1997-04-13
Apator
DGG Toruń - WTS Atlas Wrocław 64 : 26
W trzeciej rundzie Apator podejmował, wielkich przegranych ubiegłego
sezonu WTS Wrocław.
Jak się później maiło okazać sezon 1996 był dla wrocławian zapowiedzią tego
najgorszego co miało nastąpić w sezonie 1997, bowiem ślązacy mieli pożegnać
szeregi ekstraklasy, będąc czerwoną latarnią rozgrywek.
Zespół gości przyjechał do Torunia osłabiony, bowiem w nienajlepszej
dyspozycji był kontuzjowany Piotr Baron, który wystartował tylko w jednym biegu
i zmuszony był zaprzestać startów pomimo zażywania środków przeciwbólowych.
Ponadto drużyna wrocławska przyjechała bez swojego pierwszego obcokrajowca
Duńczyka Tomy Knudsena, który przed sezonem zapowiedział, że jest to jego
ostatni sezon w żużlowej karierze. Knudsen dotrzymał słowa, ale wcześniej zdobył
mistrzostwo Danii i złoty medal w DMŚ, w których wystąpił wspólnie z
„Profesorem” Hansem Nielsenem i mistrzem świata juniorów Jesperem Jenssenem. W
miejsce Knudsena wystartował Christer Menchester z USA, jednak jego występ
pozostawił wiele do życzenia.
Wrocławianie mieli jednak poważny atut w rękawie, bowiem ich trenerem był
wieloletni zawodnik i późniejszy trener Apatora Jan Ząbik. Trener Ząbik znał
toruński tor jak własny, a przy tym wiedział na co stać zawodników toruńskich,
bowiem to on uczył ich podstaw żużlowego rzemiosła. Jednak osoba trenera Ząbika
na nic się zdała, bowiem torunianie mieli doskonały dzień, a zwłaszcza czwórka
liderów Krzyżaniak, Mirosław. Kowalik, Jaguś i Sullivan. Gospodarze wygrali
podwójnie sześć biegów, siedem w stosunku 4:2, a tylko dwa razy zanotowali
remis. Goście nie odnotowali żadnego biegowego zwycięstwa. Wrocławianie nie
wygrali żadnego wyścigu, żaden zawodnik WTS nie zdołał przyjechać na metę jako
pierwszy. Jedynie dwa biegi udało się ślązakom zremisować, nawet rezerwy jakie
wprowadzał trener Ząbik nie przyniosły pożądanego rezultatu, bowiem zarówno
Śledź jak i Menchester nie mieli tego dnia formy.
Z biegu na bieg zawody stawały się nudne. Dopiero w pierwszym biegu
nominowanym kibice pasjonowali się pojedynkiem pomiędzy Bartłomiejem Bardeckim a
Mirosławem Kowalikiem. Wygrał wrocławianin, który lepiej rozegrał pierwszy
wiraż.
W toruńskiej drużynie wszyscy zawodnicy spisali się na miarę oczekiwań.
Pierwsze poważne punkty zdobył Kuczwalski, tradycyjnie nie zawiodła czwórka
liderów, wśród których Krzyżaniak zdobył komplet punktów, a Sullivan wraz z
bonusami uzyskał ich taką samą ilość co polski lider Aniołów. Jedynie Marcinowi
Kowalikowi nie udało się zdobyć punktu i był to kolejny sygnał, że w Toruniu
brakuje drugiego młodzieżowca.
Zespół Atlasu dobrze reprezentowali jedynie Dariusz Śledź oraz Krzysztof
Zieliński. Jedynie w jednym biegu pojechał Piotr Baron, któremu odnowiła się
kontuzja. W następnych biegach zastępowali go Śledź, Manchester i Haj.
Wygrana z Atlasem pozwoliła Apatorowi awansować na drugie miejsce w tabeli, a wśród kibiców czarnego sportu coraz częściej mówiło się że obok Bydgoszczy i Gorzowa to właśnie Toruń będzie kolejnym kandydatem do podziału medali. Tak też się stało. Nikt jednak nie przewidział, że Apator awansuje do play-off w składzie o wiele słabszym niż zaczynał rozgrywki. Trudne chwile dla Apatora miały jeszcze nadejść, jednak liderzy nie zawiedli swoich kibiców.