żużlowy