1998-06-28
Apator
DGG Toruń -
ZKŻ Polmos Zielona Góra 56 : 34
W bardzo ważnym dla układu dolnej części tabeli spotkaniu Apator DGG Toruń
pokonał na własnym stadionie rywali z Zielonej Góry 56:34.
Był to bardzo dziwny
mecz; dużo w nim było nudnych pojedynków, w których walka kończyła się na
pierwszym łuku. Jednak trzy biegi, z udziałem Wiesława Jagusia i Jasona Crumpa
spowodowały, iż spotkanie można ocenić znacznie wyżej niż w kategoriach nudy. Rzadko bowiem się
zdarza, aby w jednym spotkaniu było można obejrzeć, aż trzy tak piękne gonitwy.
Bo tylko takim epitetem można określić pojedynki tych dwóch zawodników.
Zanim jednak żużlowcy wystartowali do pierwszego wyścigu, należy wspomnieć o
dwóch, jakże skrajnych wydarzeniach. Pierwsze z nich miało miejsce podczas próby
toru, kiedy to na przeciwległej prostej upadek zaliczył toruński straniero, Ryan
Sullivan. Obyło się, na szczęście, bez poważniejszych dolegliwości, ale obolały
Kangur wystąpił tylko w trzech biegach.
Dużo milsza atmosfera panowała podczas
prezentacji. Najpierw, jeden z wiernych fanów Apatora wręczył nowa oponę
wracającemu do wysokiej formy Wiesławowi Jagusiowi, później natomiast,
oficjalnie przywitano w żużlowej rodzinie Łukasza Pawlikowskiego, młodego
żużlowca, który w połowie czerwca uzyskał licencje żużlową. Łukasz dostał burze
braw od toruńskich kibiców i upominki od swojego sponsora.
Po tych uroczystościach przyszedł wreszcie czas na emocje sportowe.
Jednak tak naprawdę, to dopiero trzeci wyścig rozgrzał kibiców. Wcześniej bowiem, zarówno
Jacek Krzyżaniak, jak i para Wiesław Jaguś i Mirosław Kowalik nie mieli żadnych
problemów z pokonaniem swoich rywali. W trzeciej gonitwie doszło do pierwszego
pojedynku obcokrajowców. Spod taśmy najlepiej ruszył Ryan Sullivan, a za jego
plecami trwała zażarta walka o 2 punkty. Na trzecim okrążeniu toruński junior,
Robert Kościecha, ładnym atakiem przy bandzie minął Jasona Crumpa, i po trzech
gonitwach gospodarze prowadzili już 13:5.
Żużlowcy z Zielonej Góry część strat odrobili w wyścigu piątym. Crump i Sławomir
Dudek nie dali wówczas szans Remigiuszowi Wronkowskiemu, który tuz po starcie,
zamknięty przez gości, wywiózł pod bandę Sullivana, eliminując go z walki w tym
biegu. Torunianie jednak szybko nadrobili te straty i po biegu młodzieżowym,
wygranym przez parę Kościecha i Tomasz Chrzanowski, wygrywali już dwunastoma "oczkami".
Potem nadszedł wyścig ósmy, jeden z tych trzech, wspomnianych na początku.
Najlepszym refleksem pod maszyna startową popisał się Crump, a za nim jechali
Jaguś, Dudek i starszy z braci Kowalików. Na torze szybko pojawiły się dwie pary
walczące o trzy i jeden punkt. Do trzeciego "kółka" nic się nie zmieniło; ale
wtedy właśnie nastąpił atak miejscowych. Najpierw Mirosław Kowalik wyprzedził
Dudka, a chwile później szalejący po całej długości i szerokości toru Wiesław
Jaguś wypchnął pod bandę Australijczyka i ku uciesze toruńskich fanów wygrał ten
bieg.
Kilka minut później doszło do rewanżu. I tym razem start wygrał Crump, ale Jaguś
przez cały dystans nękał go nieustającymi atakami. Niewiele brakowało, by
ostatni z nich zakończył się powodzeniem, ale na linii mety straniero ZKZ-u
okazał się lepszy o "pół motocykla". Po kolejnym, wygranym przez "Aniołów" 4:2
biegu, na stadionie im. Rosego pojawił się dawno nie oglądany widok -
meksykańska fala w wykonaniu miejscowych fanów. Ten radosny nastrój powiększył
się po dwunastej gonitwie, w której to Jacek Krzyżaniak okazał się lepszy od
Jasona Crumpa. Wyścig trzynasty okazał się pechowy dla Andrzeja Huszczy - w jego
motorze, na sekundy przed startem zerwał się łańcuch, a że już wcześniej sędzia
zawodów włączył bursztynowe światło, "Tomek" nie zdążył ze zmianą sprzętu. Bieg
ten wygrał osamotniony Jarosław Szymkowiak, który nie miał większych problemów z
pokonaniem toruńskich juniorów.
Największych emocji dostarczył jednak wyścig finałowy. Start, już tradycyjnie,
wygrał Crump, za którym, niczym cień, podążał Wiesław Jaguś. Torunianin
kilkakrotnie w czasie trwania tego wyścigu wychodził na prowadzenie, jednak za
każdym razem Jason Crump "odbijał" jego pozycje. Walka była strasznie zażarta, a
jednocześnie toczona "fair". Ostatecznie linię mety jako pierwszy minął zawodnik
gości, który po raz drugi pokonał filigranowego torunianina. Po tym biegu ręce
same składały się do oklasków, nic zatem dziwnego, że publiczność długimi i
rzęsistymi brawami dziękowała tym dwóm zawodnikom za wspaniały pokaz żużlowego
rzemiosła.
Oprócz wspomnianego już wielokrotnie Jasona Crumpa, pozostali reprezentanci
ZKŻ-u zawiedli. "Przebłyski" miewał czasami jedynie Andrzej Huszcza, a reszta
drużyny prezentowała poziom raczej drugoligowy.
Wśród gospodarzy wszyscy zdobyli punkty które złożyły się na końcowy sukces. Cieszyć może
powrót do ubiegłorocznej formy mistrza kraju, Jacka Krzyżaniaka.
Po spotkaniu powiedzieli:
Jan Ząbik - trener Apatora - Z wyniku spotkania, jak i z jego przebiegu jestem
zadowolony. Mecz przebiegał pod nasze dyktando, pomimo nienajlepszego początku.
Nie wyróżniam nikogo, ale chciałbym podziękować zawodnikom i mechanikom za
dobrze wykonana robotę. Szkoda mi jest jedynie Ryana Sullivana, który poobijał
się na próbie toru i widać było, ze czul się najlepiej. W pewnym momencie
poprosił, abym go zmienił, a ze wynik meczu był już przesadzony, przychyliłem
się do tej prośby.
Jan Grabowski - trener ZKŻ-tu - Najmniej pretensji można mieć dzisiaj jedynie do Jasona Crumpa. Reszta zawodników spisała się dużo poniżej oczekiwań, i to zarówno seniorzy jak i juniorzy. Trudno mi wytłumaczyć słabszą postawę Grzegorza Kłopota i Sebastiana Smotera, którzy przecież mieli całkiem przyzwoity początek sezonu. Ale tak to jest, ze jak nie idzie całej drużynie, to i im także.
Radosław Kowalski - Tygodnik Żużlowy